butelka - team austria & team norway
shot jest zdecydowanie popieprzony
jeżeli nie lubisz czytać o głupich wyzwaniach, scenach 16 czy tam 18+, opuść to, bo się trochę tego tutaj znajdzie, nieustraszonych zapraszam.
Gregor jako ostatni wszedł do hotelowego pokoju Johanssona. Norweska kadra najbardziej oczekiwała wcześniej wspomnianej "niespodzianki", którą tydziestolatek trzymał za rękę. Kiedy Skandynawowie usłyszeli, że Schlierenzauer ma przyjść ze swoim partnerem niemal od razu zaczęli obstawiać kim jest jego nowa miłość. W końcu od czasu, kiedy rozstał się z Thomasem nie miał nikogo. Zdecydowanie wszyscy zaskoczeni byli, w bardziej, lub mniej pozytywnym znaczeniu, kiedy za Austriakiem do pomieszczenia wsunął się Morgi we własnej osobie.
– Ha! Wiedziałem! Wyskakiwać z kasy frajerzy! – wrzasnął Daniel. Jego imiennik postanowił zostać w zaciszu własnego pokoju. Huber odpuścił sobie ich zabawy, po tym, jak ostatnio skończył z petardą w gaciach. Tymczasem długowłosy blondyn przeleciał wzrokiem pełnym dumy i wyższości po kolegach z reprezentacji, którzy już wyciągali pieniądze. Wyjątkiem był oczywiście Robert, który jako drugi obstawił byłego partnera Grega, jednak nie chciał on żadnych pieniędzy, gdyż wcześniej wiedział o ich powrocie do siebie. Nie chciał psuć zabawy młodszemu koledze, który nie wygrał jeszcze ani jednego zakładu, więc jakoś wykręcił się z obstawiania. Za to Tande znalazł idealną sytuację, aby się wzbogacić.
– Jak widać nasze kochasie znowu razem, was to do siebie ciągnie – zaśmiał się Fettner, którego teoretycznie nie powinno tutaj być. Miał trenować i regenerować się u siebie, jednak nie mógł odpuścić takiego wydarzenia. Co jak co, ale takie gry wyzwalały w nim najlepsze emocje.
– Czyli wszyscy są, tak? – zapytał lekko zestresowany Robin. Pierwszy raz brał udział w ich grze w butelkę. Miał okazję obserwować wcześniejszą partię i dobrze wiedział, co może się dziać. Najgorszym wspomnieniem było chyba oglądanie erotycznego tańca wykonanego przez nagiego Krafta. Chwała temu u góry, że młody Austriak postanowił zadowolić ich jedynie swoim tyłem. To, co potem zrobił z nim Michael w łazience przyprawiało go o dreszcze. Wszyscy znajdujący się w pokoju spojrzeli po sobie. Gregor kiwnął ochoczo głową. Gestem przekazał Johannowi, że nie brakuje nikogo, a ten wyciągnął zza pleców litrową butelkę wódki, choć niektórzy mieli spore wątpliwości, co do obecności w niej tego alkoholu. Znając życie, było to coś totalnie innego.
– Kupiłem zapas u Piotrka, chłopaki, będzie cudownie! – krzyknął i zakręcił pierwszy raz. Na jego twarzy malował się nieco sadystyczny uśmiech, to Forfang zawsze wpadał na te najgorsze pomysły. Jak na złość, nakrętka wskazała na biednego Pedersena. Zanim szatyn zdążył cokolwiek powiedzieć, Robin wypiszczał kilka razy, że chce pytanie.
– No dobrze, dam ci jakieś fajne! – powiedział wesoło dwudziestoczterolatek. Każdy dobrze wiedział, że szykował jakąś bombę, jednak on chciał zachować mniejszą, lub większą delikatność w swoim pytaniu.
– Co musiałby mieć i zrobić facet, żebyś się z nim przespał? – wypalił. Niemal od razu po zadaniu pytania koledzy co do jednego, oprócz Robina oczywiście, wybuchnęli głośnym śmiechem. Młody skoczek siedział jak sparaliżowany, blady jak ściana, z oczami wielkimi jak talerze. Po chwili chłopak otrzasnął się i skulił nieśmiało.
