Dodatek #1 - Niewykorzystane fragmenty

Prolog, absolutnie pierwszy prolog, do tej historii, która nie była nawet historią o Draco, który jest wilkołakiem.

W restauracji, w której mają się spotkać jest mało ludzi. Kelner prawie natychmiast do nich podchodzi. Jest ubrany w ten śmieszny służbowy strój. Długi czarny fartuch, biała koszula i notes w ręku. To on się uparł na mugolską restaurację. Nie chciał by ludzie szeptali o nich kiedy tylko przekroczą próg Pokątnej.

– Dzień dobry państwu. Oto menu - podaje im duże prostokątne książeczki. - Kiedy tylko państwo wybiorą, proszę dać mi znać.

– Oczywiście.

Mężczyzna odchodzi z przyklejonym uśmiechem na ustach. Remus nie przepada za takimi ludźmi. Jeśli ma być szczery po wojnie jeszcze bardziej zaczął unikać ludzi. Miał dosyć ich obecności. I pytań. Niekończących się pytań. O niego. Harry'ego. I Draco.

– Białe czy czerwone?

– Słucham?

– Białe czy czerwone wino, panie Lupin?

– Zostanę przy gazowanej wodzie.

– A, tak. Pełnia już za cztery dni. Rozumiem.

Ma ładny uśmiech. Przegląda uważnie menu, ale Remus jednocześnie czuje jej spojrzenie na sobie. Kiedy wspomniała o pełni, mimowolnie spiął mięśnie. Tylko kilka osób mówiło o pełni z taką swobodą. I najczęściej musiało minąć dużo czasu. A ta kobieta przyjęła to jako coś naturalnego. Mężczyzna, z którym spędzi dzisiejszą kolację jest wilkołakiem cztery dni przed przemianą. Remus nie wiedział czy ta kobieta jest odważna czy głupia. Nie odrzucał tego drugiego, ale pierwsza opcja bardziej mu się podobała.

Czekając na przystawkę Rea opowiada mu o sobie. Totalnie niepotrzebne rzeczy. Może chciała aby ten mur między nimi został złamany.



Prolog.

Podobno jeśli bardzo się w coś wierzy, to to się spełni. Harry, siedząc w komórce pod schodami, zastanawiał się co z nim jest nie tak. Za każdym razem marzył, pragnął i widząc spadającą gwiazdę, zaciskał mocno powieki i modlił się o kochającą rodzinę. Ciotka i wuj wiele razy mówili mu, że jest dziwadłem i podrzutkiem. Harry, nie do końca rozumiał co to znaczy bękart, ale zawsze gorliwie przytakiwał. Był małym, cichym chłopcem, który nie powinien istnieć. Wiedział to od zawsze i pamiętał za każdym razem wyuczoną formułkę, jeśli ktoś zapyta go skąd ma tego siniaka.

Uderzyłem się, sir. Jestem trochę nieostrożny. Zawsze byłem łamagą.

To nie jest wcale kolejny siniak, po tym jak zmienił wszystkie kwiaty w ogrodzie ciotki na zielony i cały salon na ten sam ohydny kolor. To nie tak, że nie widział na pobite oko przez dwa dni i bał się, że zostanie tak na zawsze. Po prostu się uderzył. Tak po prostu. Wypadki się zdarzają.

Jednak ludzie nie pojawiają się tak po prostu. O tym Harry wiedział doskonale. Kiedy wychodził wieczorem z swojej komórki pod schodami i o mało nie wpadł na dziwnego pana stojącego w przedpokoju, przestraszył się. Starszy mężczyzna uśmiechnął się do niego, a Harry, zaczął panikować. Kiedy do cioci i wujka przychodzili goście, on powinien się nie wychylać. Zawsze siedzieć cicho i nie pałętać się pod nogami. To były główne zasady jakich musiał się nauczyć. Mężczyzna był ubrany w długą sukienkę ozdobioną trójkątami i wcale nie wyglądał jak ci wszyscy goście z pracy wuja.

– Dzień dobry, Harry.

Chłopic spojrzał szeroko otwartymi oczami na mężczyznę. Nie wiedział skąd on znał jego imię. Mimo wszystko nie miał zamiaru odpowiadać.

– Jak ma się mój Złoty Chłopiec? Harry, odpowiesz mi?

– S-skąd pan jest? – zapytał przerażony Harry.

Albus Dumbeldore, jedynie uśmiechał się przekornie.

– Jestem twoim przyszłym opiekunem, Harry. A ty moim małym bohaterem.

Harry'emu się to nie spodobało. Nie chciał być niczyim bohaterem, Ci wszyscy bohaterowie byli zawsze silni, mieli duże pokoje i walczyli z jakimś złym facetem. Przynajmniej zawsze kiedy podkradał się, aby obejrzeć to co Dudley. On sam był wychudzony, bity i nie miał żadnych super mocy. To co on robił był przejawem dziwactwa. On sam był dziwakiem.

– Powinien pan sobie znaleźć innego bohatera. Ja się nie nadaje.


***


Kiedy Harry miał trzynaście lat nadal twierdził, że się nie nadawał na bohatera. Mimo że uratował siebie i Syriusza przed Dementorami. Nadal czuł się jakby przegrał. Prawdziwi bohaterowie powinni być szczęśliwi i nie czuć się jakby wszystkich zawiedli. A Potter tak właśnie się czuł, bo stracił swoją szansę na prawdziwy dom. Chciałby wprowadzać się teraz z Syriuszem do domku na wsi. Gdzieś gdzie mógłby nacieszyć się swoim ojcem chrzestnym, móc słuchać jego historii o rodzicach i poczuć się kochanym.

A zamiast tego siedział na Privet Drive i żył marzeniami. W przerwach między służeniem wujostwu, a pracą w ogórku, starał się czytać jak najwięcej o wilkołakach. Chciał jakoś pomóc Remusowi, bo miał wrażenie, że jego też zawiódł. Mógł się domyślić wcześniej, ale z drugiej strony nawet nie wiedział, że wilkołaki istnieją. Gdyby wiedział może tamtej nocy Remus nie zaatakowałby Syriusza, Peter by nie uciekł, a Black stałby się wolnym człowiekiem.

– Chłopcze! – usłyszał głośny krzyk wuja Vernona i zerwał się z łóżka. Musiało coś się stać i nie mógł przestać myśleć, że właśnie zostanie ukarany. Zbiegając szybko ze schodów wcale nie czuł się jak bohater.

Dumbledore się mylił.

Nie był żadnym bohaterem. Był tylko przerażonym chłopcem, który leżąc na podłodze w kuchni powstrzymywał się od płaczu. Jego wuj – jego kat – stał nad nim i uśmiechał się szyderczo. Ciotka Petunia i Dudley wyszli z domu, więc wuj mógł zrobić mu co tylko chciał. A Harry nie mógł się bronić. Nie mógł zrobić nic żeby przerwać to wszystko.

Nie był w stanie uratować samego siebie.

Nie był w stanie uniewinnić Syriusza.

Nie był w stanie pomóc Remusowi.

– Jesteś nikim, chłopcze – powiedział wuj Vernon tylko potwierdzając myśli Pottera.



Rozdział 5. „Walka z bólem"

Draco miał wrażenie, że śnił. Widział jednak biały sufit swojej sypialni w Malfoy Manor. Czuł przyjemne ciepło i ciężar kołdry, która ciasno przylegała do jego ciała. Ale poczucie tego, że coś jest nie tak, nie opuszczała go.

Z ledwością utrzymywał powieki otwarte, a jasność w komnacie mu w tym nie pomagała. Chciał spać mimo że miał wrażenie, że śnił. Nie rozumiał tego.

− Paniczu Malfoy?

Draco usłyszał piskliwy głos, który mógł należeć tylko do skrzata domowego. Z trudem przekręcił głowę w bok, czując jakby ktoś przyłożył rozgrzany pręt do gardła. Miał problem żeby przełknąć ślinę, a co dopiero odpowiedzieć temu głupiemu stworzeniu. Jednak skrzat jakby nie oczekiwał żadnej reakcji od swojego panicza.

- Zaraz zawołam...



Rozdział 13. „Słuchając siebie"

Draco musiał przyznać, że serce bije mu trochę za szybko mimo że starał się je uspokoić. Przecież to nie tak, że miał zamiar zrobić coś niezwykłego. Ćwiczył to od wczoraj w tajemnicy przez starszym mężczyzną kiedy wybrał się na samotny spacer po lesie. Na początku kiedy spróbował wydawało mu się to idiotyczne, ale kiedy w końcu mu się udało był z siebie bardzo zadowolony. W końcu po trzech tygodniach.

