"Tarzan"
Stoję pośrodku jebanej zielonej polany. TAK! Polany! I to w samym środku gęstego, ciemnego lasu, gdzie za każdym krzakiem może czaić się na nas wilk bądź niedźwiedź. Zgaduję, że jesteśmy daleko od cywilizacji, bo przecież to Europa, a nie Chiny, gdzie człowiek leży na człowieku!
Spoglądam na Domenico, pakującego spadochron do czegoś co wygląda jak ogromny plecak z miną szczeniaczka. Niech mnie tylko drań uwolni od klejącego gówna na ustach i nadgarstkach, a zrobię mu taką jazdę, że go własna matka nie pozna.
- Och, mam cię uwolnić? - pyta z kpiną, lecz przerywa swoją dotychczasową czynność i podchodzi do mnie, pewnym krokiem. - Będziesz grzeczna?
Ależ oczywiście, chory na łeb szmaciarzu. Gwarantuję ci, że zachowam wszelkie maniery, by nie wzbudzić obrzydzenia u leśnych zwierząt, gdy będę rozczłonkowywać twoje zwłoki.
Kiwam głową na potwierdzenie, a Domenico unosi jedną brew, jakby wątpił w moją prawdomówność.
Masz rację, draniu. Nie będę grzeczna i cieszę się, że o tym wiesz.
Ciemnowłosy szybkim ruchem zrywa z moich ust taśmę klejącą. Krzywię się i zaciskam szczękę.
- Ała! - fukam z niezadowoleniem. - Wiesz, co to delikatność?
- Oczywiście. - parska śmiechem. - Że nie. - dodaje po chwili, a ja tak po prostu rzucam się na niego z pięściami.
- Ty pieprzony egoisto! - okładam go po piersi. - Co sobie wyobrażałeś, lądując właśnie tutaj? To środek pierdolonego lasu, gdzie prosimy się o śmierć! Jesteś normalny? - Domenico chwyta moją nadgarstki w mocny uścisk, po czym ze złością zniża się i spogląda prosto w moje oczy.
- Przestań nawijać!
- Nie! - tupię nogą. - Właśnie mnie porwałeś!
- Sama chciałaś się porwać, bo na mnie lecisz, mała. - drwi, po czym odpycha mnie od siebie. Tracę równowagę i mój tyłek zderza się z wysoką trawą.
- I co? Masz zamiar bawić się tutaj w niedorozwiniętego tarzana? - pytam ze złością i podnoszę się z wilgotnej trawy. Jest noc. Ciemno jak w tyłku u murzyna i w dodatku zimno.
Nic dziwnego...Jest zima! Może nie ma śniegu, ale to wciąż zima!
- Masz fantazję, żeby być księżniczką, latającą w ramionach nagiego typa, gadającego ze zwierzętami? - śmieje się i zakłada wielki plecak na plecy. - Księżniczka już jest - wskazuje na mnie z kpiną wymalowaną na jego ładnej, lecz irytującej twarzy. - Ja tylko wskoczę w jakąś kieckę i możemy polatać po drzewach, jeśli to sprawi, że przestaniesz gadać!
- Zmieniam zdanie. - posyłam mu jadowite spojrzenie. - Tarzan w odróżnieniu od ciebie nie był niedorozwiniętym fiutem!
- I znowu ten fiut. Barbie. - drwi. -Jeśli najdzie cię ochota na ostre pieprzenie to w okolicy stu kilometrów tylko ja mam tu magicznego fiuta.
Czy on właśnie powiedział, że najbliższa wioska bądź miasto znajdują się sto kilometrów stąd? Tak! Dokładnie to powiedział...
- Wiesz, co ja z chęcią zrobię z twoim fiutem? - pytam flirciarsko.
- Weźmiesz go do buzi? - pyta z nadzieją.