– Ci-cicho – wymruczał, a reszta skoczków starała się nawzajem uspokoić.
– Musiałby przede wszystkim stworzyć romantyczną atmosferę, żeby to miało jakieś ręce i nogi, chciałbym aby był czuły, i delikatny, żeby dał mi jak najwięcej przyjemności, no i musiałby być umięśniony, nie przesadnie, ale jakoś, chciałbym jeszcze, aby miał dużego – odpowiedział na zadane pytanie pół szeptem. Strasznie wstydził się tego, co powiedział. A najbardziej trzech słów. Mianowicie "chciałbym", oraz "dał mi". Dobrze wiedział, że właśnie wypłynęła jego orientacja, tylko i wyłącznie przez jego nieuwagę.
– Brawo Pedi, jesteś kolejnym pedałkiem u Norwegów – zaklaskał Schlierenzauer, który niedługo później dostał szybki i bolesny strzał w tył głowy od Thomasa, który zauważył zmianę w nastroju Robina. Chłopak zmarkotniał, w końcu nie chciał, aby to tak się wydało, nie chciał, aby to w ogóle się wydało. Dobrze wiedział, że przez kilka najbliższych miesięcy będzie obiektem żartów kolegów. Ale przecież niektórzy też to przechodzili, to on nie da rady? Nie da, sam dobrze o tym wiedział. Ze wszystkich zebranych to on, zaraz po Gregorze miał najsłabszą psychikę.
– Dobra, kręcę – mruknął nie dopuszczając do głosu żadnych emocji. Marius, który siedział obok niego objął go ramieniem i przytulił do siebie. Wyższy wtulił się ufnie w szatyna i patrzył tylko, jak butelka zatrzymuje się na Fettnerze.
– No! Wyzwanie dawaj! Tylko jakieś mocne, nie jestem cipą, w przeciwieństwie do Michiego, który nawet się wydrzeć przez balkon boi! – zaśmiał się głośno jeden z najstarszych zebranych, a Hayböck, który siedział po lewej od niego, z wrednym uśmiechem pociągnął go za włosy. Manu wydał z siebie głośny pisk i narzucił kaptur. W tym momencie na twarz ciemnego blondyna wpłynął diaboliczny uśmiech. Zemsta będzie słodka, co prawda nawet nie na osobie która w jakiś sposób mu zaszkodziła, ale czy nie jest to dobry wstęp do świetnej zabawy?
– Hmm, w takim razie pozwól osobie na lewo od ciebie obciąć kawałek twoich włosów, tak Manuel, włosów z głowy – słowa te wzbudziły u wszystkich zebranych niemałe poruszenie. Brązowowłosy zamrugał kilkukrotnie i zbladł. Za to Michael miał z niego niezły ubaw, już zaczął rozglądać się za jakimś ostrym narzędziem.
– Robin, przecież się lubimy, no nie? – zapytał i zaśmiał się nerwowo, nie chciał, żeby jego idealne włosy zyskały jakąkolwiek niedoskonałość.
– Manuel, nie bądź cipą, to tylko włosy – każdego zdziwiła postawa Pedersena. W końcu w normalnej sytuacji pewnie by odpuścił. Skąd taka nagła zmiana u kadrowego nieśmiałka?
W końcu po dwóch próbach ucieczki Fettnera i długich poszukiwaniach nożyczek, wyższy z Austriaków stał przed prawie płaczącym trzydziestoczterolatkiem. Szatyn błagał o to, aby odpuszczono mu to wyzwanie i pozwolono mu cieszyć się jego perfekcyjnie przyciętymi, i ułożonymi włosami. Piszczał coś jeszcze, że się zabije, jednak było to zwykłe dramatyzowanie. Z twarzy Robina nie schodził pełen satysfakcji i swojego rodzaju sadyzmu uśmiech. Obejmujący go Lindvik zerkał na niego z niemałym niepokojem. Cóż za drastyczna zmiana zaszła w jego najlepszym przyjacielu. Na codzień delikatny, wstydliwy, przeraźliwie miły, każdy dostawał od niego rozgrzeszenie w postaci "proszę, nie rób tak więcej". A teraz? Stał się osobą, której zaczęli obawiać się jego koledzy. Tymczasem Michael droczył się ze swoim przyjacielem. Przystawiał nożyczki do jego głowy, a szatyn darł się jak opętany. Spotykało się to ze śmiechem jego przyjaciół. W końcu Michael wziął do ręki spory kosmyk włosów, które tworzyły grzywkę Manuela.
