45. Przygotowania
Draco nie do końca pamiętał, ile czasu spędził w dormitorium Gryfonów. Musiało być naprawdę późno, bo gdy zszedł, ukryty pod Peleryną Niewidką (posiadanie jej przez Pottera, naprawdę dużo tłumaczyło), w Pokoju Wspólnym było tylko kilkoro uczniów.
Po tym, jak się uspokoił, Harry za pomocą różdżki posprzątał i naprawił cały bałagan, jaki Draco zrobił w dormitorium. Usiedli na łóżku Pottera, zasłonili je kotarą i narzucili zaklęcia prywatności. Reszta Gryfonów wróciła do pokoju, ale nikt nie przeszkadzał Harry'emu.
Malfoy naprawdę mógł docenić fakt siedzenia w dormitorium Pottera. Wilk cieszył się najbardziej z tego, że byli otoczeni zapachem i prywatnymi rzeczami Gryfona. Mógł oprzeć głowę o poduszkę, która wręcz była przesiąknięta Harrym, a Wilk tylko mruczał zadowolony.
– Pewnego dnia udowodnię ci, że w życiu nie chodzi tylko o to, żeby je przeżyć – wyszeptał Harry. Położył się naprzeciwko niego, tak, że ich głowy dzieliły centymetry, a nosy wręcz stykały.
– Dzisiaj jednak nie jest ten dzień – odpowiedział szeptem Draco. Wyciągnął rękę i dotknął błyskawicy Harry'ego. Przejechał palcem po bliźnie. Blizny były wszystkim, co ich określało.
– Pewnego dnia – zapewnił go. Harry również sięgnął do Draco i opuszkami palców dotknął jednego z trzech śladów pazurów, które Greyback zostawił na gardle Malfoy'a.
***
Draco nie wyjaśnił dokładnie Harry'emu, czemu stracił kontrolę na Wilkiem. Powiedział jedynie, że to przez to, że pełnia jest następnej nocy, a Snape nie był zbyt miły w dobre dni, a co dopiero, kiedy ktoś go zdenerwował.
Malfoy nie miał siły przyznać na głos, że to słowa Severusa spowodowały to całe załamanie. Kilka zdań wysyczanych przez zaciśnięte zęby z grymasem na twarzy. A jego oczy wręcz przyszpiliły go do ściany. Wilk poczuł się zdradzony przez Snape'a, którego traktował jak część stada, mimo że Draco od powrotu do szkoły nie uzyskał od niego nic pozytywnego. A te raniące słowa, które przenikły do jego serca, zatruły umysł i osadziły się w pamięci, wciąż mu się przypominały.
Wilk Draco nie chciał niczego innego od Snape'a niż akceptacji. A profesor nie mógł dać nawet namiastki tego, po prostu kpiąc i robiąc aluzję do tego wszystkiego, co teraz było nową normalnością Draco. Jego wilcza natura, spędzanie pełni otoczony bólem i rządzą krwi Wilka. Jego stado.
***
Draco wyszedł dormitorium Harry'ego i Pokoju Wspólnego Gryffindoru, grubo po północy. Miał na sobie Pelerynę Niewidkę, a w ręku Mapę Huncwotów (te dwie rzeczy wyjaśniały naprawdę dużo z poprzednich lat Pottera). Niepostrzeżenie przemknął do swojego dormitorium w Lochach.
Wilk wył, kiedy wyszli z Pokoju Wspólnego. Draco szedł niesiony przez jego ból, cierpienie i niechęć do rozłąki. Wilk zostawił tam coś więcej niż zniszczone zdjęcie rodzinne Weasley'a. Zostawił tam Harry'ego.
***
Harry obudził się w środku nocy z krzykiem na ustach i myślą, że powinien kogoś uratować. Otworzył szeroko oczy, usiadł na łóżku i wziął głęboki wdech. Miał przepoconą koszulkę, w której spał, a wokół nóg zaplątane prześcieradło.
Nie miał pojęcia, co mu się dokładnie śniło. Pamiętał jedynie krzyk Draco, wycie Lunatyka i pisk szakala.
Zasnął ponownie po kilku minutach, kiedy jego oddech się unormował, a ciało rozluźniło. Miał tylko nadzieję, że to nie był żaden znak, że coś miało się stać podczas pełni.
***
Harry Potter się martwił.
Stało się to jego nową rutyną i wcale mu się to nie podobało. Tłumaczył sobie, że Draco mógł ominąć śniadanie – po wczorajszy intensywnym wieczorze, nawet nie było to nic wielkiego. Musiał odespać, a poza tym za kilkanaście godzin księżyc wzejdzie w pełni i a pewno Malfoy odczuwał już jego skutki. Jednak to reakcja Ślizgonów zaniepokoiła Harry'ego. Byli wyraźnie spięci, prawie ze sobą nie rozmawiali, a Pansy tylko patrzyła się w swój puchar z sokiem dyniowym. Potter wiedział, że z racji tego, że była w ciąży, potrafiła zjeść posiłek dla małej armii. To, że jej talerz był pusty, nie było czymś dobrym.
– Jedz, Harry. – Głos Hermiony dotarł do Pottera jak zza mgły. – I przestań się patrzeć na stół Slytherinu.
– Ja... – Harry odwrócił się w jej stronę i zarumienił się na fakt, że został przyłapany. – Wcale się nie patrzę! – zaprotestował słabo.
– Harry. – Hermiona spojrzała na niego wzrokiem, który mówił, żeby jej nie oszukiwał. – Proszę cię... Nie jesteś ani subtelny, ani naturalny w tym, co robisz.
– Po prostu Draco nie przyszedł – powiedział Harry. Nie miał zamiaru przyznać racji Hermionie, że pewnie każdy, kto na niego spojrzał, wiedział, że obserwował stół Ślizgonów. Jednak nie było w tym nic złego.
– Przed nim ciężka noc – odpowiedziała spokojnie Hermiona. Przymknęła książkę, którą czytała pomiędzy kęsami jajecznicy i skupiła się bardziej na Harrym. – To nie tak, że jesteś w stanie mu jakoś pomóc w tym wszystkim. Musi sobie z tym poradzić sam.
Harry wziął wdech i otworzył usta, by powiedzieć Hermionie, że owszem, był w stanie pomóc Draco. I Remusowi. Zaraz potem je zamknął, kiedy zrozumiał, że nie mógł przyznać się w Wielkiej Sali, w otoczeniu wszystkich tych uczniów, że był niezarejestrowanym animagiem.
– Co? – zapytała się Hermiona, kiedy zobaczyła reakcję Harry'ego. Zmarszczyła krzaczaste brwi i ściągnęła usta w gest tak podobny do tego, który wykonywała McGonagall, że Potter miał wrażenie, że patrzył na młodszą wersję profesorki.
