43. Stado
Draco wiedział, czym jest rodzina. Miał również świadomość, czym są przyjaciele. Sprzymierzeńcy. I przede wszystkim wrogowie. Jednak ciągle się uczył, co to znaczy posiadać stado.
Czytał dużo na temat wilkołaków. Rozmawiał z Remusem o likantropii, kontroli, dominujących wilkołakach i Alfach. Jednak ciągle miał wrażenie, że nie rozumiał, co to znaczy posiadać stado. Opiekować się nim i przewodzić.
Będąc dominującym wilkołakiem, wiedział, że pewnego dnia będzie mógł być Alfą, który posiada swoje stado. Grupę ludzi, wilkołaków, którzy będą znaczyć dla niego więcej niż rodzina. Jednak ta wizja, była dla Draco wręcz nieosiągalna i powodowała ucisk w klatce piersiowej.
Jego rodzina – ta biologiczna, z którą nie łączyły go tylko więzy krwi, ale dziedzictwo i spuścizna, nie okazała się dla niego wsparciem, kiedy tego najbardziej potrzebował. Ojciec wyrzekł się go w momencie, kiedy Draco przeżył ugryzienie, a matka, mimo że walczyła, nadal była skuta kajdanami, których nie mogła zrzucić. I Malfoy nie mógł zrozumieć, jak obcy ludzie mają stać się czymś więcej niż jego rodzice.
Może nadal nie rozumiał, jak to wszystko ma funkcjonować, ale pod koniec wakacji mógł mieć tego przebłyski.
Stado to nie ludzie, z którymi łączyły cię więzy krwi. To także nie są ludzie, którzy wymagają od ciebie niemożliwego, karzą, gdy coś pójdzie nie po ich myśli i wpajają ci nienawiść do ludzi tylko z powodu statusu krwi i miejsca urodzenia. Stado to ludzie, którzy kochają cię bezinteresownie, dbają o ciebie i troszczą się, nawet jeśli ty nie robisz tego samego, bo nikt nie nauczył cię, jak to prawidłowo powinno wyglądać. To ludzie, którzy stoją przy tobie na dobre i na złe, są oparciem i kotwicą. Stado to ludzie, którzy stali się twoją rodziną z wyboru, nie przymusu.
Na początku jego stadem stał się Remus. Osoba, która uratowała go, opiekowała się i zajęła, kiedy Draco stracił siły i chęci. Malfoy był mu wdzięczny za wszystko, co Remus zrobił i nadal dla niego robił, chociaż nie miał zamiaru nigdy się tak płaszczyć i wyznać mu to bezpośrednio. Potem przybył Harry – mały irytujący Gryfon w okularach, który czasami biegał na czterech łapach i z wywieszonym językiem. Ci dwaj dali mu naprawdę wiele, kiedy Draco miał tak niewiele. Ofiarowali mu coś, czego nie było można wymienić za pieniądze czy przysługi, i nie oczekiwali, że Malfoy kiedykolwiek to spłaci. Draco czuł, jak zaciskało mu się serce, kiedy myślał, że nie byłby w stanie tego zrobić. To wszystko również przerażało go równie mocno. Wilk natomiast był szczęśliwy. I to jeszcze bardziej powodowało cały huragan emocji, który czuł Draco, kiedy wpatrywał się w zielone oczy Harry'ego.
Draco miał świadomość, że nie dało się wybrać w pełni, kto będzie należał do jego stada. To była przede wszystkim decyzja Wilka. To on dokonywał wyboru, nie patrząc na ludzkie uczucia Draco. Jednak gdzieś w głębi duszy Dracona tliła się nadzieja, że jego przyjaciele zostaną zaakceptowani przez Wilka. Staną się kimś więcej niż osobami, które są tolerowane, a będą kimś, za kim Wilk będzie w stanie stanąć z wyszczerzonymi zębami i warkotem, by bronić tych osób przed wrogim atakiem. Malfoy łudził się, że kiedy to się stanie, nie będzie w stanie udawać, że pasował mu układ, na który się zgodził.
Wiedział, że jego przyjaźń z Pansy, Blaisem i Teodorem zachwiała się niebezpiecznie, w momencie, kiedy każde z nich zostało wplątane w wojnę, w której nie chcieli brać udziału. Jednak jeśli Wilk był jego jedyną nadzieją, że nie będzie musiał udawać tego, że nie zależy mu na nich bardziej, niż powinno, byłby bardzo zadowolony.
Potrzebował, by mury, które wzniosły się między nimi, zostały zburzone. Najlepiej raz na zawsze.
Wilk Draco był niecierpliwy, a to jak powoli poruszał się Draco, by przywrócić relacje, jakie miał z przyjaciółmi, było dla Wilka zbyt powolne.
Inaczej jednak miała się sprawa ze Snape'em, który został w jednej chwili zaakceptowany przez Wilka. Szalał na jego punkcie, piszczał, kiedy nie dostawał takiej uwagi od profesora, jaką chciał, pragnął być blisko. A Draco starał się unikać Snape'a – nie patrzeć na jego wykrzywioną w grymasie twarz, nie czuć na sobie pustego spojrzenia czy w ogóle braku spojrzeń, nie słyszeć syczącego głosu.
Wilk pragnął jego obecności, a Draco oddałby wszystko, by nie patrzeć na człowieka, który zamiast być jego rodziną, stał się kimś obcym.
***
Draco wiedział, że nie rozmawiał z Harrym na temat tego, kim są dla siebie. I zdawał sobie również sprawę, że gdyby podobna sytuacja miała miejsce z jakąś dziewczyną, to by to było dużym problemem. Nie, żeby miał w tej sprawie jakieś doświadczenie.
Nie rozmawiał z Harrym czy są parą. Czy są razem. Wydawało mu się to dość głupie – zadać to pytanie po tym wszystkim, co się pomiędzy nimi stało. Minęły trzy tygodnie od ich powrotu do Hogwartu. Cztery, od kiedy pierwszy raz się pocałowali. A do Draco dotarło dopiero po jakiś dwóch tygodniach, że nigdy nie poruszyli tego tematu.
Wilk Draco uznał Pottera za swojego. Przyłączył go do stada, chyba nawet wcześniej niż chłopcy okazali swoje uczucia. Jednak Draco w porównaniu ze swoją wilkołaczą częścią, nie miał takiej łatwości w okazywaniu emocji. Był w końcu Malfoy'em i nauczył się już dawno jak ukrywać wszystkie oznaki uczuć, które ludzie mogli wykorzystać na jego niekorzyść.
