5.Po północy
Podniosłam powieki. Byłam w... Sama nie wiedziałam. Ale leżałam na łóżku, to było pewne. To chyba był mój pokój. Tak.
Usiadłam na łożu. Zorientowałam się, że mam na sobie sobie strój kąpielowy. A w łóżku było wilgotno... Przetworzyłam informacje z wczorajszego dnia. Husaria, Ania, jezioro... No tak. Już pamiętam. Ania mnie wyłowiła. Nie rozumiem tylko czemu na początku pociagnęła mnie pod wodę za nogi. No bo to była chyba ona, prawda?...
Gdy byłam już na lądzie, spojrzałam jej w twarz. Była przerażona, podobnie jak ja. W trakcie powrotu na górę nie rozmawiałyśmy. Potem poszłam do swojego pokoju, padłam na łóżko i... Rozpłakałam się. Nie wiem dlaczego.
Spojrzałam na zegarek. 00:43, czyli zasnęłam na trochę... Postanowiłam się umyć. Cała śmierdziałam jeziorem i się kleiłam. Wyjełam z szafki piżamę i poszłam do łazienki. Gdy wyszłam sięgnęłam po telefon. Spojrzałam na ekran - pierwsza dwadzieściacztery. Rozczesałam włosy, naciagnęłam dżinsy, narzuciłam bordową bluzę i założyłam krótkie kaloszki do jazdy konnej. Chciałam na głowę nałożyć kapelusz kowbojski, ale nie mogłam go znaleźć. Pewnie został nad jeziorem. Tak samo jak reszta moich rzeczy.
Wyszłam z pokoju, zamykając go na klucz. I tak pewnie nikt nie będzie chciał się dobijać do mojego pokoju, lecz ostrożność nie zaszkodzi. Przeszłam korytarzem i pokierowałam się ku schodom. Za parę dni będę musiała ustąpić mój pokój kolejnym gościom. Wtedy rozłożę sobie namiot przy stajni.
Wyszłam na dwór. Wilgoć leżakowała w powietrzu. Było dość ciepło. Musiała być burza. Czyli moje rzeczy zostawione nad jeziorem zmokły... a kapelusz pewnie odleciał... Tak bardzo go lubiłam. Był pokryty zamszem koloru ciemno musztardowego i miał warkoczyk wokół górnej części kapelusza.
Poszłam do stajni. Przesunęłam ogromne rozsuwane drzwi i weszłam do środka. Pare koni zarżało przyjaźnie na powitanie. Podeszłam do boksu Małej. Jej boks był przedostatni po prawej stronie i sąsiadował z boksem Atosa oraz z Baśki.
Mała żuła siano. Podniosła łepek i wyciągnęła go do mnie. Pocałowałam jej chrapy, po czym ona odpteżająco westchnęła i wróciła do posiłku. Spojrzałam na jej tabliczkę z napisem SZELMA, perfekcyjnie zaznaczony paroma rysami, które wykonała własnymi zębami. Pewnie się zastanawiacie, czemu jej jeszcze nie wymieniliśmy. To nie jest jej pierwsza tabliczka. Każdą poprzednią też tak zaznaczyła. Ona poprostu już tak ma. Jest naprawdę oryginalna.
Koń ponownie podniósł głowę i na chwilę przestał żuć zdziwiony, że jeszcze tu stoję. Popieściłam ją chwilę i wyszłam ze stajni, zostawiając za sobą wyciągnięte łby koni. Spojrzałam za siebie. Tylko Szelma nie wyciągnęła głowy. Cała ona!
Po niebie spacerowały ciemne chmury, otulając gwiazdy w ciepły koc. Och... Natka czemu zawsze potrafisz udawać taką... Harmonijną? Może lepiej idź po swoje przemoczone rzeczy nad to durnowate jezioro!? - takk.. Za dużo myślę. Po za tym przecież nie pójdę nad jezioro. Jest ciemno. Dwa lata temu na drugim pastwisku coś zaatakowało Rudego. Prawdopodobnie dziki pies...- To ja już nie wiem! Jesteś harmonijna czy nie?! Bo już nie ogarniam.- Weź się odczep... Nie idę nad żadne jezioro... Już wolę wrócić do pokoju - rozmawiałam z własnymi myślami, jak zawsze.
Poszłam w kierunku pastwiska pod baobabami. Przeszłam przez płot, a gdy doszłam do drzewa wspięłam się na nią i usiadłam na gałęzi kasztanowca. Było całkiem wygodnie. Skojarzyło mi się to z Igrzyskami Śmierci, tylko że nie miałam się jak przywiązać do konara oraz w okolicy nie czaiło się stado ludzi, którzy chcą mnie i siebie nawzajem pozabijać. Czy naprawdę jestem taką pesymistką?
Postanowiłam resztę nocy spędzić na gałęzi. Zapomnieć choć na chwilę o dzisiejszych zdarzeniach i pozwolić snu nadejść. Ciekawe co mi się dziś przyśni... I czy w ogóle coś. Dawno nie śniłam.
Zamknęłam oczy i po chwili zasnęłam.
...Siedziałam spokojnie nad jeziorem. Czytałam nową książkę (Strażniczka Książek- gorąco polecam!!!) w cieniu drzew, sięgając co jakiś czas po kawałek czekolady. W pewnym momencie odłożyłam książkę i postanowiłam trochę popływać. Weszłam na pomost. Siedziała na nim syrena... Piersi zakrywały jej długie blond włosy. Końcem błękitnego ogona pieściła taflę wody. Spoglądające na mnie oczy były idealnie okrągłe, a długie rzęsy były ustawione z pół cymetrowymi przerwami. Ostre zęby nie mile się do mnie szczerzyły.
Wskoczyłam ze strachu do wody i szybko zanurkowałam, płynąc przed siebie w panice, że skoczy za mną. Nagle coś mnie pociągnęło za nogi w głąb jeziora. Zaczynało brakować mi powietrza...
_________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! Tym razem dłuższy niż ostatnio. Przepraszam, że dość długo nie wstawiałam, ale na prawdę nie miałam czasu. Kolejny rozdział już we wtorek!
Czekam na gwiazdki i komentarze 😉
*691 słów- bez mojego końcowego wtrącenia 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top