– Nic. – Harry zacisnął szczęki. – Remus może mu pomóc – powiedział w końcu.
– Tak, profesor Lupin, może – zgodziła się z nim Hermiona. – Ze względu na to, kim są, jestem skłonna powiedzieć, że jest on najodpowiedniejszą osobą do tego typu rzeczy.
Harry kiwnął głową i wziął się za śniadanie. Hermiona wróciła do czytania książki i brania, od czasu do czasu odrobinę, jajecznicy do ust.
Harry nie miał zamiaru mówić jej, co się działo wczorajszego wieczoru. Nie spodziewał się pochwał, a bardziej nagany za to, że wprowadził Draco w takim stanie do Wieży Gryffindoru. Jakby mógłby go zostawić na środku korytarza.
Po prostu - pomyślał Harry - Hermiona nie rozumiała, że był w stanie zrobić dla Draco naprawdę dużo. Łącznie z ryzykowaniem własnego życia, by spędzić z nim pełnię.
***
Draco leżał w ciemnym dormitorium, przykryty kołdrą po czubek głowy i drżał z zimna. Bolało go całe ciało, miał wrażenie, że głowa mogłaby mu zaraz eksplodować. Wilk piszczał z bólu i rozpaczy, bo byli całkiem sami. Draco nie miał siły wstać z łóżka i pójść do łazienki, a co dopiero opuścić Lochy. Chciał jedynie, by jego stado było obok.
Draco nie miał pojęcia, która była godzina, ani gdzie znajdował się Teodor. Dziękował Merlinowi i Morganie za to, że dzisiaj była sobota. Do pełni zostało kilka godzin, które mógł bez problemu przeleżeć w dormitorium, a nie siedzieć w szkolnej ławce.
Skrzypnięcie drzwi, spowodowało, że Draco otworzył przekrwione oczy. Mimo ciemności, jaka była w dormitorium, udało mu się zobaczyć, dzięki wyostrzonym zmysłom, postać Notta. Zamknął z powrotem oczy. Usłyszał, jak Teodor podszedł do jego łóżka i położył coś na szafce nocnej Draco.
– Przyniosłem ci lunch – powiedział cicho Nott, ale Draco miał wrażenie, że to był bardziej krzyk.
– Mhm.
To było jedyne, na co było stać Draco w tej chwili. Słyszał, jak woda z jeziora spływała po kamiennych ścianach w dormitorium, a to powodowało tylko jeszcze większy ból głowy. Tak samo było z ogniem, który trzaskał głośno w kominku.
– I list od Pottera.
Draco otworzył jedno oko na te słowa. List? Od Harry'ego? Draco z trudem wyjął spod kołdry rękę i wyciągnął ją w stronę Teodora. Nott sięgnął do kieszeni szaty i podał Draco kartkę złożoną w trójkąt.
Malfoy miał problem z otwarciem kartki i skupieniem wzorku na koślawym piśmie Pottera, które przypominało bardziej bazgroły, niż coś, co można uznać za ludzkie pismo. Jednak to jedno, krótkie zdanie mógł jeszcze rozszyfrować.
"Jeśli nie przyjdziesz na obiad, ja przyjdę do ciebie."
– Merlinie... – westchnął cicho i zgniótł papier w dłoniach. Usłyszał i poczuł, jak palce strzyknęły mu zbyt głośno jak na taki prosty ruch.
– Coś nie tak? – zapytał od razu Teodor. Siedział na swoim łóżku, ze skrzyżowanymi nogami i książką w ręku. – Potter poprosił mnie, żebym ci to przekazał jak wychodziłem z Wielkiej Sali i przysięgał, że to nic złego.
– To groźba napisana przez Gryfona – powiedział cicho Draco i poprawił kołdrę. Całe jego ciało trzęsło się z zimna, ale czuł, że miał wypieki na policzkach. Te wszystkie uczucia i pragnienia Wilka, które odczuwał, tylko pogarszały sprawę. Denerwował go fakt, że nikogo przy nim nie było wcześniej. Teraz sam fakt, że Teodor oddychał i zawracał mu głowę, wyprowadzało go z równowagi.
Po prostu chciał, żeby to wszystko zniknęło.
– To powinno poprawić ci humor – odpowiedział Nott.
– To takie głupie, że oni nawet nie umieją pisać gróźb.
Draco zamknął z powrotem oczy, bo bolało go, jak miał je otwarte. Wilk popiskiwał lekko w jego umyśle, ale Malfoy nie miał siły doszukiwać się, o co mu chodziło.
– Czy mam mu coś przekazać na obiedzie? – zapytał Nott. Nie chciał robić za posłańca, ale nie był gotowy by się przekonać, co Potter był w stanie zrobić dla Draco.
– Oddaj mu pelerynę i mapę – odpowiedział szeptem Draco. Skulił się bardziej, kiedy kolejny dreszcz zawładnął jego ciałem. Potrzebował eliksirów, ale nie miał siły wstać i iść do Skrzydła Szpitalnego. Jakiś Ślizgon na pewno miał swój prywatny zapas, ale żaden nie podzieli się z Draco.
– Jaką pelerynę? – zapytał zdziwiony Nott. – Jaką mapę?
Draco już mu nie odpowiedział, ponieważ zasnął z powrotem ze świadomością Wilka, że w końcu ktoś ze stada był obok nich.
***
Po tym, jak Harry wręczył Nottowi wiadomość do Draco, z prośbą, by Teodor mu ją przekazał, zaczął iść w kierunku gabinetu Dyrektora.
Dumbledore umówił się z nim wcześniej, że w sobotę po lunchu, miał się stawić na kolejne prywatne lekcje. Harry zaczął na to narzekać, ale Hermiona zakończyła to wszystko ze słowami, że to będzie dla niego bardzo przydatne. Ron go poparł słowami, że mógłby ten czas poświęcić na quidditcha i w końcu zrobić nabory do drużyny. Granger uderzyła go książką w ramię, a Harry był gotowy jej za to podziękować. Nie miał głowy do tego, by zająć się quidditchem i nadal nie dotarło do niego, że był kapitanem. Wręcz o tym zapomniał, co z czasem było jeszcze gorsze.
Harry wypowiedział hasło i wszedł na schody, które prowadziły go do gabinetu Dumbledore'a.
Im bardziej Harry zagłębiał się we wspomnienia o Tomie Riddle'u, tym nie mógł zrozumieć jak taki człowiek – młody czarodziej z sierocińca, mógł stać się czarnoksiężnikiem, którego imię powodowało strach wśród całej czarodziejskiej społeczności.
