26. Nocna rozmowa

Draco nie wiedział, która jest godzina. Siedział przy stole w kuchni i patrzył martwym wzrokiem w rozłożone przed siebie listy i zeszyt, gdzie widział zdania, które napisał kilka godzin temu do Remusa kiedy "rozmawiali". Był tam dokładny opis tego co musiał przejść na przesłuchaniu. Każdy nieprzyjemny komentarz pracowników Ministerstwa, każde słowo, do którego go zmusili i to jak bardzo go bolało, kiedy różdżka jednego z mężczyzn wbiła mu się w skórę, kiedy wypalali oznaczenie. To jak fotografowali jego każda bliznę i ślad ugryzień, które dostał od Greybacka.

"Nazywali mnie mieszańcem, Lunatyku. Nie byłem Malfoy'em. Byłem dla nich tylko potworem, a przestałem być człowiekiem. Przestałem być czarodziejem."

Ale kiedy tylko zerknął na pełne zawijasów pismo Pansy, która słała do niego codzienne listy pełne słów pokazujących jak bardzo przestraszona była kiedy nie odpowiadał, a plotki wśród dzieci Śmierciożerców rosły na jego temat i tego jaką karę od Czarnego Pana otrzymał, otrząsnął się z wspomnień z przesłuchania.

Parkinson nienawidziła wilkołaków. Bała się ich od kiedy byli mali i karmieni opowieściami na dobranoc o tym jak niebezpieczni są likantropi. A mimo to z jej listów wynikało, że się o niego bała. Nie odrzuciła go jak tylko dowiedziała się, że stał się jednym z potworów, o których słyszeli przerażające historie na dobranoc. Ostatnie listy były jednak pełne agresji i wściekłości z powodu tego, że Draco nadal na żaden nie odpowiedział.

Malfoy wygrzebał z całego stosu kopert, dwie, które pochodziły od Gregory'ego i Vincenta. Pierwszy z nich mówił, że dotarły do nich plotki i jest im bardzo przykro, że tak to się skończyło. Draco podczas czytania tego miał wrażenie, że dwaj chłopcy go wręcz pochowali i uznali za martwego, a nie przemienionego w wilkołaka. Może dla niektórych to było to samo.

Drugi list natomiast mówił o tym, że nie wrócą do Hogwartu. Rodzice obojga stwierdzili, że na ostatnie lata wyślą ich do Dumstrangu, by nie musieli się uczyć w Hogwartcie, który stał się z biegiem lat naprawdę złą placówką dla młodych czystokrwistych czarodziei. Draco nie miał pojęcia co o tym myśleć. Crabbe i Goyle w Dumstrangu. Wizja co najmniej śmieszna i miał wątpliwości czy przeniesienie ich tam jest naprawdę prawdziwe, a nie było tylko zasłoną dymną, by mieć czas i możliwości wyszkolenia tej dwójki na przydatnych Śmierciożerców. Merlin, mu świadkiem, że nauczenie ich czegokolwiek było naprawdę trudne i czasochłonne. Na końcu drugiego listu w post scriptum było napisane, że tak naprawdę to pożegnanie i uświadomienie, że więcej się nie zobaczą. Draco zrozumiał przekaz. Nie chcą mieć nic wspólnego z mieszańcem. Mógł to zrobić. Wyrzucić ich ze swojego życia. Tak jak będzie musiał zrobić z wieloma ludźmi kiedy jego likantropia wyjdzie na wierzch.

Skrzypnięcie schodów i czyjeś ciche przekleństwo, które usłyszał tylko dzięki wyostrzonym zmysłom, spowodowało, że odwrócił głowę w stronę drzwi do kuchni. W przedpokoju było zupełnie ciemno, a w samej kuchni gdzie Draco siedział paliła się jedna świeca stojąca na stole. Panował półmrok, który ani odrobinę mu nie przeszkadzał.

– Jezu, Malfoy – głos z przedpokoju był mocno zachrypnięty i cichy, ale Draco zorientował się, że to Harry. Potter też zaraz pojawił się w progu kuchni ubrany w swoją pasiastą pidżamę Gryffindoru, ledwo patrząc na oczy i zapalił światło, które rozświetliło całą kuchnię. – Czemu nie śpisz?