Jednak ten nowy Draco – z Wilkiem w swoim umyśle, bliznami na ciele i po lekcjach jakie dostał, kiedy przez tygodnie nie mógł mówić, nie chciał ukrywać tych emocji. Nagle problemem stało się nauczenie się jak je przedstawić. Co trzeba było nadal ukrywać, by ludzie nie rozszyfrowali jego stanu zbyt szybko (wiedział, że kiedyś to zrobią. To nie było trudne z jego bliznami na szyi i faktem, że kilka lat temu uczył ich wilkołak). Nie wiedział, na co mógł sobie pozwolić i co Harry by zaakceptował.
Do tej pory ich spotkania odbywały się w tajemnicy, bez świadków, którzy mogliby zobaczyć, jak kurczowo się siebie trzymali, z jaką zapalczywością dzielili pocałunki i nie słyszeli słów, które Harry mówił do niego z uwielbieniem w głosie. Zdarzało im się rozmawiać na środku korytarza czy przy salach lekcyjnych, ale nigdy nie łapali się za ręce czy całowali. Nie zachowywali się jak para. I Draco to odpowiadało, ale zaczął się zastanawiać, co Harry od niego chciał. Czy pragnął, żeby Draco pocałował go kiedyś przed lekcją i ogłosił głośno, że Potter jest jego? Czy chciał oficjalnej randki, na którą Malfoy nigdy go nie zabrał? Czy chciał ukrywać to coś, co rozwijało się między nimi każdego dnia coraz bardziej, do czasu, aż to się nie rozpadnie?
Draco przeczesał włosy w tej chwili niepewności. Chciał odpowiedzi, ale nie miał siły zadawać pytań. Pragnął stabilności, nie wykonując ruchu, by ją zapewnić. Chciał działać, zostawiając wszystko tak jak do tej pory.
***
Okazało się, że Draco nie wziął pod uwagę możliwości, że wszystko może się rozwiązać przy pomocy Wilka. Chociaż nie był pewien czy słowo „pomoc" było odpowiednie, do określenia tego, co się właściwie stało.
Lekcja Historii Magii nie miała być w żaden sposób interesująca. Była nudna i Draco naprawdę nie wiedział, czemu zdecydował się ją kontynuować po egzaminach. W tej jednej sytuacji jednak dziękował Merlinowi i Morganie, że jednak kontynuował na szóstym roku Historię Magii.
Upragniony dzwonek zadzwonił, a Draco, nie wybiegł, bo nadal był wychowywany jak arystokrata i po prostu nie mógł wybiec z klasy, ale wyszedł pospiesznie. Chciał jak najszybciej dostać się na dziedziniec i skorzystać z ostatnich promieni słońca. Miał teraz godzinną przerwę i naprawdę potrzebował odpocząć. Jednak dotarł tylko na pierwsze piętro, kiedy to zobaczył.
Harry stał przed salą, gdzie odbywały się Zaklęcia i śmiał się z czegoś, co powiedział Zachariasz Smith. Wilk warknął niezadowolony, kiedy zobaczył jak blisko siebie stali i jak ręka Puchona ułożyła się na ramieniu Harry'ego. Blondwłosy chłopak miał idealnie robioną fryzurę, a wyprasowana koszula opinała jego wysportowane ciało. Był kimś, za kim większość dziewczyn w zeszłym roku, odwracała się na korytarzach i robiła z siebie idiotki, tylko żeby mu zaimponować.
Draco czuł, jak gniew Wilka rozrasta się w jego wnętrzu, a zazdrość, która była tak bardzo ludzką emocją również dosięgnęła Malfoy'a. Cały się spiął i nie do końca panując nad własnym ciałem, zaczął iść w stronę Pottera i Smitha. Nie miał pojęcia, co zrobi, ale bezczynność nie była dla niego opcją.
Wilk chciał pokazać, że Harry należał do niego. Nikt nie mógł tak się do niego uśmiechać i dotykać, jak robił to Zachariasz. Draco natomiast po prostu chciał to przerwać. I ograniczyć warczenie czy rzucenie Smithem na ścianę do niezbędnego minimum.
I uświadomił sobie, że to było coś innego niż wtedy, kiedy Weasley'owie przybyli do domu Remusa z niezapowiedzianą wizytą. Owszem wtedy też chciał chronić Lunatyka i Harry'ego, ale teraz, na tym szkolnym korytarzu, to było coś innego. Zależało mu na zielonookim chłopcu dużo bardziej niż podczas tamtej sytuacji. Był również bardziej świadomy uczuć Wilka.
Draco pokonał połowę korytarza, popychając przy tym kilku drugoklasistów, ale nie zwrócił na to zbytniej uwagi. Z każdym krokiem zaciskał mocniej szczękę i wbijał paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Szedł z wyprostowanymi plecami, a torba na ramieniu podskakiwała energicznie o jego udo.
Starał się oddychać, ale to było nieco trudne.
Jednak zanim cokolwiek zrobił, to Harry dostrzegł go pierwszy, a uśmiech na jego twarzy poszerzył się jeszcze bardziej.
– Malfoy! – przywitał go radośnie Harry. Potter odwrócił się i zrobił dwa kroki w jego stronę, nie widząc jak ręka Smitha opadła bezwładnie wzdłuż ciała Puchona, a na jego twarzy przebiegł jakiś cień. Potter był skupiony na spiętym i wyprostowanym ciele Ślizgona.
– Potter – odpowiedział szorstko Draco.
Harry'emu wystarczyło to jedno słowo, by stwierdzić, że coś jest nie tak z Draco. Spojrzał prosto w jego oczy i widział, jak drugi chłopak ostatkiem sił walczy o to, by emocje Wilka nie wypłynęły na powierzchnię.
Podszedł jeszcze bliżej, nieco ostrożnie, gotowy do czegokolwiek co mógł zrobić Draco. Nie spodziewał się jednak, że Malfoy złapie go mocno za nadgarstek i pociągnie bliżej siebie.
– Cześć – powiedział cicho, ledwo poruszając ustami, bo nie miał pojęcia, co powinien teraz powiedzieć. Lepsze było przemyślenie czy warto było się w ogóle odzywać.
– Ej, Malfoy – odezwał się nagle Zachariasz, który stanął obok nich. Miał niezadowoloną minę i zbyt mocno wyprostowane plecy. – Rozmawiałem właśnie z Harrym, więc z łaski swojej weź go puść i daj nam skończyć rozmowę.
– Eee... Zachariasz...nie wydaje mi się...
