11. Udzielona pomoc
Remus rzucił zaklęcie alarmujące, które uruchomi się w momencie kiedy Draconowi będzie się coś działo lub kiedy się obudzi, chociaż Lupin nie sądził żeby to szybko nadeszło. Musiał uśpić chłopaka po tym jak przetransportował go do domu, ułożył na stole w kuchni i rozebrał, by móc obejrzeć nóż, który tkwił w brzuchu młodego czarodzieja. Rozpinając jego zakrwawioną koszulę, musiał minimalnie dotknąć wystającej rękojeści. W jednej sekundzie Malfoy był nieprzytomny, a w drugiej zaczął tak przeraźliwie krzyczeć, że Remus nie wiedział co się dzieje. Dopiero kiedy zobaczył jak wygięty w łuk Draco z krwią na ustach zdzierał sobie gardło, na którym były cztery ślady pazurów wilkołaka, zareagował. Machnął szybko różdżką, a nieprzytomny chłopak opadł znowu na drewniany stół.
Potem musiał użyć swoich wszystkich pseudo-lekarskich umiejętności i doprowadzić Dracona do stanu, w którym nie był krok od śmierci. Udało mu się wyjąć nóż i zszyć ranę. Nasmarował wszystkie siniaki, których pochodzenia nie znał. Wyjął specjalny balsam, który oszczędzał od czasu kiedy tylko dostał go od Snape'a kiedy jeszcze pracował w szkole. Severus musiał to zrobić na polecenie Dyrektora, bo nie liczył na taki akt łaski bez wyraźnego naporu z innej strony. Blizny Dracona po pazurach wilkołaka (Greybacka jak sądził) nie znikną, ale nie będą chociaż tak bardzo odznaczać się na jego porcelanowej skórze.
Remus wyszedł z kuchni i opadł ciężko na kanapę w saloniku. Nie miał siły iść do sypialni na górze. Te wszystkie zaklęcia, które rzucił na Malfoy'a, wyczerpały go zarówno magicznie jak i psychicznie. Tak bardzo denerwował się tym, że chłopak może zejść z tego świata, akurat na jego stole w kuchni. Przecież naprawdę trudno byłoby mu wytłumaczyć Aurorom, że ślady ugryzień i pazurów są innego wilkołaka, a Draco pojawił się z wbitym nożem w brzuchu na jego ganku, a nie on sam go zaatakował.
‒ Merlinie...
Oczy same mu się zamykały, ale nie wiedział czy może pozwolić sobie na sen. Poza tym jego umysł zalewała też fala pytań, na które mógł mu odpowiedzieć tylko Draco kiedy się obudzi.
Jeśli się obudzi.
***
Draco obudził się dopiero wieczorem następnego dnia. Przespał resztę nocy i cały dzień podczas, których Remus ciągle do niego zaglądał, poprawiał opatrunek na brzuchu i smarował maściami.
Kiedy Malfoy otworzył oczy pierwsze co zobaczył to prosty żyrandol i biały sufit. Potem usłyszał wkurzający, równomierny dźwięk. Wziął głęboki wdech i zaraz potem się skrzywił. Nie miał siły się podnieść czy chociażby ruszyć ręką.
Ja pierdole.
To była jego jedyna reakcja na wszystko co się z nim działo. Nie tylko teraz, ale i przez ostatnie dwa tygodnie.
‒ Dracon? ‒ usłyszał pytanie, które dobiegło gdzieś z prawej strony.
Automatycznie chciał obrócić głowę, ale kiedy tylko odrobinę nią ruszył, poczuł ogromny ból w szyi. Nawet nie miał siły wykrzywiać twarzy w grymasie bólu. Remus jak tylko to zobaczył to podszedł szybko do chłopaka i nachylił się nad nim, by ten mógł go zobaczyć.
‒ Jesteś już bezpieczny, Draco ‒ uspokajał go. ‒ Usunąłem nóż z twojego ciała i uleczyłem rany.
Draco lekko uspokoił się kiedy zobaczył twarz Lupina. Udało mu się. Odnalazł go. Po ponad dwóch tygodniach, tego całego trudu i miliona chwil zwątpienia, dokonał tego. Miał ochotę się uśmiechnąć z radości i ulgi. Nie miał jednak na to siły.
‒ Musisz teraz odpocząć. Jeśli chcesz mogę podać ci eliksir przeciwbólowy ‒ zaproponował i sięgnął po różdżkę, by przywołać z kredensu odpowiednią fiolkę.
Nie.
Lupinowi udało się wyczytać z ruchu warg Dracona to krótkie słowo. W jednej ręce trzymał już odkorkowaną fiolkę z eliksirem przeciwbólowym. Malfoy miał znowu ochotę się rozpłakać, ale wiedział, że nie może tego zrobić w obecności Lupina. Gardło znowu bolało, go tak bardzo, że nie wiedział jak da radę przełykać ślinę. Podczas tych wszystkich dni kiedy szukał byłego nauczyciela miał wrażenie, że z jego gardłem było już lepiej. Najwidoczniej znowu wszystko się popsuło.
