bad - morgenzauer
– Już idziesz? – zapytał szatyn podnosząc się na łokciach. Śnieżnobiała kołdra zsunęła się z jego klatki piersiowej. Starszy mężczyzna zaśmiał się cicho widząc jego roztrzepane włosy. Poprawił je wzdychając cicho.
– Tak, muszę już znikać. Dobrze wiesz, że choćbym chciał, nie mogę zostać dłużej. Sabrina jest w domu, Lilly też wróciła, nie chcę jej obudzić wcześnie rano, teraz pewnie twardo śpi – obaj nie chcieli się rozstawać. Gregor miał nadzieję, że będzie dla Thomasa kimś więcej, niż skrywanym przed światem sekretem. Morgenstern za to zgubił się w tej relacji. Nie wiedział co robić. Najbardziej obawiał się tego, co pomyślą sobie o nim ludzie. Dlatego też postanowił wieść podwójne życie.
– Kiedy wpadniesz z Małą? Dobrze wiem, że tęskni za ulubionym wujkiem – zaśmiał się Schlierenzauer, chcąc pozbyć się w jakiś sposób bólu, który ogarniał cały jego umysł. Pragnął pewnego dnia obudzić się w ramionach swojego kochanka i usłyszeć: "Teraz możemy być już razem". Jednak zawsze kończyło się na pożegnalnym pocałunku w środku nocy i obietnicy powrotu któregoś wieczora.
– Może jeszcze w tym tygodniu, to co dzieciaku? Do następnego – powiedział i cmoknął szybko młodszego Austriaka. Nie chciał przedłużać tej chwili. Choć była bardzo przyjemna, musiał wracać do domu. Do partnerki, do córki, do miejsca, w którym powinien być.
Opuścił więc w pośpiechu dom Gregora. Wsiadł do samochodu i westchnął głośno. Zamrugał światłami. Odpowiedziało mu zgaszenie i ponowne zapalenie lampy w sypialni. Uśmiechnął się nieznacznie. Zawsze tak robili. Sprawdzali tak, czy wszystko okej. Thomas odjechał ze żwirowego podjazdu. Schlieri za to zsunął się po ścianie i ukrył twarz w dłoniach. To co robił było tak cudowne, jednak sprawiało mu zdecydowanie za dużo bólu. Chciał mieć go przy sobie. Znów chciał zadeklarować mu, że go kocha. Spotykali się przecież od czasu, kiedy wszedł do kadry. Wtedy było to takie łatwe. Media łykały wszystko. Koledzy z kadry dobrze wiedzieli o tym, co ich łączy. Fani skoków znali ich jako nie przepadające za sobą gwiazdy skoków. Jednak gdy Morgi zakończył karierę, wszystko się skomplikowało. Nie miał go już tak często. Stał się wrakiem człowieka, który odżywał tylko przy nim. Wtedy śmiał się, uśmiechał. Później wracał do szarej codzienności. Pustka i zimno wypełniały cały jego świat. Trzydziestotrzylatek przemierzał ulice Innsbrucku. Kolejny raz nie wiedział co zrobić. Czuł się źle, jednak chciał to wszystko powtórzyć. Czuł się przy nim świetnie. Jednak dobrze wiedział, że nie mógł przy nim żyć w normalny sposób. Wyjawienie orientacji któregoś z nich tylko zaszkodziłoby austriackiej drużynie, ich rodzinom, znajomym, im samym. Po około siedmiu dziesięciu minutach był już pod domem. Wysiadł z auta i zamknął je. Jak najciszej wszedł do domu. Nie spodziewał się zapalonego światła w kuchni, a raczej aneksie. Westchnął cicho. Zdjął buty i położył kluczyki na szafce. Podejrzewał co go czeka. Tak jak myślał, koło wyspy stała Sabrina.
– Masz mi coś do powiedzenia? – spojrzała na niego i poprawiła opadające na oczy włosy. Gdy Gregor to robił, Thomas się rozpływał. Gdy robiła tak jego partnerka, czuł się zdecydowanie obojętnie. Chciał aby wszystko było proste.
– Musiałem coś załatwić na mieście – powiedział, starając się brzmieć wiarygodnie. W końcu kto w nocy wychodzi z domu, żeby załatwić jakieś sprawy.
– Przestań kłamać, byłeś u kogoś, nie wiem kim jest ten idiota, którego masz zapisane w telefonie jako "Śliczny" – zrobiła cudzysłów w powietrzu i spojrzała na niego wzrokiem pełnym pogardy i złości. Wpadli.
– Nie wiem kto to, pewnie Lilly coś grzebała – podrapał się nerwowo po karku. Musiał się jakoś wykręcić.
– Przestań kłamać Thomas. Napisał, że jest gotowy i możesz przyjechać. Przejrzałam zresztą wasze wiadomości – Morgenstern zbladł słysząc te słowa. Nie było już odwrotu, choć bardzo chciał znaleźć coś, co przekonałoby Sabrinę, o jego rzekomej niewinności.
– Świetnie, więc wybieraj, on, czy ja? – pytanie doszczętnie go załamało. Chciał ich obu. Chciał bezpieczeństwa i jego ślicznego chłopca. Ranił ich obu, jednak nie dało się tego połączyć w całość. Ich życie nie byłoby piękne, w żadnym wypadku.
– Sabrina, ja nie umiem, zrozum, że zależy mi na nim i na tobie – westchnął, a jego partnerka pokręciła głową śmiejąc się gorzko.
– Jesteś żałosny Morgenstern, do piętnastej ma cię tutaj nie być, zabiorę wszystkie swoje rzeczy i możesz tutaj wracać. Jesteś okropnym człowiekiem – warknęła i wstawiła wodę w czajniku. On za to poszedł na górę, do sypialni. Wyciągnął walizki i zaczął pakować swoje ubrania.
ja:
wpadliśmy, mogę przyjechać z Lilly?
Śliczny❤:
jasne, ogarnę się i przygotuję jej pokój
ja:
dziękuję dzieciaku
Śliczny❤:
tylko proszę, nie zostawiaj mnie już, czuję się z tym wszystkim okropnie
ja:
ta, ja też. czuję się źle z tym wszystkim, ale i tak zrobiłbym to ponownie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top