"Wyjazd na Marsa"
Dmitrij Popow
Jak brzmiałoby moje ostatnie życzenie, gdyby rzeczywiście nim było? Chcę powrócić do Moskwy, by wyznać Elizawiecie co czuję, a potem wziąć ją w ramiona, udowadniając jej, że jest dla mnie najważniejszą kobietą pod słońcem. Chciałbym również zemścić się na Katii za jej wybryk z szamponem z dolewką płynu do depilacji ciała. Co prawda planowałem wsypać papryczkę chili do jej płynu do higieny intymnej, ale skubana nigdy nie wpuszcza mnie do swojej łazienki. Poza tym chciałbym tak po prostu siąść z Fedirem na kanapie w salonie z piwem w ręce, by poczuć się jak beztroski obywatel Moskwy. To wszystko muszę zrealizować, więc obecność jednego z ludzi Biagio, nie napawa mnie radością.
Jebany skurwiel...
- Tylko jedno? - drwię. - A co jeśli mam dwa?
- Wybierz jedno. - parska śmiechem. Cóż, mówisz masz... Moja pięść zderza się z jego nosem, a dźwięk łamania kości nosowej jest melodią dla moich uszu. Błyskawicznie odskakuję z linii ognia jego rewolweru, schylając się po upuszczony przez niego szpadel. Chwytam go mocno w dłonie, po czym bez zahamowania uderzam nim prosto w tył głowy mojego przeciwnika.
Szach mat, pierdolona gnido.
Facet w czarnych bojówkach pada nieprzytomny na jeden ze starych nagrobków. Zabieram od niego broń, chowając za pasek swoich spodni. Upewniam się czy przypadkiem uderzenie łopaty nie było dla niego śmiertelne. Oddycha...
Powracam do odkopywania grobu. Macham łopatą z prędkością rozpędzającego się ekspresowego pociągu, ignorując uczucie zmęczonych mięśni. Kiedy ostrze dotyka drewnianej skrzyni, zakopana dziewczyna daje o sobie znać.
- Ratunku! Biagio, wypuść mnie, proszę! Zrobię wszystko, co chcesz, ale nie każ mi tu umierać!
Spoko mała. Ninja Dmitrij, zaraz cię uratuje. Będę bohaterem!
Odrzucam łopatę na bok, po czym sięgam po broń, by odstrzelić kłódkę, która nie pozwala otworzyć prowizorycznej trumny. Całe szczęście znajdujemy się na odludziu, więc dźwięk wystrzału nie powinien nikogo zaalarmować. Gdybym przypadkiem obudził zmarłych, to przepraszam. Celuję w zapięcie i wystrzelam.
- Aaa! - krzyczy dziewczyna. - Wolę umrzeć zakopana żywcem! - krzyczy. Parskam śmiechem, po czym biorę ponownie do rąk łopatę, by ponownie uderzyć faceta, którego wybudził wystrzał. Uderzam go z powrotem w kark, nim mężczyzna zdąży wstać z klęczek. Ponownie pada twarzą na nagrobek, a ja powracam do bycia bohaterem. Sprawnie otwieram wieko trumny, a moim oczom ukazuje się Aida - posiadaczka najpiękniejszej twarzy, jaką dane jest mi ujrzeć. Kurwa mać...
- Kim jesteś? - pyta, przyglądając się mojej twarzy z zainteresowaniem oraz lekkim lękiem. - Przysłał mnie twój brat. - odpowiadam.
- Domenico?
- A masz innego? - pytam ironicznie.
- Nie. - mamrocze. - Gdzie on jest? Żyje?
- Przysłał mnie po ciebie, więc nie może być martwy, prawda? - Aida nie odpowiada, więc biorę ją w ramiona, unosząc ze skrzyni. Jako, że nie chcę strzelać prosto w jej dłonie i nogi, by pozbyć się kajdanek, musi z nimi wytrzymać aż będę miał pod ręką coś, co pozwoli ją uwolnić. Kładę ją na trawie, po czym z duszą skurwysyństwa, wciągam do środka nieprzytomnego faceta. W tym momencie niczym nie różnię się od Biagio, ale ten sukinsyn na to zasłużył.
- Co robisz? - pyta spanikowana.
- Pozbywam się niewygodnego świadka.
- Nie możesz go zabić!
- On chciał zabić ciebie.
- No i?
- Jesteś aż tak dobroduszna?