‒ Dzień dobry Lupin ‒ odezwał się. Głos miał lekko zachrypnięty, a przy ostatniej sylabie nieco mu się załamał, ale wyszło całkiem nieźle. No i nawet nie wiedział jak bardzo tęsknił za własnym brzmieniem. A Remus zastygł na sekundę pochylony nad niebieskim czajnikiem, by zaraz odwrócić się na pięcie z taką prędkością, że gdyby Draco w tym momencie mrugnął, to nie zauważyłby tego. Przez sekundę myślał, że oczy starszego wilkołaka zmieniły swoją barwę na czyste złoto, ale przecież mogło mu się to przewidzieć.



Rozdział 22. „Ustawa Antywilkołacza"

- Wiesz, że moja oferta co do naprawy twojego skrzypiącego łóżka jest nadal aktualna?

Kiwnął głową. Pamiętał przecież. I wiedział również jaka była jego odpowiedź na to kilka dni temu. Nie chciał tej naprawy mimo że te sprężyny niemiłosiernie go wkurzały, ale chyba powoli się do nich przyzwyczajał.

I naprawdę Remus chyba nie mógł bardziej zmienić tematu żeby zakończyć dyskusję z Harrym na temat jego wycieczki w postaci szakala.



Rozdział 31. „Nocne koszmary"

– I to są twoi przyjaciele, Potter? – zaszydził Draco. – Nie pochwaliłeś im się, że zmieniasz się szakala, bo się boisz tego co powiedzą?

Draco nie mógł tego zrozumieć, ale z drugiej strony może nie powinien się wypowiadać na temat przyjaciół skoro do własnych nie odzywał się od początku wakacji. I nadal nie wiedział czy to zrobi. Unikanie podjęcia decyzji. Wzięcia sprawy we własne ręce.

– To są moi przyjaciele, po prostu...

– Po prostu nie mówisz im wszystkiego – dokończył za niego Draco kiwając głową i usiadł obok. Naprawdę to miało sens. Ufaj, ale zachowaj ostrożność. Takie ślizgońskie.

– Dobrze, chłopcy – uspokoił sytuację Remus widząc, co się dzieje. – Harry kiedy będziesz gotowy, to im powiesz. Zmieniając temat. Harry, ustaliliśmy z Molly – Remus zerknął na Draco – że na czas pełni, przeniesiesz się do Nory, a następnego dnia wrócisz do domu.

(...)

Harry zamilkł zdziwiony.

– Ludzie zazwyczaj kierują się swoimi przekonaniami i stereotypami w postrzeganiu wilkołaków – wtrącił się Remus, by zapobiec jakieś ostrzejszej wymianie zdań. Miał dość wrażeń jak na ten dzień, który nie chylił się ku końcowi. – I potrzeba wiele czasu żeby to zmienić, ale przede wszystkim oni muszą tego chcieć. Wyjść poza utarte myślenie, którego się trzymają.

– Ludzie chcą nienawidzić, bo tak jest łatwiej – podsumował to Draco i wziął z miski z owocami zielone jabłko. Wgryzł się w nie mocno.

– Nie – zaprzeczył Harry. – Nienawiść z czegoś wychodzi. Ty – wskazał na Draco. –nienawidziłeś mnie, bo odrzuciłem twoją przyjaźń na oczach całego naszego rocznika i wybrałem Rona. To był powód. I każdy go ma w swojej nienawiści.

Draco uśmiechnął się kpiąco.

– Nienawidziłem cię, bo dostawałeś wszystko bez odrobiny wysiłku, a ludzie padali ci do stóp za coś czego ty nawet nie rozumiałeś i nie pamiętałeś. Możesz mieć wszystko na kiwnięcie palcem, bo jesteś Chłopcem-Który-Przeżył i nie potrafisz tego wykorzystać. Za to cię nienawidziłem, Potter. Nie za odrzucenie mojej przyjaźni.

– A teraz co do mnie czujesz? – zaryzykował pytaniem Harry. Jego serce przyspieszyło, gdy zadawał to pytanie. Remus starał się udawać, że go tutaj nie ma, ponieważ miał świadomość, że to nie była rozmowa, której powinien być świadkiem.

– Nie nienawidzę cię, Potter – przyznał Draco ostrożnie. Wilk chciał żeby Malfoy pokazał swoje prawdziwe emocje, ale ten nie mógł sobie na to pozwolić. – Mój Wilk cię nie zabił, a dzisiaj był gotowy cię bronić. Jak myślisz, co ja mogę do ciebie czuć?

– Czy przyznanie się do tego, że mnie lubisz, cię zabije? – zażartował słabo Harry.

– Nie wiem, czy twoje gryfońskie serce to wytrzyma jeśli powiem prawdę. Czuję jak się pocisz z nerwów.

Harry przeklął w myślach. Panowanie nad własnym ciałem, słowami i reakcjami w tym samym czasie ze względu na to, że Wilk Draco mógł tak łatwo go rozszyfrować, było dla Pottera dość trudne.

– Czyli twój Wilk mnie akceptuje? – Harry zapytał ostrożnie chcąc zbadać temat zanim zada kolejne pytanie.

– Żyjesz Potter – odpowiedział Draco. Te pytania powodowały, że musiał się zagłębić w uczucia Wilka, a nie tylko je czuć w trakcie trwania jakieś sytuacji. To było coś innego. Uczucia, które gdzieś krążyły w nim, ale nie były jego. – Myślę, że akceptacja to odpowiednie słowo.

– A czy akceptuje szakala?

– Harry... Nie... – zaczął Remus, ale nie mógł skończyć.

– A pytasz o to, ponieważ...?

Harry wziął głęboki wdech. Nie miał pojęcia czy to odpowiedni moment, ale musiał spytać. Dowiedzieć się czy miał jakąkolwiek szansę na spędzenie najbliższej pełni z dwójką wilkołaków.

– Czy twój Wilk mnie zaatakuje jeśli spędzę z wami pełnie w postaci szakala?

– Harry – zaczął szybko Remus – uzgodniliśmy właśnie z Draco i Molly, że pojedziesz do Nory spędzić tam pełnię, a rano wrócisz do nas.

Draco patrzył się oniemiały na Harry'ego. Chciał spędzić z nimi pełnię i ryzykować swoim życiem? Dlaczego? Wiedział, że Remus przez jakiś czas miał przy sobie jelenia, psa i szczura w czasie pełni, ale to byli jego przyjaciele i zależało im na Lunatyku. Ale dlaczego Harry chciał robić to samo dla nich?

Wilk milczał.

– Ale, Remus! Przecież sam mówiłeś, że wilkołaki dobrze znoszą obecność zwierząt w czasie pełni, a szakal jest w jakimś stopniu wilkiem też powinno pomóc. Poza tym Syriusz i tata robili to przez całe lata i nic im się nie stało! Dlaczego ja niby mam jechać do Nory? Chcę być obok was.

Remus odwrócił wzrok. To nie tak, że Huncwotom nic się nie działo w czasie pełni. Lunatyk ich atakował, zostawiał brzydkie blizny i toczył walki, które chciał wygrać. To nie była zabawa z bieganiem po Zakazanym Lesie. Nie na początku przynajmniej.

– Dlaczego?

– Bo chcę wam pomóc, Draco – odpowiedział szczerze Harry.

– Nie zgadzam się, Harry. – Mocny głos Remusa rozniósł się po kuchni. – To nie jest bezpieczne.

– Ale...

– Nie.

Draco patrzył na Harry'ego nie mogąc pojąc co właśnie się stało.



Rozdział 33. „Kontrola wilkołaka" (Opis rozdziału)

Siedzą wspólnie w salonie, Harry puścił muzykę, Draco chce żeby to wyłączyć i w połowie zdania przerywa, bo wyczuł kogoś przy drzwiach i się zrywa, bo wie, że to Severus. Snape przyszedł dać dawki Eliksiru Tojadowego Remusowi. Ma spięcie z Harrym, nie chce za bardzo rozmawiać z Draco. Snape odchodzi, a Draco ma poczucie, że to kolejna osoba, która po przemianie nie chce mieć z nim nic wspólnego. Remus tłumaczy mu co się zadziało między nim, a Severusem w szkole (że prawie go zabił) i dlaczego Snape ma problemy z wilkołakami. Załamka Draco.

Remus zaczyna brać eliksiry, stara się odpoczywać, rozmawia z Draco i Harrym, czyta książki, odbiera list z Irlandii. Idą na zakupy na Pokątną.

