Doubt

Obudziłam się z zaschniętymi łzami na policzkach, rozmytym makijażem i w dość dziwnym położeniu.
Próbowałam się jakoś ułożyć, ale coś mi w tym przeszkadzało.
Odwróciłam głowę.
-o matko boska...- moje policzki zrobiły się momentalnie czerwone jak dwa dorodne pomidory, kiedy zobaczyłam obok siebie jego twarz. Wszędzie była pomarańczowo żółta łuna światła. Zgadywałam, że jest coś koło czwartej albo piątej. Cisza przypominała mi o wyjeździe wszystkich bliskich mi osób.
Poczułam, jak zbierają mi się łzy. Szybko zaczęłam mrugać mając nadzieję, że tym sposobem uda mi się powstrzymać je przed ponownym zmoczeniem mi policzków.
Każdy mój ruch był szybki i dziki. Zachowywałam się jak kot w nowym otoczeniu choć tak naprawdę to wciąż był mój pokój.
Poczułam jak chłopak obok mnie się rusza. Szybko wróciłam do przemyśleń z przed chwili i jak strzała wyskoczyłam z łóżka.
- o matko, o matko... - szeptałam chodząc w kółko wokół zrzuconej pierzyny. Co sekundę wkładałam włosy za ucho. Spojrzałam na szafę. Wciąż była otwarta. W środku dalej leżał telefon, dalej widniał na nim SMS, dalej leżały tam tabletki i pusta butelka.
Poczułam, jak robi mi się niedobrze. Chwyciłam się jedną ręką za brzuch a druga za usta i schylona pobiegłam do łazienki.
Mało brakowało a zwymiotowałabym na dywan w holu.
Schylona nad deską klozetową, na kolanach podparta jedną dłonią o podłogę a drugą zagarniając włosy zwracałam wczorajszy obiad.
Gardło cholernie piekło, bolały mnie kolana po energicznym uderzeniu nimi o podłogę łazienki.
Straciłam siły w dłoniach więc puściłam kosmyk włosów i by nie wpaść twarzą do klozetu oparłam się o szafkę obok.
Pogodziłam się z tym, że będę musiała umyć włosy, kiedy ktoś chwycił moje włosy i przy trzymał je z tyłu robiąc coś na wzór kitka.
Kiedy ostatnie porcje mojego wczorajszego obiadu opuściły mój organizm, zmęczona oparłam się o szafkę.
Obok mnie kucał Karol. Jego wzrok napawał mnie wyrzutami sumienia. Był zmartwiony i zdenerwowany. Wstał, spuścił wodę chwycił za papier, wytarł mi nim usta po czym chwycił ręcznik do twarzy zmoczył go i wycisną z niego nadmiar wody.
- Trzymaj. Przyłóż do czoła. Zaraz zrobi ci się lepiej- powiedział po czym podał mi ręcznik i usiadł na wprost mnie.
Zrobiłam tak jak powiedział i poczułam lekką ulgę. -Dziękuje. - wyszeptałam z trudem w jego stronę.
- wiesz przez taką ilość tabletek myślałem, że gorzej skończysz, ale na szczęście skończyło się tylko na tym. - powiedział w taki sposób jakby ignorował moją wypowiedź. Patrzył mi prosto w oczy. Zamiast tych iskierek szczęścia które były u niego podczas naszego pierwszego wypadku był tylko ból. Ból i smutek.
Jego dolna warga drżała ręce ledwo utrzymywały się na jego kolanach.
Spojrzałam mu w oczy i z bólem powtórzyłam słowa podziękowania. Ten widok był okropny.
Jednak gdyby zamiast Karola siedział tu Kuba...
Zaczęłam płakać jak dziecko po tym jak przypominało mi się nasze ostatnie spotkanie.
Był wtedy idealny.
Starał się mnie rozweselić na miliony sposobów.
Pamiętam, jak się wygłupiał w parku i udawał Flasha.
Ta śmieszna wymowa Barry Allena. Zabójcze spojrzenie.
Te wspomnienia sprawiły, że już kompletnie opadłam z sił.
Rozryczana padłam na podłogę.
Słyszałam tylko swoje imię, a potem poczułam zimno Łazienkowej podłogi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Obudziłam się na swoim łóżku. Czułam potworny ból głowy i gardła. Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej i chwyciłam z szafki nocnej szklankę z wodą. Łapczywie wypiłam z niej zawartość i z trzaskiem położyłam z powrotem na szafce.

Rozejrzałam się po pokoju i chwilę nasłuchiwałam. Ktoś był w kuchni. Było ich co najmniej dwóch. Kłócili się o coś.

Ostrożnie wstałam z łóżka i chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi. Nie wiedziałam kto jest na dole. Rodzice wyjechali do Polski w odwiedziny, Kuba również... Będąc na schodach usłyszałam kawałek rozmowy.

- Stary czy ty zdajesz sobie sprawę co się prawie stało?! To nie są jakieś błahe sprawy. Ona próbowała się zabić!

- Cholera... nie traktuje tego jak jakąś błahą sprawę. Zdaję so... - W tym momencie stanęłam w przejściu. Widząc kto stoi w kuchni zaczęłam automatycznie płakać. Moim ciałem targały silne drgawki. Nie mogłam nic powiedzieć.

-Klaudia...- Wyszeptał Karol i szybko przytulił mnie do siebie. Do moich nozdrzy po chwili doszedł jego zapach i wspomnienia z dzisiejszego poranka. -Spokojnie... Klaudia...

Gdyby nie silne ramiona Karola straciłabym siły w nogach i padała na podłogę. Nie miałam siły nawet żeby podnieść ręce.

-Choć...- Powiedział Karol. Po chwili jednak chwycił mnie w pasie i posadził na blacie. Spojrzał mi w oczy i wytarł ręką policzki. - Już spokojnie... okey?

Spojrzałam na Kubę. Patrzył na blat i swoje dłonie.

Unikał mojego spojrzenia... Ponownie spojrzałam na Karola. Patrzył na mnie z troską i nad czymś głęboko myślał. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top