Draco odwrócił się w stronę Smitha. Nadal trzymał Harry'ego za nadgarstek i to było jedyne, co w jakimś stopniu uspokajało Wilka. Jednak ciągle warczał w umyśle Draco i chętnie by rozszarpał Smitha. Malfoy jedyne co mógł to spiorunować wzrokiem Puchona i warknąć do niego dwa, krótkie słowa:
– Zostaw go.
– A kim ty jesteś Malfoy, co? – zapytał się agresywnie Smith. – Rozmawiam z Harrym, nie z tobą upadły księciu Węży.
Harry wiedział, że musiał interweniować, bo Draco ledwo nad sobą panował i tylko cudem, nie zmieniał koloru oczu co sekundę. Chociaż nie był tego taki pewien, kiedy złote tęczówki ukazały mu się, ale wraz z mrugnięciem powieki, znowu były szare.
– Okej, Zachariasz – Harry wyprostował się nieco i uważnie spojrzał na Puchona. – Naprawdę powinieneś iść, możemy porozmawiać jutro. A teraz... muszę zabrać gdzieś Malfoy'a.
Harry nie czekał na reakcję żadnego z chłopców, tylko wykorzystując, że Malfoy ściskał go za nadgarstek, pociągnął Ślizgona za sobą. Przepchnął się przez tłumek uczniów stojących pod salą i patrzących na scenę, jaką zrobili. Draco szedł za nim z wyciągniętą ręką.
– Ale, Harry...
Potter zignorował słowa Smitha. Musiał się skupić teraz na Draco.
Harry nie do końca wiedział, gdzie mieliby pójść, ale wszystko było lepsze, niż zostanie tak na widoku. Nacisnął klamkę do jakieś sali i z ulgą zauważył, że jest ona pusta. Kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły, rzucił zaklęcie blokujące zamek i takie, dzięki któremu nie będą podsłuchiwani.
– Jak się czujesz? – zapytał go Harry. Draco nadal oddychał, jakby przebiegł kilka kilometrów.
– Smith... – warknął nadal zły Draco. – On...
– Nic złego nie zrobił – Harry wzruszył ramionami. – Po prostu chciał umówić się na...
– Umówić? – wywarczał to pytanie Draco. Wilk spiął się na samą myśl.
– Malfoy...
A Draco po prostu nie mógł dłużej tego kontrolować. Coś opadło i Wilk z łatwością przejął kontrolę.
Draco prawie popchnął Harry'ego na ścianę, ale nie zrobił tego jednak z agresją, która wręcz wylewała się z niego. Wilk nigdy by nie skrzywdził kogoś ze stada. Nie odszedł też od Pottera dalej niż na wyciągnięcie dłoni.
Jego oczy błyszczały czystym złotem.
Harry plecami opierał się o ścianę, a Draco stanął na tyle blisko niego, że ich klatki piersiowe dotykały się, kiedy oddychali. Oboje byli ubrani w mundurki szkolne.
– Jesteś mój – warknął Draco, coraz bardziej wciskając Harry'ego w ścianę. Przybliżył się do jego twarzy, tak, że ich usta prawie się stykały. Zielone oczy Harry'ego były wpatrzone w złote tęczówki. – Jesteś mój, słyszysz?
– Słyszę – odpowiedział Harry. Nie miał jednak zamiaru pokazać Draco, że mu się poddał. Nie był posłusznym Puchonem czy naiwnym dzieckiem. Malfoy trzymał go mocno za barki, a jedną nogą dociskał jego kolano, ale Harry'emu udało się jakoś odepchnąć od ściany i sam zrobił tak, że Draco został popchnięty na przeciwległą ścianę. Teraz to Potter miał przewagę, a Malfoy był uwieziony pomiędzy chłopakiem a kamienną płytą. Nie miał pojęcia, że był w stanie zrobić coś takiego, kiedy Wilk Draco był rozgniewany. – Teraz ty mnie posłuchasz. Smith poprosił mnie o korepetycje z Obrony. Nic wielkiego się nie stało, rozumiesz?
Złote oczy Draco zniknęły, a szare tęczówki wpatrywały się w Harry'ego. Malfoy słyszał jego wzburzony głos i rozumiał wypowiedziane słowa. Wilk coraz bardziej się odsuwał i Draco nie czuł już, jak jego zwierzęca natura decyduje o każdym kolejnym ruchu.
– Rozumiem – wyszeptał Draco. Dotarło do niego, jak bardzo impulsywnie postąpił. Miał ochotę w coś uderzyć, bo jako Ślizgon takie zachowanie nie powinno mieć miejsca. Jednak, jego Wilk był nieco gryfoński i porywczy.
– To zrozum też, że wiem, co robię. Przez większość czasu – dodał szeptem. Harry uśmiechnął się delikatnie do Draco, który nadal był trzymany mocno przy ścianie. – I nie potrzebuję ochroniarza.
– Wiem to – odpowiedział z zaciśniętymi zębami. Mimo, że Wilk nie był już tak agresywny, Draco nadal czuł jego emocje. – Ale Wilk...
– Wilk jest małym, zazdrosnym futrzakiem – odpowiedział Harry.
Draco prychnął na to określenie. Harry miał rację, ale nie zamierzał przyznawać tego głośno. Przez kilka minut stali w ten sposób i nie odzywali się. Draco potrzebował tego czasu, by całkowicie dojść do siebie.
– Czy teraz mogę cię pocałować? – zapytał Harry. Jego ręce nie przyciskały już Draco do ściany, a osiadły delikatnie na złączeniu szyi i barku blondyna.
– Nigdy nie pytałeś – odpowiedział Draco. – Nie pytaj teraz.
Potem oboje byli zbyt zajęci, by rozmawiać jeszcze o Zachariaszu i jego korepetycjach z Harrym.
***
– Słyszałam, że zrobiłeś ładny pokaz dzisiaj przed lunchem – Pansy rzuciła swoje książki na stolik, przy którym siedział Draco. W bibliotece było kilka osób, a huk upadających podręczników, spowodował, że odwrócili się w stronę dwójki Ślizgonów. Draco rzucił im piorunujące spojrzenie i wszyscy znowu wrócili do swoich zajęć.
Pansy usiadła ciężko na krześle naprzeciwko Malfoya i poprawiła grzywkę na czole. Jej krótkie kosmyki sięgały jej nieco za brodę. Draco lubił tę fryzurę.
Wilk wyczuł jej inny zapach, ale Draco nadal nie wiedział, o co z tym chodziło. Zerknął na nią i przekręcił lekko głowę w bok. Pansy do tej pory była dość ostrożna. Zaprosiła go ostatnio do wspólnego pisania eseju w bibliotece i było od tego czasu lepiej, ale nadal nie tak jak wcześniej. Malfoy podejrzewał, że nigdy już nie wrócą do tego, co było.