Harry wraca biegiem z zakupami z miasteczka w postaci animaga z informacją, że ktoś wypytywał o Remusa w miasteczku i teraz idzie do domu. Remus każe Harry'emu ukryć się w postaci szakala w lesie, ale pobliżu domu (musi się z nim wykłócić o to), a Draco zostać w domu kiedy sam wychodzi naprzeciw tej kobiecie. Okazuje się, że ona jest z Ministerstwa – była uczennica Lupina, bardzo miła i nie sprawiająca kłopotów. Rozmawiają, ona przeprowadza kontrolę miejsca gdzie Remus i Draco przechodzą przemianę , wszystko jest okej.



Rozdział 41. „Iluzja normalności"

– Lupin opowiedział mi pewną historię – zaczął Draco, kiedy cisza stawała się nie do zniesienia. Zauważył, że Snape w ogóle nie zareagował na jego zmieniony głos. Usiadł tylko w jednym z foteli.

– Co takiego? – zapytał oschło Snape.

– O pewnym Ślizgonie, którego o mało nie zaatakował w czasie pełni. A potem ten sam Ślizgon stał się szpiegiem w szeregach Czarnego Pana, by patrzeć jak jego chrześniak zostaje przemieniony w wilkołaka i w żaden sposób nie zareagował – zakończył z gniewem i rozgoryczeniem w głosie. – Jak miło wiedzieć, że nadal kierujesz się tymi samymi przekonaniami i uczuciami co w wieku lat szesnastu, Snape.

– Nie wypowiadaj się, Draco, na tematy, o których nie masz pojęcia – ostrzegł go Snape. Nie podobało mu się w jakim kierunku przebiegała ta rozmowa, Wilk Draco bez problemu to wyczuł.

– Ten temat zaczął mnie dotyczyć, kiedy Greyback rozszarpał mi gardło i zaraził likantropią – uświadomił go Draco. – Kiedy musiałem zapłacić za grzechy ojca i ponieść tego konsekwencje. A ty się temu przyglądałeś.

– Nie mogłem podważyć kary, którą wyznaczył ci Czarny Pan, Draco – odpowiedział Snape. Wstał z fotela, by stanąć naprzeciwko chrześniaka. Był wyższy od niego, ale kiedy spojrzał w jego oczy widział w nich coś zwierzęcego. Dumbledore miał rację. Młody Malfoy się zmienił. – To musiało się stać.

– Ale unikanie mnie w domu Remusa, to był już twój wybór.

– To były środki bezpieczeństwa, które musiałem wdrożyć – odpowiedział mu pokrętnie Severus. Nie spodziewał się, że Draco zrozumie. Nie miał zamiaru mu się również tłumaczyć.

Wilk Draco zaciągnął się mocno zapachem Snape. Cieszył się z jego obecności i możliwości rozmowy, nawet jeśli nie szła ona zbyt dobrze.

– Matka miała rację – zaczął Draco z napięciem w głosie. – Kiedy kazała mi szukać Remusa Lupina, zamiast iść do ciebie po pomoc. Ty okazałbyś więcej litości Longbottomowi niż swojemu chrześniakowi, który stał się nowoprzemienionym wilkołakiem.

Draco zrozumiał, że był na straconej pozycji. Snape nie był w stanie być dla niego wsparciem, bo jedyne co go interesowało to balansowanie pomiędzy Dumbledorem i Czarnym Panem. Malfoy był gdzieś daleko od tego wszystkiego. Draco zacisnął mocno szczęki i spojrzał jeszcze raz w czarne oczy Snape'a.

– Twoja matka wiedziała co robi – przytaknął mu Severus. Draco przełknął z trudem ślinę. Jak on nienawidził kiedy Snape taki był. Niedostępny i chłodny. I jak zwykle odpowiadający półsłówkami, które można zinterpretować na pięć różnych sposobów.

– Jak ona się czuje? – zadał pytanie. Draco czuł jak jego serce biło szaleńczo, kiedy czekał na odpowiedź. Wiedział, że Snape był jedyną osobą, która wiedziała co się obecnie działo w Malfoy Manor i mógł opowiedzieć o tym Draco. A on musiał wiedzieć.

– Żyje – powiedział krótko Snape. – W obecnej sytuacji radzi sobie naprawdę dobrze.

Tak, Draco się tego spodziewał. Jego matka była jedyną osobą, którą znał i wiedział, że poradzi sobie, kiedy we dworze pojawi się Czarny Pan z grupą Śmierciożerców. Ale strach, który czuł, kiedy tylko o tym pomyślał, był zupełnie czymś innym.

Kiwnął powoli głową w geście zrozumienia na słowa Snape. Wiedział, że nie mógł liczyć na nic więcej.

– Wiesz co będzie jak wszyscy się dowiedzą? – zadał pytanie Snape, zmieniając temat rozmowy. – Masz świadomość z czym będziesz musiał się zmierzyć? A prędzej czy później zrozumieją kim się stałeś.

– Poradzę sobie – zapewnił go Draco. – Nie udawaj troski o mnie, Snape.

– Musisz być gotowy, Draco. Na walkę.

– Jestem na nią gotowy – warknął Draco. Był coraz bardziej zirytowany tym jak ta rozmowa wyglądała. – Każdego dnia walczę.

Snape więcej się nie odezwał, a dla Malfoy'a był to jasny sygnał. Draco wyszedł z gabinetu z poczuciem tego, że właśnie zakończył coś, co było ostatnią nitką łączącą go ze starym domem. A Wilk wył głośno w jego umyśle przez całą drogę do dormitorium. Przepełniony żalem i poczuciem odrzucenia.



Rozdział 42. „Powrót do przeszłości"

– Dziwnie pachniesz.

– Co?

– Masz... inny zapach niż zazwyczaj – uzupełnił Draco. Od samego rana w pobliżu Pansy, Wilk wyczuwał jakiś zapach. Malfoy nie miał pojęcia co to mogłoby być. Pachniała jakoś bardziej intensywnie, chociaż używała tych samych perfum co zwykle.



Rozdział 43. „Stado"

– Jesteś mój – warknął Draco coraz bardziej wciskając Harry'ego w ścianę. – Jesteś mój słyszysz?

– T-tak – wysapał Harry prosto w usta Draco i mocno go pocałował. Potter wiedział, że raco był wściekły, a Wilk miał większe pole manewru niż powinien mieć, ale nie mógł się powstrzymać. To było igranie z ogniem, ale Harry chciał czegoś takiego. Pokazać Draco i Wilkowi, że był w stanie nadal postawić na swoim, nawet jeśli był wciśnięty między Malfoy'a a ścianę.

Uwielbiał całować Draco. Czuć jego wargi na swoich i czuć jak drugo chłopak uśmiecha się w trakcie pocałunku. To było najlepsze.

Wilk w końcu nieco się uspokoił, kiedy dotarło do niego, że Harry już nie walczył. Poddał się.

– I żaden – zaczął mówić Draco, zanim złożył krótki pocałunek na szczęce Harry'ego. – Głupi Puchon – przesunął ustami nieco w lewo, by trafić w miejsce tuż przy uchu, które powodowało dreszcze na ciele Pottera. – Nie będzie... – Draco przysunął się jeszcze bliżej i ułożył ręce na biodrach Gryfona. Ich biodra docisnęły się do siebie.

– Nie będzie – zapewnił Harry.

Merlinie, był takim bałaganem. Czuł mocny dotyk Draco na swoim ciele, jego wargi, które całowały go po całej twarzy, szyi, szczęce. Słyszał jego warkot, który powodował, że miał dreszcze na całym ciele. Jak tylko spojrzał w oczy Draco widział jak co chwilę zmieniały kolor – szary, przeplatał się z złotymi tęczówkami Wilka, co świadczyło o tym, że Ślizgon nie zawsze miał kontrolę na sobą. A Harry'emu podobała się myśl, że to on jest tego powodem. I może Zachariasz Smith, który chciał go zaprosić na sesję naukową do biblioteki z Obrony Przed Czarną Magią.

– Merlinie, Harry...

Potter zaczął rozplątywać coraz bardziej chaotycznie zielony krawat Draco, starając się nie przerwać pocałunków i móc uciszyć blondyna, bo naprawdę Harry nie miał ochoty w tym momencie więcej mówić nic o pewnym chamskim Puchonie, który potrzebował korepetycji.

Miał ważniejsze rzeczy do roboty.


***



Moment kiedy Draco zorientował się co się działo z Pansy i umiał dokładnie to określić było dla niego prawdziwym szokiem. Siedzieli w Pokoju Wspólnym kiedy Malfoy to usłyszał. Może mógłby to zrzucić na inne osoby, ale Pansy była tuż obok niego.

