M.Eisenbichler/M.Kot

Dla robaczka, który wielbi Ajzenbiślę, który podpisał pakt z diabłem i pisze mi (dobrowolnie) shoty. I robi w nich kochanego Sevisia i wcale nie groziłam, że jak Sev będzie chujem to zabije. Więc chyba to jasne, że to dzieło jest dla Kamwisz?

***

Tulisz mnie. Po twoich policzkach płyną łzy. Nie są gorzkie i nie smakują porażką. Są bardziej takie słodkie. Takie paciorki szczęścia, które chciałbym nawlec na łańcuszek i przechować na dnie serca. Niestety te perełki do najtrwalszych nie należą i wirują jak dmuchawce, by zginąć szarpane wiatrem. Magia szczęścia polega właśnie na takiej ulotności. A może to klątwa? To już zależy od interpretacji. Szczęście szybko przelatuje pomiędzy palcami i zostawia po sobie wspomnienia, które też z czasem blakną. Nie ma co się tu burzyć... Taka kolej życia. Należy się tym wszystkim cieszyć.

Więc tulę cię i bujam w ramionach. Uśmiechasz się. Jest koniec sezonu, a ty zajmujesz piąte miejsce. Czujesz niedosyt, ale nic nie mówisz. W zasadzie jesteś szczęśliwy. A Karaiby są melodią dla twoich uszów. Oczywiście wraz z moim towarzystwem w pakiecie.

Ty również wiesz, że szczęście należy chwytać garściami.

A tak się dziwnie złożyło, że jestem twoim, a ty moim.

A te Karaiby to taka perełka na łańcuszku, który schowam w sercu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top