41. Iluzja normalności


Harry nie spodziewał się, że pobyt w salonie Gryffindoru z tymi wszystkimi uczniami i stłoczonymi w rogu pomieszczenia pierwszorocznymi, którzy właśnie wysłuchiwali długiej przemowy Hermiony, będzie dla niego takim szokiem.

Normalnie bardzo by się cieszył, że tutaj był, bo wakacje z Dursley'ami powodowały, że nie mógł się wręcz doczekać powrotu do dormitorium Gryffindoru. Teraz siedząc na swoim łóżku w dormitorium, dotarło do niego, że pobyt tutaj wiązał się z tym, że Draco nie będzie z nim mieszkał. Koniec ze wdrapywaniem się na górne łóżko, potykaniem się o mugolskie długopisy. Koniec z delikatnymi uśmiechami, kiedy wychodził z łazienki wieczorem i widział, że Malfoy zostawił przerwę między zasłonami, by wpadało przez nie światło, bo pamiętał, że Harry bał się ciemności.

Zabraknie również przepychania się do szafy i komody, by wziąć swoje rzeczy. Draco nie będzie musiał więcej narzekać na fakt, że Harry wszędzie zostawiał swoje ubrania, a klatka Hedwigi śmierdziała, bo ten ptak nie znał terminu "schludność" (tak samo, jak jej właściciel).

Potter rozejrzał się jak w amoku po dormitorium Gryffindoru. Pięć łóżek z baldachimami i kręcący się współlokatorzy po pokoju w barwach czerwieni i złota. Gdzie podziały się granatowe zasłony, piętrowe łóżko i unoszący się zapach perfum, których używał Draco?

– Wszystko okej, kumplu? – zatroskany głos Rona dotarł do zamroczonego umysłu Harry'ego. Nawet nie wiedział, kiedy Weasley usiadł na jego łóżku i wpatrywał się w niego uważnym spojrzeniem. – Czy Malfoy, aż tak dał ci w kość podczas jazdy? Zawsze mogłeś znaleźć jakiś przedział z Gryfonami i odpocząć od niego.

– W porządku, Ron – odpowiedział cicho Harry, ale wszystko wręcz w nim krzyczało, że nic nie jest w porządku. – Po prostu... – Potter westchnął głośno i popatrzył się na Rona.

Miał nową szatę, bo ze starej już wyrósł, a zaklęcia, które rzucała jego mama też przestały działać. Piegi na twarzy Weasley'a, rude włosy i niebieskie oczy jasno mówiły, do jakiej rodziny należy. W barkach stał się prawie dwa razy większy niż Harry, a rysy twarzy stawały się bardziej męskie niż jeszcze przed wakacjami.

– Po prostu tęsknię – przyznał w końcu. Nie sprecyzował, za czym konkretnie tęskni albo za kim. Sam fakt, że to zrobił już i tak był dla niego czymś dużym.

– Hej, gracie z nami w magicznego pokera?! – głos Seamusa rozniósł się po całym dormitorium. Ron odwrócił się w jego stronę z szerokim uśmiechem i zaraz potem zerknął na Harry'ego.

– To minie, stary – Ron nawiązał do tego, co Harry powiedział zanim Seamus im przerwał. – Tęsknota za domem to coś normalnego. Po prostu wcześniej tego nie czułeś. Przejdzie ci po kilku dniach. A teraz chodź zagrać.

Harry patrzył się z otwartymi ustami na Rona. Dom. Czy ten dziwny ucisk w sercu i pragnienie bycia z powrotem z Remusem oraz zastanawianie się co mężczyzna teraz robił, było tęsknotą za domem? Rodziną? Harry z przerażeniem odkrył, że nie miał podobnych myśli, kiedy Syriusz żył i mieszkali razem na Grimmuald Place 12. To było naprawdę dziwne uczucie. I nie spodziewał się, że po miesiącu mieszkania w małym domku z Remusem i Draco, będzie coś takiego odczuwał.

– Harry, grasz?

– Gram – odpowiedział nadal oderwany od rzeczywistości.

Nie miał pojęcia jak Ron od razu wiedział co się z nim działo, ale Harry był pewien, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuł. Kiedy usiadł w kole ze współlokatorami, miał nadzieję, że z Draco wszystko w porządku. Musiał wymyślić jakiś sposób, by porozumiewać się z nim, kiedy są w swoich dormitoriach. I nie miał wątpliwości, że Draco za nim również tęsknił. Zostawienie go przed drzwiami Wielkiej Sali naprawdę dużo go kosztowało. Patrzenie jak siedział sam i jak reagował na przemowę Dyrektora, gdy ten mówił o sługach Czarnego Pana. Świadomość, że zobaczą się dopiero jutro na śniadaniu wcale też nie polepszała sytuacji.

Po prostu nie spodziewał się, że będzie musiał przyzwyczaić się do tylu nowych uczuć, które zagnieździły się w jego sercu i umyśle, kiedy tylko przyjechał do Hogwartu.

– Twój ruch, Harry.


***


Draco ledwo stał na nogach. Wilk w jego umyśle wył głośno i piszczał na widok Severusa. Profesor stał naprzeciwko grupy pierwszoklasistów i przemawiał tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nowo przydzieleni Ślizgoni – bez wyjątku – wpatrywali się w niego oniemieli.

Draco natomiast zaciskał mocno zęby i ostatkiem sił trzymał w ryzach Wilka. Słowa Remusa wróciły do niego jak tłuczek podczas gry w qudditcha. Wilk sam wybierał sobie osoby, które lubił i akceptował. A wybory te mogą być sprzeczne z tymi, których dokonał Draco.

Wilk właśnie jasno pokazał za kim tęsknił i kogo chciałby przywitać. A Draco natomiast mu nie pozwalał i nie rozumiał jak jego wilkołacza natura, mogła zapomnieć o tym co ten sam czarodziej, robił przez ostatnie miesiące. Albo raczej czego nie robił. Severus nie przyszedł się pożegnać, kiedy Draco miał zostać oddany w łapy Greybacka przy wszystkich Śmierciożercach. Nie zjawił się również, kiedy młody Malfoy walczył o życie. Nie przejął się pewnie, nawet kiedy list gończy za Draco, zaczął pojawiać się w każdej gazecie czy na słupie ogłoszeniowym. A kiedy w końcu trafił do Lupina pod opiekę, Snape nie chciał go zobaczyć na własne oczy i zapytać się, jak Draco sobie radził z tym wszystkim. Eliksir Tojadowy postawił na progu drzwi wejściowych jakby chociaż chwilowa interakcja z własnym chrześniakiem była poza jego możliwościami. Jednak w tym wszystkim Draco najbardziej bolał fakt, że Snape był w tym całym Zakonie Feniksa. Jego ojciec chrzestny nie był wiernym Śmierciożercą zgadzającym się z przekonaniami Czarnego Pana, a mimo wszystko nie chciał utrzymywać kontaktu z Draco. Jakby brzydził się tym, kim Malfoy się stał. Czym się stał.

