" Świństwo"
( Domenico La Torre)
- Siedź tu, kretynko. - warczę do blondynki, siedzącej na miejscu pasażera, po czym nie czekając na jakąkolwiek ripostę, wysiadam. Rozglądam się po okolicy, szukając potencjalnego zagrożenia, ale oprócz motocykla Salvatore, nikogo tu nie ma.
- Czy ty mi rozkazujesz, fiucie? - zidiociała blondynka oczywiście wysiada zaraz za mną z pieprzonego mercedesa, a to sprawa, że mam ochotę ją ukatrupić tu i teraz. Nie zrobię tego jednak, bo potrafi wariatka strzelać.
- Czego nie zrozumiałaś w zdaniu, siedź w samochodzie, kretynko?
- Nie będziesz mi rozkazywał! W ogóle - rozgląda się po opuszczonej fabryce farby. - Co my tu robimy?
- Domenico! - z budynku wyłania się mój przyjaciel i jedyny sojusznik, który pomoże mi...NAM zniknąć. - O proszę. - zerka z wielkim uśmiechem na blondynkę, zainteresowaną w tej chwili, swoimi paznokciami. Wywracam oczami, starając się zdusić w sobie uczucie narastającej irytacji. - Nie sądziłem, że uciekasz z tak piękną kobietą.
- To wariatka - kwituję.
- Ej! Nie jestem żadną wariatką!
- Jesteś i koniec dyskusji. Przez twój brak rozumu, jestem na ciebie skazany! Dociera to do ciebie?
- Ani trochę. - mamrocze pod nosem. - Bardziej martwi mnie brak telefonu. Nie mam jak skontaktować się z jedyną osobą, która może cię w spektakularny sposób zabić!
- Masz na myśli swojego brata, którym mnie ciągle straszysz? - parskam śmiechem.
- A żebyś wiedział, że tak, odmóżdżony palancie.
- Nie chcę wam przerywać - wtrąca rozbawiony Salvatore. - Ale czas wam ucieka, a Traiano już wie, że Tiziano nie strzelił ci w łeb.
- Ja z chęcią mogę to zrobić. - fuka blondynka, gniewnie wpatrując się w moją twarz.
- Prędzej to ja zabiję ciebie. - stwierdzam z pewnością. Nie wytrzymam w towarzystwie tej kobiety ani minuty dłużej. Irytująca Barbie, myśląca że cały świat klęczy u jej stóp.
- Ja pierdole - kwituje Salvatore. - Weźcie coś na wstrzymanie, bo nawet ja czuję to napięcie między wami. - zerka na Barbie. - Nie znam cię, ale chyba wiem, dlaczego Domenico jest na ciebie tak cięty. - nabija się, a ja mam ochotę rzucić się na niego z pięściami.
- Pewnie dawno nie zamoczył. - stwierdza Barbie.
- Pewnie tak - stwierdza z rozbawieniem Salvatore, ale pod wpływem mojego spojrzenia, zamyka się.
- Masz to, o co prosiłem? - pytam zirytowany, a przyjaciel rzuca do moich stóp wypchany plecak.
- Tu masz pieniądze, broń i trochę ubrań. - wypowiada poważnie. - I lepiej już stąd spierdalajcie. - ponownie skupia swój wzrok na blondynce i znacząco się uśmiecha. - W ogóle jak masz na imię, ślicznotko?
- Katia Po...
- Po?
- Katia, po prostu Katia. - uśmiecha się przebiegle i wsiada z powrotem do mercedesa.
- Mówiłem, że to wariatka. - wypowiadam i odkładam plecak do bagażnika, a Salvatore prędko skraca dzielącą nas odległość.
- A ja myślę, że mógłbyś być dla niej trochę milszy.
- Zapomnij. - fukam.
- Tak wiem, że to dla ciebie coś trudnego, wrzodzie na tyłku. - uderza mnie pięścią w zdrowe ramię.
- Próbowała mnie zastrzelić. - śmieję się.
- Każdy kto cię zna, ma na to ochotę. - kpi. - Spierdzielaj stąd. - ponownie klepie mnie w ramie, po czym odsuwa się, więc zajmuję miejsce za kierownicą mercedesa. Prędko wycofuję samochód ze żwirowej drogi i z piskiem opon wyjeżdżam na asfalt.
~***~
( Katia)
Głupia, głupia Katia...Prawie się sprzedałaś! Ty nie masz nazwiska, zapamiętaj!
Ale w tym momencie głowę zawraca mi inna paląca kwestia, a mianowicie dlaczego włosi są tak przystojni? Nie dość, że Domenico to odzwierciedlenie pożądliwej męskości, to jeszcze Salvatore wyglądający jak gladiator na starożytnych zawodach Olimpijskich.
- Przynajmniej twój kumpel posiada maniery. - stwierdzam z przekąsem.
- Ta - burczy pod nosem. - Możesz nie kłapać mordą chociaż przez pięć minut?
- Mogę - parskam śmiechem. - Ale nie chcę.
- Ja pierdole. - kwituje i zaciska mocniej dłoń na drążku od zmiany biegów. Skoro wkurza go moja paplanina, to z miłą chęcią to wykorzystam. Z cwanym uśmieszkiem, zerkam na niego z ukosa, po czym zaczynam nawijać bezsensowne bzdury.
- Wiesz, że moja prawie bratowa jest w ciąży, a to oznacza że mój brat, który jest wstanie zabić bez mrugnięcia okiem, zostanie ojcem? Ogólnie mam dwóch braci, trzeci nie żyje, ale sam chciał się zabić. No debil. Ale nigdy nie świecił inteligencją. No ale ten drugi fajny brat zakochał się w babce, która cóż...Widzi w nim jedynie przyjaciela. Mówiłam mu, żeby kopnął ją w cycki, ale ona ich nie ma, więc to chyba dlatego wciąż go wykorzystuje, flądra jedna. W sumie jeśli bym ją zastrzeliła, a już wprawę mam, ulżyłabym biedakowi w cierpieniu, prawda?
- Kurwa mać. Czy ty naprawdę musisz tyle gadać?
- Tak. - szczerzę zęby w uśmiechu. - Posłuchaj tego. Mój nie świętej pamięci brat, chciał zabić mojego brata, no w sumie to też był jego brat, ale w rezultacie to on zginął. Ach te rodzinne awantury. Zawsze ktoś ginie. Ale bez obaw, mam jeszcze cztery siostry. - samochód gwałtownie hamuje, a dosłownie sekundę później czuję na swoich ustach, ciepłe natarczywe wargi Domenico.
Co takiego?
Otwieram szeroko oczy, po czym ciemnowłosy odsuwa się ode mnie.
- Jeśli to jest jedyny sposób, żebyś się kurwa zamknęła, to zamierzam go stosować!
Ooł...
Zatyka mnie.
Dosłownie.
Wgapiam się w przednią szybę i nie odzywam się. W milczeniu docieramy na lotnisko, po czym wybucham...
- Nie dotykaj mnie więcej swoimi ustami! - krzyczę. - Nie wiadomo jakiego świństwa nimi dotykałeś!
- Ostatni raz dotykały ciebie, Barbie. - parska śmiechem z cwanym uśmieszkiem. - A to oznacza, że ty jesteś właśnie tym świństwem.
______
Hej misie ❤
Życzę Wam dużo zdrówka ❤
Buziole ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top