Very funny, verrry funny bro
#ROZDZIAŁNIESPRAWDZANY#
Zdyszana wybiegam na hol szpitalny z deskorolką pod pachą. Szukam w myślach numeru sali w której leży Karol. Niestety chyba bezskutecznie ponieważ niepamietam kompletnie tych prostych trzech numerów. Oczywiście mój pośpiech maczał w tym palce a może i nawet głowę. Podchodzę zresygnowana do punktu informacji i ustawiam się w kolejce. Mimo że przede mną jest może z pięć osób i tak mam wrażenie że jest ogromna i niekończąca się.
Patrzę w lewo znudzona ciągłym widokiem spoconej pach faceta przede mną. Widzę jakiś napis nad drzwiami. Zamazany i nieczytelny z tej odległości. Mimo to i tak doskonale wiem że to szpitalna kawiarnia. Napewno jest tam drogo ale pewnie lepsze jedzenie niż ta szpitalna paćka.
Patrzyłam zamyślona o smacznym jedzeniu kiedy z kawiarni wyszedł Kuba. Miał dwa papierowe kubeczki prawdopodobnie z kawą i jednego pączka. Ruszyłam szybko odzyskując w końcu świeże powietrze.
* Kuba - Krzyknęłam. Zdziwiony odwrócił się i widząc mnie biegnącą w jego kierunku zaśmiał się. Po niespełna paru sekundach byłam już obok niego trzymając się za kolana zmęczona. Chłopak śmiał się oparty plecami o słup. Mało brakowało i wylałby na mnie gorącą kawę. Wyprostowałam się udając poważną osobę.
* no witam - powiedziałam powstrzymując śmiech.
* no cześć - odpowiedział również powstrzymując odruch śmiechu.- Przyszłaś prawie że punktualnie. Gdyby nie to 10 minut - dodał śmiejąc się.
* shut up - powiedziałam szybko - idziemy do niego czy Będziesz zrywać boki ze śmiechu? - Zapytałam
* TO NIE MOJA WINA - Prawie Krzyknął do mojego ucha. - Ale tak idziemy bo księżniczka jest głodna i marudzi jak malutkie dziecko, że nie ma co jeść, że się spóźniasz, że chce wstać z łóżka i inne pierdoły. * a ty jako kochająca mama robisz wszytko żeby twoje dziecko było szczęśliwe. - Zaśmiałam się cicho.
* Shut up- powiedział naśladując mój głos co w jego wykonaniu było dość komiczne.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy co raz chichocząc. Sala numer 120, 123,125,126... Już niedaleko. Sala 130. Sala 134. Jesteśmy na miejscu. Kuba wchodzi pierwszy śmiejąc się w głos widząc coś w sali Karola. Ka żeby nie było, że zostanę za drzwiami weszłam za nim, i również wybuchłam śmiechem.
Karol leżał na łóżku w piżamie a jego kołdra i poduszka wylądowały pod oknem. On sam zaś wiercił się i skakał jakby udawał wurzuconą na brzeg rybę.
Chłopak ogarnął się dopiero gdy usłyszał śmiech Kuby.
* bardzo śmieszne bardzooo śmiechem kubs. Co tak długo?! Dawaj żarcie bo umrę tu z głodu pa... - Przerwał widząc, że też stoję w pokoju. Wyglądał dość śmiesznie. Jego nawet długie blond włosy były dosłownie na każdym milimetrze jego twarzy miał na wpół otwartą buzie i Wyglądał jakby dopiero się obudził. Zachichotałam i wrzuciłam z siebie jakieś przyzwoite przywitanie. Usiadłam na niskim krzesełku śmiejąc się z jego miny.
* zamknij buzie bo ci mucha wleci- Powiedziałam przypominając sobie jak kiedyś babcia mi tak mówiła.
* brzmisz jak moja mama - powiedział i udał wkurzonego. Wyrwał jedzenie z Kuby ręki prawie je wyrzucając, i zakrywajac głowe kołdrą zaczął jeść przy akompaniamencie stworzonym z naszych śmiechów.
* stary... To ci nie ucieknie - wydusił z siebie Kuba. - If you know what I mean - zaśmiał się.
Nie za bardzo wiedziałam o co chodzi ale mimo to śmiałam się jak głupia ciesząc się, że wkońcu się śmieje. A do tego nie udaje. Naprawdę śmieszy mnie ta dwójka. Mają super poczucie humoru. Widać że to są najlepsi przyjaciele.
