Zalani w trupa

Domenico La Torre

Plan Fedira jest ryzykowny, ale po dłuższym namyśle, czuję, że to jedyna droga do tego, aby zaatakować mojego stryja. Biagio nie jest głupi. Nie zaryzykuje wyjścia z ukrycia dla mnie i mojej obecności w Rzymie, lecz wieści o porwaniu Aidy, sprawią, że ruszy jej na pomoc. Dla niego jestem martwy, ale moja siostra jest dla niego pewnego rodzaju trofeum, które próbuje zdobyć. Wierzę, że Dmitrij i Kirk zaopiekują się Katią i Aidą, kiedy my będziemy siłą wdzierać się w imperium mojego ojca, które jest również moim dziedzictwem.

Niemniej jednak mam pewne obawy, obserwując jak Bailey Payette próbuje ułożyć klocki lego swojej starszej córki, ale nie ma w sobie do tego cierpliwości. Nie zliczę ile kloców zostało przez niego zgniecionych. Mam zaufać komuś, kogo pokonują klocki lego? Nie chcę umniejszać jego autorytetowi, ale jak na razie widzę w nim ciepłą kluchę.

Kiedy obserwuję Gabriela i jego spokój ducha, mam wrażenie, że jest myślami daleko stąd. Czasem odnoszę wrażenie, że wizyta w Moskwie nie jest mu na rękę, ale w skupieniu wysłuchuje słów Fedira, a jego spostrzeżenia są pomocne w organizacji całego przedsięwzięcia. Najwyraźniej stoicyzm to jego znak rozpoznawczy i cecha, z którą zarządza własnym klubem.

Natomiast Dirk ma szorstkie obycie, jakby gromadził w sobie wiele złości. Często zaciska pięści, aż bieleją mu knykcie, a jego noga nerwowo podskakuje, za każdym razem, gdy usiądzie. Mam wrażenie, że jest jak tykająca bomba, która czeka na aktywację. Nie jestem pewien, ale nerwowość nie jest tutaj naszym sprzymierzeńcem.

Fedir zapewnił mnie, że mam do czynienia z niezniszczalną trójką jego sprzymierzeńców i tylko im mógłby powierzyć własne życie, dlatego staram się zachować jasność umysłu. Nie chcę wyciągać pochopnych wniosków, ponieważ muszę zaufać Fedirowi. W końcu to on wyciągnął Aidę z łap mojego wuja i to on zapewnia jej schronienie i bezpieczeństwo.

- Za moich czasów obrzucało się błotem sąsiadów. – burczy Payette. – Teraz wymyślili jakieś lego, a instrukcje dali do napisania dzieciom w Chinach. Nic z tego nie rozumiem, do diabła świętego!

- Wyrzuciłeś z dziesięć klocków. – wtrąca Dirk. – Bez nich już nic nie ułożysz.

- Jak to? – dopytuje Bailey. – Eleanor mnie zabije, jeśli ten zamek z Harrego Pottera nie będzie wybudowany do rana…Swoją drogą, ile kosztuje wybudowanie zamku? Fedir, orientujesz się? Może wybuduję taki zamek i nie będę musiał kleić tych klocków.

- Nie. – odpowiada Popow. – Nic nie wiem na temat zamków.

- No tak, skąd miałbyś wiedzieć takie rzeczy. – nabija się Gabriel. – To abstrakcja posiadać zamek na własność.

- W dodatku jego właścicielem jest smok ziejący ogniem. – dopowiada Dirk.

- Ten smok ma również ogromne zapasy złotego trunku. – wypowiada Fedir. – Ktoś ma ochotę na szklaneczkę długo leżakującej whisky? Te butelki pamiętają jeszcze czasy mojego dziadka.

- Już myślałem, że nigdy tego nie zaproponujesz. Siedzimy tutaj o suchym pysku, jak wielbłądy w dżungli. – odpowiada Payette.

- Na pustyni… - wzdycha Reed. – Wielbłądy żyją na pustyni.

- Ja już dawno przestałem go poprawiać. – śmieje się Dirk. – I tak nas nie słucha.

- Nigdy nie mówicie niczego ciekawego. – sugeruje Payette. – Szkoda mojego czasu na wsłuchiwanie się w wasze opowieści.

- To pewnie jeszcze nie wiesz, że urodził mi się syn. – wypowiada z dumą Reed.

- Co ty mówisz? – Bailey szeroko otwiera swoje oczy. – Kiedy?

- Dwa miesiące temu. – Gabriel parska śmiechem. – Zostałeś chrzestnym, ale nie pojawiłeś się na ceremonii, więc wybraliśmy Dirka do tej roli.

- Kiedy był chrzest? Gdzie jest moje zaproszenie? – oburza się.

