05. Walka z bólem


Ból przyszedł nagle. Draco sam nie wiedział gdzie jest jego źródło, bo miał wrażenie, że paliło go całe ciało. Języki ognia lizały każdy skrawek skóry, a on nic z tym nie mógł zrobić. Wierzył w słowa matki – miało być już tylko lepiej, bo księżyc przeszedł w inną fazę. Dopiero później dotarło do niego, że to jednocześnie oznacza, że nie ma dla niego żadnego ratunku. Cudu, na który tak liczył.

Teraz jednak liczył się tylko ból. I fakt, że nie mógł nic zrobić. Nawet krzyk był poza jego zasięgiem. Jedyne na co mógł liczyć to, że te głupie skrzaty domowe nałożyły na niego zaklęcie obserwujące, które poinformuje ich jak będzie działo się coś złego. Ale nikt nie przyszedł. Był sam.

Draco spiął wszystkie mięśnie kiedy kolejna fala bólu przeszyła jego ciało. Naprawdę miał ochotę wrzeszczeć. Zaciskał mocno szczęki, ale to nadal nie było to samo.

− Paniczu Malfoy! – zawołał wysokim, piskliwym głosem skrzat domowy, który przed sekundą się aportował do komnaty blondyna. W rękach trzymał tackę z eliksirami i maściami, a zazwyczaj nisko oklapnięte uszy miał wysoko postawione.

Malfoy słysząc głos Palucha wbił w niego spojrzenie. Skrzat, aż skulił się pod jego wpływem. Olbrzymi gniew i ból jakie zobaczył w szarym tęczówkach, aż go na sekundę sparaliżowały. Nigdy nie widział takich oczu u panicza Dracona.

− Paluch już paniczowi pomaga! – wykrzyczało stworzenie i zaraz potem pstryknął palcami nad fiolkami z eliksirami, które po chwili zostały magicznie przetransportowane do krwiobiegu Dracona. − Paluch jest dobrym skrzatem! Paluch uratuje panicza!

Malfoy nadal cierpiał. I gdyby tylko mógł to by wygarnął skrzatowi, że jest okropnym i głupim stworzeniem, bo podane leki nic nie pomogły. Nadal każdy oddech sprawiał mu ból, a nogi jakby były zrobione z ołowiu. Mimo że nie był w stanie wstać to i tak miał ochotę wierzgać nogami tylko po to, aby cokolwiek robić. Chciał w jakiś sposób pokazać światu, że coś jest nie tak, a w tej sytuacji jedyne co mógł to rzucać wściekłe spojrzenia.

− Paluch zaraz sprowadzi panią Malfoy – powiedział z przejęciem mały stworek i wybiegł przez drzwi komnaty.

Draco chciał krzyknąć żeby tego nie robił. Jego matka nie powinna o tym wiedzieć, ani tym bardziej tutaj przychodzić. Nie po tym co się ostatnio stało. Chłopak nie wiedział ile czasu minęło od tamtej rozmowy, ale teraz miał jedynie pewność, że jest noc. Wszędzie było ciemno, a tej głupi skrzat nawet nie zostawił jednej zapalonej świeczki. Draco więc leżał w totalnych ciemnościach i nasłuchiwał.

Nie słyszał absolutnie nic. Żadnych kroków, głosów czy stukania.

Nienawidził czekania. Nie przywykł do niego, bo przez całe dzieciństwo miał zapewnione wszystko od razu. Czy to była nowa dziecięca miotła czy deser przed obiadem. Zawsze dostawał to czego chciał.

Przez ugryzienie stracił to wszystko. Przez Greybacka. Przez Czarnego Pana. Przez ojca.

Merlinie, jak on nienawidził tego wszystkiego.

Przyszła kolejna fala bólu, ale tym razem czuł jakby krew gotowała mu się w żyłach. Draco myślał, że umierał. Malfoy wiedział, że nieważne co człowiek by zrobił to i tak będzie konał w samotności i otoczony bólem. Wszystkie warunki zostały spełnione.

Najgorsze było to, że przypomniał mu się koszmar, który śnił mu się ostatnio. Jak ostatkiem sił kopał ziemię, by dostać się do trumny i przekonać się, że to on sam jest w niej położony. Trochę się przestraszył, że tak może wyglądać jego pogrzeb. Pełno będzie na nim osób, które przyszły tylko dlatego, że etykieta tak nakazywała.

Draco zacisnął pięści. To wszystko razem – głupie myśli jakie go nachodziły i ból, nie były dobrą mieszanką. Chłopak miał wrażenie, że jego umysł dryfował odłączony od reszty ciała. Myśli przelatywały z prędkością światła i jedna była głupsza od drugiej.

I wcale mu się to nie podobało.


***


Narcyza Malfoy została obudzona przez szturchanie skrzata domowego i jego głos, który ją nawoływał. Kobieta od razu otworzyła szeroko oczy i odgoniła Palucha od siebie. Nie chciała by dłużej – niż to konieczne – dotykał ją zimnymi palcami.

− Pani Narcyzo, pani Narcyzo – szeptał gorączkowo skrzat. – Musi pani pójść z Paluchem.

Przez to wszystko Lucjusz również się przebudził. Nie był z tego faktu zadowolony, bo musiał rano wstać i porozmawiać z wpływowymi pracownikami Ministerstwa Magii, którzy mogliby mu pomóc, w niektórych sprawach.

− Co się stało?

