02. Krwawe usta

Lucjusz wnosząc bezwładne i zakrwawione ciało syna do domu, ciągle słyszał jego krzyki. Draco tak bardzo wrzeszczał kiedy wilkołak wbił mu pazury w klatkę piersiową. Rozpłakał się z bólu kiedy Greyback wbił zęby w udo, a krew trysnęła wszędzie. Osiadła nawet na barierze, która chroniła Śmierciożerców i zaczęła spływać w dół.

Lucjusz patrzył na to wszystko mając świadomość, że to jego wina. Draco przelewał krew i poświęcał własne życie, bo Czarny Pan tak zdecydował. Lord powiedział, że to będzie odpowiednia kara i Malfoy nie mógł się nie zgodzić. Nie mógł powiedzieć nic innego niż pokornego Jak sobie życzysz Panie.

A Draco przez ten cały czas wrzeszczał tak głośno. Całe szczęście, że Narcyza nie musiała tego oglądać. Nie musiała patrzeć jak jej jedyny syn leżał skulony w kałuży własnej krwi i ledwo oddychał. W którymś momencie Fenrir miał dość tego, że Draco tak głośno krzyczy i przejechał mu pazurami po gardle. Wtedy zrobiło się cicho. Każdy Śmierciożerca patrzył się na to wszystko i myślał, że to koniec.

Draco Malfoy został zabity.

- Żyje? – zapytała z nadzieją pani Malfoy. Przez ten cały czas stała u szczytu schodów i obserwowała drzwi wejściowe. Nie mogła przegapić momentu powrotu męża i syna.

Lucjusz spojrzał na nią i zacisnął mocno wargi. Kiedy Czarny Pan kazał mu zabrać syna nawet nie sprawdził czy Draco oddychał. Po porostu podniósł ciało, uklęknął przed Lordem Voldemortem i wyszedł jak najszybciej z głównej sali. Przemierzając korytarze dworu myślał tylko o tym by jak najszybciej się teleportować.

W momencie kiedy Narcyza stanęła obok niego pod ich stopami była już kałuża krwi, która pobrudziła jasne kafelki. I to właśnie najbardziej przeraziło kobietę. Patrzyła na syna, którego głowa była odchylona mocno do tyłu, co tylko jeszcze bardziej pokazywało jak bardzo Greyback go skrzywdził.

- Czy Draco żyje? – spytała ponownie Narcyza. Wzrok miała utkwiony w twarzy syna, jego poplątanych i zakrwawionych platynowych włosach, zamkniętych oczach i śladach krwi, które były wszędzie – na jego powiekach, policzkach czy nawet uszach. Kobieta bała się go dotknąć i poczuć chłód martwego ciała. – Czy mój syn żyje?

Zanim Lucjusz zdążył w końcu odpowiedzieć, Draco uchylił minimalnie oczy i spojrzał wprost na mamę, a przynajmniej miał nadzieję, że na nią, bo obraz miał całkowicie rozmazany. Widział tylko ciemny kolor jej włosów i bladość twarzy. Narcyza wciągnęła głośno powietrze i wyciągnęła trzęsące się dłonie, by dotknąć twarzy Draco.

- Och, Draco...

W tym momencie młody Malfoy chciał coś powiedzieć, ale jak tylko otworzył usta zamiast słów wydobyła się krew, która zaraz zaczęła bulgotać i spływać po brodzie. Draco czuł jak krew zalewała mu płuca przez co zaczął się krztusić. Ojciec na szczęście położył go na plecach, na podłodze w korytarzu. Blondyn nie mógł oddychać i wręcz czuł jak jad wilkołaka niszczył mu organizm. Nie pamiętał jak ojciec zabrał go od Czarnego Pana, a ocknął się tylko dlatego, że usłyszał głos matki.

- Lucjusz, zrób coś! – wysyczała Narcyza do męża. Nie mogła patrzeć jak jej syn dusił się własną krwią. Klęknęła przy Draco w ogóle nie przejmując się, że pobrudziła sobie suknię. W tamtej chwili jedyne co się liczyło to to, żeby chłopak przeżył.

- Kratka! – powiedział głośno i wyraźnie Lucjusz, wzywając skrzatkę.

- Kratka była wzywana, sir! – starsza skrzatka skłoniła się głęboko. Była ubrana w brudną szmatę, a jej duże uszy były mocno zaczerwienione po ostatniej karze jaką sobie wymierzyła.

- Zajmij się Draco.

Dopiero wtedy Kratka dostrzegła ledwo żywego panicza Draco i panią Malfoy, która klęczała przy nim. Skrzatka prawie krzyknęła przerażona i od razu sprawiła, że chłopak uniósł się kilkanaście centymetrów nad ziemią, by przenieść go do komnat. Pan Malfoy kazał zająć się paniczem, ale Kratka martwiła się, że chyba sobie nie poradzi z tym zadaniem.

Kiedy Kratka przenosiła Draco na piętro, Lucjusz pomógł wstać żonie. Narcyza cała się trzęsła – tak podobnie jak Draco kiedy został z wilkołakiem sam – i nie powiedziała ani słowa. Malfoy postanowił, że najlepiej będzie jak odprowadzi ją do jej komnaty i tam pozwoli dojść do siebie.

