Dzień 3.
Przybył pijany do ich domu, nie chciał aby widziała go w takim stanie. Kiedy pokłócili się rano, nie zdawał sobie sprawy, że po raz kolejny się upije. Oczywiście później tego żałował, pluł sobie w twarz widząc jej łzy. Była dla niego taka ważna, taka krucha, a sam ją niszczył.
— Gdzie byłeś? — zapytała swoim melodyjnym głosem, świecąc przy okazji światło w korytarzu. Nim zdołał jej odpowiedzieć, oślepił go blask światła, co zresztą pomogło mu szybko wymyślić usprawiedliwienie.
— Richard nas do siebie zaprosił, wiesz, męski wieczór — zaczął, starając się zachować jak najbardziej trzeźwy umysł.
— Ciekawe jest to, że Markus dodawał zdjęcia z klubu, ale cóż, może Richard wynajął najpopularniejszy klub w mieście — spojrzała na niego wrogo, co tylko spowodowało zakłopotanie i poczucie winy w blondynie.
Chciał już coś powiedzieć, nawet już otwierał swe usta. Lecz ona tyłki machnęła ręką i obdarowała go strapionym spojrzeniem.
— Nie musisz się tłumaczyć, w końcu dzisiaj rano wszystko mi powiedziałeś. To koniec Andreas, idę tam, gdzie moja droga była zapisana...
— Anno! — krzyknął, podnosząc się z niezwykle niewygodnego materaca.
— Co drzesz ryja, jak masz mokre sny to idź do kibla — warknął Markus, którego głos stłumiła poduszka.
— Peter nigdy nie pozwalał mi spać w takich warunkach... — westchnął Domen, który bardziej powiedział to do siebie przez sen, niż do towarzyszy wspólnej niedoli.
Po chwili każdy znowu spał przy akompaniamencie chrapania Wanka. Zasnąć nie mogła jednak pewna osoba, a był nią Andreas Wellinger, opuszczony i zniszczony przez samego siebie. Jedynym jego pocieszeniem, o którym właściwie nie wiedział, było to, iż dwa dormitoria dalej nie spała również pewna nowicjuszka, Anna...
Hejo! Dzisiaj nareszcie znalazłam wenę i postanowiłam napisać rozdział. Przyznam, iż troszkę go zepsułam, bo oprócz tego, że jest krótki, to nie wyraża w pełni tego, co chciałam wam zaprezentować. Pozdrawiam was serdecznie i życzę miłego tygodnia ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top