47. Instynkty Wilka

 Draco nie wierzył w przeznaczenie. Ani w przypadki czy też zrządzenia losu. Miał nadzieję jednak, że jego życie nie było tylko serią niewłaściwych wyborów (jego własnych czy cudzych, które miały na niego wpływ). Jeśli jednak ktoś z góry określił, jak życie Draco miało wyglądać, Malfoy był pewien, że ta osoba dokonała okropnego wyboru. Najgorszego z możliwych, gdy twierdził, że stanie się wilkołakiem było dobrą opcją. Jeśli jednak było to zależne od samego Draco i on miał kontrolę nad własnym życiem, to nie wiedział co z nim zrobić. Jak je zaplanować, co odrzucić i na czym się skupić. To były wybory, których nie chciał dokonywać. Jednak wizja tego, że ktoś mu mógł zabrać wybór, powodowała tylko ucisk w klatce piersiowej i trudność ze wzięciem oddechu.

Draco miał szczególnie to wrażenie, kiedy ocknął się po ponownej przemianie w człowieka, z odległym wspomnieniem ust Harry'ego na jego czole i z echem słów Gryfona, że zaraz wróci, pójdzie tylko po Panią Pomfrey. Draco nie miał siły powiedzieć mu, żeby nie szedł. Chciał, by Harry został z nim i Remusem.

Był przykryty szatą z herbem Slytherinu i miał wrażenie, że dryfował między świadomością a nieświadomością we własnym umyśle. Oczywiście czuł ból, który atakował całe jego ciało, wtapiał się w skórę i przenikał do każdego mięśnia. Jednak nie było to na tyle obezwładniające, że Draco nie mógł skupić się na czymś innym. Ten ból istniał gdzieś na granicy jego umysłu. Ten sam umysł dryfował gdzieś daleko.

Draco przymknął powieki i wmawiał sobie, że to tylko na chwilę.

***

Harry prawie biegł z Panią Pomfrey u boku przez Błonia i miał nadzieję, że z Draco i Remusem było wszystko w porządku. Kiedy zobaczył, jak noga Lupina wygięła się dziwnie w trakcie przemiany w człowieka, a jego skowyt (na wpół ludzki, na wpół zwierzęcy) wydobył się z jego gardła, wiedział, że będzie musiał iść po pomoc. Draco był półprzytomny i nie mogli powtórzyć tego, co się działo ostatnio przed domem Remusa, po ostatniej pełni.

Harry okłamał Panią Pomfrey, że miał złe przeczucia i muszą natychmiast udać się do Wrzeszczącej Chaty. Pielęgniarka i tak miała zamiar tam iść, ale dopiero za pół godziny.

Kiedy przedostali się przez tunel pod Wierzbą Bijącą, a Harry dyszał od tego wszystkiego, nie spodziewał się, że kiedy wejdzie do opuszczonego domu, przywita go cisza. Potter przez to miał jeszcze gorsze przypuszczenia, co zastanie go, gdy przekroczy próg pokoju, gdzie zostawił Draco i Remusa.

Draco leżał nieprzytomny, okryty szatą, tak jak zostawił go Harry. Remus natomiast był już całkowicie przemieniony, ale jego noga leżała pod dziwnym kątem, a Potter skrzywił się na sam widok tego. Merlinie, Lupina będzie to tak boleć, kiedy się ocknie...

– Och, na brodę Merlina, to nie wygląda dobrze.

Pani Pomfrey podeszła od razu do Remusa i wyciągnęła różdżkę z kieszeni fartucha. Zaczęła rzucać zaklęcia diagnostyczne i z każdym wynikiem jej wargi coraz bardziej się zaciskały.

Harry natomiast podszedł do Draco i delikatnie położył rękę na jego policzku.

– Draco – wyszeptał cicho i pochylił się jeszcze bardziej w jego kierunku. – Musisz się obudzić. Pani Pomfrey tu jest, zajmie się Lunatykiem. Draco, tylko się obudź.

Draco przebudził się nagle, siadając i powodując, że Harry musiał wykorzystać swój refleks Szukającego i odchylił się do tyłu w ostatnim momencie, bo inaczej zderzyliby się głowami. Malfoy rozejrzał się nerwowo po otoczeniu i uspokoił dopiero, jak zobaczył, że Harry był tuż koło niego.

– Draco!

Malfoy wyciągnął rękę w kierunku Pottera, który bez wahania ją ścisnął i przysunął się bliżej. Wilk Draco potrzebował go teraz jak najbliżej siebie. Musiał się upewnić, że z nim wszystko w porządku.

Oddychał ciężko, a jego ciało było całe napięte. Tak jak podczas ostatniej pełni, nie pamiętał wiele od razu. Jednak miał pewność, że nic złego się nie stało. To przeświadczenie było na tyle duże, że Draco mógł się uspokoić.

– Czy coś cię boli? Jesteś ranny? – zadawał pytania Harry i od razu też skanował ciało Draco, które ledwo było przykryte szatą. Może w innej sytuacji, nie byłoby to tak kliniczne i w poszukiwaniu obrażeń. – Pani Pomfrey może cię zbadać.

Draco potrzebował chwili, by w ogóle zarejestrować pytanie, a jeszcze więcej, by faktycznie rozpoznać, że ból i zmęczenie, które czuł, nie było związane z przebytą pełnią, ale faktycznym urazem.

– Kostka – wychrypiał słabo. – Lewa noga.

– Coś jeszcze?

Po tym pani Pomfrey podeszła do Draco i spojrzała na jego kostkę. Rzuciła zaklęcie, dotknęła zimnymi placami i zacmokała niezadowolona. Draco starał się nie reagować na nią i nie myśleć, że nie chciał jej obok siebie, ani tym bardziej stada. Jednak teraz nie mógł zrobić nic więcej, niż po prostu nie warczeć na nią i spróbować przekonać siebie, że była tu, by pomóc.

– Muszę zabrać pana Lupina do siebie – powiedziała Pomfrey i rzuciła zaklęcie, które podniosło nieprzytomnego Remusa kilkanaście centymetrów nad ziemię. – A wasza dwójka...

– Poradzimy sobie – zapewnił ją od razu Harry. – Będziemy tuż za panią, w drodze do zamku.

Kobieta kiwnęła głową i bez słowa pożegnania ruszyła wraz z lewitującym Remusem prosto do wyjścia z Wrzeszczącej Chaty. Musiała naprawić pewne skomplikowane złamanie, wstawić kość w talerz biodrowy i poskładać nerwy, które na pewno zostały uszkodzone podczas przemiany. Nie miała chwili do stracenia.

***

Tak naprawdę, nie byli tuż za Panią Pomfrey. Z Wrzeszczącej Chaty wyszli dopiero po kilkunastu minutach, kiedy Draco uspokoił Wilka i zapewnił go, że Harry był obok. Sam Potter trzymał mocno Ślizgona w ramionach i składał delikatne pocałunki w jego włosy i na twarzy. Szeptał również słowa i podziękowania do każdego, kto go słuchał, że wszystko było dobrze.