- Zabierz mnie do Domenico, a jego zostaw w spokoju. - wskazuje na nieprzytomnego. Nie rozumiem tej laski. Biagio i jego ludzie zakopali ją żywcem, a gdy nadarza się okazja, by się zemścić, wykazuje się szlachetnym sercem. Znam wiele kobiet i każda z nich wie na czym polega zawistna zemsta. Zwłaszcza Katia, której najlepiej na nadepnąć na odcisk. Ona tylko wygląda na łagodną wariatkę. Wbrew pozorom jest równie niebezpieczna, co Fedir i nasz diabelskiej pamięci ojciec.
- Zacznie nas ścigać. Wie jak wyglądam. - wrzucam ciało mężczyzny do skrzyni.
- Proszę, nie rób tego.
Szlag!
Kobiety! Irytujące małe chochliki!
Zamykam wieko skrzyni, ignorując błagania młodej La Torre. Nie zrozumie mnie jeśli zacznę tłumaczyć moje motywy. Albo my, albo on. Za moment wybudzi się, a wtedy rozpęta się wojna, zanim wsiądziemy na pokład samolotu. A nie chcę stracić życia ratując kobietę, której uroda zapadnie mi na długo w pamięci. Znienawidzi mnie za to, lecz nie mogę spełnić jej prośby.
- Nie zakopuj go, proszę.
Okej...
Ładuję broń i bez ostrzeżenia strzelam prosto w głowę jednego z ludzi Biagio, a krzyk Aidy nie robi na mnie żadnego wrażenia.
Miałem nie zakopywać go żywcem. Martwego chyba mogę, prawda?
~***~
Katia Popow - obecnie
Rozłączam się, czując na sobie palące spojrzenie Domenico. Jak mam mu powiedzieć, że jego wujek zakopał jego siostrę żywcem? Znając jego porywczą stronę, zechce natychmiastowej zemsty, a nie mogę dopuścić do tego, aby lekkomyślnie powrócił do Włoszech, by samodzielnie zmierzył się z własnym ojcem.
- Katia? - dotyka mojego ramienia, by zwrócić na siebie moją uwagę. - Stało się coś poważnego?
- Zależy jak definiujesz słowo „poważny".
- Jako coś co się zjebało. - kwituje z rozdrażnieniem.
- No to ten...yyy...
- No dalej!
- Dmitrij znalazł twoją siostrę. - zerkam na niego, wymuszając uśmiech. - Zakopaną żywcem.
- Co, kurwa? - krzyczy. - Gdzie? Muszę tam wrócić! Może uda mi się ją jeszcze uratować! - wymija mnie, wybiegając z kawiarni. Zerkam w stronę stolika, chwilę zastanawiając się, czy zabrać swój biustonosz, ale w końcu dociera do mnie, że ważniejszy jest Domenico. Biegnę za nim, krzycząc:
- Domenico! Stój!
- Muszę ją ratować! To moja jedyna rodzina!
- Dmitrij jedzie z nią do Moskwy. - zatrzymuje się przed jednym z samochodów Fedira. To nie tak, że go ukradłam z jego posesji. Tylko pożyczyłam, bo był zatankowany, a w moim porsche świeci się rezerwa. Żeby zatankować tego bydlaka, musiałabym wydać trochę swojej kaski, a od Fedira mam wszystko za darmo.
- Uratował ją? - przytakuję. - Dzięki Bogu! - dochodzę do niego, po czym chwytam go za ręce.
- Domenico, obiecaj mi że nie wrócisz do Włoszech.
- Muszę! Ojciec i Biagio chcieli zamordować moją siostrę, do chuja!
Prędzej skończę się depilować, niż pozwolę aby Domenico udał się na pewną śmierć.
- Fedir to załatwi!
- To moja wojna!
- Nie! Nasza wojna! Należysz do mojej rodziny!
- Ty chcesz, żebym należał! - jego słowa uderzają we mnie jak kula do kręgi w piony.
- A ty nie chcesz? - pytam, odsuwając się od niego. Nie rozumiem...Nie chce mnie? Sądziłam, że jest inaczej.
- Chcę zemścić się za Aidę!
- Ale...
- Pieprz się!
Pod wpływem niepohamowanej wściekłości, moja dłoń odciska się na jego policzku. Nie czekam na jego reakcję. Obchodzę samochodów, by uciec od Domenico jak najdalej się da...
Pieprzę to! Fedir wybacz, ale właśnie jadę opłacić sobie wylot na Marsa!
____
Hej misie ❤
W między czasie na czekanie rozdziałów, zapraszam Was do Napiętnowanej 😊
Buziole 😊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top