16.Ratunek czy ucieczka?

Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Po co oni to robią? Przynajmniej nas nie kroją. Boję się...
- Teraz idź i wyczyść boksy koni. Później zrób herbatę.
I poszedł, ciągnąc za sobą Anię.
Zostawił mnie związaną na górze słomy. Bez nikogo. Nie powinnam kombinować, bo to może się źle skończyć, ale musiałam się z tąd wydostać. Przeczogałam się po słomie, rozglądając się za czymś metalowym, najlepiej ostrym.
Co jakiś czas nadsłuchiwałam, czy ktoś przypadkiem nie nadchodzi. W końcu zauważyłam jakąś tępą siekierę. Z trudem się przyczołgałam. Taśma na rękach i nogach strasznie naciskała.
Ustawiłam się tyłem do siekiery i zaczęłam trzeć o pół tępe ostrze, taśmę, którą miałam związane ręce. Nie szło zbyt łatwo, ponieważ szara taśma jest bardzo mocna.
Gdy poczułam, że taśma zaczyna się rozrywać, usłyszałam czyjeś kroki. Były coraz głośniejsze. Szybko zaczęłam się czołgać w stronę słomy. Nie było to proste. W końcu dotarłam do miejsca w którym człowiek z pewnością od razu mnie zobaczy, gdy tylko wejdzie do pomieszczenia. Chciałam jak najszybciej dostać się, chociażby do podnóża słomy, ale było za późno. Poczułam na karku zimny dreszcz. Położyłam się, udając że śpię. Starałam się uspokoić oddech. Nogi zaczęły się lekko trząść.
Jeśli mam umrzeć, to teraz - pomyślałam. - Bez cierpienia, proszę...

Człowiek do mnie podszedł.
- Natiś...?
Otworzyłam oczy. Tylko jedna osoba tak do mnie mówi.
- Ania!
Spojrzałam w jej przerażone oczy. Aż tak źle wyglądam? W sumie dawno nic nie jadłam. Ania... Ale... Jak mnie znalazła?
- Jak mnie znalazłaś? - zapytałam, starając się rozerwać taśmę na rękach.
- Potem ci powiem. Bierzemy nasze konie, dzwonimy po policję i jedziemy na ranczo.
- A Ania? - Przecież nie mogłam zostawić nowej koleżanki, która służy tym typkom.
- Kto?
- Taka dziewczyna. Oni jej zakładają obrożę dla psów, rażącą prądem. Musimy ją zabrać!
- Policja się nią zajmie.
Westchnęłam, zdejmując taśmę z nóg. Ania podała mi bułkę.
- Zjedz, a ja postaram się wyprowadzić Rudego i Małą.
Mając już wolne ręce i nogi, wstałam i poszłam z Anią. Nie mogłam przestać myśleć o piegowatej dziewczynie. Była wyjątkowa.
Ania mnie przytuliła.
- Strasznie się o ciebie bałam...
Wtuliłam się w nią, a potem stanęłyśmy przed wyjściem ze stodoły. Spojrzałyśmy na siebie i Ania wyszeptała:
- Tam stoją ci ludzie. Musimy się dostać do stajni, jest ma przeciwko.
Kiwnęłam głową i poszłam za przyjaciółką. Ci ludzie pili herbatę z... Piwem? Widziałam jak wlewali je do kubka z herbatą.
Przeszyłyśmy bokiem z przeciwnej strony niż oni siedzieli i wślizgnęłyśmy się do stajni. Odetchnęłam z ulgą i zaraz usłyszałam rżenie. Od razu rozpoznałam głos. Pobiegłam w stronę łba Małej i mocno przytuliłam.
- Kochana - wyszeptałam.- Jak się o ciebie bałam... Ci ludzie są strasznie źli, dobrze, że nic ci nie zrobili!
Klacz wtuliła się we mnie, a Ania wprowadzając z boksu Rudego powiedziała, żebym się pospieszyła, bo mogą w każdej chwili nas nakryć. Wyprowadziłam Szelmę z boksu, wdrapałam się na jego drzwi i wskoczyłam na grzbiet Małej.
- Uciekasz...?- usłyszałam głos Anny- Katarzyny.
- Tak. Choć z nami.
- Nie macie czasu... Proszę, oto historia pewnej dziewczyny. Powinna Ci się spodobać.
Wzięłam kawalek kory od dziewczyny i schowałam do kieszeni.
- Nie możesz tu zostać... -lecz wtedy Ania ruszyła, a druga Ania, niewolniczka, została w tyle, czyszcząc boksy.
___________________________________
Wiecie czemu tak rzadko są rozdziały? Bo nie mam motywacji. Następny rozdział wstawię dopiero, gdy będą przynajmniej 2⭐. Więc klikajcie na ten znaczek, a na razie cieszcie się tym co napisałam (ponad 500 słów)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top