Poza tym Draco musiał się ubrać w koszulę i spodnie, które miał naszykowane. Nie było to nic łatwego, by się poruszyć i utrzymać równowagę, bo jego ciało było całe obolałe, zmęczone i posiniaczone. Cieszył się jednak, że tym razem nie miał śladów pazurów na plecach, nie krwawił i nie musiał myśleć jak przetransportować Remusa do domu. Mógł mieć, chociaż chwilę spokoju.

Draco z trudem to przyznawał, ale kiedy wyszli z tunelu i stanęli w bezpiecznej odległości od Bijącej Wierzby, pochylił się nieco bliżej Harry'ego i pozwolił, by ten owinął rękę wokół jego talii. Przeniósł część ciężaru na Pottera, bo wiedział, że mógł sobie na to pozwolić. A Wilk nie miał nic przeciwko, by Harry był jedyną osobą, przed którą pokazywali swoje słabości.

Szli powoli, nie spieszyli się, a cisza, która ich otaczała, nie była niezręczna.

Wszystko to jednak zostało przerwane, gdy stanęli na dziedzińcu szkoły, a Draco zobaczył Stuarta Shafiqa z jedną z Krukonek, z którą był wczoraj w Skrzydle Szpitalnym. Na pierwszy rzut oka było widać, że flirtowali. Ona była nawet na to zbyt chętna, bo pozwalała mu się obejmować, dotykać włosów i zaplatać jeden kosmyk na palec, śmiejąc się przy tym głośno. Oboje byli ubrani w stroje do Qudditcha, a w rękach trzymali miotły.

Draco poczuł, jak jego ciało zesztywniało i wyplątał się z objęć Harry'ego. Wilk warczał niezadowolony i zniesmaczony. Jakim prawem Stuart zabawiał się z kolejną dziewczyną, kiedy Pansy w tym samy czasie nosiła pod sercem jego dziecko, którego nikt z ich rodzin nie chciał zobaczyć żywego na tym świecie. Jak mógł śmiać się, w momencie, gdy Pansy płakała przez niego i cierpiała, a myśl o przyszłości powodowała tylko mdłości? Jak on śmiał!

– Draco – zaczął mówić Harry, kiedy dotarło do niego, kto stał w niewielkiej odległości od nich. – Draco, musisz się opanować.

Wilk, jak i sam Draco, nie mógł znieść tej beztroski Stuarta. Jego bezmyślności i tego, że wyrzekł się szczeniaka. A Ślizgon nie mógł pozwolić, by uszło mu to na sucho. Nie po tym, co właśnie zobaczył.

Draco wiedział, że Wilk po pełni był bardziej rozjuszony, terytorialny i rozchwiany. Jednak zawsze Malfoy starał się go trzymać pod kontrolą. Teraz jednak pozwolił, by instynkty Wilka przejęły kontrolę. Jego oczy zmieniły kolor na złoty.

– Shafiq! – Głos Malfoy'a był prawie warkotem Wilka. Nie mógł i nie chciał nad tym zapanować. Podszedł w kilku krokach do Stuarta i Krukonki, która nie wydawała się niczym przejmować. Nie czuł nawet bólu kostki, gdy stawiał pewne kroki przed siebie.

– Czego chcesz, Malfoy? – zapytał się niezbyt miło. Stuart zacisnął mocniej palce na rączce swojej miotły. – Parkinson cię przysłała?

– Och, Pansy, nie – pokręcił głową i uśmiechnął się przerażająco. – Chciałem ci tylko przekazać wiadomość.

– Stuart, czy mam pójść? – zapytała się dziewczyna, ale nie uzyskała odpowiedzi.

– Jaką? – zapytał zaciekawiony Stuart. Zaraz jednak sobie przypomniał, z kim rozmawiał i spojrzał na dziewczynę. – Byle szybko, Malfoy nie mam całego dnia.

Draco nie musiał czekać na nic więcej. Wilk z przyjemnością wyskoczył na wierzch, a Malfoy mu na to pozwolił. Zacisnął palce, zamachnął się i prawą ręką uderzył Shafiqa prosto w nos. Z satysfakcją usłyszał chrzęst łamanej kości i zobaczył, jak Stuart zatoczył się do tyłu i złapał za nos, z którego zaczęła lecieć krew.

– Och, kurwa, Malfoy!

– To jest ta wiadomość.

– Draco!

Potem, Draco nie pamiętał, co się dokładnie stało. Teodor go o to pytał, tak samo, jak inni, ale on nie mógł sobie przypomnieć. Jedyne co wiedział, to to, że Wilk miał kontrolę.

Draco bił. Uderzał na oślep, kopał tylko po to, aby trafić do celu. Nie czuł bólu w zaciśniętych pięściach, nie analizował swojego kolejnego uderzenia. Nie reagował na krzyki i próby odepchnięcia go przez Stuarta. Nie miało znaczenia dla niego, że krwi na jego rękach było coraz więcej. Nie docierały do niego krzyki Harry'ego i Krukonki.

Jedyne co wiedział to to, że Shafiq musiał zapłacić. Poczuć – jak najbardziej boleśnie i krwawo – co to znaczy zemsta Draco Malfoy'a. Chciał, by Krukon zapłacił za każdą łzę, każde cierpienie i ból, który przeżyła przez niego Pansy. Wilk pragnął krwi Stuarta, a Draco nie miał oporów, by się nie zgodzić z tym żądaniem. Wilk mógł to dostać.

Każde uderzenie w ciało Krukona, każdy chrzęst, który świadczył o tym, że jakaś kość czy chrząstka pękła pod pięściami Draco, powodowała u niego tylko kolejny uśmiech. Każdy jęk bólu stał się melodią dla jego uszu. A moment, kiedy spojrzał w oczy Shafiqa i zobaczył w nich czyste przerażenie, było czymś najlepszym.

Słyszał szum swojej własnej krwi i głośne uderzenia serca. Czuł zapach krwi, która tylko jeszcze bardziej napędzała Wilka. Wiedział, ale nie do końca to analizował, że Stuart leżał teraz na ziemi, a Draco nad nim stał. Malfoy'owi i Wilkowi podobało się to, że Krukon był na dnie, a oni nad nimi górowali.

Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, ale nie chciał nigdy przestawać. Pragnął, by to wszystko trwało cały czas, dopóki Shafiq nie będzie błagał o litość. Albo, dopóki nie padnie martwy.

Dopiero uderzenie zaklęcia, przerwało to wszystko. Nie zabolało go to, ale błysk pozwolił mu wyrwać się z tego wszystkiego. Wilk zawahał się. Dyszał, gdy w końcu jego ręce zatrzymały się tuż przed zadaniem kolejnego ciosu w twarz Stuarta. Draco poczuł, jak poczucie kontroli do niego wróciło.

– Panie Malfoy, ma Pan w tej chwili przestać!

Draco spojrzał się na McGonagall złotymi oczami i z wyszczerzonymi zębami. Nie miał pojęcia, skąd profesorka się wzięła na szkolnym dziedzińcu, ale nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Odwrócił się i spojrzał na ciało Stuarta.

– Co ty zrobiłeś – wyszeptała przerażona kobieta w stronę Draco.

***

Draco czuł szalejącego Wilka z każdym oddechem, uderzeniem serca czy krokiem, który zrobił i przybliżył go do gabinetu Dyrektora.