– Harry mój chłopcze – przywitał się z nim radośnie Dumbledore, jak tylko Harry przekroczył próg gabinetu. Dyrektor był ubrany w grafitowe szaty z pomarańczowymi dodatkami.
– Dzień dobry, profesorze – odpowiedział z szacunkiem Harry. Rozejrzał się po gabinecie, a jego wzrok od razu skupił się na pustej żerdzi Faweksa. Feniksa nie było w środku.
– Och, lubi latać i korzystać z ostatnich ciepłych dni – odpowiedział na nie zadane pytanie Dyrektor. Jego niebieskie oczy ukryte za okularami połówkami, błyszczały radośnie.
Harry przytaknął i poprawił mankiety za dużej, zielonej koszuli w kratę, którą miał na sobie. Ubrania po Dudleyu nadal nie były dla niego odpowiednie.
– Profesorze, ja...
– Coś się stało, chłopcze?
– Ja... po prostu zastanawiam się... czy profesor wiedział? – Zadał niejasne pytanie. Harry podszedł do jednego z regałów i zacząć śledzić wzrokiem tytuły ksiąg. – Czy wiedział pan, że Tom Riddle stanie się kiedyś Voldemortem?
Dyrektor mruknął niezobowiązująco i pogładził się po długiej brodzie.
– Czy wiedziałem? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Harry pokiwał głową. – Czy podejrzewałem? Jak mógłbym, Harry? Kiedy poznałem Toma, był tylko jedenastoletnim chłopcem. Silnym magicznie i o nieugiętej woli, ale nadal był tylko chłopcem. Nie umiem ci również wskazać momentu, kiedy ciemność pochłonęła go zbyt mocno, by mógł zawrócić z tej ścieżki. Obserwowałem go przez lata, ale nie wychwyciłem tego momentu.
– Dlatego oglądamy te wszystkie wspomnienia? By znaleźć ten moment?
– Nie, Harry. – Dumbledore pokręcił głową i podszedł do szafki, gdzie stały wszystkie fiolki ze wspomnieniami. Światło, które padało przez okna, oświetlało kryształowe fiolki, które mieniły się tysiącem kolorów. – Oglądamy to, ponieważ musisz zrozumieć przeszłość Lorda Voldemorta czy tak naprawdę Toma Riddle'a, by móc przewidzieć co zrobi w przyszłości. Nauczyć się, że wszystko zatacza pewne koło. I poznać twojego wroga.
Dumbledore wyciągnął jedną fiolkę i delikatnie wlał ją do myślodsiewni. Harry patrzył, jak wspomnienie miesza się z płynem w misie.
– Chodź, Harry – Dyrektor wyciągnął do niego zdrową rękę i machnął w zachęcającym geście. – Dość już gadania. Chcę, żebyś to zobaczył.
***
– I co o tym myślisz, Harry? – Dumbledore zapytał, gdy skończyli oglądać trzecie i ostatnie wspomnienie z dzieciństwa Toma Riddle'a.
Harry usiadł skołowany na krześle. Wciąż przed oczami miał sceny, które widział w myślodsiewni. Nastoletni Tom Riddle ubrany w ślizgońskie szaty, który znał odpowiedź na każde pytanie zadane na lekcji, był spokojny, opanowany i tak cholernie inteligentny. Nie przypominał już tego chłopca, który w sierocińcu przyznał się Dyrektorowi, że umie rozmawiać z wężami. Nie był jednocześnie potworem, którego Harry spotkał na cmentarzu podczas trzeciego zadania Turnieju. Potter nie wiedział co myśleć.
Nagle kominek w gabinecie, zawył głośno, a płomienie podniosły się i zrobiły wściekle zielone. Harry drgnął, kiedy to usłyszał.
– Profesorze, czy... – zaczął zadawać pytanie Harry, ale urwał je nagle, gdy ktoś wypadł z kominka.
Wysoki czarodziej, zaplątany w swój długi płaszcz, który o mało nie upadł na dywan przed kominkiem. Harry usłyszał chrapliwy kaszel i zobaczył, jak nieznana postać zgięła się w pół. Jednak kiedy jego atak kaszlu się skończył i stanął w końcu prosto, Harry zobaczył, kto to właściwie był.
– Remus! – krzyknął Harry, kiedy tylko dotarło do niego, kto właśnie wyszedł z kominka. Ruszył w stronę mężczyzny i przytulił go mocno. Merlinie, Remus był tutaj.
– Whoa, cześć szczeniaku – powitał go z szerokim uśmiechem Remus. Zacisnął mocno palce na koszuli Harry'ego i przyciągnął go bliżej. Lunatyk był szczęśliwy z faktu, że mieli szczeniaka w ramionach i mogli poczuć ciepło jego ciała oraz zapach. – Nie spodziewałem się takiego powitania.
Harry zmieszał się, kiedy dotarło do niego jak mocno i wręcz dziecinnie zareagował na widok Remusa. Chciał się odsunąć i wyplątać z objęć, ale Remus przytrzymał go mocniej.
– To nie znaczy, że się z niego nie cieszę – dokończył Remus z uśmiechem. Merlinie, Lunatyk też wariował z powodu tego, że Harry był obok. Trzymali się tak przez dłuższy moment, ciesząc się swoją obecnością. Potter miał wrażenie, że to było tak dobre, a może i lepsze od tego przytulenia, które dzielił z Syriuszem na Grimmuald Place, kiedy tylko się pojawił w tym przeklętym domu.
Nagle usłyszeli ciche chrząknięcie Dumbledore'a.
– Witaj, Remusie – przywitał się serdecznie Dyrektor. Uważnie obserwował powitanie tej dwójki. – Spodziewałem się ciebie trochę później.
– Dyrektorze – odpowiedział Remus.
– Jak się tu dostałeś? – zapytał się zaciekawiony Harry, jak tylko odsunął się od Remusa. – Przecież nie mamy w domu kominka...
– Amelia była na tyle miła, że pozwoliła mi skorzystać ze swojego kominka – odpowiedział z małym uśmiechem Remus. Trzymał mocno ramiona Harry'ego i wpatrywał się w jego twarz, szukając zmian, które nastąpiły w ciągu tego miesiąca, od czasu kiedy się nie widzieli. – Pojechałem do niej i jej wuja pociągiem. Miałem szansę w końcu spotkać tego człowieka.
Remus nie mógł przegapić ostatnich słów Harry'ego. Tak samo, jak Lunatyk, który zawył z radości na fakt, że szczeniak nazwał dom Remusa swoim własnym.
– Och, okej.
