Hey are you okey?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Perspektywa Klaudii
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pierwsze co czuję po odzyskaniu świadomości to przeraźliwy ból w klatce piersiowej. Otwieram powoli oczy nie wiedząc gdzie tak naprawdę jestem, a na pewno nie jestem w domu ponieważ powierzchnia na której leżę nie jest zbyt miękka. Widzę nad sobą dwie postacie z czego jedną z skądś znam.
* Hey nic ci nie jest ? - zapytał koleś na którego przez przypadek wpadłam na desce. Poczułam lekkie uderzenie w prawy policzek. Otworzyłam szerzej oczy i zobaczyłam że nad tą dwójka stoją kolejni ludzie.
* za tobą - powiedziałam na tyle głośno na ile było mnie wtedy stać. Obrońcy od razu się odwrócili i zobaczyli nad sobą arabów. Zaczęli się bić chciałam im w jakikolwiek sposób pomóc niestety nie miałam sił za każdą próbą wstania ból w klatce piersiowej mi to uniemożliwiał przez co leżałam na ziemi i wpatrywałam się tempo w bijatykę. Spróbowałam sięgnąć do kieszeni kurtki i wyciągnąć z niej telefon. Niestety nie było go ani w kieszeniach kurtki ani w spodniach. Musiał mi wypaść gdy mnie złapali albo mi go zabrali.
Tajemniczy obrońca na którego wcześniej wpadłam dostał dość mocno przez co zatoczył się i upadł dość blisko mnie. Przesunęłam się do niego po czym sprawdziłam czy żyje. Żyje jest dobrze, ocudziłam go i przeszukałam kieszenie w poszukiwaniu telefonu. Odblokowałam go i wpisałam numer alarmowy. Zadzwoniłam i podałam wszystkie ważne informacje po czym powiedziałam że jeden z obecnych tu mężczyzn jest nieprzytomny. Gdy chciałam podać jego imię zdałam sobie sprawę że nie mam pojęcia jak on się nazywa. Niby dziwne niby nie ale po tym jak wybuchł przy mnie boję się go. A wydawał się miły... szkoda. Gdy skończyłam podawać informację anonim otworzył oczy. Rozejrzał się po czym wstał i spojrzał się na mnie. Speszona odwróciłam wzrok i postanowiłam spróbować po raz kolejny wstać. Tym razem próba zakończyła się sukcesem. Stałam chwiejne na nogach i patrzyłam pół przytomnym wzrokiem na ciągle bijących się mężczyzn. Chwiejnym krokiem ruszyłam w ich kierunku. W połowie drogi poczułam że stopa na której miałam przeniesiony ciężar ciała nie wytrzymuje i przechylam się na bok. Przygotowana psychiczne czekałam na spotkanie z zimnym asfaltem. W ostatniej chwili poczułam czyjeś oplatające się ramiona wokół moich bioder. Otworzyłam oczy zaskoczona i zobaczyłam piękne niebieskie oczy tajemniczego obrońcy.
* wszystko w porządku? Usiądź jesteś strasznie blada na pewno coś cie boli. - mówił i posadził mnie ponownie na asfalcie.
Gdy spojrzałam w stronę walki zobaczyłam że przyjaciel anonima leży nieprzytomny a jego twarz jest cała we krwi. Obrońca podbiegł do niego i sprawdził czy żyje. Arabowie odciągnęli go od niego i zaczęli kopać w brzuch. Gdy chcieli zamachnął i kopnąć w głowę usłyszałam syreny policyjne. Spojrzałam w stronę końca tunelu i zobaczyłam niebiesko czerwone światła. Uradowana że w końcu przyjechali spojrzałam w stronę anonima. Bandyci również spojrzeli w tą stronę przerażeni wymienili spojrzenia i zaczęli uciekać. Policjanci szybko wyskoczyli z auta i zaczęli za nimi biec. Chwilę po nich przyjechała karetka. Podbiegli do nas i zaczęli badać. Jeden z nich się chyba dopiero uczył bo gdy przyjechał do nas z noszami nie zdążył ich zahamować i niestety tradycji stało się zadość i dostałam nimi w twarz przez co straciłam przytomność.