Jednak teraz Pasny usiadła przy jego stoliku i nie przejmowała się niczym ani nikim. Draco wiedział, że nie mógł zniszczyć tej szansy. Mógł grać w to, co Pansy – powoli zbliżać się do przyjaźni, badając gdzie, znajdowały się granice i powoli je przesuwać.
– Smith jest wkurzającym idiotą – odpowiedział Draco. Rozmowa z Pansy byłaby naprawdę miła. Nie miał zamiaru jednak komentować tego, co się stało na korytarzu. Ani wspominać o tym, co się działo później. Gorące usta Harry'ego i jego ogólne zachowanie. O tym, co robił wtedy Wilk, też wolał nie myśleć.
– On jest Puchonem.
– Teoretycznie – zaprotestował. Draco nie pamiętał, żeby prawdziwi Puchoni byli tak irytujący.
Poczekał, aż Pansy wyjęła swoje pergaminy i otworzyła książkę potrzebną do napisania wypracowania z Obrony Przed Czarną Magią, by wrócić do własnego wypracowania z Eliksirów.
Wziął głęboki wdech, kiedy przeczytał to, co do tej pory napisał. Slughorn może byłby zadowolony z takiego tekstu, ale Snape wyrzuciłby to do kosza, zanim skończyłby czytać pierwszy akapit.
Draco nie spodziewał się, że skoncentrowanie się na zadaniach domowych może być takie trudne z Wilkiem we własnym umyśle, który nie był zbyt pozytywnie nastawiony do większości szkolnych rzeczy.
A fakt, że Snape w klasie (i poza nią, tak naprawdę) ignorował go całkowicie, wcale nie pomagał.
Wilk przez to był nieco osowiały, ale powoli denerwował go fakt, że ktoś, kto należał do stada, był tak odizolowany i niechętny, by być blisko. A Draco musiał się mierzyć z tymi emocjami podczas każdej lekcji ze Snapem.
– Merlinie, mam ochotę na blok czekoladowy z polewą karmelową i orzechami – Pansy wyrzuciła z siebie słowa z tęsknym westchnieniem i odchyliła się na krześle.
Draco podniósł wzrok, kiedy Pansy wydęła – pomalowane na mocno czerwony kolor – usta w grymasie niezadowolenia.
– Za godzinę kolacja – uświadomił ją Draco. Chciał do tego czasu skończyć wypracowanie, ale chyba powinien przestać się łudzić, że to zrobi. – Ale nie licz, że dostaniesz tam coś podobnego do bloku czekoladowego z polewą karmelową.
– I orzechami – podpowiedziała Pansy.
– I orzechami – przewrócił oczami, kiedy powtórzył jej słowa. Tego typu słodkie rzeczy dostawali najczęściej na deser po obiedzie, nie na koniec dnia, kiedy cukier w ich organizmie źle by na nich wpłynął.
Wilk w porównaniu z Pansy miał ochotę na krwistego steka. Draco wiedział, że Wilk i Pansy będą w podobnym stopniu niezadowoleni, kiedy nie dostaną swoich wymarzonych posiłków.
– A ty co chcesz na kolację?
– Stek – odpowiedział automatycznie. – Krwisty.
Dopiero po chwili zrozumiał, co powiedział i spojrzał się na Pansy, która nawet nie mrugnęła oczami na jego oświadczenie. Było to dość niespodziewane, bo oboje wiedzieli, czemu Draco tak powiedział.
– Na to też nie możesz liczyć.
Kiwnął głową i miał nadzieję, że ta wymiana zdań się już skończyła. Wiedział, że nie dostanie czegoś takiego w szkockim zamku, w którym uczyli się przede wszystkim Anglicy. Jednakże to nie powstrzymało Wilka, by pragnąć czegoś, co było na wskroś amerykańskie.
W ciszy wrócili do pisania swoich wypracowań. A kiedy poszli godzinę później na kolację, Pansy prawie rzuciła się na coś słodkiego. Draco z dobroci serca wlał jej ciepłe kakao, które stało na ich stole, przede wszystkim z powodu pierwszoklasistów.
– Nadal mogłabym zabić za ten blok czekoladowy.
– Tak, z polewą karmelową i orzechami – wtrącił się Blaise. Draco nie chciał wiedzieć, jak długo Pansy musiała mu o tym mówić, by Zabini to zapamiętał.
Harry uśmiechnął się do niego szeroko ze stołu Gryffindoru. Wilk zamruczał zadowolony.
***
Draco starał się nie denerwować. Oddychał głęboko i nie zaciskał palców, tak, że miał ślady półksiężyców na wewnętrznej stronie dłoni. Wcale też nie poprawiał swojego swetra po raz piętnasty w ciągu kilku minut. Miał wrażenie, że ściągacz wręcz wbijał mu się w gardło. A to nie było dobre, patrząc na jego blizny na szyi po pazurach Greybacka.
Zaczął na nowo chodzić po pokoju, który wymyślił w Pokoju Życzeń. Był prawie identyczny, jak Pokój Wspólny Slytherinu. Wielkościowo był mniejszy, ale miał te same kamienne ściany, ozdoby i miękkie, skórzane kanapy.
Starał się wytłumaczyć samemu sobie, że nie powinien się denerwować. To tylko kolejne spotkanie z Harrym. Jednak nie na każdym chciał by Potter, wyznał mu, na co liczył w tej całej relacji, która ich łączyła. To nie denerwowało tylko Draco, ale również i Wilka, który kręcił mu się nerwowo pod skórą. Wilk uznał już Harry'ego za swojego. Odrzucenie musiałoby być naprawdę bolesne.
Wiedział, że może denerwował się na darmo. Został nieco ponad tydzień do pełni, a Wilk powoli był rozdrażniony.
Zaczął na nowo chodzić wzdłuż kanapy, która stała naprzeciwko głównego kominka. Ciepło ognia ogrzewało go odrobinę. Nagle poczuł czyjeś ręce na oczach i obecność za plecami. Wilk wyczuł od razu, że to Harry.
– Zgadnij kto to?
Draco westchnął cicho i dotknął rąk, które miał na oczach. Odsunął je i odwrócił się przodem do Harry'ego. Nadal miał na sobie szatę Gryffindoru i szeroki uśmiech na twarzy, a jego zielone oczy błyszczały.
– Cześć – przywitał się.
– Nie zgadłeś – oskarżył go Potter.
Draco uśmiechnął się słabo. Merlinie, ten Gryfon całkowicie zawrócił mu w głowie.