– Amelia? – zapytał zaciekawiony Dumbledore. Splótł palce przez sobą i popatrzył uważnie na Remusa.
– Znajoma z Ministerstwa – odpowiedział krótko Remus. Nie miał zamiaru tłumaczyć Dyrektorowi, wszystkiego, co się działo w jego życiu.
– Draco się ucieszy, że jesteś – odezwał się znowu Harry i poprawił okulary, które zjechały mu z nosa. – Przydałby mu się twoja czekolada – dodał nieco niejasno Harry.
Remus jednak zrozumiał od razu, co Harry miał na myśli i zmarszczył brwi.
– Jak źle jest? – zapytał zrezygnowany. Martwił się od tygodnia o Draco, kiedy ten nie odpowiedział mu na list. Podejrzewał, że wrzesień mógł być dla niego wyczerpujący, a co dopiero w momencie, kiedy było się młodym wilkołakiem.
Harry potarł wargę w nerwowym geście i spojrzał na Remusa.
– Nie widziałem go od wczoraj – przyznał cicho. – Nott zaniósł mu lunch do dormitorium i wiadomość ode mnie.
– Harry – odezwał się Dumbledore. Potter oderwał wzrok od Remusa i spojrzał na Dyrektora. – Myślę, że to odpowiednia pora, byś zszedł na obiad.
– Ale Remus... – zaczął Harry, ale Lupin mu przerwał:
– Idź, Harry – powiedział miękko Remus i ścisnął ramię Harry'ego. – To nie tak, że zaraz zniknę. Będę później w Skrzydle Szpitalnym.
Harry pokiwał głową i pożegnał się z Dyrektorem. Kiedy był już przy drzwiach, odwrócił się jeszcze raz i spojrzał na Remusa. Nie wyglądał tak źle, jak podczas ostatniej pełni, ale to była pewnie kwestia tego, że teraz Snape dostarczył mu Eliksir Tojadowy w odpowiednim czasie. Nadal był zmęczony, blady i zgarbiony. Ubrany w gruby sweter i materiałowe spodnie. Jednak był Remusem i Harry nie mógł się bardziej cieszyć z tego, że się spotkali.
***
Kiedy Draco przebudził się drugi raz, było to z powodu hałasu i głosów, które słyszał. Nie był ani trochę wypoczęty, a jego ciało drżało z zimna mimo że leżał pod kołdrą i dodatkowym kocem. Wilk poruszył się, kiedy wyczuł kilka osób w pokoju. Draco natomiast nie miał siły otworzyć oczu i przekonać się sam, kto tam dokładnie był.
– Chodzi mi o to Potter...
– Nie muszę was prosić o zgodę...
– O opinię też nie prosisz, ale to nie znaczy, że ci jej nie damy.
– Merlinie, Potter jesteś w dormitorium Slytherinu, nie u siebie w zasranej wieży gdzie możecie robić wszystko co chcecie. Tu są jakieś zasady.
– Mam gdzieś wasze zasady.
Ktoś się zaśmiał. Draco był prawie pewien, że to była Pansy.
– Jak każdy głupi Gryfon, ale...
– Zamknijcie się – odezwał się Draco. Nadal miał zamknięte oczy, ale był prawie pewien, że gdyby je otworzył to wszyscy zobaczyliby złote tęczówki zamiast szarych. Był zdenerwowany samym faktem, że został obudzony, Wilk wręcz rozrywał jego skórę od wewnątrz, a kości ocierały się o siebie tylko dlatego, że minimalnie się poruszył. Bał się tego co się stanie, jak wstanie i będzie chciał pójść do łazienki.
– Draco? – wyszeptał Harry i podszedł do łóżka, by kucnąć przy nim, tak by mieć twarz na wysokości twarzy Draco. – Musisz otworzyć oczy, Draco.
Malfoy nie miał na to ochoty. Wilk zaczął po kolei wyczuwać ile osób i kto był w dormitorium. Ukazanie tego, jak źle wyglądał i czuł się przy nich wszystkich, było dla Draco zbyt kosztowne.
– Draco, mam dla ciebie świetną wiadomość, ale musisz otworzyć oczy – kusił go Harry. – No dalej, Malfoy.
– Potter, czy możesz go nie męczyć? – Pansy spytała zirytowana. Widok bladego, spoconego i trzęsącego się Draco pod grubą kołdrą, tak że było widać tylko jego przetłuszczone, platynowe włosy, nie był czymś miłym dla dziewczyny. Nie miała pojęcia, że Ślizgon może tak cierpieć. Sądziła bardziej – i to nie było tylko jej zdanie, ale i również reszty przyjaciół – że Draco będzie na granicy szaleństwa, agresywny i ledwo nad sobą panujący, jakby był o krok od bycia krwiożerczą bestią. A zobaczyła szesnastolatka, który cierpiał z powodu tego, że miał Wilka w swoim wnętrzu, a w nocy będzie widniał księżyc w pełni.
Draco otworzył oczy i z trudem zostawił je otwarte. Miał wrażenie, że było za jasno, co było głupotą ze względu na to, że byli w Lochach i pod jeziorem. Światła tu było zawsze za mało i nie za dużo.
– Harry – wyszeptał i spojrzał prosto w zielone oczy. Miał na końcu języka słowa, że wszystko go bolało i prośbę, by Harry coś z tym zrobił. Jednak Wilk nie pozwolił mu na takie odsłonięcie się przed stadem. To on i Wilk mieli być dla nich podporą, nie na odwrót. Okazywanie bólu i cierpienia było dla Wilka okazaniem słabości. A słabe osobniki były niepotrzebne.
– Jestem tu, Draco – odpowiedział równie szeptem Harry. – Remus też jest w zamku. Czeka na ciebie.
– Lunatyk tu jest?
Draco miał wrażenie, że Wilk zaraz przejmie kontrolę z powodu słów, że Lunatyk tu był. W tym samym kraju, zamku i naprawdę niedaleko, było naprawdę czymś.
– Tak, widziałem go – potwierdził Harry – potem przyszedłem tutaj.
– Jak się tu dostałeś? – zapytał nagle nieco przytomniejszy Draco. Spojrzał na to co było za Harrym. Zobaczył Zabiniego, Notta i Pansy, którzy stali w trójkę nieco niepewni z powodu tego wszystkiego.
– Kazałeś mi oddać mu Mapę i Pelerynę, pamiętasz? – wtrącił się Teodor. – Zanim się zorientowałem o czym mówiłeś, była już pora obiadowa. Myślałem, że tylko oddam to Potterowi, a ten stwierdził, że mam go zaprowadzić do ciebie i nie przyjął odmowy. Założył Pelerynę Niewidkę i kazał ruszać. Nie żebym miał duży wybór czy możliwość żeby go zgubić.