Draco wiedział, że rola szpiega nie była łatwa. Snape dużo ryzykował w każdym momencie, kiedy zjawiał się na spotkaniu z Czarnym Panem. Jednak mimo wszystko zmierzenie się z Draco twarzą w twarz okazało się czymś zbyt trudnym dla Snape'a. A spojrzenie, które posłał mu kilka minut temu profesor – pełne obojętności i tak bardzo puste, jakby patrzył na przypadkowego ucznia, nie własnego chrześniaka, tylko jeszcze bardziej zakuło Draco. A Wilk zaczął się szarpać i piszczeć z radości na widok Severusa. Chciał poczuć z bliska jego zapach, ciepło ciała i usłyszeć głos, który mówiłby wprost do niego, nie do tłumu pierwszoklasistów.

Draco miał ochotę zacząć krzyczeć z powodu tych wszystkich sprzecznych emocji, które działy się w jego umyśle. Kiedy Snape zaczął kierować się w stronę wyjścia, Draco na chwilę stracił czujność, a Wilk bez problemu to wyczuł i wykorzystał. Malfoy dopiero po kilku sekundach zorientował się, że szedł do Snape'a.

Zatrzymał się w połowie kroku i jedyne co zobaczył to jak profesor przechodził właśnie przez wejście na korytarz. Czarna peleryna powiewała za nim w rytm jego kroków. Skrzywił się i z trudem odwrócił się w drugą stronę. Wilk szarpnął się jeszcze w marnej próbie nawrotu, ale Draco nie mógł mu pozwolić na taki ruch. Nie patrzył na innych Ślizgonów, którzy siedzieli na skórzanych kanapach i fotelach w Pokoju Wspólnym. Czuł ich spojrzenia na sobie, słyszał szepty i swoje imię oraz nazwisko, które ciągle się powtarzało. Plotkowali o nim i po raz pierwszy Draco nie był zadowolony z tego, że jest o nim głośno. Wilk chciał warknąć na każdego, kto spojrzał na niego krzywo i pokazać co to znaczy denerwowanie wilkołaka. Malfoy nie mógł mu na to pozwolić. Był przecież opanowanym Wężem, nierzucającym się Gryfonem. Umiał schować swoje emocje, dążyć do celu nawet po trupach i był na tyle przebiegły, by wiedzieć, że czasami należy się wstrzymać, by potem zaatakować, gdy nikt tego się nie spodziewał. A jego Wilk tego zupełnie nie rozumiał. Chciał już i teraz pokazać swoją dominację, władzę i możliwości. Draco był zmęczony dzisiejszym dniem i trzymaniem go w ryzach. To była ciągła walka, na którą nie miał siły.

Całkowicie spięty zaczął iść w kierunku dormitoriów. Ich rocznik posiadał trzy komnaty. Dwie dla chłopców, jedna dla dziewcząt. W jednym mieszkał Draco z Crabbem, Goylem i Multonem. W drugiej był Zabini, Nott i młodsi bracia bliźniacy Marcusa Flinta. Malfoy nigdy nie mógł przypomnieć sobie ich imion. Otworzył drzwi do swojego dormitorium z gorzką myślą, że przecież Crabbe i Goyle w tym roku nie wrócili do Hogwartu. Jednak zupełnie nie spodziewał się ujrzeć Teodora Notta, który rozpakowywał swój kufer.

– Nott? – zapytał się Draco. Stał w progu, z ręką na klamce i zmarszczonymi brwiami. Zamiast Teodora powinien być Multon – krótko ścięty blondyn z brązowymi oczami, który strasznie chrapał i zajmował zbyt długo łazienkę. – Co ty tu robisz?

– Aktualnie to mieszkam – odpowiedział spokojnie Teodor.

– A Multon?

– Chciał się zamienić – Nott spiął się, kiedy to mówił. Część jego rzeczy leżała na łóżku, które do tej pory zajmował Vincent. Najbliżej łazienki i kominka, który mieli w dormitorium. Jednocześnie też najdalej od drzwi. Łóżko Draco było po drugiej stronie pokoju.

– A ty się po prostu tak zamieniłeś? – dopytał Draco. Zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej Teodora. Zielone kotary, łóżka i biurko wraz z szafami i komodą, były czymś co doskonale znał. Nie musiał nawet spojrzeć w dół, by wiedzieć, że zaraz wejdzie na gruby, szary dywan, który leżał w tym samym miejscu od pięciu lat. Wilk wyczuł, że Teodor pachnie oprócz wyczuwalnego zmęczenia, również niepewnością. – Z dobroci serca? – zironizował.

– Z korzyścią dla nas obu, Malfoy – odpowiedział Teodor. Wilk mruknął niezadowolony. Draco spojrzał uważniej na Teodora.

– Multon się dowiedział, prawda? – Draco nie musiał doprecyzować o co mu chodziło. I może Multon nie znał całej prawdy, ale plotki pewnie doszły do jego uszu i myśl, że miałby mieszkać z Draco w jednym dormitorium, zupełnie sam, spowodowała, że wymógł na Teodorze zamianę.

– Nie wiem – Nott odezwał się zwięźle. – Ale ja nie chcę, by bliźniacy Flint wiedzieli coś o mnie.

Draco przytaknął powoli głową. Nott naprawdę wykonał dobry ruch. Malfoy nie będzie musiał ukrywać w dormitorium swoich blizn i śladów ugryzień, czy piętna piątej klasy (nie miał zamiaru obnosić się z dumą z tym wszystkim), a Teodor udawać, że wcale nie posiadał Mrocznego Znaku i misji do wykonania od Czarnego Pana, która pewnie będzie powodować, że mało czasu poświęci na siedzeniu w dormitorium. Obydwaj tylko na tym zyskają i unikną niechcianych pytań.