- Zabiłeś go. – Narcyza odezwała się dopiero wtedy kiedy siedziała w swoim fotelu, a Lucjusz miał zamiar wyjść z pokoju. Mężczyzna nawet nie odwrócił się w jej stronę. Stał tak samo wyprostowany jak zwykle. Jak zawsze nieporuszony niczym. – Czy to jest cena jaką musimy płacić za twoją służbę u Czarnego Pana? Stawiasz Śmierciożerców wyżej niż życie własnego syna?

- Narcyzo, proszę cię...

W ciągu tych trzech dni odbyli takie rozmowy kilka razy dziennie. Za każdym razem kończyły się tak samo – krzykami pani Malfoy i kieliszkiem brandy wypitej przez Lucjusza w jego gabinecie. Tym razem ich rozmowę przerwało przybycie kolejnego skrzata – Palucha.

- Panie Malfoy – skrzat ukłonił się głęboko. – Sir, panicz Malfoy przeżyje, ale sir...panicz ma pewne...ugryzienia. – Paluch wahał się przez chwilę, ale w końcu przestraszony wydukał najgorszą część – Ugryzienia wilkołaka, sir.

Skrzat skulił się szybko gotowy przyjąć uderzenie jakie wykona pan Malfoy jak tylko dotrze do niego co Paluch powiedział. Lucjusz jednak nic takie nie zrobił. Spojrzał się tylko na żonę, która uspokoiła się trochę i wyszedł z komnat. Skierował się do swojego gabinetu po drodze nawet nie wchodząc do pokoju syna. Drzwi do komnat Draco były szeroko otwarte i widział jak ten leży na łóżku, a przy nim kręcą się dwa skrzaty.

Draco przeżył.

Wszystko się skomplikowało.


***


Narcyza patrzyła na nieprzytomnego syna. Blondyn miał bandaż owinięty wokół szyi, uda, klatki piersiowej jak i brzucha. Pani Malfoy siedząc przy Draco wspominała jego dzieciństwo.

- Pamiętam jak miałeś cztery lata – zaczęła opowiadać Narcyza. Mówiła szeptem, bo bała się, że Draco może się przebudzić pod wpływem jej głosu (chociaż nie było to możliwe, bo skrzaty podały mu odpowiednie eliksiry.) – i prosiłeś mnie codziennie wieczorem żebym czytała ci o wszystkich znanych czarodziejach świata.

Draco się nie odezwał. Całe szczęście, że chociaż oddychał. Kobieta baczenie go obserwowała. Skrzaty usunęły ślad krwi z jego twarzy, ale mimo wszystko ten widok ciągle ją nawiedzał. Ostre rysy twarzy Draco nie były tak bardzo widoczne kiedy spał. Nie marszczył też brwi w ten charakterystyczny sposób, ani nie wykrzywiał warg w szyderczy uśmiech, którego nauczył się od Lucjusza. Czasami Narcyza żałowała, że jej syn jest tak podobny do swojego ojca. Oczywiście, miał niektóre cechy charakterystyczne dla rodu Blacków, ale z czasem zaczęły one być coraz mniej widoczne.

− Musisz być dzielny, Draco. Tak jak ci wszyscy wielcy czarodzieje, o których ci opowiadałam przed snem. Nie możesz się poddać. Musisz walczyć, synu, bo najgorsze dopiero będzie. Ojciec stara się to wszystko ukryć, ale każdego dnia wypatruje pracowników Ministerstwa, którzy będą go przesłuchiwać w sprawie tego co się stało w Departamencie Tajemnic. Ale nawet jeśli go aresztują, to i tak ty poniosłeś największą karę. – Narcyza pochyliła się nad twarzą Draco i wyszeptała mu ostatnie zdanie wprost do ucha, z nadzieją, że może chociaż to dotrze do jego świadomości. − Jestem z ciebie taka dumna synku.

Zaraz potem Narcyza wyszła z pokoju syna. Przemierzając korytarz czuła zimne spojrzenie jakimi obdarzali ją wszyscy zmarli Malfoy'owie z ram obrazów widzących na ścianie. Starała się jak zwykle iść pewnie i z wyprostowanymi ramionami, ale przez tą całą sytuację nie miała na nic siły. Pani Malfoy jedyne o czym pragnęła to obudzić się i następnego dnia stwierdzić, że to wszystko koszmarny sen. Czarny Pan wcale nie zażądał od Lucjusza tego by poświęcił swoje jedyne dziecko.

Narcyza była w stanie znieść naprawdę dużo, ale patrzenie na syna leżącego na podłodze i wykrwawiającego się na śmierć, było ponad jej siły. 




****

Wiem, że nie powinna być taka przerwa w wstawianiu pomiędzy pierwszym, a drugim rozdziałem. Ale potrzebowałam trochę czasu. Teraz jednak wszystko będzie tak jak powinno ;) 

Chciałam bardzo podziękować za wyświetlenia i gwiazdki i zapraszam do komentowania rozdziałów :D 

Do następnego, 

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top