– Harry Potter ma Pelerynę Niewidkę. Prawdziwą – dodała Pansy, jakby nikt o tym nie słyszał wcześniej. – Cholera, jeśli ten świat jest sprawiedliwy.
– Należała do mojego ojca – odpowiedział jej Harry.
Blaise podszedł do łóżka Draco i usiadł na jego brzegu. Malfoy nie miał siły poruszyć się tak, żeby lepiej go widzieć, ale Wilk nie miał problemu z wyczuciem zapachu i emocji. Nie pachniał tak bardzo strachem i obawą tak jak reszta Węży.
– Wyglądasz jak gówno, Draco – przywitał się Blaise.
– Dzięki – odpowiedział sucho Draco. Zatrząsnął się mocniej z powodu dreszczy. Nie musiał mówić, że również się tak czuł.
– Ale nie jesteśmy tu, żeby patrzeć jak cierpisz – uświadomił go dobitnie. – Nie przyszliśmy tu napawać się bezbronnym wilkołakiem. Jesteśmy tu dla naszego przyjaciela. I żeby ci pomóc. Bo nie zostawiamy Węży w potrzebie.
– Nawet jeśli jeden z Węży zaczął wyć do księżyca – dokończył Teodor. – Nie w momencie kiedy ty nie zostawiłeś nas z naszymi problemami.
Pansy złapała mocno Teodora za rękę, kiedy wypowiedział ostatnie słowa. Zacisnęła usta, które miała pomalowane na wściekle różowy kolor i zrobiła niepewny krok do przodu.
– Jesteś jednym z nas – powiedziała wpatrzona w Draco. – Musisz tylko powiedzieć co możemy zrobić.
Draco skierował swój wzrok na Harry'ego i powiedział jedno słowo:
– Lunatyk.
***
Postawienie Draco na nogi, nie było prostym zadaniem. Najpierw Pansy prawie opróżniła swój zapas eliksirów. Malfoy dostał eliksir przeciwbólowy, wzmacniający i coś na gorączkę. Nic innego i tak by mu nie pomogło. Z pomocą Blaise'a i Harry'ego dotarł jakoś do łazienki, gdzie Pansy naszykowała mu zimną wannę z bąbelkami dla osłody, z której prawie uciekł, ale Zabini go przytrzymał. Wilk o mało na niego nie warknął, ale Draco zdążył nad tym zapanować. Spędził w tej lodowatej wodzie zbyt dużo czasu, bo w którymś momencie Harry wszedł do łazienki i bez słowa zaczął mu myć włosy.
Jego grupa wsparcia zadecydowała, że był w stanie wytrzeć się sam. Teodor jednak został zmuszony, by pomóc mu się ubrać w jedwabne ubrania, które jako jedyne nie podrażniły mu skóry i nie powodowała, że Wilk kręcił mu się nieprzyjemnie pod skórą. Pansy uczesała mu włosy, kiedy grzebień wypadł mu drugi raz z rąk, a Draco nie miał siły po niego sięgnąć.
Merlinie, było mu tak bardzo wstyd. Każdy zapewniał go, że to nic złego. Ale Draco mógł wyczuć ich litość i widział to również w ich oczach. Nie mógł tego znieść. Kiedy w końcu z trudem stanął w dormitorium, a Harry był tuż obok niego, reszta Ślizgonów skinęła zgodnie głową z aprobatą.
– Możemy przejść do fazy drugiej – zadecydowała Pansy i wyciągnęła różdżkę.
– Jaka jest faza druga? – zapytał słabo Draco.
– Transport do Skrzydła Szpitalnego – odpowiedział Harry i zarzucił na ramiona Draco Pelerynę Niewidkę. Malfoy poczuł jak śliski materiał oplatał jego ciało.
– Nie idę do Pomfrey – zaprotestował. Mógł ledwo stać na nogach, ale nie pójdzie tam.
– Idziemy tam, bo tam jest Remus – uświadomił do Harry. – A przynajmniej był kiedy patrzyłem na Mapę dziesięć minut temu.
– Confudus – wypowiedziała zaklęcie Pansy i skierowała różdżkę na Draco. Następne swoje słowa skierowała do Harry'ego. – To nie tak, że nie wierzę w twoją Pelerynę, Potter, ale lepiej się zabezpieczyć.
Faza druga przebiegła nawet bez problemów. Draco szedł między Teodorem a Blaisem. Pansy była przed nimi z Mapą Huncwotów, którą zachwycała się jak małe dziecko. Harry szedł długo przed nimi, by nie powodować zamieszania, że Gryfon szedł bez problemu w otoczeniu Ślizgonów.
– Jeszcze dwa piętra i będziemy – oznajmiła Pansy. – Potter jest już na miejscu i stoi obok Lupina.
Draco złapał szaty Blaise'a, kiedy stracił równowagę i zachwiał się niebezpiecznie. Oboje stracili równowagę na sekundę. Nie mógł nic zjeść bez poczucia, że zaraz będzie wymiotował i odczuwał teraz tego skutki. Zawroty głowy nie były niczym dobrym.
– Co do cholery – syknął Blaise.
Zaraz jednak złapał Draco w mocnym uścisku i wręcz oparł o własne ramię. Teodor był w gotowości by pomóc.
Z każdym krokiem było coraz gorzej. Wilk zaczął wyczuwać różne rzeczy po drodze i większość mu się nie spodobała. W racji tego, że była sobota, duża ilość uczniów kręciła się po zamku. Nikt jednak nie podchodził do Ślizgonów, a zaklęcie Pansy też dawało radę. Jednak sam fakt, że Wilk mógł stwierdzić jakimi emocjami pachniała większość uczniów – radością, szczęściem i poczuciem chwilowej wolności, w tym samym momencie, w którym Draco cierpiał i ledwo miał siłę zrobić krok do przodu.
Byli tuż przed drzwiami, kiedy Pansy odwróciła się w stronę chłopców i skierowała różdżkę między Blaisem a Teodorem.
– Finite Incantatem – zakończyła zaklęcie.
Draco zdjął z siebie Pelerynę Niewidkę i oddał ją Teodorowi.
Popatrzyli na siebie w czwórkę i kiwnęli głowami na znak, że mogą ruszać dalej. Draco oddychał płytko i zbyt szybko. Nie spodziewał się również, patrząc na to jak wyglądały ich stosunki na początku roku szkolnego, że będzie w takiej chwili otoczony przez przyjaciół. Jednak Teodor miał rację. On nie zostawił ich z ich problemami, a oni nie zostawią go samego w takiej chwili. Byli przecież Wężami.