Wiedział, że spieprzył.

Nie umiał inaczej tego nazwać, ubrać w ładniejsze słowa. Nie powinien dać się złapać. Powinien być bardziej uważny, bo właśnie z tego powodu, znajdował się teraz w takiej, a nie innej sytuacji.

Draco wiedział, że go wyrzucą z Hogwartu.

Dumbledore nie był głupcem, ale nadal miał zbyt miękkie serce, kiedy stwierdził, że pozostawienie w szkole ucznia, który stał się wilkołakiem, było dobrym ruchem. Draco był tylko krwiożerczą bestią udającą człowieka, a ślady krwi Stuarta Shafiq na jego rękach, były tego dowodem.

Nie pamiętał, jak dotarł do gabinetu Dyrektora. Ocknął się dopiero wtedy, kiedy usłyszał głos Albusa Dumbledore'a mówiący:

– Panie Malfoy – odezwał się starszy mężczyzna. Miał na sobie fioletową szatę ze złotymi wstawkami w kształcie kokardek. Gładził swoją długą brodę, jakby rozmyślał nad czymś intensywnie.

– Proszę usiąść – wskazał mu krzesło stojące po drugiej stronie ogromnego biurka.

Draco pokręcił głową i ruszył w stronę okna. Nie miał zamiaru siadać. Wiedział, że jeśli to zrobi, nie będzie w stanie wstać. Tak niewiele mu brakowało, by całkowicie opaść z sił, a jednocześnie adrenalina utrzymywała go na nogach. Stanął przy okrągłym oknie, które miało widok na rozległe Błonia i Zakazany Las.

Emocje Wilka nadal wręcz rozrywały go od środka. Każde warknięcie, szarpnięcie czy ta chęć, by poczuć krew Shafiqa pod pazurami i na kłach. Chciał czuć, jak Krukon mu ulegał, skomlał o własne życie, które było nic niewarte.

Draco miał przed oczami jego zmasakrowaną twarz, słyszał krzyki i czuł emocje Wilka, które wręcz rozrywały jego wnętrze i umysł. Shafiq leżał na dziedzińcu Hogwartu i błagał, by Draco przestał, a Malfoy nie mógł. Zatracił się w tym wszystkim tak bardzo, że jedyne co do niego docierało to zwierzęce pragnienia Wilka, a ten nigdy nie odpuści tylko dlatego, że ofiara skomli.

– Panie Malfoy – zaczął mówić Dumbledore, ale Draco w ogóle nie zareagował. – Profesor McGonagall zrelacjonowała mi całe wydarzenie, które miało miejsce na dziedzińcu szkoły.

Draco milczał, wciąż wpatrzony w widok zza okna.

– To bardzo niefortunne, że przypadkowy uczeń znalazł się w takim miejscu i czasie, kiedy pan, panie Malfoy, wracał właśnie z Wrzeszczącej Chaty.

Głos Dumbledore'a wydawał się odzwierciedlać, że Dyrektorowi było naprawdę przykro z tego powodu. Sam Draco i Wilk jedyne, na co mieli ochotę to wykrzyczeć starszemu mężczyźnie, że Shafiq wcale nie był niewinnym uczniem. Krukon dostał to, na co zasłużył. A przynajmniej tak uważał Wilk.

– Chciałbym usłyszeć, od pana, panie Malfoy, co właściwie się wydarzyło.

Draco ciągle milczał, bo wiedział, że jeśli się odezwie, to Wilk przemówi za niego. A nie miał zamiaru przyznać się Dyrektorowi Hogwartu, że zaatakował innego ucznia, by zemścić się za to, co zrobił Pansy.

Draco drgnął, kiedy drzwi do gabinetu Dyrektora otworzyły się gwałtownie. Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, od kiedy Dumbledore wypowiedział ostatnie słowa, na które Draco nigdy nie odpowiedział.

Snape wpadł nagle do gabinetu Dyrektora Hogwartu, bez pukania czy słowa przeprosin za wtargnięcie. Nie, żeby ktokolwiek sądził, że profesor byłby w stanie przeprosić. Miał na sobie swoje zwyczajne, czarne szaty, a peleryna powiewała za nim, jakby wręcz biegł po schodach, by dostać się jak najszybciej do środka.

Wilk prawie wyrwał się w stronę Severusa, z radości, że mężczyzna przyszedł. Draco zrobił krok do przodu, nie będąc w stanie powstrzymać Wilka.

– Ach, Severusie – przywitał się Dumbledore. – Tak myślałem, że się zjawisz.

– Dumbledore – powiedział krótko Snape. Nie było można nic odczytać z wyrazu jego twarzy, ale oczy mówiły wszystko to, czego usta nie mogły. Rozejrzał się szybko po gabinecie i skupił swoją uwagę na Draco, który wręcz podskoczył, kiedy Snape wparował go gabinetu. Ich oczy się spotkały, a Severusowi nawet nie drgnęła powieka, gdy zobaczył złote tęczówki Draco. Odwrócił się w stronę Dumbledore'a.

– Posłuchaj mnie uważnie, Dumbledore – powiedział ostro Snape. Splótł palce za plecami i wyprostował ramiona. – Draco Malfoy nie poniesie żadnych konsekwencji dzisiejszego incydentu.

Draco spiął się jeszcze bardziej, kiedy usłyszał słowa Snape'a. Co się właśnie działo? Czy Snape go bronił? To nie było możliwe.

– A czemu niby miał ich nie ponieść, profesorze Snape? – zapytał się podejrzliwie Dumbledore. – Chłopiec musi zapłacić za to, co zrobił. Zaatakowanie innego ucznia...

– Z racji tego, co się stało dziewiętnaście lat temu, Dumbledore – wysyczał Snape. Stanął przed Dyrektorem gotowy do walki i bronienia Draco własną piersią i różdżką, którą miał ukrytą w rękawie szaty. – Milczałem wtedy, by twój gryfoński wilkołak mógł zostać w Hogwarcie i nie zostać skazany na Azkaban. Teraz chcę, żebyś spłacił ten dług. Zrób tak, żeby Shafiq i panna Mosse milczeli, tak jak ja milczałem.

– Severusie... chyba nie mówisz...

– Zrób to, Dumbledore – przerwał mu Snape. – Masz dług do spłacenia.

Draco patrzył oniemiały na swojego ojca chrzestnego. On to faktycznie powiedział. Bronił Draco przed samym Dyrektorem. Żądał, by Dumbledore wyciszył sprawę i zostawił Malfoy'a w spokoju. Draco wiedział, o jakiej sytuacji Snape mówił. Nocy, kiedy Remus go zaatakował. Jednak Draco nie spodziewał się, że Snape wykorzysta to wszystko, by stanąć w jego obronie. Spodziewał się raczej, że będzie nalegał na wydalenie go, bo był zagrożeniem dla uczniów.

Snape musiał dostrzec coś w postawie Dumbledore'a, co pozwoliło mu myśleć, że wygrał. Odwrócił głowę w stronę Draco.

– A teraz, Draco – zwrócił się do milczącego chłopaka. – Wychodzimy.