I Draco zrozumiał skąd ten dziwny zapach, niechęć Pansy do śniadań i fakt, że była nerwowa od początku roku. Ona musiała wiedzieć, ale nikomu nie powiedziała. I gdyby nie wyostrzone zmysły Wilka, Draco też by nie wiedział przez długi czas.

– Draco? – głos Pansy przebił się do jego świadomości. – Zamyśliłeś się.

– Ja wiem – powiedział szeptem, wpatrzony w jej brązowe oczy. – Słyszę bicie serca.

Oczy Pansy zrobiły się wielkości galeonów kiedy zrozumiałą o czym Draco mówił. Była autentycznie przerażona tym, że ktoś odkrył jej ciąże.

– Draco – głos jej się załamał w połowie słowa, a w oczach pojawiły łzy. – Ja...

– Kto? – zadał krótkie pytanie ciągle w nią wpatrzony. Widział jak Pansy coraz bardziej wpada w panikę, ale stara się to powstrzymać, bo ciągle byli w Pokoju Wspólnym. Draco wiedział również, że Ślizgonka zrozumiała o co pytał. Chciał wiedzieć kto był ojcem dziecka.

– Mugol – wyszeptała ze łzami w oczach.

– Kurwa, Pansy...

– Ja wiem. Wiem, Draco.



Rozdział 45. „Pełnia"

Wszystko zaczęło się od tego, że Draco wyszedł z Lochów i zobaczył Snape'a, który udzielał reprymendy jednemu z młodszych Ślizgonów. Draco stanął w pewnej odległości, zaplótł palce za plecami i przypatrywał się temu wszystkiemu. Nie mógł jednak się powstrzymać, gdy usłyszał jak Snape zaczął robić wykład o nie spóźnianiu się i nie łamaniu danego słowa. Draco parsknął śmiechem i pokręcił głową. Snape wyprostował się i odwrócił w jego stronę. Odprawił gestem pierwszorocznego Ślizgona i przybliżył się do Malfoy'a. Draco zdusił radość Wilka z faktu, że w porównaniu z lekcjami Obrony przed Czarną Magią, profesor nie udawał, że chłopak nie istniał.

– Profesorze – przywitał się grzecznie Draco.

– Jestem... zaskoczony, że dopisuje ci humor, Draconie – odpowiedział mu lodowatym tonem Snape. Jego wzrok utknął w bliznach na gardle Draco, które były widoczne nad kołnierzykiem koszuli. – W szczególności, że jutro jest ten jeden konkretny...

– Bawi mnie twoja hipokryzja, Snape – przerwał mu Draco. Nie miał zamiaru pozwolić Snape'owi skończyć tego zdania. – Mówisz o przestrzeganiu terminów, kiedy sam nie byłeś w stanie dostarczyć pewnego eliksiru, kiedy dokładnie wiedziałeś jakie będą tego konsekwencje.

Wilk również zjeżył się, kiedy Draco przytoczył tą konkretną sytuację. Snape spóźnił się z dostarczeniem Eliksiru Tojadowego dla Remusa, który nie zachował ludzkiej świadomości podczas ostatniej pełni. I o mało nie zabił Harry'ego w postaci szakala.

– Nie będę ci się tłumaczyć.

– Nie musisz, profesorze. – Ostatnie słowo wręcz wywarczał z odrazą. – Twoje czyny mówią więcej niż słowa.

Draco miał zamiar odejść. Był gotowy zakończyć tę rozmowę, odwrócić się na pięcie i wyjść na dziedziniec pospacerować, bo taki miał zamiar od początku. Ale Snape nie potrafił odpuścić, a Wilk nie dał rady zignorować nauczyciela.

– Ty się boisz, Draco – powiedział Snape. – Boisz się co się stanie z twoim futrzakiem i z kim będziesz spędzać pełnię.

– Dbam o ludzi – odpowiedział mu Draco. Wilk obruszył się na słowa Snape'a. – O swoje stado.



***



– Od kiedy Pansy jest w ciąży? – przerwał ciszę Remus. – Słyszałem bicie serca dziecka i czułem jej szalejące hormony – wytłumaczył swoją wiedzę.

Draco spojrzał na niego spod rzęs i oparł głowę na ramieniu.

– Od kiedy przespała się z jednym idiotą – odpowiedział zmęczonym głosem.

– Jej rodzice wiedzą?

– Zachwyceni nie są.

– Draco... kto jest ojcem dziecka? – zapytał podejrzliwie Remus. Draco wyprostował się i spojrzał na niego uważniej. Wilk wyczuł, że Remus pachniał jakoś inaczej niż chwilę temu.

– O co ci chodzi? – zapytał Draco. – Myślisz, że to ja jestem ojcem?

– Po prostu pytam. – Remus uniósł ręce w geście poddania. – Wiem, że kiedyś byliście blisko. Nie wiem na ile poważna była wasza relacja, ale...

– Merlinie, Lupin. – Draco przerwał mu w połowie. Wilk nie był zadowolony z takich podejrzeń. – Nie będę ci się spowiadać ze swojego życia seksualnego.

– Nie chodziło mi o to, Draco – odpowiedział nieco zawstydzony Remus. Lupin wiedział, że ta rozmowa poszła w złym kierunku. Oddałby wszystko żeby ktoś przeprowadził ją za niego. – Po prostu...

– To Krukon z siódmego roku. Stuart Shafiq.

Remus zmarszczył brwi, kiedy usłyszał to nazwisko. Kojarzył tego chłopca. Był w czwartej klasie, kiedy Lupin był profesorem.

– Wydawał się raczej ambitny. I mądry. Oczytany – dodał po chwili zastanowienia.

– Okazał się też małym gnojkiem, który wyrzekł się dziecka i zostawił Pansy z niczym.



***



Harry wyszedł po godzinie, kiedy Hermiona i Ron wpadli zaniepokojeni, że nie mogli go znaleźć. Przywitali się grzecznie z Remusem i wyszli w trójkę ze Skrzydła Szpitalnego.

– Zobaczymy się jeszcze, prawda? – zapytał się Harry tuż przy wyjściu. Potarł wargę w nerwowym geście i spojrzał niepewnie na Remusa.

– Oczywiście, Harry – odpowiedział spokojnie Remus. – Nie martw się.

Kiedy Harry spojrzał na Draco, ten wiedział. Potter nie miał czasu, a może i odwagi, spytać się Remusa czy ten zgodziłby się żeby jako szakal spędził z nimi pełnię. Draco pokiwał głową w stronę Harry'ego.

– Zrobię to – zapewnił go. Wilk Draco wyczuł jak ulga spłynęła po ciele Harry'ego, kiedy to usłyszał.

Potem Gryfoni wyszli, a Draco usiadł nieco wygodniej na krześle. Wilk już tęsknił za Potterem. Przymknął oczy na chwilę, by odpocząć na chwilę od tego całego światła, które docierało przez duże okna w pokoju.



Rozdział 49. „Ustawa Antywilkołacza"

Harry obudził się rano w dość dobrym humorze. Żartował z Ronem w drodze do Wielkiej Sali na śniadanie. Ginn szła obok nich, ale była w trakcie plecenia warkocza i skupiła się na tym. Miał poczucie, że w końcu będzie dzisiaj dobry dzień. Tydzień po tym przeklętym poranku po pełni, kiedy Draco prawie zabił Stuarta, ledwo panował nad swoim Wilkiem, a cała szkoła huczała od plotek na temat tego co się stało z Krukonem.

Harry w końcu napisał ogłoszenie o naborze do drużyny Quidditcha i jutro miały się odbyć eliminacje. Ron nie mógł się tego doczekać. Harry'emu też brakowało już treningów Quidditcha i tej pogoni za zniczem, ale wiedział również, że mecz ze Ślizgonami bez Draco na pozycji Szukającego Slytherinu nie będzie już tym samym.

Kiedy weszli we trójkę do Wielkiej Sali i nic – absolutnie nic – nie wskazywało na koszmar, który miał się niedługo zacząć.

Jeśli Harry miałby być szczery nie spodziewał się, że Ministerstwo Magii będzie w stanie jeszcze bardziej ograniczyć prawa wilkołaków. Ale może to wynikało z jego naiwności i wiary, że człowiek nie mógł okazać się jeszcze gorszy niż wskazywały na to jego poprzednie czyny. Jak bardzo był w błędzie. Chciał tej wiary, bo nic innego nie pozostało mu w życiu, niż wierzyć. I walczyć, bo nie umiał się poddawać.

Kiedy więc weszli do Wielkiej Sali i usiedli przy stole Gryfonów, Harry spojrzał tylko na stół Węży i wypatrzył Draco. Dopiero po tym zajął się śniadaniem i rozmową z Ronem na temat tego, czy po zajęciach nie pójdą na boisko do Quidditcha, by Weasley mógł potrenować przed eliminacjami.