Kiedy Pansy z rozmachem otworzyła podwójne drzwi do Skrzydła Szpitalnego i weszła z głową wysoko podniesioną do góry, Draco wyczuł, że Parkinson zaczęła nagle śmierdzieć zdenerwowaniem, który próbowała ukryć za dumną postawą.
Pierwszym co zobaczył, po wejściu do Skrzydła Szpitalnego, to szereg łóżek, zbyt dużo światła, które wpadało przez okna ozdobione witrażami i mały tłumek Krukonów oraz panią Pomfrey w jednym miejscu. Nigdzie nie widział natomiast Harry'ego i Remusa.
– Panie Shafiq, proszę się tak nie kręcić. – Karcący głos Pomfrey dotarł do Draco.
– To boli – skarżył się Krukon. – Gdyby tylko ten trzecioroczniak nie zaczął machać różdżką w Pokoju Wspólnym...
Draco wziął głęboki wdech i spojrzał na Pansy, która nie odwróciła się w stronę zbiegowiska Krukonów, tylko szła naprzód. Malfoy zrozumiał co się właśnie działo.
– Och, Stuart – zaczęła ubolewać jedna z Krukonek zbyt słodkim tonem jak na gust Draco. – Bardzo cię boli?
Ten pieprzony idiota, ojciec dziecka Pansy właśnie był leczony przez panią Pomfrey. Pansy musiała zobaczyć jego imię i nazwisko na Mapie Huncowtów, dlatego weszła do Skrzydła Szpitalnego z wysoko podniesioną głową i bez zawahania. Wilk i sam Draco byli z niej dumni. Jednocześnie Malfoy ledwo trzymał Wilka na wodzy, bo ten chętnie policzyłby się z przeklętym Krukonem za takie traktowanie Pansy, tak, że pani Pomfrey nie miałaby nic do roboty i szans, by go uratować. To kosztowało go naprawdę wiele. Zbyt dużo woli i siły, by nie pozowlić Wilkowi przejąć kontroli.
Draco spojrzał na to zbiegowisko przy jednym z łóżek i zobaczył dość wysokiego, dobrze zbudowanego Krukona. Blond włosy, które układały się w fale wokół jego twarzy i brązowe oczy. Miał mocno zarysowane kości policzkowe i trochę zbyt wąskie wargi. Był nawet przystojny. Gdyby nie te gałęzie wystające mu z głowy. Draco wyszczerzył zęby w uśmiechu. Wyglądał jakby komuś nie wyszła transmutacja.
– Hej, Shafiq! – krzyknął Blaise z sarkastycznym uśmieszkiem na ustach. Wszyscy odwrócili się w ich stronę. – Czy to rogi? Jakaś dziewczyna w końcu zrozumiała, że jesteś po prostu kawałkiem gnojka i postanowiła pokazać to wszystkim?
– Żebyś ty zaraz...
– O nie, nie. – Pani Pomfrey chwyciła Stuarta, który zaczął wstawać z łóżka i usadziła go z powrotem. – Pozwolisz mi skończyć to co do mnie należy, panie Shafiq. A ty – zwróciła się do Zabiniego – nie denerwuj mojego pacjenta.
– Oczywiście, pani Pomfrey – odpowiedział z dostojnym skinięciem Blaise. – Pani słowa są dla mnie rozkazem.
Krukoni patrzyli na tą małą wymianę zdań z niezadowolonymi oczami. Ale to Stuart był wściekły na komentarz Zabiniego. Ślizgon jednak nic sobie z tego nie zrobił. Blaise podszedł do Pansy i wyciągnął do niej ramię, która ona od razu przyjęła. Draco zrozumiał, że Parkinson musiała mu powiedzieć o swoim stanie, a Ślizgon nie mógł sobie darować, by jakoś nie dogryźć Stuartowi.
Draco jeszcze raz spojrzał na Krukona, stłumił warknięcie Wilka i zaczął iść w głąb Skrzydła Szpitalnego. Gdzieś tutaj musiał być Harry i Remus.
– Daj mi znać, kiedy będziesz chciał ukarać Shafiqa – wyszeptał do Draco Teodor. – Jestem gotowy ci pomóc – zapewnił go.
– Wiem, Nott – odpowiedział mu Draco. – Blaise też.
Malfoy spojrzał na czarnoskórego Ślizgona, który szedł z Pansy, przed nimi. Parkinson mogła zostać odrzucona przez ojca dziecka, ale miała trójkę przyjaciół, która była gotowa wiele dla niej zrobić.
Zbliżyli się do części rzędu łóżek, które były ukryte za białymi parawanami, a Draco poczuł zapach Remusa. Całkiem wyraźny i naznaczony oczekiwaniem. Wilk Malfoy'a zaczął niecierpliwie skomleć.
– Lunatyk – powiedział wyraźnie Draco. Jego oczy zabłysły złotem.
Remus wychylił się zza parawanu z uśmiechem na ustach i błyskiem w oczach. Obok niego stał Harry z równie szerokim uśmiechem.
– Cześć, szczeniaku – przywitał się.
Remus tu był. Draco miał wrażenie, że Wilk zaraz wyskoczy z jego wnętrza i wskoczy na Lunatyka. Malfoy stał tam jak zamrożony i niezdolny do zrobienia kroku naprzód. Patrzył jak Remus zbliżał się do niego. Nie wyglądał źle – nadal był zbyt blady i zmęczony, ale Eliksir Tojadowy działał na niego lepiej.
Remus stanął tuż przed Draco i położył ręce na zgięciu barków i szyi Malfoy'a, omijając blizny po pazurach Greybacka. Zaczął skanować twarz Ślizgona w poszukiwaniu zmian, tak jak zrobił to niedawno z Harrym.
Zobaczył ciemne worki pod oczami, ściągnięte policzki i ten ból w oczach, który Lupin rozpoznawał po tym, jak po latach patrzenia w lustro, widział to u siebie każdego dnia.
– Mam się martwić? – zapytał Remus i przechylił głowę na bok. – Wyglądasz jak diabli.
– Remus – powiedział Draco i całkowicie zignorował słowa Remusa. – Przyszedłeś.
To okazało się pretekstem do tego, by Remus przytulił go mocno. Draco pozwolił sobie zatopić się w tym wszystkim. Poczuł ciepło ciała Lupina, jego zapach i po prostu obecność innego wilkołaka – coś czego brakowało mu od miesiąca. Jego stado było prawie w komplecie.
– Tęskniłem za tobą księżycowy szczeniaku – wyszeptał do niego Remus.
