forfangxtande

- Mamo! MA-MO! Japier... MAMOOOOO! – Wołałem coraz to głośniej stojąc w korytarzu domu mojej rodzicielki. Jednak, robiłem to na darmo bo nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. – Ja tą kobietę kiedyś zamorduje. „ Johann przyjedź, tak dawno cię do domu nie było. A ja wiecznie żyć nie będę! „ Przyjeżdżam a tej kuźwa nie ma. Taka stęskniona.

-Poszła do sklepu po drożdże. – Znajomy głos przerwał mój zirytowany monolog. Gwałtownie podniosłem głowę i spojrzałem w przystojną blondwłosą twarz. Zmarszczyłem brwi, starając sobie przypomnieć skąd znam tego faceta. Po chwili mnie olśniło. Daniel Andre Tande stał w przedpokoju mojej matki z kubkiem w ręce czując się co najmniej swobodnie, a ja nie miałem bladego pojęcia dlaczego.

-Yyy, hej. Co tu robisz? Znaczy, wiem że mieszkasz naprzeciwko ale co robisz w moim domu? To znaczy w domu mojej mamy? – Wydukałem nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu.

-Pomagałem jej z pomalowaniem twojego starego pokoju. – Wyjaśnił upijając łyk z kubka z dużym „D" wymalowanym na boku. Skrzywiłem się, on miał tu swój kubek?

-Czekaj, jak to mój pokój? Po co? Co z nim było nie tak? – Zapytałem, gdy dotarły do mnie jego słowa. Coś tu nie grało.

- Twoja mama stwierdziła, że może się przydać a ściany były już brudne. – Wyjaśnił wzruszając ramionami.

-Mówiła za ile będzie? – Zapytałem odkładając torbę na podłogę przy fotelu w salonie, na którym następnie usiadłem.

-Poszła do Bjorna, więc ciężko stwierdzić ile jej zejdzie. – Wzruszył kolejny raz ramionami siadając na kanapie po drugiej stronie pomieszczenia.

-Stary Bjórn zawsze potrafił ją zagadać. – Zaśmiałem się przypominając sobie sprzedawcę z pobliskiego sklepiku.

-Ciebie też zawsze zagadywał. Pamiętam jak kiedyś nasze matki zaczęły nas już szukać bo się ściemniło a nas nadal nie było w domach. – Przypomniał blondyn z delikatnym uśmiechem na ustach. Zdałem sobie sprawę, że był ponury. Zupełnie nie podobny do młodego Daniela jakiego znałem.

- O tak, wpadły tam z mordem w oczach. – Parsknąłem śmiechem podwijając kolana pod siebie. Oparłem podbródek na dłoni i przyjrzałem się chłopakowi. Spoważniał to było widać na pierwszy rzut oka. Ściął przydługie włosy zostawiając tylko lekko opadającą na oko grzywkę, ale tym co rzucało się w oczy niemal automatycznie było to jak zmęczony się wydawał. – Co u ciebie? Nie mieszkałeś czasem w Oslo?

-Życie mnie zmusiło do powrotu. Mniej więcej rok temu wróciłem. – Powiedział beznamiętnie. Usłyszałem trzask drzwi wejściowych a po chwili stukot szybkich kroków.

- Danny, Bjorn mówił, że w tej nowej kawiarni na rogu szukają kogoś na weekendy. To stwierdziłam, że prawie po drodze tam podejdę i zapytam co i jak. Powiedzieli mi, żebyś przyszedł jutro. Taki miły chłopak tam pracuje, powinniście się dogadać. – Moja rodzicielka weszła do salonu obładowana siatami z zakupami. Daniel poderwał się na równe nogi i zabrał je z jej rąk. Nachylił się i lekko ją przytulił.

-Dziękuję, Ann. Jesteś przekochana. – Mama machnęła ręka i pogładziła go po ramieniu. Zmarszczyłem brwi lekko zaniepokojony ich zachowaniem. Podniosłem się z fotela, zwracając tym na siebie uwagę mamy.

-Johann! Kochanie moje! Przyjechałeś do starej matki! – Zawołała przyciągając mnie do mocnego uścisku. – Tak się cieszę!

-Cześć, mamo. – Powiedziałem gdy już mogłem oddychać, nie miażdżony przez jej silne ramiona. Daniel wrócił do salonu i spojrzał na spoczywający na jego nadgarstku zegarek.

-Muszę jechać po Rune. – Moja mama pokiwała głową i lekko się uśmiechnęła. – Ale obiecuję, że jutro na obiad przyjdziemy.

-No ja myślę, upiekłam ulubione ciastka Rune. – Daniel pierwszy raz prawdziwie się uśmiechnął, ale jego oczy nadal pozostały smutne.

- Do zobaczenia, Johann. Miło było cię zobaczyć po tylu latach. – Przytaknąłem, jego też dobrze było zobaczyć.

-Ciebie też, do zobaczenia znowu. – Chłopak machnął ręką i ruszył w stronę wyjścia. Gdy drzwi się za nim zamknęły spojrzałem wyczekująco na matkę. – Czy ja chcę wiedzieć co cię łączy z Tande? W ojca się bawisz, że masz faceta w moim wieku?