- Oczywiście. - podchodzę do niego, po czym staję na palcach i do ucha szepczę: - Wezmę go do swoich cudotwórczych ust, otoczę go językiem, a potem - uśmiecham się przebiegle. - Użyję zębów, by ci go odgryźć, chory na głowę, pojebie! - krzyczę prosto do jego ucha, na co chwyta mnie za ramiona i odsuwa od siebie.
- Interesujący fetysz. - stwierdza wesoło. - Lubisz gryźć?
- Nie wyglądasz na zmartwionego.
- Bo nigdy nie zbliżysz się do mojego fiuta, Barbie. - stwierdza pewnie.
Och...Nie podniecam go? Ja? No chyba sobie żarty robi! Moja kobieca seksualna duma nie może sobie na to pozwolić. Marszczę oczy.
Oj zobaczymy Domenico, kto tu pierwszy użyje swojego języka... Zobaczymy.
- Chodźmy. - wypowiada i chwyta mnie za łokieć.
- Dokąd? Szukać dziury w drzewie, by w niej zamieszkać? A może bobry nas przyjmą? Ach, wiem! Słyszałam, że niedźwiedzie są bardzo gościnne. Mają nawet miód.
- Nie wylądowaliśmy w tym miejscu przypadkiem.- wypowiada tym razem spokojnie, co zaskakuje mnie bardziej niż jego chęć zaklejenia mi ust taśmą klejącą. Co ja mam robić w lesie? Zaraz! Ja nie mam ubrań na zmianę! Raptownie się zatrzymuję.
- Ile czasu mamy zamiar tu być?
- Nie wiem. Tydzień, miesiąc, dwa, rok...Ciężko powiedzieć, kiedy pojawi się Salvatore.
- Rok? - krzyczę. - Mam rok chodzić w tych samych ubraniach? Powaliło cię? To, że tobie nie przeszkadza odór własnego ciała, niemyty bydlaku, nie oznacza, że ja dzień w dzień będę nosić te same ubrania!
- Podobno nagość jest naturalna. - kpi.
- Wiesz co? Jednak wolę śmierdzieć, niż odsłonić kawałek swojego apetycznego ciała przy tobie!
- Jak będziesz dla mnie miła, może ja będę łaskawy dla ciebie, Barbie.
- Co masz na myśli?
- Domyśl się. - nabija się. - A teraz rusz dupę, bo robi się zimno. - nie odpowiadam i posłusznie idę za Domenico, ponieważ nie mam innego wyjścia. Po kilkunastu minutach marszu, docieramy do małego drewnianego domu, który wygląda mi na nieużywanego od co najmniej trzydziestu lat. Ciemnowłosy otwiera drzwi kluczem, na co unoszę brwi, po czym wchodzi do środka.
- Zero manier. - kwituję i wchodzę za nim do ciemnego wnętrza. Domenico zapala świeczki stojące na stole, więc mogę przyjrzeć się po małej posiadłości i ku mojemu zdziwieniu jest tu naprawdę przytulnie. - Co to za miejsce?
- Tymczasowy schron. - zapala kolejną świeczką, stojącą na kominku. - O istnieniu tego miejsca nie wie nikt z ludzi, którzy chcą mnie zabić, dlatego możemy spać spokojnie. Za jakiś czas pojawi się Salvatore, by nas stąd zabrać, nie wiem jeszcze gdzie. Najpierw jednak sytuacja we Włoszech musi się uspokoić.
- A ty skąd wiesz o istnieniu tego miejsca? - pytam z ciekawości, lecz Domenico zbywa moje pytanie.
- Idę po drewno, żeby napalić w kominku. - zostawia mnie samą w domku, nie większym niż kawalerka i już wiem, że ta przygoda zmieni moje życie bezpowrotnie.
Ja Katia Popow zostałam zmuszona do życia bez udogodnień życia codziennego, a to oznacza, że brak zrobionych paznokci może ułatwić mi funkcjonowanie.
____
Hej misie ❤
Ta dwójka sprawi, że dostanę nerwicy😂 Ale i tak ich uwielbiam!
Buziole ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top