− Panicz Draco gorzej się poczuł – odpowiedział skrzat. Pani Malfoy na te słowa szybko wstała z łóżka i założyła cienki szlafroczek, który wisiał obok na fotelu. Miała na sobie długą koszulę nocną, która niezbyt nadawała się na szybki marsz w kierunku komnat syna.

Zanim jednak wyszła z Paluchem z sypialni, Narcyza odwróciła się w stronę męża. Spojrzała na Lucjusza, który nadal leżał na plecach. Jego długie platynowe włosy były rozsypane na poduszce. Surowa twarz mężczyzny była ukryta w mroku. Ale Narcyza była w stanie przywołać ją w pamięci z najdrobniejszymi szczegółami. Umiała również przewidzieć odpowiedź Lucjusza na pytanie, które chciała zadać, ale wolała to usłyszeć na własne uszy. Wolała się łudzić, że zostanie zaskoczona.

− Nie pójdziesz ze mną?

− Nie. – Głos Lucjusza był lekko zachrypnięty, ale także pewny. Narcyza zacisnęła usta w cienką linię kiedy usłyszała odpowiedź mężczyzny. Ona nie była w stanie zignorować tego, że jej dziecko właśnie w tym momencie cierpi. Nawet jeśli nie byłaby w stanie nic mu pomóc, to chociaż z nim posiedzi.

− To twój syn, Lucjuszu.

− Ja nie mam syna.

I to były ostatnie słowa jakie kobieta usłyszała od męża w sprawie Draco. Lucjusz jasno wyraził swoje zdanie i Narcyza wiedziała, że nie było to dla niego łatwe, ale dla niej również. Mimo wszystko jednak nie miała zamiaru odsuwać się od Draco, bo to nie była jego wina. To był tylko chłopiec, który nie miał wyboru. To był nadal jej syn.

Opuściła więc ich wspólną sypialnię, która była skąpana w ciemnościach. Wychodząc na oświetlony korytarz, nie odwróciła się, by spojrzeć na męża. Sam Lucjusz odwrócił się na drugi bok i ponownie zasnął. Nie miał najmniejszego zamiaru cokolwiek robić w tej sprawie. Dla niego wszystko było skończone.

Kobieta szła z skrzatem u boku i miała wrażenie, że korytarze i schody Malfoy Manor ciągną się bez przerwy. Chciała jak najszybciej znaleźć się w pokoju Draco. Wiedziała, że gdyby to nie było coś poważnego to Paluch by jej nie obudził. Poza tym słowa Lucjusza nadal miała w głowie.

Narcyza wchodząc więc do jego pokoju i widząc spiętą sylwetkę Draco na łóżku, postanowiła, że nie powie mu nic na temat jego ojca. Ślizgon nie zasługiwał na kolejny cios. Bo to właśnie tak by wyglądało. A Narcyza może i była z rodu Blacków, którzy byli w pewien sposób bezwzględni, ale nigdy nie dobiłaby leżącego. A Draco w tamtym momencie był właśnie taką osobą. Był też jej synem i to było najważniejsze.

− Jestem tu Draco. I nigdzie się nie wybieram, nie martw się, synu – powiedziała jak tylko podeszła bliżej łóżka. Nie była pewna czy Draco wyraźnie ją widział w tych egipskich ciemnościach, ale miała nadzieję, że tak.

− Paluch, zapal tu światło – rzuciła w przestrzeń, nawet nie patrząc w stronę skrzata. Wzrok miała utkwiony w wykręconej bólem twarzy Draco. Nie miała pojęcia co się właśnie dzieje, ale ze sprawozdania jakie dostała po drodze od skrzata wiedziała, że podali mu wszystkie eliksiry jakie tylko mogli. Teraz należało tylko czekać, aż ból minie.

Tylko, że pomimo kolejnych kilku minut oczekiwania stan Draco się nie poprawiał. Narcyza zaczęła się coraz bardziej denerwować, ale nie odeszła od boku syna. Cały czas też do niego mówiła jakby chciała zlikwidować tę ciszę jaka pojawiła się w pokoju.

− Muszę ci coś powiedzieć, Draconie – mówiła spokojnie Narcyza. Starała się tak operować głosem, by chłopak nie mógł wyłapać w nim nerwów. – Nieważne co się stanie i co zrobisz, musisz pamiętać o jednej bardzo ważnej rzeczy. Lucjusz od zawsze ci powtarzał, że nie możesz zapomnieć o swoim pochodzeniu i tego czego dokonał ród Malfoy'ów. Zapomnij o tym. Musisz wiedzieć, że przede wszystkim jesteś moim synem – powiedziała dobitnie. – Musisz walczyć o swoje życie, bo nit inny tego za ciebie nie zrobi.

Sam Draco może i był otumaniony eliksirami i bólem, który był z każdą chwilą coraz mniejszy, ale mimo tego wyłapał sens wiadomości jaką powiedziała mu matka. I to zabolało najbardziej.

Miał zapomnieć o ojcu, bo sam Lucjusz zrobił to samo z nim. 




****

Wczoraj nie wyrobiłam się z napisaniem i dodaniem rozdziału, ale już jest. Od następnego rozdziału zacznie się akcja, bo już mam dosyć tego wszystkiego. Piszcie komentarze, dawajcie gwiazdki i w ogóle, bo to naprawdę daje dużo siły :D 

Podoba się nowa okładka? Czy może lepiej żeby było coś typowego z drarry lub wilkołakami? 

No i przy okazji zapraszam do moich innych opowiadaniach ;) 

Do następnego, 

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top