Draco zmusił się, by poruszyć nogami i faktycznie dotrzeć do drzwi, gdzie czekał na niego Snape. Miał wrażenie, że jego ciało było z ołowiu, zbyt ciężkie, by móc poruszać nim płynnie. Jednak Wilk rwał się do przodu, chętny, by jak najszybciej zjawić się przy boku Snape'a.

– Panie Malfoy? – zawołał go poważnie brzmiący Dumbledore. Draco odwrócił się w jego stronę, niepewny co może się stać. Czy Dyrektor zmienił zdanie? – Każde ręce na pokład, prawda?

Draco o mało nie warknął, gdy zrozumiał, o co chodziło Dumbledore'owi. Zacisnął mocno szczęki i nie powiedział ani słowa. Nie miał zamiaru pokazać starcowi, że zrozumiał, do czego nawiązywał. Rozmowa, która odbyli kilka dni temu w sprawie pełni i pomocy, którą może uzyskać od innych w tym czasie. Draco nie zgodził się wtedy na pomoc Pomfrey, twierdząc, że on i Remus są w stanie poradzić sobie sami. Kobieta jednak musiała przyjść, bo Remus nie za dobrze przeszedł przemianę i jego biodro źle się złożyło. Teraz Snape przybył do gabinetu, by ratować i uratował skórę Draco. Jakby Malfoy faktycznie nie był w stanie poradzić sobie sam ze swoim życiem. Wręcz trząsł się, kiedy dotarło do niego, że Dyrektor miał rację.

Zszedł po schodach, ciągle mając w głowie słowa Dumbledore'a.

Kiedy Draco stanął przed chimerą strzegącą wejścia do gabinetu, a Snape był tuż obok niego, Malfoy pozwolił sobie na to, by jego ramiona opadły i oparł się o kamienną ścianę z głębokim westchnięciem.

Spojrzał na Snape'a. Jego wysoką postać, ubraną w czarne szaty z grymasem na twarzy i tymi ciemnymi oczami, które były wpatrzone w Draco. To była osoba, która Malfoy znał od samego początku swojego życia, to był jego autorytet przez krótką chwilę, postać ważna tak samo, jak rodzice i ktoś, kto wiedział, że nie pozwoli, by stała mu się krzywda. I myślał, że to wszystko zostało stracone, kiedy Severus nie zareagował w ogóle na to, że Draco miał się stać wilkołakiem. A później Remus uświadomił mu, kim naprawdę był Snape – podwójnym szpiegiem, osobą, która balansowała nad przepaścią i nie mogła zejść z liny, która chwiała się zbyt mocno, by było można uznać ją za stabilną. Teraz ten sam szpieg, Śmierciożerca, nauczyciel Obrony przed Czarną Magią i Opiekun Domu Slytherina stał przed nim.

– Uratowałeś mnie – wyszeptał Draco. Stał już prościej, ale i tak cała jego postawa pokazywała, jak bardzo był wyczerpany. Miał krew Stuarta na rękach, obłęd w oczach i Wilka, który wił mu się pod skórą.

– Nie doszukuj się czegoś więcej w rzeczach, które są niczym więcej jak odbieraniem długu – odpowiedział mu Snape. Zaplótł palce za plecami i przybrał na twarz jeszcze bardziej nieprzeniknioną maskę.

– Nie musiałeś go marnować na mnie – wskazał mu Draco. Wiedział, że Snape nie miał tego wszystkiego na myśli. A przynajmniej miał taką gorącą nadzieję, bo to wszystko wyglądało na znak, że Severusowi nadal zależało na Draco, a świadomość tego, była naprawdę czymś ogromnym dla Wilka i samego Malfoy'a.

– Pozwól, że sam będę decydować, o tym co robię z długami, które mam do odebrania.

Draco nie wiedział co odpowiedzieć i milczał, zbyt zmęczony, by bawić się w słowne gierki ze Snapem.

– Ostrzegam cię jednak Draco – wysyczał do niego Snape. Malfoy wyprostował się odrobinę bardziej, przez ton z jakim zostało to powiedziane. – Jeszcze jeden taki wyczyn, a osobiście odprowadzę cię do bram Hogwartu.

– Nie martw się, wujku Severusie – powiedział szorstko Draco. – Następnym razem będę ostrożniejszy – zapewnił go. Wilk warknął zadowolony z odpowiedzi, którą dał Draco.

Snape kiwnął sztywno głową.

– Idziemy do Skrzydła Szpitalnego – zdecydował Snape i nie czekając na słowa czy ruch Draco, zaczął iść korytarzem.

Przez resztę drogi milczeli. Draco szedł dwa kroki za Snapem i jego falującą szatą. Wilk nie był zadowolony z tego, jak Severus ich traktował i miał ochotę pokazać profesorowi, jak to powinno wyglądać, ale Draco trzymał go pod kontrolą. Nie mógł sobie pozwolić, by w ciągu kilkudziesięciu minut Wilk i jego emocje znowu były górą. Nie przy jego ojcu chrzestnym.

Draco z każdym krokiem czuł, jak to wszystko z niego znika. Adrenalina powoli opuszczała jego ciało i zostało tylko wyczerpanie, ból i senność. Ledwo stawiał krok za rokiem w stronę Skrzydła Szpitalnego. Ledwo szedł do miejsca, gdzie był ranny Remus. Gdzie również znajdował się Stuart. Gdzie świadomość tego, co zrobił, dopadnie go trzy razy mocniej.

***

Draco nigdy nie oczekiwał od innych rozgrzeszenia za własne czyny. Nie pragnął, by ktoś go tłumaczył, przebaczał mu czy prosił w jego imieniu o wybaczenie.

Nienawidził się kulić przed ojcem i słuchać jego wykładów na temat tego, co powinien robić, czego mu nie wolno, a do czego będzie zmuszony jako dziedzic Malfoy'ów. Wilk Draco był tak wolny, jak tylko mógł. Draco pragnął tej samej wolności.

Jednak w momencie, kiedy siedział na łóżku w Skrzydle Szpitalnym, po tym, jak pani Pomfrey wyleczyła wszystkie jego rany i złamane palce, miał wrażenie, że nadszedł czas, żeby się kajać. Oczywiście, nie przed Stuartem, bo ten mały gnojek był ciągle nieprzytomny i ogrodzony parawanami oraz kilkunastoma łóżkami od Draco. Chodziło o Harry'ego, który trzymał go mocno za rękę, a Wilk Draco wręcz posadził Gryfona na kolanach. Miał na myśli również Remusa, który leżał w łóżku obok, przykryty kołdrą i podparty kilkoma poduszkami.

Lupin nie widział tego, jak Draco zaatakował Shafiqa, ale Hary powiedział mu o wszystkim, gdy Malfoy był w gabinecie Dyrektora.

– Dumbledore chciał mnie wyrzucić ze szkoły – przerwał ciszę Draco.

Poczuł, jak Harry spiął się koło niego i zacisnął mocniej palce. Wilk Draco poruszył się na ten gest.

– Nie możesz odejść! – obruszył się Harry. – Nie pozwolę na to!

– Dumbledore... – zaczął słabo Remus, ale Draco mu przerwał.