Harry nawet nie podniósł głowy, gdy chmara sów wleciała do Wielkiej Sali, tylko skupił się na swojej owsiance. Odebrał wczoraj list od Remusa, który napisał mu, że już doszedł do siebie po pełni, zapytał jak się mają i czy czegoś nie potrzebuje. Harry nie spodziewał się, więc żadnych wiadomości.

Hermiona, która siedziała tuż obok Parvati, odebrała Proroka Codziennego i zapłaciła za niego, a Harry jedyne co zrobił to przyjrzał się sówce, która dzisiaj dostarczyła Gryfonce gazetę. Była śmiesznie popielata z cętkami na skrzydłach i głowie.

– Harry – powiedziała podniesionym głosem Hermiona. Potter spojrzał na nią, bo coś w tonie głosu go zaalarmowało i zdziwił go fakt, że w końcu się do niego odezwała. – Musisz to przeczytać.

Harry odłożył łyżkę, którą jadł owsiankę z owocami. Hermiona trzymała Proroka Codziennego, a jej oczy śledziły szybko tekst. Harry słyszał jak szum w Wielkiej Sali wzbiera na sile, gdy kolejne osoby, odkrywały dzisiejsze wiadomości.

Harry miał złe przeczucie.

– O stary... – Ron zatrzymał widelec z nabitą kiełbaską w połowie drogi do ust, kiedy zobaczył nagłówek dzisiejszego Proroka Codziennego.

Harry wyciągnął rękę nad stołem i sięgnął po gazetę. Zobaczył nagłówek napisany dużymi, pogrubionymi literami, który tylko spowodował u niego wzięcie urwanego wdechu.



Rozdział 50. „Ślizgoni kontra Gryfoni"

– Myślę – powiedział złowrogo Snape i pochylił się bliżej Draco, który nie bał się spojrzeć mężczyźnie prosto w ciemne oczy. Wilk warknął ostrzegawczo w stronę profesora, ale Draco nie pozwolił, by ten dźwięk wydostał się na światło dzienne. – że nie zdajesz sobie sprawy, że twoim jedynym zmartwieniem powinno być teraz jak masz zamiar przeżyć najbliższe miesiące.

– Zrobię to, tak jak udawało mi się to przez cały ten czas – odpowiedział pewnie Draco i pozwolił by kolejne słowa trafiły prosto do Snape'a. – Bez twojej pomocy.

Snape skrzywił się jeszcze bardziej.

– Jesteś głupcem, Draco – wycedził Snape. Ledwo otworzył usta, kiedy to mówił. – Tylko głupcy się nie boją.

– Tu nie chodzi o to żeby się nie bać. Tu chodzi o to żeby przeżyć.

– I myślisz, że ci się to uda? – zapytał go sarkastycznie i odchylił się do tyłu. Zdjął również ręce ze stołu i stanął prosto. Draco nadal siedział na stołku, ale Wilk miał ochotę przeskoczyć przez stół i pokazać Snape'owi w jaki sposób mogą przeżyć. – Niepełnoletniemu wilkołakowi, który został prawie wydziedziczony przez swojego ojca? Nowa Ustawa tylko jeszcze bardziej pokazuje w jakie kajdany może cię zakuć Ministerstwo. I wtedy nikt nie będzie mógł ci pomóc. Ani twoja matka, Potter czy Lupin. Zostaniesz sam, Draco. Zdany tylko na łaskę Ministerstwa, które uważa cię za krwiożerczego mieszańca.

Draco poczuł jak każde słowa, które wypowiedział Snape trafiało prosto w jego serce. Wiedział to. Znał bolesną prawdę, którą tak dobitnie powiedział mu mężczyzna. Ale usłyszenie tego z ust drugiej osoby, było naprawdę bolesne.

Draco zacisnął mocniej palce i poczuł jak paznokcie wbijały się w wewnętrzną część dłoni.


***



– Parkinson – odpowiedział Ron. Poluzował palce, które trzymał na różdżce i zmarszczył zabawnie nos. Nie wydawał się już taki pewny jak przed chwilą przed Stuartem.– Więc....

– Ile z tego słyszałeś? – zapytała od razu. Musiała to wiedzieć, tylko po to, by zdecydować jakie kłamstwa i groźby wystosować do Rona, tak żeby raz na zawsze porzucił to czego właśnie był świadkiem.

– Um... – Ron podrapał się nieco niepewnie po głowie. – Dużo?

– Jak dużo.

– Um... gratulacje? – powiedział to bardziej w formie pytania, niż wyjaśnień ile słyszał z rozmowy Pansy z Krukonem. Uśmiechnął się niezręcznie i rozłożył ręce. – Chłopiec czy dziewczynka?

Pansy spojrzała się na niego szeroko otwartymi oczami i przez sekundę zastanowiła się, czy była w stanie rzucić zaklęcie zapomnienia na tyle prawidłowo, by Weasley zapomniał o tym co usłyszał. Bo okazało się, że słyszał wystarczająco dużo, by dowiedzieć się, że Parkinson spodziewała się dziecka.

Drogi Merlinie.

– Weasley... Jeśli komuś powiesz, jeśli piśniesz słówko.... zabiję cię – zaczęła swoją groźbę Pansy. Nie wahała się również chwycić różdżkę i przyłożyć ją do piersi Rona. Wbija jej końcówkę tuż w miejsce gdzie powinno znajdować się serce. – Jeśli już wepchnąłeś swój zdradziecki nos, w nie swoje sprawy... Jeśli wydaje ci się to zabawne i coś czym możesz mnie szantażować, od razu ci mówię, że tak nie będzie. Nie pozwolę na to. Choćbym miała zanieść twoje zwłoki do Zakazanego Lasu i podarować je centaurom, zrobię to bez zawahania, jeśli tylko pomyślisz o tym, żeby wykorzystać, to co właśnie usłyszałeś, przeciwko mnie. Zrozumiałeś?

Ron wydawał się naprawdę pod wrażeniem jej wywodu, ale nie był przestraszony. Miał jednak wyraz twarzy, którego Pansy wcześniej u niego nie widziała i nie miała pojęcia co to mogło oznaczać. Jednego była pewna – każde słowo, które wypowiedziała, by absolutną prawdą.

– Wiesz... ja naprawdę was nie znoszę – zaczął Ron, a w jego głosie była tylko prawda. Pansy zacisnęła mocniej palce na różdżce i była gotowa na rzucenie zaklęcia. – Nienawidziłem przez pierwsze lata, bo byliście bandą idiotów, którzy myśleli, że rządzą szkołą. Ale wiesz, jestem Gryfonem – mówił z dumą Ron. Pansy prychnęła na to oświadczenie. Merlinie, Weasley był usposobieniem Gryfona, nikt nie mógł tego przegapić. – Mamy coś takiego jak poczucie sprawiedliwości. Wiem co się dzieje z Malfoy'em. I Merlin mi świadkiem, że nadal uważam go za obślizgłego gnojka, ale.... Harry jest moim przyjacielem. Pierwszym i najlepszym jakiego miałem. I widzę jaki on jest szczęśliwym z Malfoy'em. Obiecałem mamie, że nie wydam tajemnicy Malfoy'a.

– Co to ma do rzeczy? – Przerwała mu niecierpliwie Pansy. Nie miała pojęcia, że Weasley wiedział o stanie Draco. Ale skoro milczał.... Może istniała szansa, że i jej tajemnica była z nim bezpieczna.

– Możecie uznawać moją rodzinę za zdrajców krwi. Za sympatyków mugoli. Za biedaków. I macie rację – wzruszył ramionami Ron jakby nie robiło to na nim wrażenia. – Bo to prawda. Ale wiesz, Parkisnon, moja mama starała się mnie wychować na dobrego człowieka. Wiesz, pomagać tym, którzy potrzebują pomocy, mówić dziękuję, być miły dla starszych, słuchać się rodziców i stawiać rodzinę na pierwszym miejscu, bo ona jest najważniejsza. Nauczyła mnie też jeszcze jednej rzeczy.

– Jakiej?

– Mama jest w stanie zrobić wszystko dla swoich dzieci – powiedział pewnie. Miał uśmiech na twarzy. – Kochać je, robić im swetry na drutach, piec ulubione ciastka, zaganiać do pracy w ogródku i pilnować czy ich serca są po właściwej stronie. Ale pokazała mi, że mama to również siła, z którą trzeba się liczyć, bo jest w stanie zabić tylko po to, by chronić swoje dzieci. I nieważne czy ma patelnię czy różdżkę w ręce, bo obie te rzeczy są wystarczające. I nigdy, ale to nigdy, nie można wkurzać mamy. To jest główna zasada w naszym domu.

