*OC/Kamil Stoch*

- No i kiedy wy się wreszcie pocałujecie? - Karina przerwała oglądanie bajki, spoglądając na mnie wyczekująco.

- A co tobie się tak do tego spieszy? - Uniosłam brwi, patrząc na telewizor. - Znowu oglądasz te głupoty? - Westchnęłam, widząc na ekranie dziwne, różnokolorowe stworki, tańczące dziwny taniec w kółeczku. - A lekcje odrobiłaś?

- Gadasz jak mama. - Przewróciła oczami. - Dopiero zaczęła się szkoła, nic nam jeszcze nie zadają. A idziesz dzisiaj na jakąś imprezę?

- Nie. - Pokręciłam przecząco głową. - Urodziny w środku tygodnia to nie jest dobra sprawa. Może w sobotę coś zorganizuję. - Wzruszyłam ramionami. - A ty się lepiej zabierz za naukę, bo widziałam, że masz do zrobienia zadania z matematyki. I radzę ci się uwinąć zanim wrócą rodzice, bo skrócą ci dostęp do telewizji - ostrzegłam, na co dziewczynka prychnęła pod nosem, jednak posłusznie wyłączyła oglądaną kreskówkę i wstała z kanapy.

- Ale zawołaj mnie, jak Kamil przyjdzie! - krzyknęła jeszcze, biegnąc do swojego pokoju.

- Co? - Zmarszczyłam brwi, jednak puściłam jej słowa w niepamięć, stwierdzając, że znowu gada te swoje wymysły na temat mojego rzekomego związku ze Stochem.

Spotykaliśmy się, dość często, to prawda, ale nasza relacja nie wychodziła poza przyjacielskie stosunki. Chyba żadne z nas nie chciało się tak szybko angażować i wykonywać tego pierwszego kroku. Widywaliśmy się na tyle często, na ile pozwalała jego praca. Wiedziałam, że wielkimi krokami zbliża się sezon zimowy i rozstaniemy się na dłużej, więc cieszyłam się tymi chwilami w jego towarzystwie, zwłaszcza, że świetnie nam się rozmawiało.

Niespodziewanie rozmyślania przerwał mi dźwięk telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz, a widząc na nim numer Kamila uśmiechnęłam się lekko.

- Sto lat! - zawołał od razu, gdy tylko odebrałam, na co zaśmiałam się.

- Dziękuję, chociaż wolałabym osobiście - przyznałam szczerze.

- Ja też, ale cóż... - urwał. - Mam dla ciebie prezent. Spodziewaj się poczty. I koniecznie zadzwoń, żeby powiedzieć czy ci się podoba - poprosił. - Muszę kończyć! - dodał i rozłączył się, nim zdążyłam odpowiedzieć.

Ledwo odłożyłam urządzenie na stół, rozległ się dzwonek do drzwi. Podekscytowana poszłam na korytarz, ciągnąc za klamkę. Nie mogłam się doczekać tej niespodzianki. Przelotnie zerknęłam na kuriera, mruknęłam ciche "Dziękuję" i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem, wpatrując się w małe, kartonowe pudełko. Otworzyłam je szybko, dostrzegając kopertę. Zajrzałam do niej. W środku był jeden bilet na konkurs skoków w Zakopanem i dołączona karteczka, która informowała, że wejściówka należy do mojej siostry. Zdziwiona przypatrywałam się chwilę temu prezentowi, po czym wybrałam numer Kamila, chcąc to wyjaśnić.

- Naprawdę dałeś mi na urodziny prezent dla Kariny? - zapytałam od razu, bez zbędnego wstępu.

- Karina miała rację, dałaś się nabrać. - Słysząc jego melodyjny śmiech już w ogóle nie wiedziałam, o co chodzi. - Otwórz drzwi. - Po tych słowach zakończył połączenie, pozostawiając mnie w osłupieniu, jednak posłusznie otworzyłam drzwi, znów dostrzegając przed sobą kuriera.

- O Boże... - szepnęłam, uświadamiając sobie, że to nie żaden anonimowy kurier, a sam Kamil Stoch we własnej osobie. - To ty. - Roześmiałam się, zauważając w jego dłoniach bukiet frezji oraz drugi bilet.

- Wpuścisz mnie czy mam tylko to zostawić i sobie pójść? - zapytał ze śmiechem.

- Chodź. - Przesunęłam się, wciąż uśmiechając szeroko, po czym zamknęłam za nim drzwi i oboje weszliśmy do salonu.

- Mówiłaś, że wolałabyś osobiście, więc jestem. - Wzruszył ramionami. - I cóż, nie jestem dobry w składaniu życzeń. Chciałbym, żebyś zawsze się uśmiechała, była zdrowa, spełniała marzenia i tego ci życzę. - Wysunął w moją stronę dłoń, w której trzymał kwiaty oraz drugą wejściówkę. - A to dlatego, że bardzo chcę, żebyś kibicowała mi na żywo na najbliższych zawodach w Zakopanem. A poza tym obiecałem ci to już jakiś czas temu. - Uśmiechnął się lekko.

- Dziękuję, zaskoczyłeś mnie - przyznałam, odbierając od niego prezent. - Ale wiesz co... - zaczęłam, szukając wazonu.

- Tak? - Oparł się o ścianę, obserwując moje poczynania.

- Chciałabym od ciebie coś jeszcze - wyznałam, odnajdując szklane naczynie, do którego nalałam wody, a następnie włożyłam frezje i postawiłam go na komodzie.

- Mam dla ciebie coś jeszcze - oznajmił, zbliżając się do mnie.

Odwróciłam się, prawie z nim zderzając. Podniosłam głowę, spoglądając w jego jasne oczy, których kolor zawsze mnie fascynował. W tamtym momencie również utonęłam w nich, zapominając o otaczającym świecie.

- A mogę najpierw dostać to, co ja chciałam? - zapytałam cicho, a kiedy przytaknął musnęłam jego wargi, przymykając powieki. To było dokładnie to, czego chciałam. - Okej - szepnęłam, odrywając się od niego po dłuższej chwili. - Więc co jeszcze dla mnie masz?

- Właśnie to, co przed chwilą sama sobie wzięłaś. - Zaśmiał się, po czym ponownie złączył nasze usta w pocałunku, a ja nie miałam zamiaru protestować.

Autorstwa Lilian010

-------------------------------------------

Po raz kolejny Lilian010 zaprezentowała przed Wami swój kunszt. Byłoby jej fajnie usłyszeć kilka miłych słów.

Pozdrawiam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top