– Coś się dzieje?
Draco poczuł, że to ten moment. Mógł udawać przez jakiś czas, że problem nie istnieje, spychać to w głąb własnego umysłu. Tak jak to robił przez prawie całe wakacje w sprawie powrotu do szkoły, przyjaciół czy sytuacji, w której znajdowała się jego matka. Jednak sytuacja, ze Smithem pokazała mu wprost, co czuł, i że nie mógł dłużej udawać, że nic takiego nie istniało.
Wilk uznał Harry'ego za kogoś ważnego, za część stada i nie wyobrażał sobie straty Pottera. Jednak przez ten cały czas nie usłyszał żadnych słów Harry'ego na ten temat, nie powiedział mu, czego chce od Draco w tej całej sprawie i to nie polepszało sytuacji.
– Co byś powiedział, gdybym zabrał cię na randkę?
Oczy Harry'ego nagle się rozszerzyły, a usta ułożyły w prawie idealne „o". Draco widział, jak na jego twarzy przebiegło kilka emocji na raz, ale nie umiał ich nazwać.
– My... nie umawiamy się na randki – odpowiedział ze zmarszczonymi brwiami.
Draco starał się, by na jego twarzy nie było widać żadnych emocji. Cofnął się natomiast o krok.
– Tak, nie chodzimy – Draco skinął ostrożnie głową. – Dlatego pytam więc, jakbyś zareagował, gdybym cię na taką zaprosił.
– Ale po co? – zapytał się Harry. Nie rozumiał, czemu Draco zadał mu nagle takie pytanie.
– Bo ludzie tak robią.
– Ale my tak nie robimy – pokręcił głową Harry. Nie umawiali się na randki. Nie trzymali za ręce i nie używali słodkich słówek w stosunku do siebie. I nie żeby Potterowi to przeszkadzało, wręcz przeciwnie – pasował mu taki układ rzeczy. Randki, na których był z Cho, z perspektywy czasu, były naprawdę okropne. Wiedział również że z Draco by tak nie było. Funkcjonowali inaczej, lepiej, przynajmniej tak sądził Harry.
– Przeszkadza ci to? – zapytał z neutralnym wyrazem twarzy. Draco starał się nie okazywać emocji i nie pozwolić Wilkowi na żadną reakcję, co było daremne, bo on nie spełniał takich zachcianek Draco. Jednak z każdym słowem, gestem i ruchem Harry'ego, Malfoy czuł się coraz bardziej zagubiony.
– Nie! – zaprzeczył gorąco Harry. Zrobił krok w stronę Draco. – Lubię to, że nie zachowujemy się tak niezręcznie, jak inne pary na początku. To nie tak, że większość z nich zamieszkała razem, zanim zaczęli być dla siebie mili. Nie chcę robić tych wszystkich dziwnych rzeczy. Chodzić na randki do herbaciarni pani Puddifoot, kupować ci kwiatów na Walentynki czy pisać listów miłosnych.
– A co chcesz? – zapytał się szeptem Draco.
– Ja... – Harry uśmiechnął się szeroko i ścisnął Draco za rękę. – Chcę nadal się z tobą kłócić o zupełne głupoty, obrywać długopisem w głowę i spotykać się z tobą w Pokoju Życzeń, by móc posłuchać twoich narzekań. Chcę cię całować, czuć pod palcami twoje blizny, które mówią o tym, ile przeszedłeś, chcę być przy tobie, kiedy mnie potrzebujesz. Chcę nadal wiedzieć, że jesteś koło mnie, kiedy będę cię potrzebować. Chcę spędzić z tobą kolejną pełnię. Nie potrzebuję do tego randek w Hogsmeade, czy nazywania się „kochaniem". Wiem co z tobą mam i nie chcę niczego zmieniać.
Jak tylko Harry skończył mówić, Draco nie wahał się ani sekundy, pochylił się i pocałował go mocno. Chciał pokazać w ten sposób, że doceniał każde pojedyncze słowo, które wypłynęło z ust Pottera. Jednak wiedział również, że nie mógł zostawić tego tak bez niczego ze swojej strony.
– Byłem zazdrosny, kiedy zobaczyłem cię ze Smithem – przyznał z trudem.
– Wiem – powiedział ze śmiechem Harry. – Musiałbym być ślepy, żeby tego nie zobaczyć.
– Nie dzielę się, Potter. Wilk tym bardziej się nie dzieli – uprzedził go Draco. – Należysz teraz do stada. I jestem gotowy zabrać się na jakąś randkę, jeśli chcesz.
– Możemy iść na piwo kremowe.
Draco stwierdził, że mogło pójść całkiem gorzej. Uśmiechnął się na myśl, że Harry nie chciał niczego zmieniać.
***
Moment, kiedy Draco zorientował się, co się działo z Pansy i umiał dokładnie to określić, było dla niego prawdziwym szokiem. Siedzieli w Pokoju Wspólnym (Draco nie pamiętał, kiedy ostatnio tam, po prostu siedział, a nie przechodził czy zatrzymywał się na chwilę), kiedy Malfoy to usłyszał. Może mógłby to zrzucić na inne osoby, ale Pansy była tuż obok niego.
I Draco zrozumiał skąd ten dziwny zapach, niechęć Pansy do śniadań i fakt, że była nerwowa od początku roku. Ona musiała wiedzieć, ale nikomu nie powiedziała. I gdyby nie wyostrzone zmysły Wilka, Draco też by nie wiedział przez długi czas.
Z tego powodu również była jej ostatnia zachcianka z blokiem czekoladowym z polewą karmelową i orzechami.
Pansy była w ciąży.
Kurwa mać.
***
Malfoy nie przyglądał się Pansy w trakcie kolacji. Naprawdę tego nie robił. Wystarczyło, że Wilk prawie wariował z niepokoju, kiedy jego wilkołacza część wiedziała, że Draco też w końcu wiedział co się działo z Pansy. To oznaczało, że Malfoy teraz mógł w pełni poczuć emocje Wilka w całej tej sprawie.
A to powodowało, że miał ochotę otoczyć ją kokonem bezpieczeństwa, by chronić dziecko w jej wnętrzu.
– Malfoy, czy twój Gryfon musi się tak do ciebie szczerzyć? – zapytał się z kpiącym uśmiechem Blaise. – To przerażające.
– Zabini, gdyby to nie było takie żałosne, może i by było urocze – rzuciła Pansy. Siedziała tuż obok Draco i miała tyle rzeczy na talerzu, że Ślizgon nie sądził, że będzie w stanie to wszystko zjeść. W końcu jednak jadła teraz za dwoje, więc miało to jakieś wytłumaczenie.