– Weasley... – Pansy urwała niepewna co ma powiedzieć. Nie chciała pokazać, że słowa Rona bardzo na nią wpłynęły. Nie spodziewała się, że kiedyś usłyszy coś podobnego od rudzielca. Pansy opuściła rękę, w której trzymała różdżkę.

– Wiesz, staram się znosić waszą grupę Ślizgonów ze względu na Harry'ego – wrócił do głównego wątku Ron. – Trzymam tajemnicę Malfoy'a, bo mama mi kazała, ale również dlatego, że to ważne dla Harry'ego. I wydaje mi się, że twoja tajemnica będzie obowiązywać na takich samych zasadach. Bo gdyby mama dowiedziała się, że wykorzystałem fakt, że będziesz miała dziecko, by jakoś się na tobie odegrać... – Ron wzdrygnął się na myśl, co mogłoby się stać. – To byłbym tak martwy.

– Będziesz milczeć? – zapytała zszokowana Pansy. Czy Gryfon mówił poważnie?

– Nie dlatego, że cię lubię czy coś – powiedział od razu. – Chodzi o to, że to naprawdę nie jest coś co można wykorzystać do czegokolwiek. Będziesz matką, Parkinson – powiedział to z całkowitą pewnością i powagą. – To naprawdę coś.

Pansy miała wrażenie, że była w alternatywnej rzeczywistości. Ten sam Gryfon, który rzucał w jej stronę kiepskie obelgi od pierwszego roku, wyzwał ją od Ślizgońskich dziwek, na którym zemścili się kilka dni temu powodując, że nie istniała żadna bariera między jego myślami a ustami, teraz prowadził z nią taką rozmowę. I powiedział, że nikomu nie powie, że była w ciąży.

– Ja chyba mam halucynacje – powiedziała cicho, wręcz do samej siebie. Ron zaśmiał się krótko, kiedy to usłyszał. – Podmienili cię, Weasley, czy coś?

– Nieeee, to nadal ja – odpowiedział ze śmiechem. – I wiem, że to wasza sprawka z tym eliksirem, przez który mówiłem wszystkie swoje myśli. To było okropne! Wiesz, że mam szlaban u McGonagall za to jak przez pięć minut nie mogłem się zamknąć na temat tego jak prowadzi lekcje i o ile Qudditch jest ciekawszy? Przez dwa tygodnie! – pożalił jej się bez sensu.

– Nie przeproszę cię za to, nie licz na to– zastrzegła od razu Parkinson. Odrobinę się rozluźniła. – Zasłużyłeś na to.

– Liczcie się z zemstą – powiedział jej z błyskiem w oku, który sprawiał, że był bardziej podobny do bliźniaków Weasley niż normalnie. – George i Fred z przyjemnością wyślą mi produkty, które trzeba sprawdzić, a jeden z nich może się dostać do obiadu Notta, a on nie będzie wiedział co go uderzyło.

– Proszę cię Weasley, to nie twoja liga – prychnęła i założyła ręce na piersi. – Chcesz rozpocząć wojnę na żarty ze Ślizgonami? Już po tobie Gryfiaku.

Dopiero, gdy skończyli się śmiać, do Pansy dotarło, że właśnie stała przed Weasley'em i po prostu z nim żartowała. Na chwilę zapomniała, że zaczęło się od jej rozmowy ze Stuartem, który groził, że coś się stanie jej dziecku. Mimowolnie położyła jedną rękę na brzuchu, a śmiech zamarł jej w ustach. Ron też przestał się śmiać.

Pansy przełknęła ślinę i swoją dumę, bo wiedziała, że musiała to zrobić.

– Dziękuję, Weasley – powiedziała oficjalnie. – Za to, że moja tajemnica jest u ciebie bezpieczna.

Ron po prostu kiwnął głową.

– Ja... chyba już pójdę – powiedział po chwili.

Kiedy rozeszli się w swoje strony, Pansy zaczęła się kierować w stronę Pokoju Wspólnego Slytherinu. Nadal nie dotarło do niej, że Ron Weasley wiedział o tym, że będzie miała dziecko. Jednak Pansy mogła to przyznać. Czasami Gyfoni nie byli tacy źli.



Rozdział 52. „Ludzkie przekonania"

– Ah, Potter? – zawołała go McGonagall, kiedy Harry chwycił już klamkę i miał otworzyć drzwi gabinetu. – Powiedz mi jeszcze czemu musiałam przegrać przez ciebie pięćdziesiąt galeonów?

– Słucham?

– Założyłam się z profesorem Dumbledorem, że nie zaczniesz się spotykać z Draco Malfoyem przed początkiem szóstej klasy. Albus twierdził, że będzie to przed szóstą klasą i oczywiście musiał wygrać.

Harry otworzył szeroko oczy i spojrzał się niedowierzająco na swoją nauczycielkę. Czy McGonagall mówiła poważnie? Z drugiej strony czy była w stanie żartować z tego typu rzeczy?



***



– I gdzie jest ten wilkołak, żeby cię teraz ochronić, Nott?

Rander uśmiechnął się chytrze i chwycił Teodora mocno za włosy, ciągnąc go w górę.

– Za tobą – odpowiedział Draco, a jego złote oczy błyszczały jasno.



Rozdział 53. „Malfoy Manor"

Plan, który opracowali polegał na tym, że Narcyza Malfoy nigdy nie wróci do Malfoy Manor. Ani Draco, jeśli ktoś miał wątpliwości. Mieli się udać do gabinetu Dyrektora, podpisać niezbędne dokumenty, udać się do wyjścia i teleportować się wraz z Remusem Lupinem w bezpieczne miejsce. Poczekać, aż przyjaciele Draco pomogą im i udać się bezpiecznie, ale nielegalnie do Irlandii. Malfoy miał pożegnać się z przyjaciółmi, bo nikt nie miał pojęcia ile to wszystko potrwa.

Tylko, że plany mają to do siebie, że najczęściej się nie udają.

Draco wyczuł, że coś jest nie tak w momencie, kiedy Narcyza weszła do gabinetu Dyrektora wraz ze Snapem, który odebrał ją spod bram Hogwartu i zaprowadził do Dumbledre'a. Jego matka wyglądała nieco zbyt szczupło i blado, ale miała podobny wyraz twarzy co zawsze, a w jej oczach nie było można zobaczyć żadnej emocji. Trzymała się prosto, ubrana w czarne szaty ze srebrnymi wstawkami, a jej włosy były spięte w koka u nasady szyi. Wilk jednak wyczuł od niej nietypowy zapach, a sam Draco, gdy podszedł się przywitać dostrzegł jak kobieta się spięła na ten ruch.

– Matko – przywitał się formalnie. Merlin, mu świadkiem tęsknił za tą kobietą, bo ich ostatnie spotkanie w windzie Ministerstwa Magii spowodowała tylko poczucie, że nigdy nie będzie już tak samo, a strach o jej życie w Malfoy Manor przypominało więzienie.

– Draconie – odpowiedziała. Miała nieco zachrypnięty głos. Narcyza wyciągnęła w jego kierunku rękę z rodowym pierścieniem, by ten ją ucałował. Młody Malfoy popatrzył w oczy kobiety i pochylił się, by wykonać ten gest. Wyprostował się szybko i zacisnął szczęki. Narcyza doskonale wiedziała, że nienawidził wykonywać tego typu pocałunków. Ona sama uważała, że było to niepotrzebne.

– Pani Malfoy – powiedział z powagą Dyrektor.

Narcyza odwróciła się w stronę starszego czarodzieja, przywitała się z nim i usiadła w fotelu nieco zbyt głęboko niż należało damie, którą była. A gdy przyszło do podpisania dokumentów jej dłoń zadrżała, gdy przyłożyła pióro do pergaminu i zrobiła pierwszy ruch.

Draco znał swoją matkę. Kochał ją tak bardzo jak dziedzic rodu Malfoy'ów

A gdy wyszli z gabinetu i stanęli na korytarzu, gdzie czekała na nich trójka Ślizgonów wraz z Remusem Lupinem, który miał nałożone zaklęcia zmieniające wygląd.

– Pani Malfoy – przywitała się grzecznie Pansy, a reszta poszła w jej ślady. – Przyszliśmy pożegnać się z Draco.

– Oczywiście, że tak panno Parkinson – odpowiedziała formalnie Narcyza bez cienia żadnej emocji na twarzy.