Obudziłam się w szpitalu. Znałam to miejsce dość dobrze, byłam tu już nie raz. Podparłam się łokciem o materac i podniosłam do góry. Rozejrzałam się i pierwsze co zobaczyłam z tej wysokości to siniaki na rekach oraz postać która stała pod ścianą i patrzyła na mnie. To był ten chłopak któremu złamała deskę. Chciałam wyczytać z wyrazu jego twarzy czy jak się odezwę to czy zacznie krzyczeć tak jak na Lisę. Wyglądał jak posąg, przystojny posąg ale wciąż posąg. Nie wyrażał żadnych emocji po prostu patrzył się na mnie. Poczułam że mam suche gardło, odkaszlnęłam.
* przepraszam.. i.. dziękuję - powiedziałam cicho i prawdopodobnie niewyraźnie ponieważ mój głos był chrapliwy. Spróbowałam odkaszlnąć jeszcze raz, bez rezultatu. rozejrzałam się szybko po bokach zawsze stały tam szafeczki na kółkach a na szafeczkach stała często woda. Miałam rację stał tam kubeczek pełen wody. Wzięłam go i łapczywie wypiłam całą zawartość. Spojrzałam ponownie na anonima. Ten cały czas patrzył na mnie i nad czymś myślał.
* nie przedstawiłaś się... ja zresztą też nie.. - usłyszałam. Uśmiechał się to chyba dobrze prawda?
* yhm.. rzeczywiście.. - powiedziałam cicho. Mój głos jest strasznie cichy. Czasem muszę krzyczeć żeby mnie ktoś usłyszał a stoi kawałek ode mnie.
* Karol - przedstawił się, podszedł do mnie i podał rękę. Na jego twarzy cały czas widniał uśmiech. Może jednak to pozytywny człowiek? Nie mam pojęcia na pewno jest dziwny.
* Klaudia - również się uśmiechnęłam i podałam rękę którą szybko uścisnął. Chciałam usiąść po turecku ale ból w klatce piersiowej mi to uniemożliwił. Syknęłam cicho i z powrotem opadłam na poduszki. Odwróciłam się powoli w prawo i patrzyłam na pobazgrane szafeczki szpitalne. Ciekawe czy moja mama wie ci mi się stało, Pewnie się martwi. Mogłam wrócić do domu po wypadku z Karolem ,a nie jechać dalej do tunelu.
* Teraz jesteś mi chyba winna przysługę, prawda?- usłyszałam jego rozbawiony głos.
* czemu ty jesteś taki radosny? Dali ci gaz rozweselający czy jak? - zapytałam ciekawość wzięła górę. W tej sytuacji powinien mnie męczyć o nową deskę i jakiś hajs za pomoc. Jednak on woli się śmiać i udawać że nic się nie stało. Musieli mu dać jakiś gaz rozweselający czy coś bo to jest nie podobne do normalnego zachowania ludzi w tej sytuacji.
* ja tam nie wiem - zaśmiał się. Wkurza mnie już trochę. Czemu nie może stąd wyjść? Chcę pobyć sama pomyśleć pochodzić a nie siedzieć z nim w jednym pokoju i słuchać jak on się śmieje i niczyim nie przejmuje. Jego lekceważące zachowanie jest nieodpowiednie i denerwujące.
* kurwa mać daj mi na chwilę spokój - powiedziałam cicho po polsku. Przecież nie powiem mu tego po angielsku bo jeszcze mnie zwyzywa czy coś a tak to przynajmniej nie wie o co chodzi.
* nieładnie tak jak chciałaś spokoju to trzeba było powiedzieć a nie przeklinać pod nosem a by the way skąd znasz polski? - powiedział Cały czas z uśmiechem na twarzy. Zdrętwiałam. On zna polski?!
* ty znasz polski?