‒ Nie dasz rady go przełknąć? ‒ zapytał ze zrozumieniem.
Tak.
Remus westchnął zmęczony. Nie miał jak pomóc chłopakowi w bólu, który ten musiał odczuwać. Przetarł oczy w zamyśleniu. Nie znał się na tym, by podać eliksiry prosto do krwiobiegu. To przekraczało jego wiedzę magomedyczną.
‒ Powinieneś spróbować zasnąć. Wiem, że mój stół nie jest do tego najlepszym miejscem, ale nie wiem czy przenoszenie cię zaklęciem lewitacji na górę do pokoju gościnnego, jest dobrym pomysłem.
Malfoy mrugnął powiekami jakby chciał przekazać, że rozumie. Remus odnowił zaklęcia alarmujące i wycofał się z kuchni. Zamiast do salonu, w którym spędził cały dzień w pełnym oczekiwaniu, aż stan Draco się zmieni, skierował się w trochę schodów, które były naprzeciw głównego wejścia.
Idąc starał się trzymać mocno drewnianej poręczy, by nie spaść. Jak z automatu skręcił w prawo i otworzył drzwi do swojej sypialni. Machnął leniwie różdżką, a woskowe świece od razu się zapaliły. Remus nie chciał po raz kolejny uderzyć się w kolano o kant łóżka.
Ostatkiem sił, dotarł do komody, która stała przy oknie i wziął dzienną dawkę Wywaru Tojadowego. Smak był okropny i nie mógł powstrzymać się od wykrzywienia twarzy w geście obrzydzenia. Pełnia zaczynała się za równy tydzień. Na blacie komody stało jeszcze sześć flakoników, które musiał wypić. Ostatnią zużyje tuż przed tym jak łuna księżyca pojawi się na niebie, a on przemieni się w wilkołaka. Kładąc się do łóżka, zastanawiał się czemu nie powiedział nikomu, że Draco Malfoy u niego jest.
Oraz tego, że prawdopodobnie stał się wilkołakiem.
***
Dźwięk zaklęcia alarmującego wybudził Remusa ze snu.
Przetarł zaspane oczy, chwycił różdżkę i zbiegł na dół. W międzyczasie udało mu się zerknąć na zegarek i ze zgrozą zobaczyć, że jest już po dziesiątej. Zawsze spał dłużej po eliksirze Tojadowym, ale przecież teraz miał pod opieką Dracona, a zaklęcie na pewno nie uruchomiło się bez przyczyny.
‒ Draco? ‒ spytał zaskoczony stając w progu kuchni. Spodziewał się, że Malfoy będzie nadal leżał na stole, a nie przeszukiwał szafki. Chłopak drgnął zaskoczony kiedy usłyszał swoje imię i odwrócił się w stronę Lupina, przykładając jedną rękę do zabandażowanego brzucha. Był ubrany jedynie w krótkie spodnie, które Remus znalazł w jego torbie. Na początku nie miał zamiaru przeszukiwać prywatnych rzeczy Dracona, ale jeszcze w nocy, po tym jak musiał rozerwać czy zdjąć wszystkie ubrania jakie Malfoy miał na sobie, by dojrzeć wszelkie rany, a nie miał nic w co mógłby przebrać chłopaka. ‒ Co ty robisz? Czemu nie leżysz?
Malfoy w odpowiedzi wywrócił oczami i pewnie gdyby mógł normalnie mówić już rzuciłby jakąś kąśliwą odpowiedź. Zamiast tego wziął pustką fiolkę po eliksirze i pomachał nią wyciągając rękę. Remus podszedł bliżej niego.
‒ Wypiłeś eliksir przeciwbólowy? ‒ dopytał, by upewnić się, że dobrze zrozumiał. ‒ To dobrze. Ale mimo to nie powinieneś wstawać, rana na brzuchu może się otworzyć, a nie mam zamiaru cię znowu zszywać.
Draco westchnął głęboko i totalnie ignorując Remusa, wrócił do przeszukiwania mu szafek w kuchni. Otworzył właśnie szufladę gdzie była cała kolekcja noży i wziął jeden z nich i ważąc go w dłoni, odwrócił się w stronę Lupina, który był już nieźle przestraszony. Nie miał pojęcia co Draco robił i jak to wszystko może się skończyć.
‒ Draco... odłóż nóż ‒ starał się brzmieć spokojnie, ale chyba nie za bardzo mu to wychodziło. Remus wiedział, że na pewną przewagę nad blondynem, bo miał różdżkę w ręku, ale nie chciał go skrzywdzić. Nie po to ratował go przez pół nocy i czuwał przez te wszystkie godziny, by teraz zniszczyć to wszystko jednym zaklęciem, bo nawet obezwładniające mogło posłać go na ścianę czy szafki.
Chłopak zignorował go i zamiast zaatakować Lupina skierował nóż w swoją stronę. Remusowi na chwilę serce stanęło.
‒ P-proszę cię nie rób nic głupiego.