– On się uśmiecha – oświecił ich Draco i przewrócił oczami na ich komentarze. – Ktoś się cieszy, że mnie widzi, a wy od razu uznajecie, że to żałosne i przerażające.
– Mimo wszystko to jest dużo lepsze niż to co się działo w poprzednich latach – powiedział Teodor pierwszy raz podczas kolacji. Zanim jednak ktoś z nich zdążył się znowu odezwać, Nott odłożył widelec i wstał od stołu. – Idę do dormitorium.
Cała trójka patrzyła jak Teodor wychodził przez drzwi. Większość osób jeszcze jadła, a co poniektórzy dopiero przyszli na kolację. Sufit Wielkiej Sali pokazywał milion świecących się gwiazd i księżyc w pierwszej kwarcie.
Resztę kolacji rozmawiali na zupełnie inne tematy. Draco był za to wdzięczny, bo nie wiedział, czy byłby w stanie znieść komentarze swoich przyjaciół na temat Harry'ego. Jednak świadomość tego, że nie ma pomiędzy nimi tej przepaści wielkości całej Wielkiej Sali mimo, że siedzieli obok siebie, powodowała, że Draco miał ochotę wyszczerzyć zęby w najprawdziwszym uśmiechu. Poczuł jakby pierwszy raz od dawna siedział wśród swoich przyjaciół i przestał być wyrzutkiem Węży.
– Czy nauczyłeś się na jutrzejszy sprawdzian z Obrony Przed Czarną Magią? – Blaise szedł obok Draco w drodze do wyjścia z Wielkiej Sali, kiedy zadał to pytanie.
– Nie musiałem się uczyć, Zabini – odparł pewnym siebie tonem. Jakby sprawdzian praktyczny z tego czy opanowali przerabiane do tej pory zaklęcia niewerbalne, było dla niego jakiś wyzwaniem. – To ty masz problem z utrzymaniem języka za zębami.
– Touché – odpowiedział śpiewnie Zabini, w momencie kiedy przekroczyli próg. – Jednak, to ty masz od jakiegoś czasu praktykę w używaniu go raczej w inny sposób niż wypowiadanie zaklęć – mrugnął okiem z szelmowskim uśmiechem. – Potter byłby w stanie to potwierdzić.
– Zabini... – ostrzegł go Draco. Mieli zaraz skręcić w korytarz prowadzący do Lochów i Pokoju Wspólnego, ale Draco nagle się zatrzymał. Wilk szarpnął się, przeczuwając, że coś jest nie tak. I wtedy to usłyszał. Jej głos przebił się przez harmider, który toczył się, jak zwykle, w głównym holu. Jednakże napięcie, które tam słyszał, nie istniało jeszcze kilka minut temu.
– Chyba kpisz Weasley, jeśli myślisz, że ujdzie ci to na sucho.
Draco odwrócił się pięcie i zobaczył jak kilka kroków za nim stała Pansy w otoczeniu Rona Weasley'a i Hermiony Granger. Oboje ubrani w swoje zwykłe ubrania, które, w przypadku Gryfona, były nieco zbyt wytarte i znoszone. Hermiona natomiast miała ten okropny sweter w paski i nudne sztruksowe spodnie. Malfoy mimowolnie zauważył, że nie było tam Harry'ego.
– Będzie się działo – powiedział Zabini, jak zobaczył, na co się patrzył Draco.
Podeszli do Pansy i stanęli po oboju jej stronach. Draco nie miał pojęcia, co się wydarzyło, ale Wilk prędzej, by rozszarpał wszystko i wszystkich, niż opuścił teraz Parkinson. Jego instynkt obronny był wszystkim, co teraz posiadał w stosunku do niej i jej dziecka.
– Coś nie tak, Pans? – zapytał spokojnie Draco. A przynajmniej chciał tak brzmieć. Z jego Wilkiem, mogło to być trudniejsze do wykonania, niż się spodziewał.
Parkinson spojrzała na dwójkę przyjaciół i wyprostowała się jeszcze bardziej. Wiedziała, że w trójkę byli niepokonani. Do pełni szczęścia brakowało jej jeszcze Notta.
– Ron... – zaczęła szybko Hermiona jak zobaczyła dwójkę Ślizgonów, po obu stronach Pansy. – Nie pozwól, by twój gniew...
Ron po prostu zignorował Hermionę i jej słowa. Zawsze starała się nie dopuścić do żadnych spięć i kłótni, ale najczęściej myślała, że to, co powie do swoich przyjaciół załagodzi sytuację. W większości, nic to nie dawało.
Poza tym Granger wiedziała, że kłótnia, w której uczestniczy para prefektów Gryffindoru, nie będzie wyglądać dobrze w oczach nauczycieli.
– Tylko ta mopsica, wtrąca się w nie swoje sprawy – skierował swoje słowa do nikogo konkretnego.
– To najlepsze, na co się stać, Weasley? – zakpiła Pansy. – Nazywasz mnie tak od trzeciej klasy, poszukałbyś w słowniku lepszego określenia.
– O ile wie, co to słownik – wtrącił się z uśmiechem Zabini. Jak on uwielbiał tego typu rzeczy. Jego brązowe oczy, wręcz błyszczały w świetle pochodni umieszczonych na korytarzu.
– W słowniku nazywanie kogoś dziwką jest uznawane za bluźnierstwo – odpowiedziała Pansy, patrząc prosto w oczy Weasley'a. – Ale, co ja tam wiem – wzruszyła ramionami.
Draco poczuł, jak Wilk warknął niebezpiecznie w jego głowie. Rudzielec nazwał Pansy dziwką?
– Co jej powiedziałeś? – zapytał się Draco i zrobił krok w stronę Rona. Wilk miał ochotę skoczyć na Weasley'a i wyrwać mu język. Jak śmiał obrażać Pansy. – Jak ją nazwałeś?
– On nie miał tego na myśli... – Hermiona zaczęła szybko bronić Rona. – Parkinson go sprowokowała...
– Sprowokowała? – zakpił Draco i zrobił jeszcze jeden krok do przodu. – Czym niby do cholery?
– Draco? Co się dzieje? – głos Harry'ego i jego obecność pozwoliła na chwilę zatrzymać się Draconowi. Potter stał tam niepewny tego, co się działo. Usłyszał ostatnie słowa Hermiony i wypowiedź Draco, ale nadal nie rozumiał.
– Harry! – zawołała z ulgą Hermiona i odwróciła się w stronę przyjaciela. – Musisz ich uspokoić. Ron nic złego nie zrobił!