Draco otworzył swój kufer i również zaczął się wypakowywać. A kiedy wyjmował miotłę, którą dostał od Pottera, tylko na chwilę się zawahał. Nadal miał problem z przełknięciem tego prezentu, ale wyrzucenie czy oddanie Nimbusa było w jego głowie jeszcze gorsze. Miał również nadzieję, że kiedyś uda mu się zawalczyć jeszcze raz z Potterem o złoty znicz. I tym razem wygra. Leżąc we własnym łóżku i słysząc cichy oddech Notta, nie mógł jakoś bardzo przeżywać tego, że od teraz on jest jego współlokatorem.


***


Draco wpatrywał się w kamienny sufit. Szare oczy były szeroko otwarte, a w jego głowie toczyła się prawdziwa bitwa myśli. To wszystko, co się działo przez ostatnie kilka dni, było dla Draco niczym sen. Począwszy na tym, że Potter go pocałował, a skończywszy na tym, że pojechał znowu do Hogwartu.

Nie spodziewał się, że Harry zainicjuje pocałunek. Ani tego, że w ciągu miesiąca ze znienawidzonego Gryfona, stanie się kimś bliskim. Draco nie umiał do końca nazwać, kim był dla niego Potter. Jednak kiedy poczuł jego wargi na swoich, wiedział, że to było dobre. I nie musiał znać konkretnych określeń na to, co się między nimi działo, by czerpać jak największą przyjemność z tych pocałunków. Wilk Draco również był z tego powodu zadowolony. Malfoy i Wilk chcieli, by Harry był obok, by wiedział, że teraz nie było już odwrotu, że wszystko się zmieniło, a jednocześnie nie trzeba się spieszyć. Odkrywanie tego, jak dobrze może być z Harrym, było naprawdę czymś. Draco nie umiał do końca nazwać tego co się działo w jego wnętrzu.

Jednak wraz z przybyciem do Hogwartu, Draco zrozumiał ile rzeczy się zmieniło. To nie była już normalność, którą znał. Zmiany, które nastąpiły, nie tylko w nim, ale u wszystkich jego bliskich (których zyskał i stracił). A zmierzenie się z tymi zmianami, powodowało, że Draco był niepewny każdej najmniejszej rzeczy. Wiedział, że sprawy, które odsuwał od siebie i spychał na dno świadomości, wreszcie wypłynęły i przypomniały o sobie.

Postać Snape'a była jedną z nich. Malfoy czuł jak Wilk na niego zareagował. Zupełnie inaczej niż sam Draco. I to bolało jeszcze bardziej, bo nie mógł dzielić ze swoją wilkołaczą częścią tego bólu i odrzucenia, którego doznał. Chciał, by gniew, który rozsadzał go po tym jak zrozumiał, że Snape podrzucił Eliksir Tojadowy Remusowi, tak, aby nie zobaczyć Draco, był tak samo silny u Wilka. Zamiast tego dostał dużą dawkę radości i tęsknoty. Emocje te wręcz rozsadzały mu umysł i serce oraz nie pozwalały spać. Wilk zrozumiał, że wraz z zobaczeniem Severusa stracił z oczu Remusa i Pottera. Malfoy wręcz krztusił się tymi emocjami. Im bardziej o tym myślał, tym mocniej emocje Wilka zaczęły wychodzić na wierzch.

I sam Draco do końca nie wiedział, kiedy wstał i ubrał gruby sweter, buty oraz szatę z emblematem węża i wyszedł z dormitorium. Jak zahipnotyzowany ruszył w kierunku gabinetu Snape'a. Przez lata chodził tymi korytarzami, bo wiedział, że zawsze mógł iść do swojego ojca chrzestnego i Opiekuna Domu po pomoc i poradę. Jednak, kiedy szedł teraz, miał poczucie, że to zupełnie coś innego. Wilk szarpał się, by być już na miejscu. A Draco starał się opanować własne myśli i pragnienia. Wiedział, że to, co teraz robił, było bardzo gryfońskie. Jednak zmierzenie się ze Snapem, było po prostu nieuniknione. I Draco wolał, by miało to miejsce w zaciszu jego komnat niż na pierwszej lekcji Obrony Przed Czarną Magią. Szedł korytarzami Lochów wręcz na pamięć. I nie potrzebował oświetlać sobie drogi różdżką, bo jego wzrok dzięki likantropii był naprawdę dobry w ciemności.

Zapukał cicho w drzwi komnaty.

Snape wyglądał tak jak zawsze. W czarnych szatach, z przetłuszczonymi włosami i spojrzeniem, które świdrowało Draco na wylot. Jednak Malfoy wiedział, że dla niego Snape stał się kimś innym. I ze smutkiem zauważył, że to nie była zmiana na lepsze.

– Dracon – powiedział Snape.

Wilk szarpnął się, kiedy usłyszał głos Severusa, który stał na wyciągnięcie ręki. Draco nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Czuł jakby znowu coś go blokowało. Wszedł do słabo oświetlonego gabinetu. Był taki sam jak w zeszłym roku – kanapa i dwa fotele z brązowej skóry stały tuż przy kominku, a regały z książkami zajmowały większość miejsca. Duże biurko stało w rogu pomieszczenia, tuż przy drzwiach do laboratorium. Draco czuł, że Snape bacznie go obserwował. I pewnie widział spięte ramiona, ślady na szyi i to, że Malfoy stracił pewną sztywność, którą posiadał, kiedy jeszcze był dziedzicem Lucjusza. Kiedy jeszcze nie był wilkołakiem.

Nie miał pojęcia, od czego zacząć, jakie pytanie zadać, o co spytać. Wilk cieszył się niesamowicie na możliwość bycia obok Snape'a, a Draco jedyne, na co miał ochotę to pozbyć się tych emocji.

– Po co przyszedłeś? – zapytał oschle Snape.

I Malfoy zrozumiał. Przez cholernie długą sekundę miał dziurę w głowie, a jego serce się zatrzymało. Tym jednym krótkim pytaniem, które przekreśliło wszystko, Snape pokazał, jaki będzie jego stosunek do Malfoy'a po tym co się stało w wakacje. A Draco naiwnie sądził, że będzie tak jak dawniej. Jednak powinien wiedzieć lepiej. W głębi duszy jednak czuł, że stracił Snape'a tej samej nocy co ojca. Zaraz jednak przybrał na twarzy maskę typowego Ślizgona i usiadł w jednym z foteli.

