Proch
Raz, dwa, trzy...
Trzymam cię w objęciach. Jeszcze charczysz, aczkolwiek ledwo, ledwo...
Cztery, pięć, sześć...
Cierpisz. Nieudolnie przecięta tchawica. Nie możesz już mówić.
A szkoda...
Chętnie usłyszałbym, jak łżesz mi w oczy.
Mówisz, że kochasz, a nie kochasz.
Siedem, osiem, dziewięć...
Sam ją przeciąłem nożem... A nie zaraz. Ty to zrobiłeś, gdy walczyliśmy o ten kawałek metalu.
Miałeś pecha po prostu.
Dziesięć, jedenaście, dwanaście...
Już nawet nie charczysz. Nie żyjesz. Chyba... I nawet mi ciebie nie żal.
Trzynaście...
Nigdy, cię nie kochałem, Pero.
No może trochę.
Ale to nieistotny szczegół.
Wykorzystałeś mnie po prostu.
A ja nie wybaczam.
I teraz to wiesz.
Byłeś chujem, a ja większym.
Żegnaj.
Spotkamy się niedługo w piekle.
----------------
Hmmm... Wyliczanka (Hummeldowski) to nie jest. Ale jestem dziwnie zadowolona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top