if i ware sorry
Znowu siedzę w moim ukochanym domku na drzewie. Patrzę jak przed nim biegają małe króliczki. Skaczą i bawią się wspólnie. Jedzą trawę są szczęśliwe. To słodko wygląda. Jednak po chwili uciekają. Jeden w stronę drzew drugi za nim a trzeci patrzył się tempo w rzecz która i wystraszyła. Nie słyszałam żadnych głosów zwierząt. Było cicho tak jak zawsze. Dało się usłyszeć odgłos szumu drzew. Mały szelest liści i nic więcej. Królik podążał wzrokiem prawdopodobnie za rzeczą która je wystraszyła. Była niebezpieczne blisko mojego domku. Ktoś wchodził po schodach - deskach przybitych do drzewa. Spojrzałam przerażona na drzwi. Chwyciłam z plecaka scyzoryk otworzyłam go i schowałam za plecami. Jeżeli to jakiś pijak może być ze mną źle. I to nawet bardzo źle. Kurczowo trzymałam dwiema rękoma broń. Jakby co byłam gotowa do ataku. Mogłam w każdym momencie nim rzucić i wyskoczyć przez okno. Odległość domku od ziemi była mniejsza niż 5 metrów. Jeżeli mi się uda nie powinno mi się nic stać. Drzwi zaskrzypiały. Ktoś zapukał.
Dziwne kto normalny puka do drzwi w domu na drzewie?
Chwilę potem drzwi się otworzyły a w nich klęczał Kuba.
Odetchnąłem z ulgą i zaczęłam się śmiać. Wyrośnięty Kuba stał - wróć klęczał w małych drzwiach. Poczłapał na kolanach i usiadł przede mną.
* skąd wiedziałeś gdzie będę? - Zapytałam z uśmiechem na twarzy. Jego towarzystwo zawsze poprawiało mi humor. Mogło się zawalać niebo a ja i tak bym była szczęśliwa jeżeli on by był obok mnie.
* Ja zawsze wiem gdzie jest moja księżniczka - spójrz na mnie spod rzęs. Wyglądał jak dla mnie jak pedofil. I chyba o to mu właśnie chodziło.
*Mogłam być wszędzie. Jeździć na desce w którymś ze sketeparków. Skąd więc wiedziałeś ze jestem tutaj? -odpowiedziałam ze śmiechem. Zawsze potrafił mnie rozśmieszyć. Był idealny w każdym calu.
* Skarbie myślisz że po tym jak słyszałem twój płacz wczoraj wieczorem jak byłaś u mnie nie domyśle się ze przyjdziesz tu następnego dnia? - przytulił mnie a ja momentalnie pobladłam.
*S-Słyszałeś to? - powiedziałam cicho.
*oczywiście. Myślisz że czemu rozśmieszałem ci resztę wieczoru? Kocham cię i twoje łzy są bólem dla mojego serducha - wskazał palcem miejsce gdzie znajduje sie serce. dalej patrzył na mnie spod rzęs. Spod czapki która była założona na odwrót wystawały mu kosmyki włosów. Jeden z nich spadł mu na czoło więc zdjął czapkę i poprawił fryzurę. Jednak nie trafiła ona ponownie na jego głowę. Szeroko się uśmiechając położył ją na moich zniszczonych przez wiatr włosach. Lekki uśmiech wkradł się ponownie na moją twarz.
* On nie powinien być powodem dla którego płaczesz. Karol jest.. cholera jak to ująć.- przerwał na chwilę. - wiem... jest po prostu zazdrosny. Jestem jego przyjacielem i nie spodziewał się że będziesz ze mną. Karol chce być traktowany jako nie wiem ? szef? lubi się rządzić. Prawdę mówiąc... - przerwał i spojrzał smutnym wzrokiem mopsa na mnie. - ja... ja.. em.. -zaczął się jąkać co było do niego niepodobne. podrapał się po karku i spojrzał przez malutkie okienko domku na drzewie.
*coś się stało? - zapytałam nie pewnie.
*ja.. nie mieszkam tu.. przyjechałem tu tylko na jakiś czas. Mieliśmy omówić z Karolem sprawy przeprowadzki... do polski. - powiedział. Czułam że coś nie gra. Spojrzał mi w oczy jednak ja natychmiast odwróciłam wzrok. Czułam że naprawdę coś jest nie tak. Teraz ja patrzyłam na widok z okna. Las. Króliczki które siedziały tu niedawno wróciły i dalej się bawiły. tym razem nikt nie powinien ich wystraszyć. Było cicho. Żadnych kroków. Siedziałam w cichy wraz z Kubą. Płakałam. Miałam powód do tego. Osoba która mnie potrafi rozśmieszyć i pocieszyć jednym gestem mnie zostawia. Wyjeżdża 1847 km ode mnie. To przykre. Po raz kolejny przywiązałam się jak głupia do osoby która mnie opuszcza. Głupia ja .... Głupia miłość....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top