– To dla ciebie nic złego, Granger?! – Pansy wręcz się zagotowała ze złości. – Nazwanie mnie dziwką bez powodu, jest dla ciebie normalne?
– Ron, jak ją nazwałeś? – Harry nieświadomie powtórzył słowa Draco sprzed kilku chwil. W jego głosie nie było takiego gniewu, ale zdziwienie.
– To co słyszałeś, Potter – odpowiedziała mu Parkinson i kliknęła językiem o górne podniebienie.
– Harry, to ona odezwała się do Hermiony, że jest napuszoną kujonką – zaczął się bronić Ron. Draco również słuchał, bo nadal nie wiedział, od czego to wszystko się zaczęło (nie żeby to było takie ważne, bo nadal musiał stanąć po stronie Pansy).
– A ty nazwałeś mnie później dziwką.
– Powiedziałem, że Hermiona jest tysiąc razy lepsza, od jakieś Ślizgońskiej dziwki – przyznał się Ron. W jego głosie nie było ani odrobiny skruchy, że nazwał tak dziewczynę.
– Ron!
– A ty Granger jeszcze go bronisz? – zapytał się autentycznie zdziwiony Blaise. Następnie chrząknął, tak żeby móc zmodulować swój głos i powiedzieć następne zdanie jak najbardziej dziewczęco. – On nic złego nie zrobił, został sprowokowany.
– Ona nie ma prawa obrażać Hermiony!
– A ty jej! – krzyknął Harry. Stanął naprzeciwko Rona, tuż obok Draco. Było to równoznaczne z tym, że zasłonił Pansy własnym ciałem. Harry nie miał do końca świadomości tego, jak to wyglądało dla innych.
– Ron nie mogę uwierzyć, że mogłeś coś takiego powiedzieć – powiedział Harry.
– Nie bądź zdziwiony, powinieneś wiedzieć jakimi przyjaciółmi się otaczasz.
– Żebym ja zaraz nie powiedział, jakich ty masz przyjaciół – rzucił Ron do Parkinson.
– Moi przyjaciele...
– Uważaj na słowa Weasley, bo następnych możesz już nigdy nie wypowiedzieć – ostrzegł go Draco.
– Ani usłyszeć – dorzucił swoją groźbę Zabini i zaczął się bawić różdżką, tak by inni to zobaczyli.
Nie było trzeba długo czekać na reakcję Rona. Wyszarpnął swoją różdżkę z kieszeni spodni i uniósł ją do góry. Był gotowy na pojedynek.
Draco z Harrym prawie w tym samym momencie również wyciągnęli własne różdżki. Harry zacisnął mocno palce na kawałku drewna, ale nie uniósł jej do góry, trzymał koniec różdżki skierowany w stronę podłogi.
Draco natomiast musiał dodatkowo jeszcze utrzymywać Wilka w ryzach. Świadomość tego, że gdyby zaczęli walczyć na różdżki, a jakieś zaklęcie przypadkowo trafiłoby w Parkinson i jej dziecko... Oczy Draco na chwilę zabłysły czystym złotem.
– Groźby są karalne i samo ich wypowiadanie może być powodem... – Hermiona nie mogła się powstrzymać i zaczęła uświadamiać Ślizgonów.
Draco roześmiał się pusto na jej słowa. Odgiął głowę do tyłu, tak, że jego blizny na szyi były dla każdego doskonale widoczne. Zaraz potem nagle spojrzał się prosto w oczy Granger i powiedział:
– Masz szczęście, Granger, że to nie ty powiedziałaś tak do Parkinson, tylko Weasley. Więc z łaski swojej ogranicz te swoje moralizatorskie gadki, na kiedy indziej.
Granger zacisnęła mocno szczęki i zmarszczyła brwi. Merlinie, jak Malfoy ją denerwował.
– Jako prefekt...
– Mamy w dupie twoją odznakę, Granger – przerwała jej Parkinson.
– .... mogę odjąć waszemu domowi punkty – dokończyła Gryfonka.
– Chciałbym zobaczyć, panno Granger, jak dalej wykorzystuje pani swoje stanowisko prefekta Gryffindoru, a nie omieszkam się poinformować o tym opiekunki twojego Domu.
Draco nie musiał się odwracać, by wiedzieć kto wypowiedział wszystkie te słowa. Rozpoznał ten opanowany ton, podszyty grubą warstwą oszczerstwa i drwiny. Wilk natomiast wyczuł zapach i poczucie, że ta osoba w końcu znajdowała się na tyle blisko, by poczuć ciepło jego ciała. Severus Snape stal tuż za Draco. Okryty swoją czarną szatą i peleryną, miał na twarzy pełną pogardę skierowaną w stronę Gryfonów.
– Odejmuję czterdzieści punktów Gryffindorowi za nieodpowiednie zachowanie prefektów i wykorzystywanie swojego stanowiska do prywatnych porachunków. Oraz dwadzieścia punktów za obrażanie mieszkańców domu Salazara Slytherina.
– Ale profesorze... – Granger musiała się odezwać.
– I kolejne dziesięć za twoje zachowanie, Granger – zakończył kwaśnym tonem Snape.
Draco miał ochotę wyszczerzyć zęby w uśmiechu na fakt, że Granger kolejny raz została zmuszona do zamknięcia się. Zanim ktokolwiek inny zdążył się odezwać, Snape znowu przemówił.
– A teraz wszyscy do swoich Pokoi Wspólnych. Ale już!
Draco ostatni raz spojrzał na Weasley'a, który nadal trzymał różdżkę w dłoni. Rudzielec jeszcze pożałuje, że w ogóle odezwał się do Pansy.
***
Wilk warczał niebezpiecznie do każdego, kto zbliżył się do Draco. Dlatego chodził po szarym dywanie w swoim dormitorium, gdzie aktualnie siedzieli wszyscy czworo. Nott właśnie słuchał Zabiniego, który opowiadał całą historię.
Draco jeszcze raz obrócił się w stronę kominka i zacisnął mocniej pięści.
– Nie odpuszczę mu – rzucił wściekły do pozostałych Ślizgonów. – Ten zasrany rudzielec nie miał cholernego prawa...
– Czemu się tak wściekasz, Draco?– zapytała go już spokojna Pansy. – To nie twoja bitwa do stoczenia.
– Nie moja?! – warknął Draco i odwrócił się w ich stronę. Cała trójka drgnęła, gdy zobaczyła wyraz twarzy Draco oraz jego złote oczy. – Jesteście moimi przyjaciółmi, moim stadem.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał.
– To jaki jest plan zemsty? – zapytał się spokojnie Zabini.