– Michi! Wszystko inne, tylko nie grzywka! – zapiszczał, jednak było już za późno. Blondyn ciachnął nożyczkami, a Fettner rozpłakał się jak dziecko. Kępka jego miękkich, brązowych włosów spoczywała właśnie pomiędzy palcami wyższego mężczyzny.
– No nie płacz już babo – rozbawiony Hayböck przytulił go do siebie. Każdy wiedział jak ważną częścią życia Austriaka był jego wygląd, każda rzecz, która nie miała nic wspólnego z perfekcją znikała.
– Dalej, chodź tutaj pizdeczko i kręć tą butelką – zawołał go Daniel, a ocierający łzy Manu zajął swoje poprzednie miejsce. Jego młodszy przyjaciel pocałował go jeszcze w czubek głowy, co spotkało się ze wściekłym spojrzeniem Krafta. Co jak co, ale on był najbardziej zazdrosny o swoją połówkę z całego kręgu zebranych. Fettni upił sporego łyka wysokoprocentowego trunku. Skrzywił się, a Johann wzruszył jedynie ramionami. Nikomu nie wspomniał o tym, co znajdowało się w butelkach. W sumie to sam nie wiedział, Piotrek wspominał jedynie coś o "mocnym strzale". Szyjka butelki wskazała na Johanna, który zapiszczal wesoło.
– Oczywiście, że wyzwanie pięknisiu! – gdyby spojrzenie mogło zabijać, Forfang byłby już martwy. Ciskający pioruny wzrok Manuela spoczął na uśmiechu szatyna. Teraz jego największym celem było pozbycie się u niego wszelkich przejawów radości.
– Danny się chyba nie obrazi, jeśli zrobisz mu loda i pokażesz, jak głębokie jest twoje gardło – powiedział starszy, a uśmiech Johanna powoli zaczął znikać, aż w końcu przerodził się w grymas złości, smutku, bezsilności i obrzydzenia. Wszyscy dobrze wiedzieli, że za nic w życiu nie wziąłby penisa do ust, do tego na jednej z poprzednich gier ktoś mierzył Danielowi długość przyrodzenia. Jak on miał wziąć do ust ponad dwadzieścia centymetrów?
– Manu, dobrze wiesz, że nie chcę tego robić – wyjęczał błagalnie, a Tande roześmiał się. Jemu było to wszystko chyba najbardziej na rękę. Robert nie odzywał się od początku ich spotkania, teraz jednak miał ochotę wykrzyczeć jak bardzo zepsuli mu wieczór. Zrozumiałe, w końcu każdy pokój kończył zdemolowany po takich zadaniach, a on, o czym wiedzieli koledzy, tego wieczoru chciał urobić Halvora i w końcu się z nim przespać. Johansson wiedział, że ma mało czasu, a to, że wylosowano akurat jego kwaterę było mu nie na rękę. A miało być tak pięknie. Co jeśli ubrudzą mu łóżko? Albo Granerud uzna, że to nie na miejscu, po tym co zobaczy? Miał ochotę się na nich wydrzeć, wyjść i nigdy nie wracać, mieć w końcu święty spokój. A Daniel, Manuel i Johann tylko potęgowali jego aspołeczne chęci.
– Dawaj, co ci szkodzi, będzie fajnie, tylko wiesz, tak z czułością, dopieść tam kolegę, bo długo nie miał kto mu dobrze zrobić – słysząc słowa Fettnera, młodszy westchnął. Daniel wstał, a szatyn uklęknął przed nim. Słyszał ciche śmiechy kolegów, czuł na sobie te wyczekujące spojrzenia. Spuścił głowę i przygryzł mocno wargę. W jego oczach zbierały się łzy. Czuł, jak Tande wplótł palce w jego włosy i przysunął delikatnie jego głowę w stronę swojego krocza. Kim teraz był? Nawet nie mógł określić się dziwką, nie dostanie za to pieniędzy.