– Och, no nie wiem, Snape – rzucił sarkastycznie Draco. Starał się nie patrzeć na Snape'a, kiedy to mówił. Nie był w stanie znieść jego widoku. – Stęskniłem się za moim ojcem chrzestnym, który przez całe wakacje, swoją drogą cholernie trudne, miał mnie w dupie.

– Nie bądź wulgarny, Draco – zwrócił mu uwagę Snape. Również usiadł w fotelu. – I wątpię, że przyszedłeś, żeby się nad sobą użalać.

– Przyszedłem się zapytać jak się ma moja matka – powiedział w końcu Draco. Tak naprawdę przyszedł, bo emocje Wilka – jego tęsknota i chęć zobaczenia Severusa – były naprawdę duże i niełatwe w utrzymaniu w ryzach. Jednak jakakolwiek informacja o jego matce była na wagę złota. Brak kontaktu z nią od czasu ich spotkania w windzie Ministerstwa był trudny.

– Żyje – odpowiedział sucho Snape. – Jak na obecną sytuację, radzi sobie całkiem nieźle.

Draco nie wiedział jak można powiedzieć tak, kiedy Śmierciożercy i Czarny Pan zamieszkali w Malfoy Manor, a Lucjusz przebywał w Azkabanie. Chciał zapytać o milion innych rzeczy. Czemu Snape nie zareagował w żaden sposób, kiedy dowiedział się jaką karę szykował dla niego Czarny Pan. Czemu nie przyszedł potem do Malfoy Manor? Czemu nie zjawił się u Remusa, żeby z nim porozmawiać? Czemu dostarczył Eliksir Tojadowy dla Lupina o jeden dzień za późno? Czemu, kiedy potrzebował swojego ojca chrzestnego, nie mógł na niego liczyć? Jednak nie powiedział ani słowa, bo zrozumiał, że to bez sensu.

Mógł pokazać swoje prawdziwe emocje Remusowi i Harry'emu. Był czas, że Snape również się zaliczał do tego małego grona, ale to, co się stało w wakacje, wszystko zmieniło. Profesor mógł być na wyciągnięcie ręki, tak samo ubrany i tak samo wyglądający, ale wszystko inne się zmieniło. Przestał być dla niego ojcem chrzestnym, kimś bliskim, a stał się po prostu nauczycielem.

Wilk zaskomlał cicho.

– Lupin opowiedział mi pewną historię – zaczął Draco, kiedy cisza się przeciągała. – Która dużo wyjaśnia.

– Co takiego? – zapytał bezbarwnym tonem Snape.

– O pewnym Ślizgonie, którego o mało nie zaatakował w czasie pełni. A potem ten sam Ślizgon stał się szpiegiem w szeregach Czarnego Pana, by patrzeć, jak jego chrześniak zostaje przemieniony w wilkołaka i w żaden sposób nie zareagował – zakończył z gniewem i rozgoryczeniem w głosie. – Jak miło wiedzieć, że nadal kierujesz się tymi samymi przekonaniami i uczuciami co w wieku lat szesnastu, Snape.

– Nie wypowiadaj się, Draco, na tematy, o których nie masz pojęcia – ostrzegł go Snape. Nie podobało mu się, w jakim kierunku przebiegała ta rozmowa, Wilk Draco bez problemu to wyczuł.

– Ten temat zaczął mnie dotyczyć, kiedy Greyback rozszarpał mi gardło i zaraził likantropią – uświadomił go Draco. – Kiedy musiałem zapłacić za grzechy ojca i ponieść tego konsekwencje. A ty się temu przyglądałeś.

– Nie mogłem podważyć kary, którą wyznaczył ci Czarny Pan, Draco – odpowiedział Snape. Wstał z fotela, by stanąć naprzeciwko chrześniaka. Był wyższy od niego, ale kiedy spojrzał w jego oczy widział w nich coś zwierzęcego. Dumbledore miał rację. Młody Malfoy się zmienił. – To musiało się stać.

Malfoy miał ochotę roześmiać się gorzko. Snape zawsze był Snapem. Gorzkim mężczyzną, który szedł utartą ścieżką, nawet jeśli wszyscy wokół niego skręcili w inne kierunki. Nie patrzył na innych, nie interesowało go czy może kogoś skrzywdzić własnymi słowami i działaniami. Raz Śmierciożerca, zawsze Śmierciożerca.

– Wiesz – zaczął Draco i również wstał z fotela. Czuł jak Wilk wił mu się pod skórą. – Nauczyłem się czegoś w te wakacje. Wielu rzeczy tak naprawdę, ale jedna jest naprawdę ważna. Są ludzie, o których warto walczyć. Szkoda, że ty nigdy czegoś takiego nie doświadczyłeś.

Niewypowiedziane słowa, że Draco okazał się osobą, o którą Snape nie chciał walczyć, wisiały w powietrzu.

Draco nie czekał na reakcję Snape'a. Skierował się prosto do drzwi i wyszedł z gabinetu Severusa.

Wilk zawył głośno w jego umyśle, kiedy tylko drzwi się zamknęły, a Draco stanął w ciemnym korytarzu.


***


Draco nienawidził poranków. A tym bardziej tych w Hogwarcie. Chociaż teraz kiedy zamiast dzielić dormitorium z trójką innych chłopców, miał za współlokatora tylko Notta, poranki mogły stać się znośne. Jednak mimo wszystko to po prostu było złe. Zawiązywanie krawatu w barwach Slytherinu i poprawianie kołnierzyka, który ocierał się o ślady pazurów Greybacka, było swoistym przypomnieniem, że wszystko się zmieniło. I nic nie będzie już takie samo.

Jeszcze bardziej zrozumiał to, kiedy przeszedł przez Pokój Wspólny. Notta nie było w dormitorium, kiedy Draco się obudził. Nikt również na niego nie czekał, by pójść razem na śniadanie, jak to bywało w poprzednich latach. Draco szedł sam, z podniesioną głową, idealnie zawiązanym krawatem i dopasowanym mundurkiem. Nie było po nim widać prawie nieprzespanej nocy, ponieważ kiedy wrócił od Snape'a, kolejne godziny spędził na analizie tego wszystkiego. Nie wymyślił niczego nowego.