- Jakbyś mnie słuchał, wiedziałbyś o wszystkim.

- A więc to moja wina?
- Tak! – Gabriel oraz Dirk odpowiadają jednocześnie.

- Cholera! Jednak czasem mówicie coś ciekawego. W każdym razie proszę, abyś był odpowiedzialnym ojcem i wychował swojego syna tak, aby nigdy nie interesował się moją małą córeczką. Ona nie zobaczy żadnego chłopaka na oczy do czasu mojej śmierci.

- Załatwione – odpowiada Reed. – Kropnę cię, jak tylko Octavia ukończy dwadzieścia lat. Przy okazji zostanę jej teściem i będziemy jedną wielką rodziną.

- Wypiszę cię ze swojego testamentu…

- Nie wiedziałem, że mnie w nim uwzględniłeś.

- Zapisałem ci kopniaka w dupę i trwałe usunięcie przednich zębów.

Kiedy Fedir powraca do salonu z dwoma butelkami whisky, telefon Dirka rozdzwania się na całego. Ciemnowłosy zrywa się z kanapy, jakby właśnie coś oparzyło go w tyłek, a połączenie odbiera z cichym „kurwa” wypowiedzianym przed wyświetlaczem urządzenia. Przez chwilę zapada cisza, a potem ruszają gratulacje w jego stronę. Żona Dirka właśnie urodziła zdrową córeczkę…


~***~

Katia

Mój rodzony brat…Mój szef i sponsor…Głowa rodziny Popow…Najstraszniejszy z najstraszniejszych potworów urodzonych ponad trzy dekady temu…Przyszły ojciec, mąż i szwagier, okazał się DEBILEM!

Po pierwsze Dmitrij ma język dłuższy od krowy, więc powiedział mi o planie Fedira, który zdecydowanie naraża życie mojego narzeczonego. Po drugie, jak mógł od tak wyciągnąć z piwnicy whisky, która pamięta rządy naszego dziadka i mnie nie zaprosić na to męskie posiedzenie? Po trzecie i najważniejsze…Gdzie jest mój kieliszek?

Kiedy rozglądam się po salonie, mam ochotę parsknąć śmiechem. Najwidoczniej trunki dziadka zmiotły z planszy czwórkę rosłych mężczyzn, a odór alkoholu, unoszącego się w powietrzu doprowadza do mdłości nawet mnie. Co oni wypili? Żyją?

Nie no… oddychają…

Podchodzę do Domenico, który zasnął na fotelu, z głową opartą o dłoń. Wygląda na zadowolonego z faktu, że w jego żyłach płynie whisky dziadka. Jestem pewna, że pobudka zmyje z jego twarzy ten spokojny uśmiech. Oczami wyobraźni widzę jego grymas bólu i czuję dzięki temu dziwną satysfakcję, dlatego szybkim kopnięciem w łydkę, wybudzam królewicza ze świata różowych jednorożców.

- Au, kobieto! – mamrocze. – Co robisz?

- Nie odpisywałeś na moje wiadomości, więc postanowiłam sprawdzić, czy nie zawisłeś na szubienicy.

- Mogłabyś mnie teraz tam powiesić? – bełkocze.

- Po co?

- Ciężki żywot mnie dziś czeka.

- To na pewno! – parskam śmiechem. – A ja ci go na pewno nie ułatwię.

- Jestem masochistą. Możesz mnie katować do woli. Oddaję się w twoje ręce.

- Próbujesz się przymilić?

- Skądże. Ja? Absurd.

- Co tu się wydarzyło?

- Dirk został ojcem. – burczy. – Wypiliśmy zdrowie maluszka.

Oho! Ten palant został ojcem? Każdy tutaj rozmnaża się z prędkością światła i każdy z nich ma już dzieciaka. Kiedy Nastia pojawi się na świecie, powinnam skombinować jej kuzynostwo.

- Zalaliście się w trupa. – stwierdzam.

- Teraz dzieciak będzie na pewno zdrowy! Za nasze dziecko też się tak napijemy.

Nasze dziecko? O matko! TAK!

- Mocny argument.

- Czyli już nie jesteś zła?

- Nigdy nie byłam. – śmieję się. – Nawet trochę mi was szkoda. Biedaczki.

- Gdzie Aida?

- Dmitrij ma na nią oko.

- Nie podoba mi się to.

- Czemu?

- Moja siostra i randki? Wykluczone.

- Mój brat nie jest świnią.

Drzwi do salonu otwierają się z hukiem, który wybudza całą resztę z błogiego snu. Do środka wbiega Dmitrij, a w dłoniach trzyma zwiotczałe ciało Aidy. Co do kurwy nędzy!?

- Zaatakowali nas! – krzyczy. – Biago jest w Moskwie!

_____
Do zobaczenia w następnym rodziale!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top