Forfang znów westchnął. Drżącymi dłońmi rozpiął guzik i rozporek. Zsunął spodnie swojego najlepszego przyjaciela do połowy jego ud. Tak samo postąpił z bokserkami. Widział to, że Daniel się podniecił. Kolejne westchnienie wydobyło się z ust Johanna. Nie chciał, ale w końcu musiał, dostał takie wyzwanie, nie mógł wymięc. Czując na sobie zniecierpliwione spojrzenia w końcu wziął do ręki męskość Tandego i pocałował delikatnie jego żołądź. Nadal nie wierzył, że to robił. Cały czas wypierał tą myśl ze swojej głowy. Chcąc nie chcąc, musiał to zrobić. Nie zniósłby tego, co mogliby rozpowiedzieć koledzy po tym, jakby odmówił, albo jakie inne zadanie by dostał. Gdy dotarł do połowy długości członka Daniela, czuł jak zaczyna się krztusić. Słyszał śmiechy kolegów, jego policzki płonęły. Zbierał się w nim narastający wstyd, a pospieszający go Tande nie pomagał. Zbierało mu się na wymioty, jednak przed nim była jeszcze długa droga. Postanowił to przyspieszyć. W końcu nadszedł czas na finisz. Gdy jego nos zetknął się z podbrzuszem blondyna, niemal od razu dostał odruchu wymiotnego. Jego koledzy zaczęli klaskać i śmiać się wesoło, a Johann zaczął odczuwać coraz większą niechęć do tego co robił, jak i do samego siebie. Miał nadzieję, że blondyn go oszczędzi i nie spuści się w jego ustach. Jak złudna ona była, niedługo później poczuł, jak jego ślina zaczęła mieszać się ze spermą jego przyjaciela. Niemal od razu wypuścił jego prącie z ust i przybiegł do łazienki, aby zwrócić kilka wcześniejszych posiłków.
– To może ja zakręcę? – zaproponował Daniel, kiedy po dziesięciu minutach jego przyjaciel nadal siedział w łazience. Martwił się o niego, jednak przecież nic mu się nie stało, po prostu ucierpiała jego wielka duma, nic więcej. Chwilę później z łazienki wyszedł Forfang. Warknął ciche "nienawidzę was", zabrał czarny, puchaty kocyk Roberta i ponownie zamknął się w ubikacji.
– Chyba ostro poleciałem – Manuel przeczesał swoje włosy, a czując brak pasma nad czołem, znów się rozpłakał. Jak z dzieckiem. Tymczasem Tande zakręcił butelką, której szyjka wskazała pijącego sok marchewkowy Gregora.
– Ja się was boję, chcę pytanie – powiedział kiedy odstawił litrową butelkę obok siebie. Nikt nie wiedział co się z nim ostatnio działo, chodził cały w skowronkach, był dla każdego miły, pocieszał wszystkich, pił ten znienawidzony przez niego marchwiowy sok.
– Ile razy udawałeś przy Thomasie orgazm? – zapytał blondyn powstrzymując chichot. Gdy jednak Schlierenzauer zakrztusił się śliną wszyscy, jak jeden mąż zaczęli się śmiać. Szatyn posłał im jedynie groźne spojrzenie i podrapał się po brodzie.
– No ten, przez praktycznie cały nasz poprzedni związek – zmieszany trzydziestolatek podrapał się po głowie i spojrzał na swojego partnera. Ten jedynie prychnął obrażony i odwrócił głowę.
– Ej! Chciałeś się ze mną kochać codziennie, sory no, ale ja nie umiem tak o! – warknął Gregor. Nie chcąc, aby jego ego ucierpiało, zmienił miejsce i usiadł za Kraftem, którego wciągnął na swoje kolana. Niższy roześmiał się i cmoknął jeden z kącików jego ust, co spotkało się z zazdrosnymi spojrzeniami ich partnerów. Kadrowy narcyz nie pozostał mu dłużny, zaczął całować szyję swojego młodszego przyjaciela, cały czas patrząc się w oczy Thomasa. Morgenstern miał ochotę go zabić, mimo to starał się zachować spokój, dobrze wiedział, że Gregor chce go sprowokować. W końcu ostatni raz cmoknął szyję roześmianego Stefana, zsunął go na chwilę ze swoich nóg, zwlókł się z łóżka i zakręcił szklaną butelką.