Draco przymknął na chwilę powieki, gdy Wilk w jego umyśle zaczął kręcić się nerwowo. Nie potrzebował więcej poczucia, że coś było nie tak, nie chciał kolejnych wskazań od Wilka, że Narcyza nie pachniała tak jak powinna. Draco miał pewność, że kobieta, która stała przed nim, była ubrana w szaty Narcyzy, posiadała jej biżuterię i użyła nawet tych samych perfum, ale nie była jego matką.

Prawdziwa Narcyza nigdy nie powiedziała do Pansy po nazwisku, nie mówiła „oczywiście" i nie kazała synowi całować się po rękach.

Draco był naiwny sądząc, że plan, który opracowali miał szansę się spełnić.



Rozdział 54. „Uległy Wilk"

Harry,

wiem, że ten list nigdy do ciebie nie trafi. Nie mogę go wysłać, bo jeśli trafi w niepowołane ręce to oboje zapłacimy za to wysoką cenę. Spalę go, jak tylko go napiszę. Ale muszę przelać to wszystko na ten marny skrawek papieru, bo potrzebuje tego złudzenia, że mogę się z tobą porozumieć.

Gdybym wiedział, że ten list jednak do ciebie dotrze chciałbym, abyś przeprosił ode mnie Remusa za to, że nie zdążyłem się z nim pożegnać.

Wiesz, Potter, ojciec zawsze mi mówił, że nie mogę być słaby. Miałem nie pokazywać swoich czułych punktów, emocji, gdy ktoś uderzy tam gdzie nie powinien. Miałem nie okazywać słabości, bo to sprowadzi na mnie tylko kłopoty.

Mój Wilk nienawidzi poczucia słabości. Gardzi tym, że jesteśmy zależni od innych, że ktoś za nas może decydować o naszym życiu. Nienawidzi być słabym w całym tego słowa znaczeniu.

Bycie słabym w Malfoy Manor jest równoznaczne z byciem martwym. Albo sprowadzonym na skraj śmierci. Nie wiem co jest gorsze.

Jestem słaby Harry Potterze.

Nie mam siły być już dłużej silny. Starałem się być silny – przez całe wakacje, przez ten czas, który spędziłem w Hogwartcie. W momencie kiedy wyszły obie Ustawy Antywilkołacze, kiedy ktoś groził mojemu stadu. Kiedy pełnia odbierała mi zdolność logicznego myślenia.

Ale pobyt tutaj – w tym miejscu, które tylko przypomina mi co straciłem, z tymi osobami, które przypominają mi kim byłem i kim już nigdy nie będę i to jak jestem teraz odbierany, odbiera mi ostatnie rezerwy siły jakie posiadam. Wystarczył tylko tydzień, bym wręcz utonął w tej słabości. Wystarczył tydzień, by mnie złamać. Mój ojciec powiedziałby jaki słaby jestem.

Jestem zmęczony Harry Potterze.

Jestem zmęczony, wyczerpany wręcz tymi cholernymi snami, które odbierają mi resztki zdrowego rozsądku. Jestem zmęczony myślą, że oddałbym wszystko żeby tylko być blisko ciebie. Jestem zmęczony tęsknotą za moim stadem. Jestem wyczerpany, patrzeniem na to co oni mi zrobili. Jestem wyczerpany bólem, który nigdy się nie kończy.

Poddałem się Harry Potterze.

Uległem Harry Potterze.



***


wiem, że ten list nigdy do ciebie nie trafi. Nie mogę go wysłać, bo jeśli trafi w niepowołane ręce to oboje zapłacimy za to wysoką cenę. Spalę go, jak tylko go napiszę. Ale muszę przelać to wszystko na ten marny skrawek papieru, bo potrzebuje tego złudzenia, że mogę się z tobą porozumieć.

Gdybym wiedział, że ten list jednak do ciebie dotrze chciałbym, abyś przeprosił ode mnie Remusa za to, że nie zdążyłem się z nim pożegnać.

Chciałbym też, abyś wiedział, że nieważne co się stanie, musisz spełnić swoje obietnice, Potter. Musisz zaopiekować się Ślizgonami. Musisz nie pakować się w kłopoty. Musisz dbać o moje stado, bo ja nie jestem w stanie. Obiecałeś mi to, Harry.

Merlinie, jest tyle rzeczy, o których chciałbym z tobą porozmawiać. Chciałbym móc usłyszeć twój głos. Chciałbym poczuć twoje pocałunki na swoim ciele. Chciałbym pocałować twoje usta. Chciałbym móc poczuć twój zapach. Chciałbym tych wszystkich zwyczajnych rzeczy.

Wspomnienia to jedyne co mam. To piękne, ale i okropne.

Nigdy ci tego nie powiedziałem, Harry Potterze. Ale myślę, że być mnie zrozumiał. Od dziecka uczono mnie, że nie warto marzyć, bo marzenia są dla słabych. Ludzie potężni nie mają marzeń, oni mają cele.

Mam marzenia, Harry. I wiem, że one nie staną się moimi celami. Bo moje cele, od kiedy jestem znowu w Malfoy Manor są skupione tylko wokół jednego. Przeżyć. Przeżyć, by móc spełnić swoje marzenia.

Jesteś jednym z nich, Harry.

Draco.




Rozdział 56. Pełnia część 2

– Nie wiem czy go kochasz, stary – powiedział wprost Ron i westchnął głęboko. – Albo czy on kocha ciebie. Ale wiem, że on by cię zabił, gdybyś ryzykował wszystko, by pójść i ratować jego chudy tyłek.

– On jest tego wart – zaznaczył cicho Harry. Nie powiedział jednak słowa na temat miłości.

– Chodzi o to, że on nie chce ryzykować twoim życiem, by uratować własne. Jeśli mnie pytasz, to trochę mało Ślizgońskie.

– To trochę Gryfońskie – prychnął ze śmiechem Harry i pokręcił głową.

Ron spojrzał się na niego ze zmarszczonymi brwiami i głupią miną, która wskazywała, że nie rozumiał czemu Harry tak zareagował.

– Jego Wilk jest Gryfonem – wytłumaczył Harry. – Cholernym, impulsywnym Gryfonem. Draco czasami go za to nie lubi.



***



– Tyłek mi odmarza – narzekał Ron i tupał nogami w miejscu. – Czemu jest tak zimno? Czemu nie może być słońca?

– Jest koniec października, bracie – przypomniała mu Ginny i wepchnęła głębiej ręce do kieszeni kurtki, którą miała na sobie. Jej rude włosy opadały kaskadą na jej ramiona. Harry przez te wszystkie treningu Qudditcha przyzwyczaił się do widoku jej w wysokim kucyku i z zaciętą miną. – Jeśli chcesz wakacje musisz poczekać jeszcze jakieś osiem miesięcy.

– To brzmi jak wieczność – jęczał dalej Ron. – Harry. Czemu ty nie marzniesz? To niesprawiedliwe.

Harry wzruszył ramionami, ale nie odezwał się do przyjaciela. Nie było mu zimno, bo miał na sobie jeden z najgrubszych czarnych swetrów jaki udało mu się znaleźć w kufrze Draco i zabrać zanim ten odszedł. Na dole miał wyhaftowane zielone inicjały chłopaka i Harry często ich szukał, by móc poczuć to pod palcami. To było trochę uspokajające. Zapach Malfoy'a już dawno wywietrzał, ale Harry nadal lubił zatapiać twarz w materiale i udawać, że to nie jest jedyna namacalna rzecz jaką ma po Ślizgonie.

Oprócz tego swetra miał na sobie spodnie, których nienawidził, ale były zbyt ciepłe, by je wyrzucić. I koszulkę z długim rękawem, która wymagała prania.

– Chyba go widzę – oświadczyła Ginny z uśmiechem. Patrzyła daleko w dal, a Harry nawet nie próbował, bo przy jego wadzie wzroku i półmroku jaki panował na zewnątrz i tak nikogo, by nie dostrzegł. Podszedł jedynie bliżej bramy i wziął głęboki oddech.

McGonagall, która czekała razem z nimi, podeszła bliżej Harry'ego.



***



Remus rozmawia z Harrym – mówi mu, że napisał do Amelii, bo Draco powinien spędzić pełnie w Ministerstwie i Amelia powiedziała, że spróbuje się nim jakoś zaopiekować i pomóc. Rozmawiają o tym, że Teodor był w Malfoy Manor, ale nie widział się z Draco. Remus mówi również, że wie, że to nie ma prawa się udać, ale musi próbować, bo nie może znowu się poddać. Chodzi o wystąpienie do prawa by być prawnym opiekunem Draco.