- Boże, dziecko. On jest dla mnie jak syn. Tez potrzebuję kogoś do kogo mogłabym gębę otworzyć. Zwłaszcza, że ty wyjechałeś a twój ojciec postanowił zdradzić mnie z tą mała flądrą. Daniel wrócił niedawno, a jeszcze w takich strasznych okolicznościach. – Westchnęła wchodząc do kuchni gdzie zaczęła rozkładać zakupy.

-I nie zamierzasz mi powiedzieć co to były za okoliczności?- Zapytałem, a ona podała mi dwa kartony mleka.

- Schowaj do lodówki. – Spojrzałem na nią wymownie. – Ja ci nic nie powiem, będzie chciał to sam to zrobi. A teraz pomóż starej, niedołężnej matce.

-Nie jesteś stara, ani niedołężna. Ewentualnie trochę nieogarnięta. – Strzeliła mnie w tył głowy. – Ała.

-Na ile zostajesz?- Zapytała, zerkając na mnie nerwowo.

- Na półtora miesiąca. Okazało się, że mam całkiem sporo niewykorzystanych urlopów w pracy. – Na jej ustach pojawił się ogromny uśmiech.

-Jak cudownie! – Zawołała przyciskając dłonie do piersi. – Rozmawiałam z Halvorem, mówił że umówiliście się na jutro. To prawie zaprosiłam go na obiad.

-Okej, kogoś jeszcze zaprosiłaś poza Danielem?- Pokręciła głową i wyjęła mąkę z szafki.

-Dobra, podwijaj rękawy. Robimy ciasto na pizzę. – Jęknąłem zbolały.

Xxx

- Serio zostajesz na dwa miesiące? – Zapytał biegnący obok mnie Halvor. – Ann mówiła, że zostajesz na półtora.

-Bo tak jej powiedziałem, ale jej zachowanie mnie niepokoi. Zaczynam się o nią coraz bardziej martwić. Coś jest nie tak, ale nie chce mi powiedzieć co. A jeszcze ten Tande nie daje mi spokoju!- Powiedziałem wyrzucając ramiona w powietrzę. Minąłem kobietę prowadząca na smyczy psa, niesamowicie podobnego do tego którego mieliśmy z Celina. Odgoniłem tą myśl i spojrzałem na przyjaciela. – Myślisz że mogą mieć romans?

-Kto?- Chłopak spojrzał na mnie jakbym co najmniej wyhodował drugą głowę.

-Matka i Daniel. – Zatrzymał się w pół kroku, zmuszając mnie tym do tego samego po czym wybuchnął niepohamowanym śmiechem.

-Stary, ty tak w tym momencie na poważnie mówisz? Pojebało cię? Ona jest dla niego jak matka, w sumie dla mnie też. Od zawsze tak było. Dzwoni do mnie częściej niż moja własna matka i zaprasza mnie na obiadki, a doskonale wiesz że kocham jej jedzenie. – Wytłumaczył ruszając powolnym truchtem przed siebie. – Plus, D aniel nie ma d tego teraz raczej głowy. Praktycznie non stop pracuje. Twoja mama podobno załatwiła mu pracę na weekend.

-Rozmowę mu załatwiła w jakiejś nowej kawiarni. – Przytaknąłem skręcając w doskonale znaną mi uliczkę prowadzącą do mojego rodzinnego domu.

-To był rano na rozmowie i dostał tą pracę. Ma ten swój urok osobisty. – Powiedział śmiejąc się lekko.

-Ej, mówiłeś, że nie ma głowy do randkowania . To kim jest Rune?- Zapytałem otwierając drzwi frontowe. Moim oczom ukazał się około półtoraroczny chłopczyk w jasno niebieskich ogrodniczkach. Zamarłem w pół kroku, przez co Halvor dobił do mojego ramienia.

-Co...- Zaczął, ale wtedy jego wzrok spoczął na stojącym przed nami chłopcu. Na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Uklęknął i wyciągnął przed siebie ręce. Chłopczyk lekko niepewnym krokiem wpadł w jego ramiona. – Cześć, Rune.

-Ujek.- Zawołał obejmując szyję podnoszącego się z ziemi Graneruda. Wpatrywałem się w jasnowłosą głowę chłopca, nie mogąc pojąc co się tutaj działo.

- Rune, a gdzie to uciekłeś? – Do korytarza weszła moja mama z delikatnym uśmiechem skierowanym do małego chłopca. – A kogo to znalazłeś?

-Ujek!- Chłopczyk wskazał na Halvora ochoczo podskakując w jego ramionach.

-Cześć, Halvi. – Moja mama cmoknęła blondyna w policzek i wyciągnęła ramiona do trzymanego przez niego chłopca. – Chodź do baby. Wujek jest spocony. Chłopcy idźcie się umyć. Obiad będzie za 30 minut.

Halvor złapał za mój łokieć i pociągnął mnie w stronę schodów. Bez słowa podążyłem za nim, starając się ogarnąć w głowie co tu się właśnie wydarzyło. 

Drugi rozdział dzisiaj! Jestem sama z siebie dumna hahah

Może będzie z tego jakaś seryjka, nie wiem co wy na to? 

Love, ya! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top