Draco nie odpowiedział nadal patrząc na zaspanego Harry'ego. Podniósł jedynie brwi i zrobił minę sugerującą, że to było dość głupie pytanie. Potter natomiast utkwił swój wzrok w rozłożonych listach na stole. Draco jak tylko to zrozumiał, zaczął zbierać wszystkie pergaminy i koperty.

– Nie chciałem ci przeszkadzać... po prostu... obudziłem się i chciało mi się pić – tłumaczył się dość kulawo Harry. – Ja... chcesz może sok dyniowy? – zapytał i bez czekania na odpowiedź Draco, skierował swoje kroki do odpowiedniej szafki, wyciągnął dwie szklanki i chwycił dzbanek, który stał na blacie z sokiem dyniowym. Harry dziękował Merlinowi, że Malfoy nadał siedział przy stole i zbierał porozrzucane listy i nie widział jak trzęsły mu się dłonie przy nalewaniu. Potter ciągle miał przed oczami koszmar, z którego się wybudził i świadomość, że jak tylko spróbowałby zasnąć to znowu by tam trafił. Niezręczna sytuacja z współlokatorem w kuchni w środku nocy, było duża lepsza niż przeżywanie na nowo śmierci Syriusza i Cedrika. Jakby Draco było można nazwać tylko współlokatorem, ale umysł Harry'ego nie pracował najlepiej i nie przyjmował jeszcze nie pełnej świadomości kim dla jego serca jest Ślizgon.

– Masz. – Harry postawił szklankę z sokiem dyniowym przed Draco i sam usiadł naprzeciwko niego. Kiedy odsuwał krzesło, dostrzegł na podłodze rozłożony pergamin gęsto zapisany pełnym zawijasów pismem. Schylił się po niego i nie mogąc się powstrzymać starał się przeczytać poszczególne słowa. Jedyne co wyłapał, nie brzmiało za dobrze.

„ostatnia szansa."

„morderstwo"

„nie będziesz miał szans"

„powrót do Hogwartu"

– Coś ci wypadło – powiedział Harry i przesunął list po stole w stronę Draco. Starał się żeby nie było widać po nim jak te kilka przypadkowych słów, które przeczytał zrobiły na nim takie wrażenie. Czy wszystkie listy, które czytał Draco były w takim tonie? Pełne gróźb, pesymistycznych zapewnień i braku otuchy.

Malfoy wręcz wyrwał list z rąk Harry'ego z ściągniętymi brwiami i podejrzliwą miną. Nie chciał, by ktokolwiek czytał jego korespondencję. To było prywatne. I tylko szczęśliwym trafem pracownicy Ministerstwa nie rozerwali wszystkich kopert, by przeczytać je na głos i śmiać się do rozpuku. Emocje jakie Pansy tam przelała, były dostępne tylko dla Draco. Dla nikogo więcej.

– Ja... rozmawiałem dzisiaj z Remusem o dominujących wilkołakach – przerwał ciszę, która od dłuższej chwili trwała, a której Harry nie mógł znieść, bo jego mózg w tym czasie miał milion myśli i pracował na zwiększonych obrotach. – I powiedział mi, że możesz wyczuwać emocje. To prawda?

Draco ostrożnie kiwnął głową w geście potwierdzenia, nie mając pojęcia do czego zmierza Harry. Widział jak Potter o czymś intensywnie myśli, jego brwi były ściągnięte, a ręka pocierała wargę w typowym dla niego geście. Roztrzepane włosy i ślad poduszki na policzku, oraz zapach potu, który docierał do wilkołaczych zmysłów Draco, nie potwierdzały, że Potter może wymyślić coś sensownego i zdroworozsądkowego.

– Czyli wiedziałeś, że mówię szczerze kiedy cię przepraszałem i oferowałem przyjaźń? – dopytywał Harry, i odsunął szklankę z sokiem na bok, by oprzeć łokcie o drewniany stół i móc patrzeć prosto na Draco. – Czułeś, że nie kłamałem?

Draco po raz kolejny kiwnął głową, chociaż wcale nie podobało mu się dokąd te pytania zmierzają. Sądził, że zaspany Harry Potter, będzie miał jakieś dziwne teorie dotyczące tego, a nie racjonalne pytania. Malfoy nie miał siły na tą rozmowę. Nie chciał jej i najchętniej udałby się do własnego pokoju i do łóżka, chociaż wiedział, że nie zaśnie. Ale świadomość, że nawet tam Harry może wejść, bo przecież mieszkali razem i zaatakować go kolejnymi pytaniami, powodowała, że dalej siedział na krześle w kuchni i zaciskał palce na kopertach leżących na jego kolanach.