Draco spojrzał prosto w oczy Remusa, ale ten nie potrafił nic z nich wyczytać. Nie miał pojęcia co chciał zrobić chłopak i bał się. Nie o siebie, ale o niego. Dracon miał tylko szesnaście lat i całe życie przed sobą. Nawet jeśli został przemieniony w wilkołaka i wojna właśnie trwała, istniało jakieś życie po niej. I Draco miał doczekać do tego życia.
‒ Ja wiem, że wizja bycia wilkołakiem cię przeraża, ale Draco zrozum...
Remus nie zdążył dokończyć, kiedy Draco w końcu zrobił to co chciał.
Przeciął grubą warstwę bandaży i odsłonił ranę po nożu. Lupin wziął głęboki wdech ulgi. Malfoy nie chciał się zabić. Ani jego. Po prostu o mało nie przyprawiając go o zawał serca, chciał zobaczyć swoją ranę. Jeszcze większy szok przeżył kiedy zobaczył jak podłużny ślad po nożu wygląda jakby rana była zadana tydzień temu, a nie lekko ponad dwadzieścia cztery godziny. Draco opuszkami palców dotknął brzegów i Remus mimo jego pochylonej twarzy, zobaczył na twarzy mały uśmiech. Sam też się cieszył, chociaż nie miał pojęcia jak to możliwe.
‒ Niesamowite ‒ wyszeptał.
Potem jednak się opamiętał i zmusił Draco, by ten usiadł na krześle, bo nadal przecież nie mógł się przemęczać. Sam zasiadł obok i położył dłonie na kolanach. Nie za bardzo wiedział jak ma zacząć tę rozmowę, ale w końcu – po kilku niezręcznych chwilach ciszy – postanowił, że prosto i na temat będzie najlepszą możliwością.
‒ To Greyback prawda? Zrobił ci to podczas ostatniej pełni?
Były nauczyciel wskazał na blizny na szyi chłopaka. Draco znieruchomiał kiedy tylko usłyszał nazwisko starego wilkołaka. Miał dwa tygodnie, by przygotować się na całą serię pytań i nawet jeśli miał problem z mówieniem, to wymyślał własne odpowiedzi, bo tylko w ten sposób mógł jakoś zająć myśli. Malfoy kiwnął głową, bo eliksir przeciwbólowy był naprawdę mocny i mógł to zrobić bez większego strachu, że nadwyręży ślady na szyi.
‒ Dlaczego ci to zrobił? ‒ zadał kolejne pytanie Remus. Tak bardzo chciał znać odpowiedzi, ale tym razem się jej nie doczekał. Dopiero po zirytowanym spojrzeniu Dracona zrozumiał, że aby uzyskać zadowalające wyjaśnienie musi inaczej sformułować pytanie. ‒ Dobrze, zapytam inaczej...
Malfoy pokręcił głową i podniósł rękę, by ułożyć ją w powietrzu w geście jakby pisał.
Och.
‒ Napiszesz mi to? ‒ zapytał z nadzieją były Gryfon. Draco zrobił taka minę, że Remus nie zwlekał dłużej tylko zerwał się i w kilku krokach dotarł do salonu, zebrał stamtąd pergamin, pióro i kałamarz i wrócił do kuchni, gdzie czekał na niego Malfoy.
‒ Proszę ‒ powiedział i wręczył mu z uśmiechem wszystkie potrzebne rzeczy. Ale zamiast odpowiedzi jak to się stało, że Greyback ugryzł chłopaka, zobaczył jedno krótkie pytanie, które spowodowało, że poczuł się jak idiota, że wcześniej nawet nie pomyślał, by zapewnić o tym Dracona.
Pomożesz mi?
Lekko pochylone pismo chłopaka, który zapewne pobierał lekcje kaligrafii, ozdobiło pergamin. Dopiero po tym jak przeczytał spojrzał na Draco i zobaczył jak ten jest spięty. Siedział wyprostowany na krześle, niemal sztywno i patrzył z beznamiętnością wypisaną na twarzy, prosto na Remusa.
Czekał na werdykt - był niepewny.
Draco przez dwa tygodnie szukał Remusa Lupina, bo tak kazała mu matka mówiąc, że ten mu pomoże. Ale były momenty, że rozmyślał co się z nim stanie jak były nauczyciel mu odmówił schronienia. Znów tułałby się po Anglii w poszukiwaniu sam nie wiedział czego.
‒ Hej, szczeniaku ‒ Lupin zaczął najdelikatniej jak potrafił. ‒ Nie zostawiłbym cię z tym sam, jasne? Wiem jakie początki są trudne i nie mam pojęcia co musiałeś przejść, ale teraz jesteśmy we dwójkę. I nieważne co było wcześniej. Wszystko jakoś się ułoży.
****
I jak wrażenia? Za tydzień Draco będzie przechodził swoją pierwszą pełnię, ale zanim to nadejdzie będzie kilka ciekawych rzeczy dotyczących całej natury wilkołaka.
Sprawa z nożem wyjaśni się w kolejnym rozdziale, spokojnie.
Tak, pisanie do mnie w prywatnych wiadomościach czy będzie kontynuacja Skazanego skutkuje, że dostaje się dedykację ;D
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top