– Snape kazał mu spłacić dług, Lunatyku. Kazał mu przekonać Shafiqa, by milczał tak samo, jak Snape kiedyś.

Draco nadal nie wiedział co o tym myśleć. Nie mógł uwierzyć, że ten sam Snape, który wytykał jego oddanie sforze i chęć ochrony ich, teraz zrobił dla Draco to samo. Wytknął mu jego wszystkie zwierzęce odruchy, które posiadał przez Wilka, by sam bronić kogoś, na kim chyba mu zależało. Snape był naprawdę dziwny w tym wszystkim.

– On zrobił co?! – zawołał dość głośno Harry. – Dlaczego?

Draco spojrzał na Remusa, który był równie zaskoczony co Harry.

– Bo znowu mu zależy – odpowiedział cicho Remus. – A może nigdy nie przestało zależeć.

Draco kiwnął głową i poczuł ucisk w klatce piersiowej. Bo co innego, myśleć o tym i mieć tego świadomość, co innego usłyszeć to od Remusa. Wilk równie mocno pragnął tego potwierdzenia. Pragnęli wiary, że Snape z nimi nie skończył.

Harry ścisnął go mocno za palce.

– Powinni mnie wyrzucić – powiedział szeptem Draco.

– Draco, posłuchaj mnie – zaczął mocnym, ale zmęczonym głosem Remus. Poprawił kołdrę i usadowił się nieco wygodniej. Jego biodro bolało jak cholera, ale mógł to zignorować. Draco spojrzał na niego niepewnie. – Powiem ci coś, co powiedział mi James po tym całej sytuacji z Severusem. Przez wiele lat tego nie rozumiałem i nie chciałem zrozumieć. Jednak musisz to usłyszeć.

– Nie chcę pocieszenia. – Pokręcił ostro głową, a jego blond włosy opadły mu na twarz. – Nie potrzebuję litości.

– To nie o to chodzi, szczeniaku – uspokoił go Remus. – James powiedział mi wtedy, że nie mogę wiecznie się karać za coś, na co nie miałem wpływu. Czasami dzieją się złe rzeczy i to jest poza naszą kontrolą.

Harry – jak zawsze — z szeroko otwartymi oczami, słuchał każdej małej wzmianki o tacie i mamie. Jednak wiedział również, że to nie był dobry moment, by o to dopytywać.

– Tu nie chodzi o kontrolę. Tu chodzi o instynkty – odpowiedział Draco. Wyplątał się z uścisku i ciała Harry'ego. Wilk zaskomlał na tę stratę.

– A o co chodzi, szczeniaku?

– Merlinie Remus... ja... chciałem go zabić, wiesz? – Draco wstał z łóżka i podszedł do okna, z którego było widać kawałek błoni. Nie miał odwagi patrzeć na twarze Remusa czy Harry'ego, kiedy o tym mówił. Wystarczyło, że Wilk wyczuwał ich emocje i zapachy. – Czułem to wszystko, co czuł Wilk, tą całą złość, gniew i chęć zemsty. Chęć, by wbić pazury w jego ciało, poczuć smak krwi i rozerwać mu gardło własnymi zębami. I jakaś część mnie wiedziała, że nie można tak. Ta inna... zgodziła się z Wilkiem.

– To nie czyni cię potworem Draco – starał się go uspokoić Remus. – Dopiero uczysz się kontroli nad Wilkiem. I czasami to będzie naprawdę trudne.

Draco milczał, wpatrzony w widok za oknem.

Harry wiedział, że musiał coś zrobić. Wstał z łóżka i w dwóch dużych krokach podszedł do Draco. Bez chwili zawahania przytulił się do jego pleców, oplótł rękami talię Draco, a głowę położył między jego łopatkami. Czuł, jak Ślizgon spiął się początkowo na ten dotyk, ale potem rozluźnił i to było dla Harry'ego najważniejsze.

– Powiem ci coś w sekrecie, Draco – zaczął szeptać Harry. Wiedział, że to nie będzie żaden sekret, nie w momencie, kiedy Remus z wyostrzonymi zmysłami był tuż obok, a poza tym znajdowali się w Skrzydle Szpitalnym. Jednak chciał, by Draco miał wrażenie, że to jest przeznaczone tylko do jego uszu. Taka była, w sumie, prawda. – Twój Wilk jest prawdziwym porywczym Gryfonem. Daje się ponieść emocjom, gdy widzi sytuację, która mu się nie podoba. Jest zazdrosnym, małym gnojkiem. Jednak również broni swoich przyjaciół ponad wszystko. I nie boi się najpierw działać, a potem myśleć. Twój Wilk jest Gryfonem.

***


Po śniadaniu – które pani Pomfrey była tak miła i pozwoliła im zjeść w trójkę – Draco czekał niecierpliwie na przyjście Ślizgonów. Żaden z nich nie powiedział, że przyjdą, ale po wczorajszym dniu – tym całym wsparciu, pomocy i po prostu bycia, Malfoy nie dopuszczał do siebie myśli, że dzisiaj ich nie będzie. Wilk był tak samo chętny na zobaczenie swojego stada. Chciał ich usłyszeć, poczuć zapach ich ciał i upewnić się, że bicie małego serca dziecka Pansy jest nadal w stałym rytmie.

Lunatyk został przeniesiony do izolatki i poszedł spać, otumaniony eliksirami przeciwbólowymi i nasennymi. Harry powiedział, że musi wrócić do Pokoju Wspólnego Gryfonów i zmierzyć się z przyjaciółmi, a Draco z trudem go puścił.

Wiedział, że mógłby pójść do Lochów, ale świadomość tego, że musiałby przemierzyć szkolne korytarze, zobaczyć innych uczniów i usłyszeć plotki, które już pewnie krążyły w sprawie tego, co się stało na Błoniach.

Draco nie był naiwny. Wiedział, że teraz wszystko się pogorszy. Te spojrzenia, szepty i strach młodszych roczników tylko się zwiększy. Przez ten miesiąc powoli szkoła i uczniowie przyzwyczaili się do nowego Draco.
Teraz – po całej sprawie z pobiciem – Malfoy znowu stanie się tematem plotek.

Ślizgon podniósł głowę, kiedy usłyszał stukot obcasów Pansy, a zapach perfum, których używał Blaise, dotarł do niego. Teodor szedł na samym końcu, rozglądając się uważnie po Skrzydle Szpitalnym.

– Draco – wydyszała Pansy i usiadła na krześle koło niego. Draco spojrzał na bladą twarz Pansy i zobaczył łzy w jej oczach, a blade usta, które nie były umalowane, wyszeptały jego imię. – Nic ci nie jest?

– Wszystko w porządku. A
Malfoy – Blaise powiedział to nieco radośniej i włożył ręce do kieszeni spodni. – Czemu nie zaprosiłeś nas z Nottem na zabawę? Nie musiałeś robić tego wszystkiego sam. Z przyjemnością byśmy pomogli.

– Nie wierzę, że to mówię – powiedział od razu Nott jak, tylko do nich dołączył. – Ale cieszę się, że Potter tam był.

– Czy… czy on żyje? – zapytała cicho Pansy. Draco wyczuł od niej strach, ale bicie serca dziecka było w stałym rytmie, a Wilk skupił się najbardziej na tym.