Wyjście z Lochów wprost w cały ten poranny zgiełk tłoczących się uczniów w okolicy Wielkiej Sali, spowodował, że Draco zatrzymał się w połowie kroku. Jego oczy szybko przeskanowały otoczenie. Te wszystkie uczennice i uczniowie. Słyszał ich głosy, czuł zapachy i emocje. Nie było to, aż tak niespodziewane, jak podczas wczorajszej Uczty Powitalnej, ale nadal robiło na nim wrażenie.

Wilk po raz pierwszy tego poranka odezwał się niezadowolony. Draco spiął się niemiłosiernie, a jego Wilk warknął, kiedy jakiś pierwszoroczny Puchon wpadł na niego. Malfoy kątem oka dostrzegł jego plakietkę z herbem domu. Dzieciak był zdenerwowany i przestraszony.

– J-j-a...j-ja – zaczął się jąkać jedenastolatek. Jego brązowe oczy były wlepione w Draco.

– Idź stąd – odpowiedział mu krótko Draco. Skrzywił się przy tym. – I nie pchaj mi się pod nogi.

Merlinie, jak on nienawidził małych dzieci. Nie miał pojęcia jak można być tak wkurzającym i niewinnym w swoim postrzeganiu świata, w tym samym czasie.

– J-ja... nie ch-chciałem.

Draco pochylił się w stronę chłopca, ale zanim zdążył się kolejny raz odezwać, dzieciak uciekł od niego. Widział tylko jak jego szata ledwo trzymała się na jego ramionach, kiedy przepychał się przez tłum w kierunku Wielkiej Sali. Wilk nie mógł przestać szczerzyć zębów z radości, że był w stanie wywołać taką reakcją, nic konkretnego nie robiąc.

– Widzę, że jesteś w formie – odezwał się znajomy głos zza plecami Draco.

Malfoy wraz z Wilkiem ucieszyli się, kiedy zrozumieli kto za nim stał. Zobaczył te czarne, nieuczesane włosy i zielone oczy ukryte za szkłami okularów. Poczuł zapach, który kojarzył mu się z czymś miłym. Widział również delikatny uśmiech, który uformował się na twarzy Harry'ego. Ubrany w mundurek Gryffindoru, z krawatem zawiązanym w byle jaki supeł

– Potter – wyszeptał cicho. W tłumie tych wszystkich uczniów, jego głos zmieszał się z innymi, a Harry bardziej przeczytał to z ruchu jego warg. Następne słowa powiedział już głośniej. – Gdzie podziałeś swoich... towarzyszy? – zawahał się przy ostatnim słowie.

Jeszcze przed wakacjami nie miałby oporów nazwać ich przydupasami. Jednak Potter powtarzał, że są oni jego przyjaciółmi, a po wczorajszym wystąpieniu Gryfona w przedziale pełnym Węży, zrozumiał, że musiał zacząć, chociaż nie obrażać przyjaciół Harry'ego, skoro ten był w stanie być dobry dla Pansy, Blaise'a i Teodora.

– Hermiona i Ron poszli już na śniadanie – odpowiedział Harry i wzruszył ramionami. – A ja chciałem się z tobą przywitać – uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Dzień dobry, Harry Potterze – odpowiedział poważnie Draco i skinął głową. Patrzył się wprost w jego zielone oczy. Nie spodziewał się, że jeden wieczór i noc z dala od niego, może być taka trudna. Wilk piszczał na myśl, że nie może poczuć miękkości skóry Harry'ego pod palcami. Nie przejmowali się tym, że niektórzy uczniowie przypatrywali im się uważnie. Znali konflikt, który toczył się między nimi od pięciu lat. I nie mieli pojęcia, że wszystko się zmieniło.

– Chodź – powiedział Harry i złapał go za rękę, by móc wyprowadzić go z tłumu uczniów, gdzieś w boczny korytarz.

Draco czuł się dziwnie, idąc za Gryfonem, ale poczucie ich splecionych palców, naprawdę spowodowało, że nie za bardzo wiedział co miał powiedzieć. Nie spodziewał się żadnych z tego typu gestów ze strony Harry'ego. Sam nie miał zamiaru wykonywać podobnych. Zrozumiał, że Potter mówił poważnie, że nie liczyła się dla niego jego opinia Złotego Chłopca i nie zerwie z jej powodu, kontaktów z Draco, kiedy tylko wrócą do Hogwartu.

Jednak na litość Merlina, złapanie go za rękę przy tylu uczniach to było zupełnie coś innego. Malfoy liczył na brak kłótni na środku korytarza, a w zamian dostał okazywanie emocji. Wilk wcale na to nie narzekał.

Stanęli we wnęce jednego z korytarzy, który był mało uczęszczany. Ich ciała się stykały, a Draco mógł z bliska zobaczyć bliznę na czole Pottera. Zanim jednak zdążył się odezwać, Harry pocałował go mocno, spragniony jego obecności. Draco poczuł, że Wilk jest zadowolony z takiego ruchu. Położył dłonie na biodrach Gryfona i oddał pocałunek równie zapalczywie. Kiedy się rozdzielili, ich oddechy były mocno przyspieszone. Draco poczuł jak palce Pottera suną po jego karku.

– Czy mam się przyzwyczajać do takich przywitań? – zapytał szeptem Draco. Jego oczy błyszczały czymś, czego Potter nie umiał nazwać.

– To zależy – odpowiedział nieco tajemniczo Harry. – Czy będziesz straszył biednych pierwszoklasistów na środku korytarza.

– Będę to robił codziennie, jeśli od tego to zależy.

Uśmiechnęli się do siebie. Draco nie spodziewał się, że naprawdę potrzebował tego w ten pierwszy poranek w Hogwarcie. A świadomość, że musiał zebrać dużo siły na dzisiejszy dzień, wcale nie ułatwiała sytuacji.

– Jak ze Ślizgonami? – Zmienił temat Harry. Naprawdę był ciekawy jak to wszystko wyglądało, kiedy rozdzielił się z Draco.

– Jak z Gryfonami? – odbił piłeczkę Malfoy. Harry przewrócił oczami.