* nom jak widać tak- zaśmiał się po czym dodał - jestem polakiem który przeprowadził się do Anglii - wyszczerzył zęby. Muszę przyznać że jest całkiem przystojny. A ten uśmiech.. Zaśmiałam się histerycznie z moich myśli. Jestem jakaś walnięta. Podoba mi się chłopak któremu złamałam deskę, został przeze mnie pobity i którego się boję. Tak jestem walnięta. Patrzyłam tak na niego pewnie zbyt długo ponieważ śliczny uśmiech zniknął z jego twarzy.
* przepraszam - powiedziałam i powróciłam do patrzenia na zniszczone stoliczki szpitalne. Dziwne czuję się jak w psychiatryku brakuje tylko ludzi związanych w kaftanach bezpieczeństwa. Cały czas czułam na sobie wzrok Karola. Speszona pociągnęłam kołdrę i zakryłam się nią jak mała dziewczynka bojąca się swojej szafy. Usłyszałam ponownie jego śmiech. Nie miałam pojęcia czy śmieje się ze mnie czy z czegoś innego ale tak czy tak poczułam że chce mi się płakać. Trzymałam się twardo nie puszczając ani Jednej łzy z oka. Mimo to mój oddech był przyspieszony i czułam że zaraz dostanę histerycznej czkawki. Szybko zatkałam sobie ręką buzie. Tak jak myślałam dostałam czkawki a zasłonięta buzia nic nie dała. Siląc się żeby ją zatrzymać zapomniałam o łzach które zaczęły mi spływać po policzkach. Jezu jak to trudne. Życie wrażliwych osób jest straszne. Żyjesz w ciągłym strachu, przed ludźmi, przed miłością przed przyjaźnią, przed tłumem, dosłownie przed wszystkim.
Karol chyba domyślił się że płacze bo ściągnął ze mnie kołdrę i spojrzał na moją twarz. Jego ręką jakby automatycznie zaczęła sięgać do mojego policzka. Ja szybko przewróciłam się w drugą stronę. Wydarłam szybko policzki rękawem bluzy i z całych sił starałam się zatrzymać czkawkę która od zawsze była moim wrogiem. Ile razy jej dostawałam w ważnych sytuacjach... apel w szkole proszę bardzo czkawka właśnie a co do apelu u mojego lęku przed tłumem to ma ze sobą dużo wspólnego ponieważ właśnie przez apele dostałam tego lęku.
Karol w tym czasie cały czas się na mnie patrzył. Czułam jak jeździ wzrokiem po moim ciele. Ponownie postanowiłam zasłonić się kołdrą niestety Karol miał chyba inny plan ponieważ uniemożliwił mi to trzymając za koniec kołdry.
* Dlaczego płaczesz? - zapytał. No i co ja mu powiem? Nie wiem czemu płacze taka już jestem. Płacze z błahych powodów. Przecież mnie wyśmieje.
* j..ja- powiedziałam jąkając się. Gdyby ta cholerna czkawka żyła to bym ją zabiła na śmierć *. Cały czas byłam odwrócona do niego plecami. Nie miałam najmniejszej ochoty żeby się odwracać w jego stronę. Niema na co patrzeć. Zwykła dziewczyna która ma łzy na policzkach i brudną twarz.
* Klaudia.. spokojnie ja nie gryzę - byłam pewna że się uśmiechnął się w tym momencie. Mi jednak nie było do śmiechu. W głowie cały czas miałam jego słowa i krzyki wypowiadane do osoby po drugiej stronie telefonu.
* Skrzywdzić można nie tylko w sposób fizyczny - powiedziałam zaskakując sama siebie że mój głos był pewny, spokojny, nie zająkałam się ani razu.
Po tych słowach Karol nic już nie mówił. Słychać było tylko nasze oddechy i ludzi którzy po korytarzu. Przez tą ciszę zachciało mi się spać, powieki robiły się ciężkie a głowa pusta. Zamknęłam oczy i myślałam o czymś miłym. W ten sposób odpłynęłam do krainy czarów, miłości, szczęścia i mopsów czyli tak zwanej fantazji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top