Proch

Zima.

Biały jak śnieg.
Rumiany jak zmarznięte policzki.
Blady jak trup.

Nie rozkładasz się w śniegu. Temperatura konserwuje ciało.  Dłużej wytrzymasz.  Zanim się popsujesz.

Taki los.

Chodzenie zimą po górach. Lawina.

I twoje ciało znalezione wiosną. Chyba że wcześniej nie zjedzą cię dzikie zwierzęta.

Łańcuch pokarmowy musi w końcu trwać.

A ty zostałeś padliną.

Na własne życzenie.

I skułeś moje serce lodem. Wieczna zmarzlina w nim panuje.

A ja dołączę do ciebie za rok. Wstąpię do krainy wiecznych wspinaczek po górach.
Tego samego dnia co ty wyzionę ducha.

----------------
Comeback Moni - mordującej wszystko, co popadnie.

Pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top