Fannemel/Tande

Nigdy nie lubiłem wiosny.  Było wilgotno. Śnieg się rozpuszczał. Buty przemakały. Blee...
I co najgorsze.
Planica i koniec sezonu.

I przerwa od ciebie.

Od twoich włosów, które słońce obdarzyło swym kolorem.

Od oczów,  które skradły barwę niebu w słoneczny dzień.

Od kompleksu Napoleona.

Byłeś niski, to fakt.  No, ale co z tego...

Byłeś słodki i uroczy.

Pomagałeś mi wybierać laczki,  karmiłeś koty...  I za to cię pokochałem. Przecież kapcie dobierałem dwie godziny!

Byłeś towarzyski.
Cały czas się uśmiechałeś.

W złości uroczo marszczyłeś nosek,  a w gniewie tupałeś nóżką.

To było urocze.

Byłeś tak niewinny. Jak płatek śniegu na wietrze.

Nikt cię nie zbrukał. Nie zdążył.

Ty kochałeś tę cholerną wiosnę.

I te przebiśniegi,  wychylające się spod topniejącego śniegu.

I pączki rozkwitających roślin.  Najbardziej uwielbiałeś patrzeć, jak kwitną brzozy.

I ta pieprzona wiosna,  którą kochałeś, cię zabrała.

Były roztopy. Rzeka przybrała.  Jakiś dzieciak spadł z pomostu. Deski były już spróchniałe. I zaczął tonąć. Rzuciłeś się na ratunek.  A jak to bywa.  Ratownik stał się ofiarą. Poszedłeś na dno,  a chłopaka uratowałeś.

Całe czterdzieści minut cię ratowali. Bezskutecznie.

Zostałeś bohaterem. Chociaż chciałem, byś był człowiekiem.

Nienawidzę tej cholernej wiosny. 

A kiedyś ją kochałem.

-------------------
Przepraszam za tę formę,  ale mi się tak spodobała,  że nie macie pojęcia.

Osoby,  które czytają "Leć " i "Spadaj", to chyba wiedzą.

Pozdrawiam i następnym razem się poprawię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top