– O proszę! Na kogo wypadnie, na tego wyrok! Danny! Ja wiem, że ty chcesz jakieś wyzwanie, a wiem też, że chcesz je dla siebie, tak dobrze z papą Gregiem nie ma i nie będzie! Wybierz dwie osoby, które mają sobie dać po soczystym klapsie! – powiedział uśmiechnięty szatyn. Daniel jeknął przeciągle. Austriak go przechytrzył, domyślił się, że ma ochotę coś odwalić.
– Kurcze no, trudny wybór, ale chyba postawię na Halvosia i Roberta, no wąsaczu, on już czeka na klapsa od tatusia – zaśmiał się Tande. Johansson obdarzył go lodowatym, nieco przerażającym spojrzeniem, które przyprawiło blondyna o dreszcze.
Granerud za to wstał i wypiął ochoczo swój tyłek w stronę podnoszącego się powoli rudzielca. Robert westchnął głęboko. Za jakie grzechy on, najpoważniejszy z towarzystwa człowiek, szanujący sobie oddzielanie grubą kreską sfer intymnych od tych przyziemnych, musiał wykonać taki zadanie? Chcąc nie chcąc, wymierzył porządny zamach i uderzył ręką prawy pośladek swojego kochanka. Ich relacja nie była jednak poważna, obaj wiedzieli, że i tak są dla nich ważniejsze rzeczy. Po prostu lubili sprawiać sobie nawzajem przyjemność. Starszy Norweg niechętnie odwrócił się. Stał tak zachowując stoicki spokój i minę godną marmurowemu posągowi. Dopiero, gdy jakże mocno poczuł rękę Halvora na swoich czterech literach, wyraz jego twarzy zmienił się. Zmarszczył brwi, zacisnął powieki, a jego oddech stał się cięższy. Gdy jednak usiadł ponownie stał się oazą spokoju. Dosłownie wtedy z łazienki wyszedł Johann. Jego oczy były czerwone, nos nieco zadrapany, zapewne od ciągłego smarkania i wycierania go. Otulony kocem usiadł obok wąsacza i wtulił się w jego bok, kompletnie ignorując wesołe powitanie Daniela, przepraszające spojrzenie Manuela, zaczepki Gregora, cichy chichot Stefana i pytanie Robina, czy wszystko w porządku. Cóż, z nim aktualnie w porządku chyba nic nie było. Tande zakręcił flaszą, która zatrzymała się na biednym Forfangu. Dzisiaj nie miał szczęścia.
– Pytanie – uprzedził swojego przyjaciela, którego usta już otwierały się, a zaraz później miały z nich paść trzy zasadnicze słowa.
– Dlaczego siedziałeś tyle w łazience? – po zadaniu pytania stało się coś, co jeszcze nigdy nie miało miejsca. Szatyn skapitulował. Wziął do ręki szkło, odkręcił zakrętkę i krzywiąc się wypił połowę jej zawartości. Okrył się szczelniej kocem i wtulił mocniej w bok rudowłosego. Niechętnie odstawił butelkę, po czym zakręcił nią mocno. Trafiło na Morgiego.
– Cicho bądź, to ja dyktuję warunki – powiedział i pogroził mu palcem. Robert nie mógł się powstrzymać i zbliżył swój nos do ust szatyna. Ten zaśmiał się, co sprawiło, że starszy mógł dokładnie wyczuć nieprzyjemną woń. Czuć było od niego whisky, czyli dorwał się do jego zapasów. Jako, że było ich całkiem sporo, a Johann nie szczycił się dobrą sławą jeśli chodzi o picie, był już pewnie nieco wstawiony. Dodatkowe upicie nieznanego pochodzenia trunku potęgowało stan upojenia u chłopaka.