– Rozmawiałem ze Snape'm – wyznał Draco. Chciał z kimś o tym porozmawiać, a wiedział, że Harry był jedyną osobą, która mogła go teraz wysłuchać. To było naprawdę ironiczne, kiedy pomyślał, że jeszcze rok temu jedyne, na co mogli liczyć od siebie to nowe wyzwiska i obelgi. – Nie poszło najlepiej. Ale Wilk...

Potter spojrzał się na niego uważnie. Zobaczył jeszcze przed Wielką Salą, że Draco nie wyglądał najlepiej, ale udawał, że wszystko w porządku. Spodziewał się, że to była raczej kwestia tego, co się działo w dormitorium i Pokoju Wspólnym, a nie miało to związku ze Snape'm.

– Co z nim? – zapytał, kiedy zrozumiał, że Draco nie skończy swojej myśli. Bał się, że może Malfoy miał problem z utrzymaniem Wilka w ryzach. Oboje podejrzewali, jakie może to być ciężkie, w szczególności na początku.

– On za nim szaleje, Potter – odpowiedział Draco i zacisnął mocniej palce na szacie Harry'ego. – Polubił go, kiedy ja... Snape jasno pokazał, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego.

– Och, to... – Harry nie wiedział jak ma to skomentować. – To trochę do dupy, nie? – zapytał się nieco retorycznie.

Draco prychnął na to co powiedział Harry.

– Tylko trochę – odpowiedział sarkastycznie.


***


Pierwsza lekcja Obrony Przed Czarną Magią z profesorem Snape'm była dla Draco prawdziwym wyzwaniem.

Usiadł obok Blaise'a, nawet nie zniżając się do tego, by spytać się go, czy może z nim siedzieć. Mieli udawać, że niby wszystko między nimi w porządku, a jednocześnie pokazać, że ich więzi nie są już tak ciasne, jak wcześniej. Wilk Draco potrzebował kogoś, bo samotne śniadanie w pełnej Wielkiej Sali, było dla niego zbyt dużym obciążeniem. A może to był brak Harry'ego obok, który siedział z przyjaciółmi przy stole Gryfonów i przeglądał swój nowy plan zajęć.

Patrzenie na Snape'a, słuchanie jego wykładu na temat zaklęć niewerbalnych i w ogóle spędzenie czasu w ciemnej sali, spowodowały, że Wilk Draco był nieco rozdrażniony. Malfoy starał się wykonywać dokładne notatki, skupić się na lekcji, ale wręcz czuł spojrzenia, które posyłał mu Potter z drugiego końca pomieszczenia. Snape natomiast nie spojrzał na niego nawet przez ułamek sekundy. Jakby Malfoy nie istniał.

Nauczanie przez Snape'a Obrony Przed Czarną Magią, a nie Eliksirów, nie różniło się zbytnio. Tak samo był merytoryczny, wymagający i wygłosił swoje wielkie przemówienie na samym początku. Nie twierdził, że nauczy ich jak uwarzyć chwałę i zawładnąć nad śmiercią, ale wspomniał coś o sztuce przetrwania i wykorzystywaniu umiejętności, a nie łuty szczęścia (spojrzał się wtedy wymownie na Pottera). Draco nie do końca go wtedy słuchał, bo Wilk szalał na myśl, że Snape był w tym samym czasie w klasie.

Kiedy przeszli do zajęć praktycznych, Draco odkrył, że bez większego wysiłku był w stanie to zrobić. Rzucić proste zaklęcie bez wypowiadania słów. Wiedział, jaki był tego powód – brak możliwości odezwania się przez połowę wakacji, nauczyło go wiele w tej kwestii. Zostawianie myśli i słów we własnych umyśle, stało się czymś normalnym. Gdy rzucił swoje pierwsze niewerbalne zaklęcie, jedyne co dostał to szczery uśmiech Harry'ego i ciche gratulacje od Zabini'ego. Żadnego słowa od Snape'a, który doskonale widział czego dokonał jego chrześniak, jako pierwszy w klasie. Draco wtedy odkrył, że wolałby złe traktowanie ze strony swojego ojca chrzestnego, niż zupełne ignorowanie.


***


Wieczorem – po kolacji – Harry znalazł się na kanapie przy kominku wraz z Ronem i Hermioną. Wokół nich toczył się typowy harmider Pokoju Wspólnego, wypełnionego dużą ilością Gryfonów. Potter widział, jak na fotelu niedaleko Ginny siedziała z jedną koleżanką i rozmawiały szeptem. Jej rude włosy wręcz mieszały się z czerwonymi tapetami na ścianach.

– Jestem zmęczony – rzucił Ron i rozsiadł się wygodniej. Poluzował krawat na szyi i odchylił głowę. – Cholernie zmęczony.

– A czym się tak niby zmęczyłeś, co Ron? – Hermiona spojrzała na niego kpiąco. – Minął dopiero pierwszy dzień szkoły.

– Życiem, Hermiono. Życiem – odpowiedział jej filozoficznym tonem Ron.

Harry parsknął śmiechem na ten komentarz. Nie sądził, że brakowało mu takich wieczorów z przyjaciółmi. On również był zmęczony dzisiejszym dniem – pierwsze lekcje i tylko te sekundy kontaktu z Draco, który udawało im się nawiązać. Przed kolacją złapali się jeszcze raz, ale to była raczej wymiana szybkich informacji. Harry widział, że Malfoy rozmawiał z Pansy podczas kolacji, ale wyszli oddzielnie z Wielkiej Sali.

Merlinie, przez cały dzień o nim myślał. Jak Draco się czuł, czy coś zjadł, jak bardzo dokucza mu gardło i w jaki sposób Wilk reaguje na Hogwart. Było tyle rzeczy, o które chciał zapytać Malfoy'a, upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Pragnął potwierdzenia, że powrót do szkoły nie okazał się całkowitą katastrofą. Słyszał szepty na korytarzach czy w salach lekcyjnych na temat Draco. Jego nowego głosu, zmiany, Liście Gończym czy bliznach na szyi. Plotki, które rozniosły się do obiadu w kilku wersjach – jedna gorsza od drugiej. I może jeszcze rok temu, mimo że Harry nienawidził plotek (tych na swój temat przede wszystkim) pewnie dodałby swoją uwagę, bo w końcu chodziło o jego szkolnego wroga. Teraz był w stanie stanąć w obronie Draco przeciwko wszystkim w szkole. Jakie to było dziwne.

