Freund/Kot
Severin siedział na zimnej posadzce oparty o ścianę. Liczył pajęczyny na suficie.
- Eins, zwei, drei...
I tak codziennie. Minuta po minucie. Zatracał się w swoim świecie pozbawionym kolorów. Wszędzie słyszał jakieś piski, szuranie... Czasami przed oczami mignęła mu mysz przemykająca przez salon do kuchni. Szara, malutka i przede wszystkim wychudzona polna myszka... Szkodnik, który gryzł jego ostatnie pamiątki po Maćku - zdjęcia, pocztówki, listy.
Parsknął śmiechem... Wspomnienia też wyblakły. Nie umiał sobie przypomnieć, czy barwa oczu Maćka przypominała płynną czekoladę czy karmel. Czy jego włosy były czarne jak bezgwiezdna noc, czy może jak żyzna, ukraińska ziemia.
Ulatywały te wszystkie drobne szczególiki, które tworzyły cały obraz. Lata mijały i z pamięci Severina ginęło coraz więcej elementów... On mimo to siedział w przedpokoju na zimnej posadzce i czekał...
Na cud.
W jego głowie obaj mieli po dwadzieścia parę lat. Skakali razem i trenowali . Byli szczęśliwą parą, a kolory tańczyły wokół nich. Czerń mieszała się z błękitem. Biel z czerwienią. Żółć z zielenią. Powstawała piękna paleta barw, którą mógłby wykorzystać wybitny malarz, aby namalować arcydzieło na miarę Picassa...
A potem nastała pustka, wszechogarniająca pustka owiana chłodem. Zamroziła serce Severina płonące do tej pory miłością do Maćka.
I dobrze. Bo kiedy Maciek spoczywał pięć metrów pod ziemią - w ogrodzie - Severin miał szansę skruszyć lodowe więzienie. Ale nie zamierzał tego robić.
Był winny.
Zabił.
Niewinnego człowieka.
Jechali oblodzoną drogą. Wpadł w poślizg. Dachował i uderzył w drzewo. Maciek zmarł.
Zostały po nim zdjęcia, pocztówki i listy. Na wpół zeżarte przez myszy.
Severin zaś siedział i liczył pajęczyny.
- Eins, zwei, drei...
----------------------------------------------------------
Zmieniłam troszkę z piłkarskiego na skoczkowy. Nie zmienia to faktu, że jest to mój najlepszy shot. Cieszcie się, że nie wstawiłam tu czegożeś innego. (Magiczne hasło papryczki).
Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top