– Więc jeśli ci powiem, że cię wcale nie nienawidzę, że cieszę się, że mieszkamy tutaj w trójkę, że nie boję się tego, że jesteś wilkołakiem i chcę żebyśmy się zaprzyjaźnili, to wiesz, że to prawda? Czy będziesz w stanie stwierdzić, że to prawda jeśli powiem, że zacząłem się uczyć o dominujących wilkołakach, by lepiej cię zrozumieć, a nie po to, aby znaleźć sposób na zabicie cię?

Draco spojrzał się prosto w zielone oczy Harry'ego, które nie straciły swojego ostrego koloru nawet przez brudne szkła okularów. Wilk ruszał się niespokojnie na każde słowo Pottera, a blondyn nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Przypatrywał się tęczówkom w kolorze Avady i szukał chociażby śladu kłamstwa w tym wszystkim. Nie mógł tego znaleźć. Widział tylko szczerość, która rozkładała go na łopatki, bo przez te wszystkie lata miał świadomość, że żył w obłudzie i kłamstwie. Harry siedział teraz przed nim zupełnie szczery i odkryty, bez żadnej intrygi i planu w zanadrzu, bez ukrytej różdżki w rękawie, bez śladu kłamstwa.

– Czy jeśli powiedziałbym ci, że jeśli wrócisz do Hogwartu, to będę stał u twojego boku bez względu na plotki czy komentarze innych, to będziesz wiedział, że nie kłamię? Że nie przejdziemy przez ścianę na peron 9 i ¾ i nie będziemy udawać, że to co jest teraz nic nie zmieniło i nadal się nienawidzimy, bo chciałbym być twoim przyjacielem Draco?

Draco jeszcze mocniej zacisnął palce na pergaminach, które ciągle trzymał. Przed oczami miał słowa matki, Pansy i te, które przed chwilą usłyszał od Harry'ego. Zerknął na otwarty notes i słowa, które pisał do Lunatyka, a w umyśle odbiły mu się słowa, której usłyszał kilka godzin temu.

„Dla Lunatyka jesteś księżycowym szczeniakiem, Draco. Ochrona ciebie jest priorytetem dla niego. I dla mnie też. Pamiętaj o tym."

Wilk zaczął wyć, a Draco nie był w stanie dłużej usiedzieć w tej kuchni. Poczuł jak się dusi, a jego oddech przyspieszył. Te wszystkie emocje, słowa, które do niego docierały i zmęczenie organizmu po przesłuchaniu dały siwe znaki. Po prostu to wszystko go przytłoczyło. Miał tylko szesnaście lat, od ledwo ponad miesiąca był wilkołakiem i jego świat przewrócił się do góry nogami.

I to wszystko w końcu do niego dotarło, a mury opanowania, które do tej pory posiadał właśnie pękły.

– Malfoy? – zapytał zdziwiony Harry kiedy Draco zerwał się jak poparzony z krzesła i wyglądał co najmniej jakby miał jakiś atak. Trząsł się niesamowicie, miał rozbiegane spojrzenie i dyszał. – Draco? – spytał już nieco łagodniej Harry i powoli się podniósł. – Co się dzieje? Mam zawołać Remusa?

Zanim jednak Harry zdążył zrobić chociaż krok czy powiedzieć kolejne słowo, Draco odwrócił się, dopadł do drzwi wejściowych i wybiegł z domu. A Harry niewiele myśląc, bo od zawsze działał impulsywnie, pobiegł za nim w noc.

– Draco!



****

W końcu nastąpiła ta chwila i pojawił się kolejny rozdział! Przepraszam za taką przerwę, ale wracam i mam nadzieję, że już następne rozdziały będą publikowane systematycznie. 

W ogóle Draco nie miał tak zareagować. Ale chyba każdy w końcu, by pękł w takiej sytuacji, a Draco osiągnął swój limit w tym wszystkim. Poza tym naciskanie Harry'ego, który chciał dobrze, a wyszło jak wyszło, też nie polepaszyło sprawy. 

I dziekuję każdej osobie, która to czyta, komentuje i pyta kiedy next, bo w jakiś sposób mnie to motywowało ;) 

Do następnego, 

Demetria1050 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top