48. Wiktoria x Dominik Peter
W tym dniu moja przyjaciółka miała swoje 18 urodziny i ja oraz moja ,,osoba towarzysząca''- Dominik bez żadnych przeszkód zgodziliśmy się, by na nią przyjść. Włożyliśmy trochę pieniędzy w kopertę, kupiliśmy jakiś skromny prezent i udaliśmy się na przyjęcie. Sala była ogromna, ludzi może około 70 osób.
- Cześć! Wielkie dzięki, że przyszliście!
- Nie ma sprawy, zawsze możesz na nas liczyć- Przyjaciółka uśmiechnęła się do nas szeroko i wróciła do witania gości, zaś my zajęliśmy swoje miejsca.
Impreza była...drętwa? Nikt nie chciał się przeważnie bawić, tylko siedzieli i czekali na kolejne dania. W sumie my robiliśmy tak samo, bo nie chcieliśmy być jedynymi, którzy tańczyli
- Mam tego dość! Chodź zatańczyć i rozruszać tę bandę dziadów- Szwajcar pociągnął mnie ze sobą do tańca i zaczął zapraszać całą resztę sali do tańca. W końcu zaczęło się coś dziać!
- Ty to jednak potrafisz rozkręcić ludzi
- Dziwisz się ? Jak na skoczni mi nie wychodzi, to po nocach ćwiczę zapraszanie ludzi do tańca- Chłopak poruszył zachęcająco biodrami i puścił oczko w moją stronę, na co ja w odpowiedzi lekko się zaśmiałam.
- Może i masz rację, ale pamiętaj, kto Cię tego wszystkiego uczył!
- Pff...dobrze wiesz, że nie potrzeba mnie dużo uczyć, a sam twoją technikę ulepszyłem- Zaśmiałam się i dodałam, żeby w końcu przestał gadać, tylko zaczął tańczyć, jak reszta gości.
Nareszcie przyszła pora na udźca! Dominik, niczym burza ruszył z talerzem, by skosztować mięsnej potrawy, którą wręcz uwielbiał i na każdej osiemnastce czekał tylko na to
- Nie mogę uwierzyć, że po takiej ilości, jaką ty zjadłeś nadal masz miejsce. Przecież niedługo wiatr Cię nie uniesie!
- Sam Cię wiatr nie uniesie. Nasza przyjaciółka ma urodziny to trzeba świętować, prawda ?- Nie wiem, czy Dominik nie pił czegoś na boku, bo to nie jest podobne do niego, żeby kiedykolwiek się do mnie w taki sposób odzywał, ale chłopak ma rację. Trzeba się bawić, póki można.
Zawsze tańczyliśmy wolny taniec, nieważne, czy byliśmy wstawieni, zmęczeni czy nie i tak musieliśmy, ale ten był...dziwny. Brunet trzymał mnie blisko siebie, jak nigdy i lekko nami kołysał do rytmu muzyki. Czułam się...dziwnie ? Nie wiem nawet, jak to opisać, ale na pewno czułam takie ciepło z jego serca, a sama czułam się bezpiecznie.
- Dominik ? Masz mi coś do powiedzenia ? - Widać było po nim, że jest speszony, a burak, jakiego odwalił tylko mnie w tym utrwalał
- Nic takiego, zawsze tak mam, jak z Tobą tańczę
- Śmiem się nie zgodzić. Nigdy mnie do siebie tak nie przyciskałeś i nie przyciągałeś mojej głowy do siebie- Chłopak na chwilę przestał, ale dalej mnie trzymał przy sobie.
- Zamknij oczy, proszę- Zrobiłam tak, jak prosił. Czekałam, ta chwila trwała wieki, ale tego co się stanie, to się nie spodziewałam. Dominik...on...on pocałował mnie...mnie!
- C-CO TY ZROBIŁEŚ?!- Nigdy nie czułam się taka zakłopotana. Dominik mnie kocha? Ale...jak ?? Nie mogę w to uwierzyć. To musi być jakiś dziwny sen, z którego się zaraz obudzę
- Jeśli myślisz, że to jest sen, to się mylisz. Kocham Cię, wika, w sumie od zawsze Cię kochałem- Posłałam bardzo szeroki uśmiech w jego stronę i mocno się przytuliłam do Szwajcara, ponawiając z nim taniec
~Prochi♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top