Kraftböck
Dziś tłusty czwartek. Idealny dzień, by wcielić mój misterny plan w życie. Wystarczyło tylko wstrzyknąć za pomocą strzykawki oraz igły odrobinę arszeniku do pączków. I mój problem przestałby już oddychać. Zwłaszcza, że podtruwałem go już od kilkunastu miesięcy. A on sam był już cieniem samego siebie, ale czego się nie robi dla spadku, kochanie. Byłeś taki głupiutki, myśląc, że cię kocham. Byłem z tobą tylko dla kasy.
Przygotowałem romantyczną kolacyjkę przy świecach. Położyłem nowy obrus na stary, dębowy stół. Ułożyłem zastawę. Wszystko musiało być perfekcyjne. Nie mogłeś nic podejrzewać. I nie podejrzewałeś. Kochałeś mnie bezgranicznie, a ja cię tak podle wykorzystałem. Cóż takie życie.
Wróciłeś z pracy. Zdjąłeś marynarkę i przewiesiłeś przez oparcie krzesła, po czym rozsiadłeś się na nim wygodnie. Uśmiechałeś się do mnie niewinnie i uroczo. I przez krótką chwilę chwilę było mi cię żal. I przez krótką chwilę wahałem się. I przez krótką chwilę miałem wyrzuty sumienia. Minęło to jednak w momencie, gdy przypomniałem sobie o wspólnym rejsie na Karaiby z Gregorem.
Podałem do stołu i z obojętnością patrzyłem, jak jesz swoją ostatnią, śmiertelną kolację. Z uśmiechem obserwowałem, jak umierasz. Jak staczasz się z krzesła. Trzęsiesz się i przestajesz oddychać. A w twoich oczach nadal widniała miłość do mnie.
Byłeś taki głupiutki, Stefan.
Nigdy cię nie kochałem.
A po moim policzku nie spływa ani jedna samotna łza, którą natychmiast ocieram.
--------------------------------
Ten shot nie powstałby bez współpracy z modest_amaro.
Mam nadzieję, że Wam się podoba, a ja zmykam gejować z einsamekirsche.
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top