– Nie pójdę siedzieć za morderstwo – powiedział jedynie. – I nie zostanę wyrzucony z Hogwartu.

– Proszę, Draco – Zabini prychnął i usiadł obok Draco. Jego zapach był jeszcze wyraźniejszy, a Malfoy nie pamiętał, kiedy ostatnio perfumy Blaise’a były dla niego czymś uspokajającym. – Jakby ktoś się odważył cię wyrzucić.

Malfoy nie powiedział im o swojej wizycie w gabinecie Dyrektora ani rozmowie ze Snapem. Nie wspomniał o swoich obawach i wiary, że powinien zostać wyrzucony ze szkoły. Nie chciał okazywać słabości. Wilk nie byłby z tego zadowolony.

Potem kiedy pani Pomfrey dała mu pozwolenie i zapas eliksirów, wrócili do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Draco czuł się lepiej, bo był otoczony przez część swojego stada, gdy szli szkolnymi korytarzami. Wilk nadal krążył mu tuż pod skórą, gotowy do skoku w każdej chwili i z chęcią pokazania kto tu naprawdę rządził.
Pansy milczała do momentu, aż nie weszli do dormitorium Teodora i Draco. Dopiero wtedy podeszła do Draco i patrząc prosto w jego szare oczy, powiedziała:

– Dziękuję. Za to, że nie pozwoliłeś mu myśleć, że można mnie tak potraktować. Że pokazałeś mu, że nie wolno zadzierać ze Ślizgonami.

– Zawsze, Pansy – powiedział poważnie i przyciągnął ją do uścisku. Wilk zamruczał zadowolony na kontakt z Pansy i fakt, że mógł poczuć ciepło jej ciała, a oddech dziewczyny łaskotał go w szyję. Parkinson zacisnęła palce na jego koszulce.

– Został nam jeszcze Weasley – dodał Zabini, nawiązując do sytuacji, gdzie Ron nazwał Pansy Ślizgońską dziwką. Obiecali, że zemszczą się za to i Draco o tym nie zapomniał, ale zemsta smakowała lepiej na zimno.

– Ale to zrobimy już w czwórkę – zaznaczył Teodor.

– We czwórkę – potwierdził Draco.

***

– Gdzie byłeś? – Głos Hermiony dotarł do Harry’ego, jak tylko przekroczył próg Pokoju Wspólnego Gryffindoru.

Ze względu na ładną pogodę i weekend, w środku było mało osób. Hermiona siedziała zwinięta na fotelu z książką w ręku, ale jak tylko zobaczyła, że Harry wrócił, od razu wstała i położyła ręce na biodrach. Harry skrzywił się na ten gest, który bardzo przypominał mu panią Weasley.

– W Skrzydle Szpitalnym – odpowiedział w miarę spokojnie. A przynajmniej się starał. – Wiesz dlaczego.

– Cała szkoła huczy od plotek, że Malfoy podobno kogoś pobił prawie na śmierć. I że Harry Potter był tym, który rzucał na tę dwójkę zaklęcia.

Harry otworzył usta na słowa Hermiony. Co?

– Od kiedy słuchasz plotek, Hermiono?

– Od kiedy imię mojego przyjaciela jest, w co drugim zdaniu tej plotki! – odkrzyknęła. Zaraz potem wzięła głęboki oddech i spojrzała się uważniej na Pottera, ale jej głos nadal był bardzo ostry. – Czy to prawda? Malfoy go pobił?

Harry się zawahał. Bo prawda była taka, że tak, Draco pobił Shafiqa do nieprzytomności. Jednak nie mógł powiedzieć Hermionie, że Krukon nie był przypadkową ofiarą. Sam Harry znalazł się tam tylko dlatego, że odprowadzał Draco do Skrzydła Szpitalnego, a plotka, że rzucał zaklęciami na tę dwójkę, wzięła się z tego, że mierzył do nich różdżką, ale bał się trafić Draco.

– Nie rzuciłem żadnego zaklęcia – powiedział w końcu.

– To nie jest odpowiedź na moje pytanie – odpowiedziała szybko Hermiona. Miała grymas na twarzy i zmarszczkę między brwiami.

– Hermiono…

– Czy Draco Malfoy pobił Stuarta Shafiqa? – zadała proste pytanie.

– Miał ku temu dobry, naprawdę dobry, powód – odpowiedział zmęczony. Opuścił ramiona i westchnął głęboko.

– Nie istnieje żadne wytłumaczenie, na fakt, że ktoś pobił kogoś do nieprzytomności! A fakt, że Draco jest, kim jest, też tylko przemawia na jego niekorzyść. Nie można tego usprawiedliwić!

– Hermiono, proszę cię! – Harry naprawdę miał już dość tej wymiany zdań. Nie rozumiał czemu Hermiona była tak bardzo negatywnie nastawiona do Draco, a zamiast dostrzegać jego zmianę, jeszcze bardziej go nienawidziła. Gdzie Draco nie nazywał jej szlamą i w ogóle udawał, że Hermiona Granger nie istniała, kiedy byli w jednej sali lekcyjnej czy mijali się na korytarzu, ona tylko bardziej go nienawidziła.

– Nie wierzę, że oceniasz go na podstawie plotek! Nie wierzę, że mówi to osoba, która sama uderzyła go w nos na trzecim roku! Nie wierzę, że robi to moja przyjaciółka, która była w stanie podpalić szatę nauczyciela, bo uwierzyła, że to on jest odpowiedzialny za to, że nie mam panowania nad miotłą! Nie wierzę, że nadal nie nauczyłaś się, że wyciągnęliśmy wtedy złe wnioski, na podstawie minimalnych podejrzeń.

– Ale podpalenie szaty zadziałało! – Broniła się słabo. I w ogóle nie odniosła się do reszty słów, które wypowiedział Harry.

– Mogłaś spalić człowieka! – odkrzyknął jej gniewnie. – Mógł zginąć!

– Ratowałam cię! I miałam jedenaście lat!

– HEJ!

Harry drgnął, kiedy usłyszał podniesiony ton głosu Rona. Rudzielec stał tuż koło nich ubrany w cienki sweterek z wycięciem w serek i znoszone spodnie. Patrzył się również na dwójkę swoich najlepszych przyjaciół z niezrozumieniem na twarzy.

– Co się dzieje? – zapytał Ron i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. – Czemu na siebie krzyczycie? Czy nie można już pójść na spokojnie do łazienki? – Ostatnie pytanie zadał dość retorycznie.

– Harry go broni – zaczęła wściekła Hermiona. Skrzyżowała ręce na piersiach, a jej oczy błyszczały gniewem. Nie musiała mówić konkretnie, o kogo chodzi, Ron domyślił się prawie od razu. Miał wrażenie, że co druga rozmowa obejmuje Draco Malfoy’a i miał powoli tego dość.

– A ty go atakujesz! – odpowiedział jej gniewnie Harry. Był równie zły, co po prostu zasmucony tą całą sytuacją. Nie pamiętał, kiedy pokłócił się w ten sposób z Hermioną. Z Ronem owszem, ale nie z przyjaciółką.

