1.Upalny (lecz nie tak bardzo) dzień
- Ach...- westchnęłam, opierając się o płot pastwiska..
- Nad czym tak wzdychasz?
Dopiero zauważyłam, że obok mnie stała Ania, moja przyjaciółka. Była ode mnie starsza o 8 lat, ale świetne się dogadywałyśmy.
- Jak chcesz już wiedzieć... Nad życiem. Uważam, że moje życie jest wyjątkowo wspaniałe.
- Czemu?
- No wiesz, jak każdy mam gorsze dni, lub coś mi się nie układa, lecz nie jest tak źle. Na przykład, my teraz beztrosko sobie rozmawiamy, gdy inni teraz umierają na wojnie. Codziennie mogę jeść pięć gałek lodów, gdy inni umierają z głodu. Po za tym... Moje życie jest przygodą. Zawsze tak uważałam.
- Choć znamy się już 3 lata...
- W tym roku już czwarty rok - wtrąciłam.
-... to wciąż mnie zadziwiasz.
- Wiem.
Dużo rzeczy wiedziałam. Wiedziałam nawet o rzeczach, o których ona nie wiedziała, że ja wiem. Zawsze potrafiłam znaleść inną teorię. Naprzykład, słyszeliście o tym, że ziemia wciąż się spłaszcza? Według mojej teorii ziemia kiedyś musiała przypominać jajko, lub po prostu nie od zawsze się kręciła wokół własnej osi. No bo jak inaczej wyjaśnić... W sumie po co wam to mówię? Przecież możecie to wykorzystać i moją teorię przedstawić jako swoją.
Poszłam do stajni. Wszędzie puste boksy. Sześć po lewej i siedem po prawej. Ruszyłam do przodu. Za boksami znajdowała się przestrzeń wypełniona paroma belami słomy oraz bryczka. Stały one przy prawej ścianie. Po drugiej stronie były drzwi do małego warsztatu i do pokoju Ani. Za boksami po lewej stronie były schody na strych i siodlarnia, która bywała miejscem spotkań tutejszych jeźdźców.
Wspiełam się na bele. Był tam materac na który chciałam się położyć ale...
- Znowu zapomniałam!
Materac był cały w ptasich kupach, a dokładniej jaskółczych. Materac powinnam wczoraj schować do luki między belami słomy, ponieważ latały tu jaskółki i lubiły tu zrzucać zbędne kilogramy, lecz to już drugi raz zdarzyła mi się taka sytuacja. Ostatnio przewróciłam materac ma drugą stronę i niczym się przyjmowałam, włączyłam muzykę i ze słuchawkami w uszach położyłam się na materacu, ale tym razem się tak nie dało. Z obu stron były białe plamy, które niestety nie były farbą.
Chwilę się zastanawiałam czy może położyć się na słomie, ale stwierdziłam, że mi się nie chce i wyszłam na dwór. Było strasznie gorąco... Chociaż bywały gorętsze dni.
- Natiś! Choć! - zawołała mnie Ania.
- Co? Robimy kompiel koniom?
- Z kąd wiedziałaś? Idź odkręć wodę a ja wezmę węża.
Wróciłam do stajni i przekręciłam kurek. Gdy wróciłam do Ani, ona już oblewała szlałchem konie. Na pastwisku, była tylko Baśka, Bachus - jej syn i Lotus, którzy byli gniadoszami oraz jeden kasztanek - Cwał, inaczej Rudy. Reszta koni miała jazdę na padoku. W tym również mój kochany koń, Szelma, na którą mówi się Mała lub Maleńka, chociaż nie jest wcale taka mała.
Przeszłam przez płot i dołączyłam do Ani. Baśka nie pozwalała przejść innym koniom pod szlałch. Chociaż miała już swoje lata, wciąż była niezależna. W końcu Ania przekierowała wąż na Lotusa, który był widocznie zadowolony.
- Gdzie Husia?- zapytałam się gdy zorientowałam się, że brakuje źrebaka.
- Nie wiem... - przyjaciółka rozejrzała się z niepokojem. - Sprawdź czy jest może na dole.
- Ok.
Pastwisku było na wzgórzu. Schodząc z niego rozglądam się za młodą klaczką. Zauważyłam ją leżącą na brzuchu z jedną nogą wysuniętą do przodu. Pobiegłam do niej, aby sprawdzić czy z nogą aby napewno wszystko dobrze. Husaria miała przerażenie w oczach. Było widać, że nie wie co robić. Obejrzałam nogę. Na pierwszy rzut oka nic na niej nie było, ale gdy się przyjrzałam...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top