***
– Martwisz się Nottem? – zapytał się cicho Harry.
Siedzieli w Pokoju Życzeń, który przypominał ich pokój w domu Remusa, tylko zamiast piętrowego łóżka, było jedno podwójne. Draco siedział oparty o ścianę z wyprostowanymi nogami, a Harry był po jego prawej stronie, siedząc po turecku i bawiąc się palcami Malfoya.
Draco potrząsnął przecząco głową. Był zamyślony, a jego zmarszczone brwi tylko to potwierdzały. Harry rozpoznał to również po tym, że opowiadał Draco przez ostatnie dziesięć minut o zabawie w Pokoju Wspólnym Gryfonów, a Malfoy tym czasie nie wtrącił się z żadnym sarkastycznym komentarzem na temat zachowania Lwów.
– Wiesz, że wymyślimy sposób jak mu pomóc, prawda?
– Wiem – odpowiedział krótko. Nadal był wpatrzony w okno, za którym był fałszywy widok lasu.
– Obiecałem, że to zrobię, tylko nie wiem jeszcze jak mam to zrobić – wzruszył ramionami. Harry liczył, że skoro nie ma nawet jeszcze października, to mają czas. Potarł palcami wargę w nerwowym geście.
– Nie chodzi o Notta – powiedział w końcu Draco.
– To co się dzieje?
– Pansy.
– Co z Parkinson? – Hary zmarszczył brwi. Widział ją dzisiaj na Transmutacji. McGonagall odjęła jej dwa punkty za zbyt mocno pomalowane usta, co było niby niezgodne z regulaminem szkoły. Hermiona była z tego dziwnie zadowolona.
Po ostatniej sytuacji na korytarzu, kiedy Harry stanął w jej obronie, wiedział, że powinien teraz bardziej przyglądać się Pansy. Jednocześnie słyszał w Pokoju Wspólnym jak kilkoro Gryfonów z czwartego roku, nazywa go miłośnikiem Węży. Harry nie miał ochoty powiedzieć im, jaka jest prawda. I wcale ich określenie, nie było takie złe, ale ograniczało się tak naprawdę do jednego Ślizgona i jego przyjaciół.
Draco w końcu odwrócił wzrok od fałszywego okna i spojrzał prosto w zielone oczy Harry'ego. Potter ścisnął mocniej jego dłoń.
Draco wiedział, że nie mógł tego powiedzieć. To nie była rzecz, którą powinien podzielić się z Harrym, bo to nie jego sekret. Ale z drugiej strony, nie wyobrażał sobie, jaki Pansy miała plan na to wszystko. I potrzebował kogoś kto mu powie, jak miał przeprowadzić rozmowę z przyjaciółką o tym, że jest ona w ciąży. Na razie nie miał siły myśleć o tym, że Wilk na pewno nie pozwoli Pansy teraz odejść. Nie kiedy tak zareagował na fakt, że ktoś chciał skrzywdzić matkę nienarodzonego szczeniaka.
– Draco? – zawołał go Harry, po tym jak cisza się przeciągała.
– Ona jest w ciąży – wydusił z siebie Malfoy. – Pansy będzie miała dziecko.
Harry otworzył szeroko oczy i wykrzywił usta w grymasie. Jego palce zacisnęły się zbyt mocno na dłoni Draco.
– Żartujesz? – zapytał słabo. Jak to Pansy była w ciąży?
Harry nie potrzebował kolejnych słów Draco, by wiedzieć, że to nie był żaden głupi żart. Malfoy mówił prawdę i to było w tym wszystkim najgorsze. Spojrzał na bladą twarz Draco, która była wykrzywiona w grymasie i zrozumiał czemu chłopak tak zareagował na korytarzu, gdy Pansy była obrażana i niewiele brakowało, by oberwała jakimś zaklęciem. On chronił jej dziecko. Wilk nie chciał pozwolić, by coś im się stało.
– Merlinie, nie żartujesz – wydusił z siebie.
Pansy była w ciąży. Harry nigdy by nie pomyślał, że takie coś może się stać. Poza tym, oni mieli po szesnaście lat! Potter czuł, że to naprawdę było coś. Nie było to niebezpieczne jak Bazyliszek pełzający po rurach Hogwartu, ale nadal miało to jakiś stopień zagrożenia.
– Rozmawiałeś z nią o tym? Który to tydzień? Czy jej chłopak o tym wie? I kto to jest w ogóle? – Harry zaczął wyrzucać z siebie pytania, jakby leciał na Błyskawicy. Miał w głowie tyle niewiadomych. – Czy nauczyciele wiedzą? Kiedy ma rodzić? To dlatego tak zareagowałeś na korytarzu, prawda? Jak ona się czuje? Co na to jej rodzice?
– Potter, do cholery! – Draco wręcz warknął na niego.
Harry przerwał ciąg pytań i spojrzał uważniej na Draco.
– Jak mam jej powiedzieć, że wiem? – zapytał szeptem. Draco nie miał pojęcia, jak zacząć taki temat z przyjaciółką, by nie poczuła, że coś jest nie tak. Chociaż raz chciał być delikatny podczas rozmowy z nią i ciągle nie wiedział czy był w stanie.
– O-och.
Harry pomyślał, że naprawdę przydałby im się teraz Remus. Ktoś kto emanował tym całym spokojem, wiedzą i empatią. Potrzebowali Lupina. Draco przede wszystkim.
– To nadal Ślizgonka, Draco. I twoja przyjaciółka – powiedział delikatnie i poprawił okulary. – To nadal Pansy, która zrobiła awanturę, jak byłeś w Skrzydle Szpitalnym po ataku Hipogryfa. Ona nie jest ze szkła.
– Ona jest lwicą – powiedział z krzywym uśmiechem Draco. Harry nie do końca zrozumiał, o co chodziło, ale to musiał być jakiś wewnętrzny żart Ślizgonów.
– Ona musi wiedzieć, że jej pomożesz.
– Nie zostawię ich – Draco złożył obietnicę.
Oni należą do stada, pomyślał Wilk.
****
Niespozianka! Mamy szczeniaka na pokładzie! To był mój kaprys chwili, ale po dłuższym namyśle to nie był taki głupi pomysł żeby Pansy była w ciąży. Ale to przekonacie się później.
Dla tych, którzy czekają aż coś walnie w wentylator i będzie drama. Poczekajcie jeszcze chwilę, a będziecie chcieli mnie zabić, aż to w końcu wyjdzie na jaw.
Nie będę nawet pisać o tym, że mi przykro, że musieliście tyle czekać na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że długość tego rozdziału to zrekompensowała.
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top