– A może pójdziemy do dormitorium, co? – zapytał się Ron i chwycił ich oboje za ramiona. Miał wystarczająco dużo siły, by obrócić dwójkę mniejszych przyjaciół w stronę schodów do dormitorium chłopców i popchnąć, by zaczęli iść.

Harry spojrzał na osoby, które były w Pokoju Wspólnym i skrzywił się gdy ich zauważył. Połowa z nich jawnie patrzyła na trójkę Gryfonów, druga udawała, że wcale nie słuchała ich kłótni, ale jasne było, że podsłuchiwali. A jedna osoba drzemała w fotelu i pochrapywała cicho. Westchnął i zaczął kierować się prosto do dormitorium.  

Dopiero jak drzwi zamknęły się za ich trójką, a Harry usiadł ciężko na swoim łóżku, zrozumiał, że to jeszcze nie koniec.

– Stary, czy wszystko w porządku? – zapytał się niepewnie Ron i usiadł koło Harry’ego. Potter oparł głowę o jego bark i westchnął głośno.

– Czemu to nie ty krzyczysz najgłośniej tylko Hermiona? – zadał pytanie Harry. Miał cichy głos, a oprawki okularów wbijały mu się w skroń. Nie rozumiał, czemu Ron był taki spokojny. Czy coś się stało? – Czemu nie odprawiasz tańca radości, bo Draco ma kłopoty?

– Nie lubię go – przyznał po raz kolejny Ron. – Ani Parkinson, ani Notta. Żadnego Ślizgona. Jednak widzę… widzę, co się dzieje Harry. I nie mam zamiaru zrobić po raz kolejny takiej akcji jak na czwartym roku. Nie obrażę się na swojego najlepszego kumpla, tylko dlatego, że jestem zazdrosny. Chociaż chciałbym zobaczyć czy Malfoy oberwał chociaż raz od Shafiqa. To byłoby dobre.

– Stuart nawet go nie dosięgnął – przyznał.

– Harry. – Hermiona przysunęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko chłopców. Nadal była zdenerwowana, ale starała się uspokoić. – Musisz powiedzieć nam, co się stało.

Harry westchnął głęboko i zaczął bawić się palcami. Nie wiedział, od czego zacząć tę opowieść. Ilu kłamstw będzie musiał użyć, za iloma półprawdami się schować, tylko po to, aby chronić pewnych Ślizgonów.

– Draco stracił kontrolę nad instynktami Wilka – zaczął mówić. Był wpatrzony we własne kolana, ale usłyszał, jak Hermiona wzięła głęboki wdech, gdy tylko to powiedział. Nie odezwała się jednak, a Harry był jej za to wdzięczny. – Stuart bardzo… skrzywdził Parkinson, a Draco zobaczył go, kiedy kierowaliśmy się do Skrzydła Szpitalnego i go zaatakował. Chciał się zemścić, ale nie w ten sposób. Po prostu nie mógł utrzymać Wilka, który był tak bardzo rozjuszony po pełni. Zaczął go bić. A ja… ja chciałem ich zatrzymać, ale bałem się… bałem się, że trafię Draco. Potem… wszystko działo się tak szybko. Ta Krukonka, McGonagall, Draco i ta krew…

– Och, cholera jasna – mruknął Ron.

– Co na to nauczyciele? Co zrobił Dyrektor?

– Snape obronił Draco – odpowiedział Harry. Wiedział, o co tak naprawdę pytała Hermiona. Czy Draco zostanie wyrzucony. Czy nie odeślą go do Azkabanu za zaatakowanie ucznia, bo zgodnie z Ustawą Antywilkołaczą mieli takie prawo. – Shafiq jest w Skrzydle i Pomfrey go wyleczyła. Draco jest wraz z Lunatykiem.

– Harry, musisz zrozumieć, że nie możesz tak dalej postępować! – zaczęła mówić podniesionym głosem. – To się robi niebezpieczne! To było niebezpieczne dla ciebie od samego początku! Draco Malfoy jest wilkołakiem! Który najwyraźniej nie umie się kontrolować! Pobił innego ucznia! A co jeśli za miesiąc, zrobi ci jakąś krzywdę, bo idziesz tam, jak tylko wzejdzie słońce?

– On mnie nie skrzywdzi – odezwał się pewnie Harry i wstał z łóżka.

Wiedział o tym. Draco go nie skrzywdzi. Pokręcił głową na to, co Hermiona mówiła. Draco nie mógł mu tego zrobić. Nieważne czy był człowiekiem, czy znajdował się w swojej animagicznej postaci. Dzisiejsza pełnia to udowodniła.

– Skąd możesz być tego taki pewien?

– Bo jestem jego stadem! Bo mnie kocha!

Cisza, która zapadła po jego wyznaniu była ogłuszająca i tak bardzo przerażająca. Harry usiadł z powrotem na łóżku i spojrzał niepewnie na Hermionę, która stała jakby ktoś rzucił na nią Petrificus Totalus. Miała uchylone usta i szeroko otwarte oczy. Ron natomiast wydawał się nieco bardziej spokojny, ale wynikało to z tego, że sam Weasley wiedział już o tym. Chociaż Harry nadal nie mógł przeboleć faktu, że to przyjaciel zaczął tę rozmowę pytaniem, kiedy Potter powie mu, że spotyka się z Malfoyem.

– K-kocha? – wyjąkała w końcu Hermiona. – Jak to?

– On mnie nie skrzywdzi – zapewnił ją Harry, bo nie wiedział, co mógłby jeszcze powiedzieć. Nie chciał tego wszystkiego tłumaczyć. Nie miał siły na to i na kolejne słowa Hermiony. – Wilk Draco mnie akceptuje.

– To wilkołak! Nie możesz być tego taki pewien! Poza tym kochasz go? Harry, proszę cię, to syn Śmierciożercy. Jego ojciec z chęcią, by cię zabił, gdyby wiedział, że ujdzie mu to płazem. Próbował to zrobić na naszym drugim roku!

– Czemu jesteś tak bardzo źle nastawiona do tego wszystkiego? Czemu nie ufasz mi, kiedy mówię, że nic mi nie będzie?

– Bo nie ufam Malfoy’owi! Bo nie wierzę w jego cudowną przemianę w pokrzywdzonego przez los chłopca, który stał się wilkołakiem! Przez pięć lat był małym, rozkapryszonym bachorem, a teraz udajesz, że nic takiego nie miało miejsca i zakochujesz się w nim!

– On się zmienił! – Powtórzył te same słowa, które wypowiedział, kiedy przyjaciele odwiedzili go w wakacje. – Nie jest tą samą osobą co wcześniej.

– Jest wilkołakiem, tak –  potwierdziła Hermiona. – Ale to nie jest zmiana na lepsze. A co jeśli on tobą manipuluje, mhm?

Merlinie, Harry nie sądził, że Hermiona może być tak uparta. Miał wrażenie, że cokolwiek nie padnie z jego ust, Granger i tak przeinaczy, by jej racja była lepsza i chciała tylko potwierdzenia swoich argumentów, bez możliwości zmiany. Zaczynał mieć wrażenie, że Snape byłby już łatwiejszy do przekonania.

