S.Hannawald/M.Schmitt

Zrobiłeś to. Wygrałeś wszystkie konkursy turnieju czterech skoczni. Jako pierwszy, jedyny w historii.
Byłem taki dumny, gdy trzymałeś rozpromieniony złotego orła. Uśmiechałeś się, Sven.

Tak ładnie, uroczo.

Ale drzemała w tobie dusza wikinga. Morskiego rabieżcy. Świadczyło o tym typowo skandynawskie imię i typ urody.
Idealnie odwzorowywało twój charakter.
Brałeś to, co chciałeś.

Zwycięstwa, trofea i moje serce.

Byliśmy szczęśliwi, Sven.

A coś się kurwa popsuło. Oddaliliśmy się. Zapomnieliśmy, jak powinno się rozmawiać. Potrafiliśmy się tylko kłócić, szarpać jak wilki, kąsać jak żmiję. Zatruliśmy się jadem zazdrości. Nie chcieliśmy już się kochać.

Bo tak było łatwiej. Doskonale o tym wiesz. Łatwiej zniszczyć niż naprawić.

A my się baliśmy.
Baliśmy, że pękniemy jak bańki na wietrze.

I tak pękliśmy, rozmieniając się na drobne.

I żałuję tego, Sven.
Tak bardzo żałuję.

Ale wiem to dopiero po latach. Wyrzuty sumienia mnie zabijają.

Ale cieszę się.

Bo ty wyglądasz na szczęśliwego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top