verbatim - nousiainen

Goin' in the wind is an eddy
of the truth and it's naked

Młody blondyn stał przed lustrem. Miał na sobie jedynie damskie stringi. Pozował, a telefonem robił sobie selfie w odbiciu. Dbał o wygląd bardziej niż większość kobiet, które w swoim życiu spotkał. Ubrania w jego szafie musiały być perfekcyjnie dopasowane do jego skóry, koloru oczu. Jeżeli wyznacznikiem poziomu testosteronu, męstwa i heteroseksualności miało być to, co jest na zewnątrz człowieka, Eetu byłby zdecydowanie gejem. Od zawsze jednak jego słabością były kobiety. Nigdy nie spojrzał na drugiego mężczyznę w kontekście innym niż wygląd, lub to, czy go lubi, lub czy nie lubi. Co prawda kilka razy zdarzyło mu się jakiegoś zaliczyć, ale w większości przypadków był po prostu pijany. Mimo tych kilku razów nie sprawiło to magicznej zmiany pociągu Fina, nadal w jego oczach atrakcyjne były kobiety. Nie bardzo umiał określić, co definiowało mężczyznę jako hetero, lub homo. Czy był to bokser w szortach i rękawicach, czy może solidny, krwisty stek. A jeśli miałoby określać go zachowanie, to tak, był hetero dupkiem.

Z racji, że zrobiło mu się trochę zimno, postanowił wrócić do łóżka. Nie widział sensu w ubieraniu się. Czuł się w tym skąpym stroju cudownie, niesamowicie seksownie, nie chciał burzyć tego uczucia. Wsunął się więc na chwilę do łóżka, jednak zaraz z niego wyszedł. Okrył się kocem, otworzył okno i wyciągnął papierosa z paczki. Zapalił go i zaciągnął się dgmem z uśmiechem. Usiadł na parapecie i wyjrzał na ulicę. Kolejny raz dzisiejszego dnia odbierano zwłoki ze szpitala. Ludzkie życie jest kruche, wiele osób mając widok na przejściową kostnicę zapewne byłoby niesamowicie przejętych. On jednak miał to w dupie. Może to jego młody wiek sprawiał, że otaczał większość poważnych tematów chłodną obojętnością. Wszystko, czego było mu trzeba, to trafić właśnie do owego szpitala, z zawałem najlepiej i poznać istotę umierania od środka. Byłoby to całkiem ciekawe doświadczenie.

Cóż, miłość jednak nie bardzo mu na to pozwalała. Co prawda on zakochany nie był, jednak swoimi przygodami zdążył rozkochać w sobie kilka osób. Ale powiedzmy szczerze, kto chciałby być z takim chujem? Czuł nieszczerość tych uczuć, przesiąkniętą jedynie pożądaniem i zaślepieniem. Partnerki i partnerzy chcieli kogoś, kto ukarze, ale i nagrodzi. On potrafił dawać klapsy, nie umiał jednak czule pogłaskać policzka. Będąc sam potrafił jednak okazywać uczucia. W większości był to smutek. Dopalił papierosa w ciszy, ciągle zamyślony. Postanowił ubrać więc bluzę oraz ciemne jeansy. Zostawił na sobie koronkowe stringi, kochał je. Założył skarpetki i nowe buty, najdroższe w całej kolekcji, w końcu mógł sobie na to pozwolić. Wyszedł z mieszkania i przebiegł się po schodach na samą górę, aby móc dostać się na dach. Ostrożnie podciągał się na drabinie, aż w końcu stanął na podeście. Otworzył drzwi i zaciągnął się świeżym powietrzem. Stanął plecami do szpitala, balansując na krawędzi bloku. Piętro numer sześć mu nie wystarczało. Nic nie szkodziło przebiec się wyżej, aby mieć lepszy ostatni widok i większe szanse. Poniósł się więc podmuchom prawdy i zrobił ostatni krok w tył, który da mu więcej, niż jakikolwiek krok do przodu. Ostatnim dźwiękiem jaki usłyszał był krzyk przechodniów. Umierał z uśmiechem, co zdecydowanie mogło dziwić.

It's verbatim
and it's shakin'

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top