– Myślisz, że tego chciał? Hermiono, oni go zamknęli w tym samym pokoju z Greybackiem, bo Lucjusz nie przyniósł Voldemortowi kuli z przepowiednią! To była zemsta, a Draco miał zapłacić za grzechy ojca. Wiem, jak to jest płacić za grzechy ojca. Snape przypomina mi o tym na każdym kroku.

– Po prostu, nie wierzę, że to się skończy dobrze, Harry. Jednak jeśli tego właśnie chcesz, to proszę bardzo. Tylko nie przychodź do mnie i nie oczekuj, że nie wspomnę o tym, że cię nie ostrzegałam.

Hermiona po tych słowach odwróciła się na pięcie i w kilku krokach dotarła do drzwi. Wyszła bez żadnego dodatkowego zdania i nie oglądając się za siebie. Kiedy drzwi do dormitorium zamknęły się, Harry nadal nie wierzył w to, co się stało.

– Przejdzie jej. – Ron starał się go pocieszyć. Harry jakoś miał problem, by w to uwierzyć.

***

Śniadanie w poniedziałek obfitowało we wpatrzone w Draco spojrzenia, głośne szepty, oceniające spojrzenia i całą masę zapachów oraz emocji, których Draco nie chciał czuć. Wszedł ramię w ramię z Pansy i Teodorem do Wielkiej Sali, bo Blaise zaspał i najprawdopodobniej był właśnie pod prysznicem.

Draco miał wysoko podniesioną głowę, ale w środku był cały spięty. Wilk również nie był zadowolony z tego wszystkiego. Osłabienie po pełni, problemy ze snem i ogólna niechęć do tego, żeby spędzić cały dzień w różnych klasach, słuchając nauczycieli, warzyć eliksir i machać różdżką podczas wypowiadania zaklęć, których nigdy nie użyje poza salą lekcyjną, tylko potęgowała jego niezadowolenie.

Jedyne czego pragnął to obecności Harry'ego, porządnego śniadania i odpoczynku.

To wszystko Draco mógłby uznać za wystarczająco stresujące, ale najgorsze zaczęło się, dopiero kiedy sowia poczta wleciała do Wielkiej Sali. Chmara sów z listami i gazetami zaatakowała większość uczniów.

Kiedy Teodor otrzymał swój Prorok Codzienny, Draco nie spodziewał się dzisiejszego nagłówka.

Fenrir Greyback znowu zaatakował. Dolina Godryka zdziesiątkowana przez krwiożerczą sforę wilkołaków!

Poczuł, jak jego serce przyspieszyło, a oddech ugrzązł w gardle. Fenrir znowu zaatakował. Draco z trudem czytał, jak kilkanaście osób zostało zaatakowanych, część z nich zabita. A cztery osoby zdołały przeżyć i trafić do świętego Munga, tylko po to, aby została u nich stwierdzona likantropia, bo ślady ugryzień nie pozostawiały wątpliwości.

Do Draco nie docierały komentarze przyjaciół, nie słyszał tych wszystkich pomruków i paniki, jaka brzmiała w ustach uczniów, którzy dyskutowali na ten temat. Mógł jedynie myśleć o tym, że Greyback znowu to zrobił. Przemienił kolejne osoby wbrew ich woli, z powodu własnych pragnień i instynktów Wilka, których nigdy nie chciał kontrolować dzięki Eliksirowi Tojadowemu.

A Draco o mało nie zwymiotował, kiedy dotarło do niego, że naprawdę niewiele dzieliło go od tego, by Stuart stał się jego pierwszą ofiarą. By Draco stał się potworem tak jak Fenrir.

– Draco, czy wszystko z tobą w porządku? – zapytała się go niepewnie Pansy. Siedziała naprzeciwko niego i dokładnie widziała, jak Draco zrobił się wręcz zielony na twarzy.

– Tak – odpowiedział napiętym głosem. Kłamał i wiedział, że Pansy też miała tego świadomość, ale nie mógł inaczej odpowiedzieć na to pytanie.

Teraz jedyne co mógł zrobić to się uspokoić. Odsunął od siebie gazetę, bo i tak nie był w stanie skupić się na czytanym tekście i nie miał zamiaru czytać, jak sfora Greybacka zniszczyła kolejne życia.

Nie znaczy to jednak, że wyrzucił to ze swojej głowy. Ciągle o tym myślał, podczas śniadania i nawet gdy usiadł w klasie Obrony przed Czarną Magią, a Hermiona Granger patrzyła na niego wściekle i z tak podobnym wyrazem twarzy co większość uczniów podczas posiłku.

Malfoy jedyne co zrobił, to podniósł jedną brew i wykrzywił wargi w uśmieszku. Nie miał zamiaru pokazywać nikomu, że sytuacja, która miała miejsce w weekend, odcisnęła na nim piętno. Nie mógł pokazać nikomu, że wstanie dzisiaj z łóżka, było wyczynem, a wyjście z dormitorium było stresujące. Ukrywał przed wszystkimi fakt, że obawiał się reakcji innych. A artykuł o ataku sfory Greybacka było tylko wisienką na torcie tego wszystkiego.

Jedynym pocieszeniem i motywacją, by przeżyć wszystkie lekcje, był fakt, że po południu mógł pójść do Skrzydła Szpitalnego i zobaczyć Remusa. Musiał z nim porozmawiać o kilku rzeczach, a Wilk na własne oczy chciał zobaczyć, że wszystko w porządku ze starszym mężczyzną.

Granger odwróciła się na krześle, przodem do tablicy i czekała, aż Snape rozpocznie lekcje. Draco wiedział o jej kłótni z Harrym i może gdyby nie obiecał Potterowi, że nic w tej sprawie nie zrobi, to z przyjemnością pokazałby tej małej Gryfonce gdzie miał jej uprzedzenia i opinie na swój temat.

– Otwórzcie podręcznik na stronie sto pięćdziesiątej piątej – odezwał się Snape. Draco spojrzał na swojego ojca chrzestnego. Mężczyzna wyglądał tak samo, jak zawsze: ubrany w czarne szaty z szerokimi rękawami, przetłuszczone włosy opadały mu na twarz, i z miną, która wskazywała, że najchętniej rzuciłby klątwy na większość uczniów w klasie. Nie zmienił również zachowania względem Draco. Nadal udawał, że Ślizgon nie istniał. – Porozmawiamy dzisiaj o Klątwach Niewybaczalnych.

Draco wziął głęboki oddech i przygotował się na przeżycie tego dnia.





****

Jestem bardzo ciekawa waszej reakcji na to co zrobił Snape w gabinecie Dumbledore'a i jak go w ogóle oceniacie. Oraz Hermionę i jej kłótnię z Harrym, której tu w ogóle nie powinno być. Ale jakoś za dobrze mi się to pisało.

Ci, którzy zgadną czemu ten rozdział miał się nazywać „Poranna rosa", będziecie moimi bohaterami.

I na koniec, pytanie, które muszę zadać. Jak czytacie, mówicie Stuart Shafiq? :D @polarnagwiazdka zniszczyła mnie robiąc mi całą dygresję na ten temat.

Proszę zaparzyć sobie wiaderko melisy na kolejny rozdział.

Do następnego,

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top