– Harry? Jesteś z nami? – wołanie Hermiony przebiło się przez myśli Pottera. Spojrzał na nią na wpół przytomnie. – Odpłynąłeś myślami gdzieś daleko.

– Ja... Myślę, czy Draco... – urwał nagle w połowie zdania. Spojrzał się na przyjaciół, bo nie był pewien co powinien powiedzieć. Stwierdzenie, że martwi się o Draco i jak sobie radzi z całą masą Ślizgonów, nie było najlepsze. Jednak z drugiej strony nie chciał się wypierać swoich uczuć do Draco (jakby nie robił tego jakoś od piątej klasy) i tego, że coś się pomiędzy nimi zmieniło.

– Harry – wtrąciła się Hermiona. Miała na sobie sweter w beżowo-niebieskie paski, a jej włosy jak zwykle stanowiły prawdziwą burzę loków. Poprawiła jeden kosmyk, a jej orzechowe oczy były wpatrzone w Harry'ego. – To Malfoy. On sobie poradzi. Jest małym, obślizgłym wężem, który zawsze umiał wyjść z twarzą w różnych sytuacjach.

Harry rozszerzył oczy na słowa jego przyjaciółki.

– Hermiono – syknął nagle zły. Poczuł jak gniew wypełnił jego ciało, a serce zaczęło mocniej bić. Brakowało jeszcze tego, żeby Ron się z nią zgodził. – Wiesz co się stało w wakacje. Jak możesz mówić takie słowa w tym momencie?

– Mówię prawdę, Harry – broniła się. – Nie zaprzeczysz temu, że Draco Malfoy jest okropny.

– Był okropny – podkreślił czas przeszły. – Zmienił się. Gdyby tak było, Remus nie...

– Remus należy do tej samej... społeczności, do której Draco właśnie dołączył – Hermiona ze względu na to, że rozmawiali w Pokoju Wspólnym nie mogła powiedzieć wprost, że Remus i Draco byli wilkołakami. – Nie patrzy na to obiektywnie.

– A ty patrzysz? – zapytał się agresywnie Harry. Nie mógł znieść tego jak Hermiona zaczęła mówić na temat Draco. – Mieszkałem z nimi przez miesiąc i wiem, że Draco się zmienił. Nie tylko ze względu na karę, jaką dostał z powodu walki w Departamencie Tajemnic. On jest inny niż wcześniej.

– To, że spotkało go coś takiego, nie oznacza, że zacznę mu współczuć, czy zapomnę o okropnych komentarzach, które kierował w moją stronę od początku szkoły – tłumaczyła mu Hermiona. Była gotowa do sprzeczki z Harrym na temat Malfoy'a. Nie miała pojęcia co się działo w domu Remusa, ale Granger widziała już zmiany, kiedy odwiedzili Potter'a. Jego zachowanie względem Draco bardzo nie spodobało się Hermionie. – Jego wielka zmiana, o której tak mówisz, Harry, nie wymaże przeszłości.

– Myślisz, że zapomniałem o tym wszystkim? – zapytał się i pokręcił głową. – I nie bój się, Hermiono, nikt nie rzucił na mnie żadnych zaklęć.

– Nie mówiłam nic o żadnych zaklęciach!

– Ale pomyślałaś – powiedział pewnie Harry. Widział to po mimice Hermiony i jej zmarszczonych brwiach.

– Ron? – Hermiona odwróciła się w stronę drugiego przyjaciela. Weasley siedział rozłożony na drugim końcu kanapy. – Czemu nic nie mówisz?

Weasley miał zaciętą minę, jak wtedy gdy grał w czarodziejskie szachy, a figury krzyczały do niego swoje pomysły, nie pozwalając mu skupić się na taktyce. Nie odezwał się ani razu, od kiedy zaczęli rozmawiać o Malfoy'u. Hermiona szukała w nim poparcia do tego co mówiła. Chciałaby aby nienawiść, którą Ron miał w stosunku do Malfoy'a zapewniła jej zwycięstwo w tej potyczce z Harrym.

– A co mam powiedzieć? – zapytał ze zmarszczonymi brwiami Ron.

– Co sądzisz o Malfoy'u – Hermiona sapnęła zła, że Weasley nie wiedział o czym rozmawiali.

– Wiesz, że go nienawidzę. Z wielu powodów. – Ron odezwał się nadal głęboko zamyślony. Ktoś głośno wybuchnął śmiechem tuż za ich trójką. Harry drgnął na ten nagły dźwięk. – I jest dupkiem. Ale Harry chyba wie co robi. A jak nie, to ja zawsze jestem chętny, by przywalić fretce jakimś zaklęciem.

Harry uśmiechnął się wdzięcznie do Rona. Ten kredyt zaufania, który właśnie dostał od przyjaciela, był dla niego naprawdę ważny. Coś ścisnęło jego serce.

– Po prostu nie chcę żebyś się rozczarował Harry, kiedy za kilka dni wróci stary Malfoy i zacznie się z tobą kłócić na środku korytarza.

Harry o mało nie odpowiedział, że zamiast marnować czas na kłótnie, wraz z Draco znaleźli lepszy sposób na spędzanie czasu, ale w ostatniej sekundzie ugryzł się w język. Nie miał zamiaru na razie nikomu mówić o tym, że jego zauroczenie Ślizgonem przestało być jednostronne, a stało się czymś. Dużym czymś jak na gust Pottera. Miał opory przed powiedzeniem im o tym, że nauczył się animagii i jaka jest jego forma. A ukazanie uczuć, które żywił do Draco, wydawało się jeszcze poważniejsze. I nie miał pojęcia czemu tak się działo. Przecież ufał przyjaciołom. Uratowali mu życie kilka razy i przeżyli niesamowite przygody (pełne niebezpieczeństw). A mimo to, odsłonięcie czegoś takiego, było dla Harry'ego czymś do czego nie mógł się przemóc.

– Nie martw się, Hermiono. To się nie stanie – odpowiedział pewnie.


***


Draco czuł, że tonął w tym wszystkim.