Wilk zaczął wyć z radości na te słowa. Draco uśmiechnął się szeroko. Merlinie, jak dobrze było mieć to poczucie normalności chociaż przez chwilę. Zacisnął mocniej palce na swetrze Remusa.
Po tym jak się od siebie odsunęli, Remus odwrócił się w stronę trójki Ślizgonów.
– Dziękuję, że nie zostawiliście go samego – powiedział do nich i skinął głową w podzięce.
– Jesteśmy Ślizgonami – odpowiedziała Pansy. I może faktycznie ta odpowiedź tłumaczyła wszystko.
***
Draco musiałby skłamać, gdyby chciał powiedzieć, że Remus był zdenerwowany faktem, że Harry chciał spędzić z nimi pełnię we Wrzeszczącej Chacie. On był wściekły. Chodził nerwowo po izolatce, którą wskazała im pani Pomfrey jako dobre miejsce, by tam poczekać do zmroku i później przejść do Wrzeszczącej Chaty.
Remus krążył jak pies w klatce od łóżka do drzwi i zawracał. Draco wręcz czuł, jak Lunatyk krążył pod skórą Lupina, pragnąć, wyjść i pokazać swoją zwierzęcą naturę.
– Nie zgadzam się! – krzyknął po raz kolejny Remus.
Draco spojrzał na Harry'ego, który stał koło drzwi z wyprostowanymi łopatkami i tym błyskiem w oku, który świadczył, że nie odda tej sprawy bez walki. Sam Malfoy usiadł na krześle przy oknie i tylko patrzył na całą scenę.
– Nie zgadzam się! To niebezpieczne! To... nie mógłbym spojrzeć Jamesowi i Lily w oczy, gdyby dowiedzieli się, że zgodziłem się narazić ich dziecko, by spędziło ze mną pełnię!
– Będę tam jako szakal! – powtórzył głośno Harry. Również mówił to już kilka razy, ale Remusowi to nie wystarczało.
– To nadal nie będzie bezpieczne!
– Wziąłeś Eliksir Tojadowy, nic mi nie grozi!
– Harry, rozmawialiśmy już o tym – powiedział nieco spokojniej Remus, ale nadal był w stanie znowu krzyknąć. – Nie narażę cię na takie niebezpieczeństwo. Nie pozwalam ci!
– Remus, to jest moja decyzja! – Harry wskazał palcem na swoją klatkę piersiową. – Nie będę siedział w dormitorium i spokojnie spał, ze świadomością, że oboje cierpicie przez przemianę. Mogę wam pomóc! Draco się zgodził! – wykrzyczał swój ostatni argument.
– Draco, co? – zapytał zaskoczony Remus i odwrócił się w stronę Ślizgona.
Draco wyprostował się nieco bardziej na krześle pod czujnym okiem Remusa i odetchnął głęboko. Wilkowi nie pasowało, że Lunatyk był taki nerwowy, ale Draco nie miał na to wpływu.
– Harry powinien spędzić z nami pełnię – powiedział neutralnie. Wilk natomiast zaczął wyć z radości, kiedy Draco przyznał to na głos. – Jest częścią stada. Poza tym – dodał, jak zobaczył, że Remus znowu był gotowy zacząć krzyczeć. – to nie tak, że uwięzisz go w Wieży na czas pełni. On jest gotowy wpaść do Wrzeszczącej Chaty w środku nocy, bo nie zostawi nas samych. To twój wybór czy pozwolisz mu być tam od początku, czy będzie musiał się wślizgnąć.
Harry spiął się na ostatnie słowa Draco. Malfoy miał pełną świadomość, że odwołując się do tego, co się stało podczas ostatniej pełni, wywoła taki efekt. Jednak Lupin nie wiedział o wcześniejszej pełni i przylocie Pottera. Draco sądził, że Harry teraz też był w stanie zrobić coś podobnego.
– Wiem, jakie jest ryzyko, Remus – powiedział Harry i podszedł bliżej starszego mężczyzny. – Ale chcę wam pomóc. Najlepiej jak mogę. Tata i Łapa robili to dla ciebie. Pozwól mi na to samo.
– Harry, oni... oni byli moimi przyjaciółmi. Ty jesteś ich dzieckiem.
– To dziedzictwo, które chcę kontynuować.
– On to i tak zrobi, Lupin – dopowiedział Draco. – Po prostu pozwól nam iść tam razem. We trójkę.
***
Moment, kiedy Draco został z Remusem na chwilę sam, był również momentem, w którym musiał zadać pytania, na które nie chciał znać do końca odpowiedzi. Siedzieli w prywatnym ambulatorium, w którym Remus odpoczywał po pełni, kiedy był nauczycielem Obrony, bo oficjalnie ten pokój był bardziej izolatką.
– Poruszyłem temat twojej mamy na ostatnim zebraniu Zakonu – przerwał ciszę Remus. – Rozmawiałem też dzisiaj z Dumbledorem o całej tej sytuacji.
– Zakon jest w stanie coś zrobić? – zapytał pełen wątpliwości Draco. Remus obiecał mu, że tak tego nie zostawi, ale Malfoy wiedział, jak bardzo mało realne było to, że Narcyza mogła zostać uratowana z własnego domu pełnego Śmierciożerców.
– Zakon do końca nie – przyznał Remus. Draco prychnął na to określenie. – Ale twoja ciotka, Andromeda Tonks już tak – dokończył z mocą.
Draco zmarszczył brwi. Matka opowiadała mu o swoich siostrach i kuzynach. Draco słyszał o kobiecie, która wyrzekła się swojego rodu, by poślubić mugolaka.
– Moja ciotka?
– Powiedziałeś mi, że tylko Malfoy może zaprosić kogoś do środka. Andromeda ma największe szanse, nawet jako osoba, która została wygnana z rodu Blacków, bo nadal jest siostrą Narcyzy. Wydaje mi się, że twoja matka będzie skłonna się z nią porozumieć. A wtedy dostaniemy szansę, by wejść do środka.
– I co dalej? Porwiecie ją stamtąd? Z miejsca, gdzie pewnie chodzą Śmierciożercy i niszczą wszystko dookoła?
– Zakon jest gotowy dać jej ochronę, jeśli przekaże nam informacje – odpowiedział Remus. Wiedział, że ten plan nie był idealny. Obejmował za dużo zmiennych, ale nie potrafił wymyśleć innego. Zakon też nie był gotowy poświęcić wiele dla osoby, która mogłaby być potencjalnym informatorem. Mieli za mało potwierdzeń, a za dużo niewiadomych.
– Andromeda ma niedługo wysłać pierwszy list do twojej matki – zakończył Remus. – Nie chciałem ci o tym pisać w liście, ale jak będę miał jakieś aktualności, to od razu cię poinformuję.
