Wilk, łoś i śnieżny lis - Team Norway
Gdy Halvor otworzył oczy, poczuł, że coś wyraźnie jest nie tak. Przez chwilę leżała w bezruchu, ale gdy spróbował wstać, ogarnęło go nieme przerażenie. Zamiast swoich dwóch nóg i dwóch rąk miał cztery nogi. A każda z nich była zakończona kopytem. Kiedy w końcu udało mu się podnieść, odkrył coś więcej. Na głowie miał rogi. A nawet... W żadnym wypadku nie przypominał samego siebie. Był łosiem, po prostu. Nazywajmy rzeczy po imieniu. W panice zaczął galopować po polanie. Zastanawiał się, czy serio poprzedniego dnia nie spożył czegoś podejrzanego. Chciał wierzyć, że to jakaś faza, że to przejdzie. Ale on czuł się w pełni świadomym ssakiem kopytnym rogatym.
Wtem stanął jak wryty. Centralnie przed nim znajdował się wilk. Już myślał, że zostanie jego śniadaniem, gdy przeżył jeszcze większy szok, bo zwierzę przemówiło głosem jego kadrowego kolegi, Mariusa Lindvika:
- Cholera jasna...
- Marius! - Zawołał łoś.
- Halvor? - Wilk podniósł na niego zdziwiony wzrok.
- Czy myśmy coś wczoraj brali? - Zapytał Granerud.
- Nie przypominam sobie... Ja... Mam nadzieję, że to jakiś cholerny sen. Ja mam łapy! I sierść... Gdzie jest Robin? - Nagle coś zaszeleściło w krzakach i wyszedł z nich biały lis, marnie prezentujący się posturą w porównaniu z pozostałymi zwierzętami.
- Hahaa, Pedersen, o kurwa... - Marius parsknął niekontrolowanym śmiechem, turlając się i machając łapami. W końcu wypalił: - Robin, ty jesteś... Niski!
- No popatrz, nie wpadłbym na to. Jako człowiek byłem najwyższy z kadry, a teraz jestem... Marnym futrzakiem. - Powiedział.
- Co my teraz zrobimy? - Zapytał spanikowany Halvor. - Ja dalej nie wierzę, że to się stało na prawdę.
- Więc udawaj, że to normalny stan rzeczy. Że byłeś łosiem całe życie, albo, że wcale nie czujesz, że przestałeś być człowiekiem. - Odparł Robin. - To jest tak absurdalne, że tylko spokój może nas uratować.
- Ja proponuję odszukać szlak, i iść przed siebie. Może znajdzie dziewczyny i one coś wymyślą. - Rzucił Marius.
- Tylko obiecaj, że nas nie zjesz. - Zwrócił się do niego Granerud.
Droga w ciałach zwierząt wcale nie była łatwa. Robin nie nadążał i Halvor musiał wziąć go na plecy. W końcu zatrzymali się na jakiejś polance wśród drzew. Marius mimo swojej wilczej postaci zaczął podgryzać wyciągnięte z plecaka ciasteczka.
♤
Anna Odine Strøm, Maren Lundby i Silje Opseth w chmurny, letni dzień przemierzały górski szlak, rozmawiając przy tym radośnie. Nagle coś przykuło ich uwagę. Był to sporych rozmiarów łoś, wychodzący z lasu. Maren zrobiła mu zdjęcie, bo nie był to częsty widok. Ku ich zdziwieniu zwierzę podeszło do nich bez żadnych oporów.
- A co jak ma wściekliźnę? - Zapytała zaniepokojona Anna.
- Taaa, łoś ze wścieklizną. - Wyśmiała ją Lundby.
- On chce nam coś powiedzieć. - Stwierdziła nieśmiało Silje. Dziewczyny popatrzyły na nią jak na wariatkę, ale od niechcenia rzuciły:
- Jak chcesz, to sobie z nim porozmawiaj. - Opseth podeszła do zwierzęcia, z którego krtani wydobył się swego rodzaju ryk. Dziewczyna przez chwilę przyglądała mu się w zamyśleniu.
- To jest Halvor! - Oznajmiła w końcu. Dla Anny to było już za wiele i parsknęła niekontrolowanym śmiechem.
- Silje, czy ty nie miałaś przypadkiem umówionej wizyty u psychiatry? - Zapytała z udawaną troską Maren.
- Ludzie, ja poważnie mówię. - Odparła ona.
- No nie, ludzie, trzymajcie mnie, Opseth zwariowała. - Rzuciła Anna. Łoś trącił pyskiem jej ramię, patrząc na nią wymownie. Jednak ona nie uznała tego za znak od przemienionego w zwierzę kolegi i pocałowała rogatego stwora w nos, oraz dała mu jabłko. "Nie dokarmiać dzikich zwierząt"
♤
Przez cały pobyt w górach dziewczyny śmiały się z Silje, posyłając ją słownie do domu wariatów. Jakie było ich zdziwienie, gdy usiadły przed telewizorem w drewnianym domku turystycznym i zobaczyły wiadomości.
- Trzech młodych skoczków narciarskich zaginionych na górskim szlaku. Poszukiwania nie przyniosły żadnych skutków. Nie odnaleziono żadnych śladów, ani rzeczy należących do nich. Trop się urwał. Dosłownie rozpłynęli się w powietrzu....
- Albo... - Dokończyła Anna za prezentera. - Silje miał rację. Jesteśmy głupie. My musimy tam wrócić. Koniecznie.
■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■■
To mój pierwszy shot w tej książce, który prawdopodobnie doczeka się kontynuacji ;) jestem świadoma, że od razu zaczęłam z grubej rury z super dziwnym pomysłem
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top