– Zawsze mnie to ciekawiło, a ja wiem, że ty wiesz, kto miał romans z Pointnerem? – wybełkotał dość sprawnie. Thomas zamrugał kilkukrotnie. Miał rację, znał odpowiedź, a przynajmniej znał ją po części.
– Albo Gregor, albo Wolfgang – powiedział i podrapał się po głowie. Pijący swój sok marchewkowy Schlierenzauer opluł się nim słysząc te parszywe oskarżenia.
– Ja i romans z trenerem? Czyli to wtedy trochę sporo lat temu, ten twój piękny geścik, żebym ci loda zrobił, to nie był tak o, z dupy zrobiony, tak?! Czy ty jesteś normalny?! Do reszty cię popieprzyło! – warknął śmiertelnie obrażony trzydziestolatek.
– Ej, jak czekałem na niego na korytarzu, to byłeś u niego ty, a potem Loitzl, a słyszałem jęki, męskie jęki, tyle, że kiedy wszedł Wolfi to były podwójne!
– Pokój wyżej miał ktoś z Niemiec! Oni byli wtedy na całym pietrze wyżej! Zresztą długo tak było! A z tego co wiem, to oni sobie kolegów i koleżanki zapraszali! Do tego jak Loitzl wchodził przede mną kiedyś, to też słyszałem! Co jak co, ale po tobie to ja się takich rzeczy nie spodziewałem Thomas – prychnął i przytulił mocno Krafta. Ten za to cmoknął go w usta, co po chwili przerodziło się w pełen namiętności pocałunek. Hayböck i Morgenstern wyglądali, jakby mieli zaraz wybuchnąć.
– Czyli już wszystko wiem! Gregi nie miał romansu z trenerem! On ma romans! Z Kraftim! – wydusił Forfang. Chwilę później rzucił coś brzmiącego jak "zaraz puszczę pawia" i chwiejnym krokiem dotarł do łazienki. Robert miał nadzieję, że chociaż z wymiotami trafił do muszli. A Gregor ze Stefanem bawili się w jego hotelowym łóżku w najlepsze. Schlierenzauer posunął się nawet do zdjęcia z młodszego kolegi spodni. Wtedy Michael nie wytrzymał i wręcz wyrwał roześmianego dwudziestosześciolatka. Nie wiedział, co dostał od swojego "zaufanego kolegi", u którego był przed ich przyjściem do pokoju Johanssona, ale musiał się szybko dowiedzieć. Zdecydowanie nie było to dobre dla Krafta.
– Może już wystarczy na dzisiaj? – rzucił Robert i ukrył twarz w dłoniach. Westchnął głośno. Miał dość dzisiejszego dnia. Ku jego uciesze, skoczkowie postanowili rozejść się zgodnie do swoich pokoi. Jedynie śmiertelni obrażeni na siebie Thomas z Gregorem udali się do siebie w kompletnej ciszy. Został z nim Halvor. Gdy Tande zamknął drzwi do pokoju wąsacza i życzył im dobrej nocy, Granerud przykrył swojego kochanka jego drugim kocem. Jednak mania Johanssona na punkcie tych puchatych nakryć do czegoś się przydała. Poklepał go po ramieniu i usiadł obok.
– Pomogę ci to jakoś ogranąć, jeśli chcesz, to zostanę na noc, jakoś sobie poradzimy, no nie? – powiedział z uśmiechem. Robert kolejny raz tego wieczoru westchnął. Nie mógł się powstrzymać i złożył delikatny pocałunek na wargach młodszego. Ten zamruczał cicho, oddając, a zarazem pogłębiając pieszczotę.
– Dziękuję Halvor, co ja bym bez ciebie dzisiaj zrobił?
– Umarłbyś w totalnym rozpierdzielu z załamaniem nerwowym – obaj mężczyźni zaśmiał się i zabrali za małe, ale konieczne porządki.
wowowo, ponad trzy tysiące słów
to zdecydowanie najdłuższa i najdziwniejsza rzecz jaką napisałam, ale nagle nabrała mnie ochota na coś takiego, za wszelkie błędy przepraszam, ale to jest tak długie, że najzwyczajniej w świecie nie chce mi się poprawiać wszystkich
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top