– Naprawdę jesteście w stanie to zrobić? – zapytał zszokowany Draco. Czy matka miała jednak jakąś szansę, by wyjść z tej strasznej sytuacji?
– To decyzja Narcyzy – wyjaśnił spokojnie Remus. – Od niej zależy cały plan. Jednak obiecuję ci, że zrobię wszystko, by ją ochronić.
***
Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, a Harry w Wieży Gryffindoru udawał przed przyjaciółmi, że wcale nie miał zamiar biegać przez całą noc w swojej nielegalnej postaci animagicznej z dwoma wilkołakami, to Remus i Draco właśnie szli w stronę Bijącej Wierzby. Chcieli tam przybyć wystarczająco wcześnie, by Draco mógł zobaczyć to miejsce i oswoić się, że tam przeżyje przemianę.
Draco ze zdumieniem patrzył, jak Remus zaklęciem blokuje gałęzie Wierzby Bijącej. Podeszli bliżej, by móc zobaczyć wejście do tunelu. Draco opatulił się mocniej czarną szatą i wślizgnął się do środka. Remus już tam był pochylony i z różdżką, której tliło się średniej wielkości światło.
– Gotowy do drogi? – zapytał Remus, zanim zaczęli iść.
Draco popatrzył na niego z wątpliwościami wypisanymi na twarzy i uniesioną brwią. Remus nauczył się wystarczająco mimiki Malfoy'a i jego małych gestów, kiedy ten nie mógł mówić, że nie potrzebne były mu słowa, by zrozumieć przekaz.
Miał dość po jakiś dziesięciu minutach marszu. Coraz bardziej podpierał się ściany tunelu, a coraz mniej szedł o własnych siłach. Nie podobała mu się również świadomość, że był pod ziemią, w tunelu, który może i miał być zabezpieczony, ale nadal istniało ryzyko, że spadnie im na głowy. Wilk nie był zadowolony z tego, że mogli umrzeć pogrzebani żywcem. Ani tym, że różdżkę zostawił w dormitorium.
– Już... prawie jesteśmy... na miejscu – odpowiedział zdyszany Remus. Ręka, w której trzymał różdżkę, trzęsła się trochę za bardzo, by było można uznać to za normalne.
– Lepiej, by tak było – odpowiedział Draco.
Po chwili faktycznie Remus się zatrzymał i podniósł różdżkę w górę, by oświetlić kolejny właz, który tym razem prowadził już prosto do Wrzeszczącej Chaty.
Wchodząc tam Draco, przypomniał sobie jak na trzecim roku podczas wycieczki do Hogsmeade, Potter obrzucił go śnieżkami ukryty pod Peleryną Niewidką. Draco obrażał Weasley'a i Granger, a Grabbe i Goyle byli jak zwykle u jego boku. Merlinie, to wydawało się zupełnie innym życiem. To było inne życie.
Nigdy nie wyobrażał sobie również, że faktycznie wejdzie do Wrzeszczącej Chaty. Słyszał zbyt wiele złych opowieści o niej, zbyt ponuro i strasznie wyglądała z zewnątrz. Nie był typem osoby, która pchała się prosto w niebezpieczne sytuacje czy miejsca. Na Merlina, nie był Harrym Potterem.
Wnętrze Wrzeszczącej Chaty było podobnie okropne do tego, jak wyglądała ona z zewnątrz. Zabite deskami okna nie przepuszczały za dużo światła. Wszystko było stare, skrzypiące, zatęchłe i pokryte grubą warstwą kurzu.
– Ostatnim razem, gdy tu byłem, okazało się, że Syriusz był naprawdę niewinny i mogłem go zobaczyć po dwunastu latach.
Draco spojrzał się na Remusa, który wyglądał tak krucho w tamtym momencie. Miał ból wypisany na twarzy i poczucie winy, które Wilk bez problemu mógł wyczuć. Malfoy podszedł bliżej Remusa, by ten wiedział, że nie był teraz sam.
– Powiedziałem, coś o jego szaleństwie – kontynuował Remus. – Bo inaczej błagałbym go o przebaczenie z powodu tego, że mogłem uwierzyć, że był faktycznie winny, i zdradził. Może powinienem to zrobić.
– Nie cofniesz czasu, Lunatyku – powiedział spokojnie Draco. Nie umiał pocieszyć Remusa w tej całej sprawie. Nie wiedział jakie słowa były dobre i odpowiednie.
Lupin zaśmiał się wodniście na to stwierdzenie.
– Powinieneś poprosić Harry'ego, by opowiedział ci pewną historię – powiedział tajemniczo Remus. Draco zmarszczył brwi na to stwierdzenie.
– Historię o czym?
– O cofaniu się w czasie podczas pełni.
***
Harry Potter czekał niecierpliwie w dormitorium chłopców Gryffindoru. Miał na sobie dżinsowe spodnie i czarną bluzę z kapturem. Obok niego leżała Peleryna Niewidka i Mapa Huncwotów, które odebrał od Teodora. Nott kazał mu obiecać, że kiedyś mu ją pożyczy, ale Harry nadal nie był przekonany do tej obietnicy.
Spojrzał na budzik, który stał na jego szafce nocnej i westchnął głęboko. Remus z Draco powinni być już we Wrzeszczącej Chacie. Harry też, ale musiał udawać, że nic złego się nie działo dzisiejszego wieczoru. Chociaż Hermiona przyglądała mu się uważnie, a Ron próbował pocieszyć, mimo że był w tym okropny.
Zerknął jeszcze raz na wskazówki zegara, chwycił Pelerynę oraz Mapę i wstał z łóżka. Już wystarczająco czekał. Z tymi dwoma rzeczami, nie powinien mieć żadnych problemów z wydostaniem się z zamku. Remus nauczył go zaklęcia zatrzymującego gałęzie Wierzby Bijącej, więc nie musiał się martwić wejściem do tunelu, a później pójściem wprost do Wrzeszczącej Chaty.
Czas ruszyć, by spędzić pełnię ze swoim stadem.
****
Czy w tym rozdziale miała być przemiana i pełnia? Tak. Czy zmieniłam zdanie na samym końcu, bo miałam dość tego rozdziału? Tak. Czy następny rozdział będzie dość krótki, bo skupimy się tylko na tym? Po raz kolejny, tak.
Mimo wszystko mam nadzieję, że wam się podobało. Relacje Węży są tutaj - przynajmniej dla mnie - czymś co jest po prostu esencją Ślizgonów.
Ktoś dopytywał o Narcyzę i mam nadzieję, że ta wzmianka o niej na ten moment jest okej. Później będzie o tym więcej.
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top