* very funny... very funny bro... - Usłyszałam stlumiony przez kołdrę głos Karola. Dalej udawał obrazonego. Słysząc go byłam prawie pewna że mówi z pełną buzią
* nie mówi się z pełną buzią. - Powiedziałam i znowu poczułam ciepło i radość. Cieszyłam się, że wkońcu znalazłam kogoś, kto potrafi wzbudzić u mnie salwe śmiechu, który w żadnym stopniu nie był wymuszony. Nagle przypomniało mi się coś naprawdę śmiesznego. Chciałam zobaczyć reakcje Kuby i Karola na to więc zaczęłam się powoli uspokajać tak aby nie śmiać się podczas opowiadania.
* ey Kuba pamiętasz tego chłopaka który siedział w holu główny? Tego ze złamaną nogą? - Zapytałam. Udawałam wielce poważną by w jak najlepszym stopniu uniknąć zbyt szybkiego zdemaskowania.
* no tak ten z czarną bluzą, nie? - Odpowiedział przypominając sobie sytuację sprzed niecałych trzydziestu minut.
*tak tak jego. Wiesz co sobie pomyślałam jak go zobaczyłam?
* nie, nie wiem? Co?
* że ten mi nie ucieknie. - Kończąc wypowiedź śmiałam się jak głupia, ale prawdę mówiąc tak właśnie było. Przez mój wygląd i charakter bardzo ciężko było mi znaleźć przyjaciół a co dopiero chłopaka. Dlatego też za często niewychodzilam na dwór. Były przypadki że siedziałam w domu ponad tydzień i gdyby nie fakt że ojca wtedy nie było, a matka była chora to siedziałabym w nim dłużej.
Gdy Wytarłam już łzy spowodowane śmiechem zobaczyłam że tylko ja się śmiałam. Kuba patrzył na Karola, a ten zaś na mnie z podniesioną lewą brwią.
* to było akurat słabe. - Odezwał się i tak rozbawiony Kuba.
* a nawet bardzo słabe - dodał Karol.
Odchaknelam i spojrzałam na swoje buty pozwalając moim włosom aby zasłoniły mnie.
* jesteś słodka gdy się zawstydzasz. - Usłyszałam po długiej ciszy.
Poczułam na swoich policzkach leciutkie szczypanie. Starałam się to jak najlepiej ukryć. Bałam się śmiechu z jego strony.
Znowu nastała cisza. Słychać było tylko dwa oddechy. Zaskoczyło mnie to ponieważ jeżeli potrafię liczyć to powinno ich być trzy.
Usłyszałam lekki skrzypienie łóżka i ruch pościeli.
Chwilę potem ktoś dotknął moje włosy i ogarnął je za ucho . Uparcie patrzyłam na buty bojąc się podnieść wzrok wyżej.
Zobaczyłam czyjąś dłoń która dotknęła mój podbródek i pociągneła lekko w górę.
Patrzyłam teraz w parę pięknych zielonych oczy. Jego grzywka była w pięknym nieładzie, a twarz zrobił lekki uśmiech.
* tak ślicznie wyglądasz gdy się rumienisz. - Wyszeptał.
Nic nie odpowiedziałam. Patrzyłam tylko na jego oczy jakby doszukując się w nich drwiny.
Karol również patrzył mi w oczy. Nagle jednak zjechał wzrokiem niżej. Chwycił obiema rękoma za policzki i znowu spojrzał mi w oczy.
Domyślam się co chciał zrobić. Szukał w moich oczach zgody lub sprzeciwu ale zastał w nim tylko niezdecydowanie.
Spojrzał jeszcze raz na moje usta, przymknął oczy i zaczął się powoli zbliżać. Spanikowana zamarłam w bezruchu. Dzieliła nas już bardzo mała odległość kiedy oprzytomnialam. Odsunęłam się i strąciłam jego ręce z policzków. Karol otworzył szybko oczy i spojrzał na mnie zakłopotany.
* klaudia... Ja.. Ja.. - Zaczął szybko cofać się pod ścianę jakby bojąc się reakcji z mojej strony.
* Ja chyba muszę już iść - powiedziałam szybko. Wstałam z krzesełka i ruszyłam do wyjścia. Obejrzałam sie za siebie by ostatni raz na niego spojrzeć. Miał opartą głowę o ścianę a ręce położone na oczach.
* żegnaj Karol - powiedziałam cicho.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top