– Próbowałem już tego kiedyś, Harry – przyznał się Remus. – Chciałem zaopiekować się tobą po tym strasznym Halloween.

Harry spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. Nie sądził, że Remus kłamał, ale nie mógł uwierzyć w to co słyszał.

– Chciałeś? – zapytał niedowierzająco Harry.

– Tak – potwierdził Remus. – Albus powiedział, że nie mogę. Nie ze względu na bycie wilkołakiem czy bez stałej pracy i mieszkania. Ale dlatego, że będziesz bezpieczniejszy z rodziną. Dopiero później zrozumiałem, że kłamał. Gdy cię zobaczyłem. Gdy poznałem. Gdy zobaczyłem Dursleyów jakiś czas później. Nigdy nie byłeś tam bezpieczny, prawda?

Harry miał ochotę wzruszyć ramionami, ale wiedział, że to nie była reakcja, którą chciał Remus. Nie miał jednak ochoty przyznawać mężczyźnie racji. Wujostwo było wujostwem. Nauczył się, że nic nie dało się z tym zrobić. Nie żeby ktoś tak naprawdę kiedyś próbował.

– Chciałeś. Próbowałeś – powiedział jedynie Harry. – To znacznie więcej niż większość dorosłych kiedykolwiek dla mnie zrobiła.

– Żałuję, że nie próbowałem mocniej – przyznał Remus. – Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej.

– Syriusz się mnie kiedyś o to zapytał. Czy nie chciałbym z nim zamieszkać. Myślałem, że to będzie bardziej domek na wsi z widokiem na wschody słońca, a nie Grimmuald Place. Gdzie oboje moglibyśmy mieć spokój.

– On chciał dla ciebie jak najlepiej.

– Wiem, Remus. Ale wiem również, że to ty pokazałeś mi czym jest dom – uświadomił go Harry z nową energią w głosie. – Weasleyowie mi go pokazali, ale z tobą i Draco poczułem się jak w domu. Nie byłem tylko przyjacielem brata, a po prostu Harrym.

Remus uśmiechnął się wzruszony. Lunatyk popchnął go, by wykonał jakiś ruch, ale Lupin nie potrzebował takiej zachęty. Z radością przysunął się bliżej Harry'ego i otoczył go ramionami. A gdy w jego sercu i na duszy rozlało się przyjemne ciepło i miłość, przymknął na chwilę oczy.

Oh, szczeniaku.



***



Draco,

jeśli czytasz ten list, to dziękuję Merlinowi za to. Jak byłem tu ostatnim razem, próbowałem cię znaleźć, ale niektórzy ze Śmierciożerców trochę myślą i musieli cię ukryć w momencie, kiedy dostałem wezwanie. Dlatego teraz piszę ten list, by móc ci przekazać chociaż część informacji.

Od twojego wyjazdu minęło 45 dni. Nie otrzymaliśmy od ciebie żadnego sygnału czy wiadomości. Ale jeśli próbowałeś się z nami skontaktować, to proszę nie przestawaj. Jeśli nigdy tego nie zrobiłeś, to nic złego się nie stało. Pansy i tak będzie wypatrywać wiadomości od ciebie. Robi to codziennie. Potter tak samo. Wszyscy czekamy, aż coś się ruszy. Nie mam pojęcia jak ma się Lupin, bo gdy ostatnim razem go widziałem, był po pełni. Ale wiem, że on również czeka. Nie poddajemy się Draco. Nie przestaniemy myśleć nad planem, który zagwarantuje ci wolność.

Pansy ma się dobrze. Odpowiednio je, bierze eliksiry i ostatnio wymknęła się na badania. Wszystko jest w porządku.

Blaise znalazł sobie nowy sposób odreagowania, ale to nic strasznego. Po prostu czasami trzeba go utrzymać w pionie. Ale dajemy sobie z nim radę.

Potter nęka swoją drużynę Qudditcha treningami. Piszę to z bólem serca, ale nie jest taki zły i nawet jest przydatny, gdy pożycza swoje cenne artefakty. On pomaga. Mówi, że nie robi tego tylko z powodu twojego rozkazu, ale z tego, że nas polubił. Jest fatalnym kłamcą, Draco. Jak każdy Gryfon.

Żyjemy, Draco. Czekamy. Nie zapominamy.

Musisz wytrzymać, Draco.

Teodor



Rozdział 59. „Pierwsze Wilkołaki"

Przesiedział wszystkie lekcje, nieco osamotniony, ze skwaszoną miną, która nie została zignorowana przez Rona.

– Stary, co się dzieje? – zapytał go Ron po lunchu, gdy ich następną lekcją była Transmutacja.

– Wszystko okej – powiedział Harry i ruszył korytarzem, zostawiając w tyle Rona. Nie spodziewał się jednak, że Weasley go dogoni i położy rękę na ramionach. Harry drgnął na ten ruch i spojrzał się w szoku na Gryfona. – Jest dobrze, Ron. Naprawdę – próbował go przekonać, ale Harry sam słyszał jak to źle brzmiało.

– Co napisał, Remus?

Harry znowu się spiął, ale nie odtrącił Rona, który zaczął iść w stronę Sali od Transmutacji. Dla Weasley'a może to było nawet wygodne przez ich różnicę wzrostu.

– Wyjechał... i nie wie, kiedy wróci – powiedział Harry, ale wydawało mu się to trudne do powiedzenia na głos.




Rozdział 61. „Malfoy Manor część 1"

Ale Voldemort stał już nad nim z wyciągniętą różdżką, której koniec był skierowany w Harry'ego. A Potter nie wiedział nawet, kiedy Riddle zszedł ze schodów, ani tym bardziej ile czasu minęło. Każda sekunda wydawała się wiecznością. Widział postać Voldemorta nad sobą, ale w czasie upadku jego okulary gdzieś spadły i Harry mógł dostrzec tylko ciemne szaty i czerwone oczy na trupiobladej twarzy. Ogólny zarys, ale sądził, że czarnoksiężnik miał na twarzy dumny uśmiech.

– Harry Potter – zwrócił się do zwijającego się szesnastolatka. – Leżący u moich stóp, tam gdzie twoje miejsce.

N-nie...

Harry zaczął mówić, ale nie był w stanie. Jego płuca ledwo łapały niezbędne powietrze, a łzy w oczach rozmazywały już i tak niewyraźny widok.

Voldemort nie miał jednak tego problemu. Dla niego liczył się fakt, że Harry Potter leżał u jego stóp, gdzie miał zaraz zginąć.

Avada Kedavra!



Wersja, w której Draco nie został wydalony z Hogwartu i nie pojechał do Malfoy Manor, ale nadal spędził pełnię w Ministerstwie Magii.

Otoczyła go cisza. Nie słyszał żadnych warknięć, pomruków czy wycia, nie wyczuwał emocji lub zapachów. Nie było nic.

– Nie ma go – wyszeptał zszokowany Draco. Miał szeroko otwarte oczy, a rękę trzymał na klatce piersiowej, tuż nad sercem. – Nie słyszę go.

– Kogo, Draco?

– Nie czuję Wilka – odpowiedział przerażony Draco. Spojrzał na Remusa w poszukiwaniu odpowiedzi. Od czasu pierwszej pełni Wilk był obecny w każdej sekundzie jego życia. Draco przyzwyczaił się do jego zachowań, zaakceptował upodobania i rozpoznawał emocje. A teraz nie było nic. Absolutnie nic. Żadnego sygnału, że Wilk w ogóle tam był. Gdzieś w jego wnętrzu, umyśle i duszy. Nic.

Draco zrozumiał również, że nie miał pojęcia jak przywołać Wilka. Nigdy wcześniej nie musiał. Jedyne na czym się skupiał to na tłumieniu Wilka, a nie na pozwalaniu mu wyjść na pierwszy plan.

– Jak to, go nie czujesz?

– Nie czuję go – powtórzył się Draco.

(...)

– To przez ten eliksir.

– Jaki eliksir?

– Tuż przed przemianą, wstrzyknęli mi coś. Czarne, gęste. Mieli tego kilka fiolek.




Urywek, gdzie Draco miał powiedzieć, że kocha Harry'ego, ale nigdy do tego ostatecznie nie doszło

− Kocham cię, Harry Potterze – powiedział poważnie Draco. Był wpatrzony w zielone oczy, które rozbłysły niczym gwiazdy, gdy pierwsze słowa padły z ust Malfoy'a. – Kocham cię, miłością, która jest większa od nienawiści, którą kiedyś do ciebie czułem. Kocham cię i będę kochać. Jeśli mi pozwolisz to nigdy nie pozwolę ci zwątpić w to czy jesteś kochany. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top