Wilk szarpał się i wył zbyt często, jak na gust Malfoy'a, a swędzenie, które czuł pod skórą, nie pozwalało mu się dostatecznie skupić na lekcji. Odczuwał to najbardziej, kiedy drugiego dnia od przyjazdu do Hogwartu mieli Eliksiry z nowym nauczycielem. Slughorn, który jeszcze w pociągu wysłał zaproszenie do Zabini'ego i Potter'a, nie wywarł, ani na Draco, ani na Wilku zbyt dobrego wrażenia. Było w nim coś, przez co intuicja Malfoy'a wręcz krzyczała, by trzymać się od tego mężczyzny z daleka. Nie miał pojęcia co się działo, ale za tym dobrodusznym uśmiechem i piwnym brzuchem, kryło się coś znacznie gorszego.

Rutyna, w którą powoli popadał – z dala od Remusa, domu i z maksymalnie kilkunastominutowymi spotkaniami z Harrym – wręcz go odrzucała. Wilk pragnął powrotu do przeszłości. Mieszkania z Remusem, spędzania poranków w trójkę i przekomarzania się z Harrym. Pragnął poczucia, że ma obok las i łąki, świeże powietrze i poczucie, że jest bezpieczny. Hogwart zabrał mu to wszystko i dodał tylko kolejne zmartwienia. Draco miał tego dość.

– Co się dzieje, Draco? – zapytał Harry. Siedzieli właśnie w małym pomieszczeniu, które stworzył dla nich Pokój Życzeń. Był prawie identyczny jak ten, który dzielili w domu u Remusa. Może gdyby Draco był bardziej sentymentalny, mógłby udawać, że nadal tam byli. – Coś ze Ślizgonami?

Draco pokręcił głową. Nie było źle – nikt w jego kierunku nie rzucał zaklęć czy obraźliwych słów, ale widział pewną obawę i dystans, który trzymali. I nie chodziło tylko o jego przyjaciół czy resztę ich rocznika. Nawet siedmioroczni trzymali się od niego z daleka. A spojrzenia, które czuł Draco na sobie, kiedy tylko przechodził przez Pokój Wspólny były nie do zniesienia. Malfoy wiedział, że to nie jest coś, z czym nie mógłby sobie poradzić. Ale po prostu brakowało mu tego wszystkiego co czuł w poprzednich latach, spędzając wieczory z Pansy na kanapie i dyskutując z Blaisem na temat jakiegoś tematu z Eliksirów.

– Awansowałem na pozycję wyrzutka Węży – zironizował Draco i wywrócił oczami. Był po prostu tym zmęczony. Całym tym gównem, w które się wpakował na własne życzenie. – Bardzo odpowiedzialna funkcja, jeśli chcesz znać moje zdanie.

– Chcesz się zamienić na Wybrańca Czarodziejskiego Świata? – odpowiedział mu podobnym tonem Harry. Prorok Codzienny robił prawdziwe zawody, w wymyślaniu coraz to lepszych przezwisk dla Pottera.

– Nie wytrzymałbym dwóch minut w otoczeniu tych twoich gryfogłupków.

– Daje ci pięć – powiedział ze śmiechem Harry. – I Wilk wkroczyłby do akcji.

Draco w milczeniu się z nim zgodził.

– Wiesz... – Harry urwał i poprawił okulary w nerwowym geście. Jego wzrok nagle zaczął badać wszystkie rzeczy w Pokoju Życzeń. – Dumbledore wysłał mi notatkę.

– Jaką notatkę? – zapytał Draco. Nie spodobało mu się to, że Dyrektor nie dał spokoju Harry'emu, ale wiedział, że musiał być naprawdę naiwny, myśląc, że tak się stanie.

– Mam mieć z nim indywidualne lekcje. Zaczynam w weekend po śniadaniu.

– Jakie lekcje? Obrony?

– Nie wiem – Harry wzruszył ramionami. – To nie tak, że Dumbledore tłumaczy mi się z czegokolwiek. Ale to jakaś odmiana, po tym, jak w zeszłym roku mnie unikał.

– Uważaj, Potter – ostrzegł go Draco i spojrzał wprost w te zielone oczy.

– Tak, ostrożność to moje drugie imię – prychnął Harry. Malfoy nie znał większości jego przygód, a i tak wiedział, że należy go ostrzec. A może miało to po prostu związek, że Dumbledore był w to zamieszany.

Spędzili w Pokoju Życzeń jeszcze pół godziny, a potem się rozstali. Draco nie mógł uspokoić Wilka przez całą drogę do Lochów, bo wył okropnie jak tylko Harry zaczął odchodzić, by skierować się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Poczucie ust na własnych wargach, było dla Draco minimalnym pocieszeniem.


***


Remus Lupin wytrzymał cztery dni, zanim napisał listy do Draco i Harry'ego.

Sądził, że któryś z chłopców odezwie się do niego pierwszy, ale potem przypomniał sobie, że mieli tylko szesnaście lat, wrócili właśnie do Hogwartu, a Potter nie był przyzwyczajony do wymiany listów z kimkolwiek oprócz Syriusza.

Chciał napisać im jak cicho i smutno zrobiło się w domu, kiedy wyjechali. Jak nie mógł się przyczaić na nowo do jedzenia posiłków w samotności. Jak Lunatyk cierpiał na myśl, że jego szczeniaki są z dala od domu. To wszystko było takie dziwne.

Musiał się upewnić, że z nimi wszystko w porządku. Martwił się bardziej o Draco, ale świadomość, że Harry był obok niego, podnosiła nieco Lupina na duchu. Zapytał się o ich samopoczucie, pobyt w zamku i to jak radzili sobie na lekcjach. Wspomniał, że u niego wszystko w porządku i Amelia przesłała mu notkę, że z jej wujem było wszystko dobrze. Napomknął o spotkaniu Zakonu w przyszłym tygodniu i zapewnił Draco, że poruszy temat Narcyzy na nim, tak jak mu obiecał. Spytał się Harry'ego o to jak mają się Hermiona i Ron.

I wręcz nie mógł się doczekać, aż znowu ich zobaczy. Ta codzienność, która teraz zawitała do jego drzwi, była naprawdę okropna.




****


Rozmowa Draco ze Snapem była o tyle trudna, że mam jej dwie wersje, a w głowie jakieś dziesięć. Draco na sam koniec mu bardzo dowalił i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy, co jest smutne. Bo Snape walczył o Lily, a ona jednak umarła i Snape nie podołał w tej walce, ale ona była osobą, dla której chciał walczyć. 

Jestem ciekawa waszych opinii na temat bohaterów drugoplanowych w tym opowiadaniu, także zachęcam do pisania komentarzy! 

Do następnego, 

Demetria1050 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top