" Prowizoryczna rosyjska ruletka"

Uch, te plecy. Szerokie, umięśnione...

Mój kierowca i jeszcze niedawno skazany ciemnowłosy Domenico prędko zażegnują problem, kręcących się w miejscu kół samochodu.

Przygryzam pełną wargę, odczuwając coraz większą potrzebę rzucenia się na Włocha. W końcu mamy całą tylną kanapę mercedesa dla siebie...

- Jedźmy - wypowiada szorstko Domenico po czym zajmuje miejsce pasażera.

Hola hola...

Miał siedzieć z tyłu! Ze mną! Mrużę z niezadowoleniem oczy, ale sadowię swój tyłek za siedzeniem pasażera. Co za szorstki w obyciu facet! Nawet nie dał mi szansy, by podziękować mu za pomoc. Co się dzieje z tymi ludźmi?

Nie! Co się dzieje z tym facetem?

Może zaznał krótkotrwałego szoku? W końcu kilka minut temu jakiś krótkonogi jełop chciał go posłać na drugi świat.

- Dokąd? - pyta niepewnie kierowca, zerkając na mnie w lusterku wstecznym.

- Jak to dokąd? Mam tu kosmetyczkę.

- Na lotnisko. - wypowiada w tym samym czasie Domenico. Że co, proszę?

- Kosmetyczka! - wypowiadam zaciekle. - Nie zmienię swoich planów tylko dlatego, że uratowałam przybłędę od śmierci!

- Lotnisko! - warczy facet.

- Kosmetyczka! - powtarzam przez zaciśnięte zęby. No wiecie, co? Nie dość, że jest moim dłużnikiem, bo przerwałam jego egzekucję, to jeszcze ma czelność rozkazywać mojemu kierowcy, grzejąc siedzenie MOJEGO, wypożyczonego samochodu?

- Lotnisko do chuja! - kierowca spogląda to na mnie, to na Domenico z niepewnością.

- Ja tu rządzę. - spieram się. - I mam wizytę u kosmetyczki, więc stul dziób i grzecznie pozwól się zawieźć do Edvige! Może da ci jakąś maseczkę na twarz! - ciemnowłosy parska śmiechem, po czym przykłada lufę pistoletu do skroni kierowcy. No teraz to już przegina! Facet siedzący za kierownicą, głośno przełyka ślinę, a ja bez zastanowienia wyjmuję ze swojej torebki rewolwer, a następnie przykładam go do potylicy Włocha.

I co teraz, przystojniaczku?

Zapada cisza.

Krótka, lecz treściwa.

- No proszę. - kpi Domenico. - Ktoś tu wie jak trzymać broń. - nachylam się nad jego uchem z cwanym uśmieszkiem.

- Strzelać też potrafię. - zapewniam z pewnością siebie.

- W strzelaniu potrzebna jest umiejętność celności. - sugeruje z drwiną. - Poza tym zanim zabijesz mnie, twój kierowca będzie już witał diabła.

- Twoja pewność siebie jest urocza - stwierdzam. - Ale nie masz pojęcia z kim rozmawiasz.

- Jak dla mnie możesz być nawet świętą dziwką z Jerozolimy, a i tak nie zawaham się nacisnąć za spust.

- W takim razie obaj będziecie pukać do drzwi diabła.

- Aj, a jeszcze dziesięć minut temu chciałaś mnie całować.

Czy istnieje jakiś czarownik, mający moc cofania się w czasie? Z miłą chęcią ponownie wrócę na polanę i rzucę się w ramiona grubemu draniowi, piszcząc jak mała dziewczynka z powodu, zastrzelenia sukinsyna z przedniego siedzenia mercedesa.

- Nadal chcę - stwierdzam, na co ciemnowłosy zerka na mnie z ukosa. - Rozszarpać cię na strzępy - dodaję po chwili, na co Włoch oczywiście parska śmiechem.

- Śmiało. Możesz to zrobić w drodze na lotnisko!

- Jedziemy do kosmetyczki. Moje paznokcie już są w opłakanym stanie!

- Ja pierdole. - kwituje z niesmakiem. - Jak ja nienawidzę lalek Barbie.

Co za chujek... Jestem pewna, że za tą masą mięśni kryje się mikro fiut! Dlatego jest zrzędliwą kupą niesmacznego mięcha!

- O jejku - uśmiecham się słodko. - Zawsze możesz wysiąść. Nikt cię tu nie trzyma.

- Tak się składa, że potrzebuję samochodu.

- Tak się składa, że ja mam samochód.

- Tak się składa, że ja przejmuję ten samochód. - błyskawicznie chwyta wolną ręką, mój rewolwer i niemal od razu wyrywa mi go z ręki, po czym strzela prosto w twarz mojego kierowcy.

Szlag!

A mama uczyła...Nie...nie uczyła...

Wcale nikt nie mówił, że nie wolno brać pasażerów na gapę!

Milczę.

Nie wydaję nawet najmniejszego dźwięku. Obserwuję jedynie, jak Domenico sprawnie wyrzuca zwłoki mojego kierowcy na pobocze, po czym zajmuje miejsce za kierownicą.

- Wysiadaj! - zerka na mnie, tym razem celując we mnie lufą mojego rewolweru! Czy mam przypadkiem w torebce drugi?

Nie!

Szlag!

Nie ta torebka...

- Nie. - odpowiadam zdecydowanie i bez mrugnięcia wgapiam się w twarz wkurzonego Włocha. Jego nozdrza są rozszerzone, a usta zaciska w cienką kreskę. - Możesz mnie zabić, ale gwarantuję ci, że mój brat znajdzie cię zanim ostygnę.

- Niespotykane - drwi.

- Co?

- Aby Rosjanka miała wszystkie zęby. - śmieje mi się prosto w twarz, po czym zabiera broń i odwraca się, a po chwili wciska gaz i samochód wyrywa się do przodu.

Nie pozwolę mu wygrać!

Jestem tak blisko Edvige, że nie mogę tak po prostu zrezygnować z wizyty.

No cóż...

Sięgam po torebkę, w której może i nie ma kolejnego rewolweru, lecz jest coś co może troszkę zapiec.

Cierpliwie czekam, aż samochód zbliży się do domu mojej kosmetyczki, po czym ryzykując własnym życiem psikam Domenico gazem pieprzowym prosto w oczy.

Dla paznokci jestem wstanie zginąć!

- Kurwa mać! - Włoch wciska gwałtownie pedał hamulca, a ja nie mam pojęcia jakim cudem nie przeleciałam przez przednią szybę. Z triumfującym uśmieszkiem wyjmuję ze stacyjki kluczyki, gdy Domenico używa własnych dłoni do oczyszczania oczu, po czym wysiadam z samochodu, poprawiając przy tym swoją marynarkę w prążki. - Zabiję cię, suko! - wrzeszczy.

- Dobra, ale poczekaj łaskawie, aż Edvige skończy robić mi paznokcie.

____
Hej misie ❤🙈
Chyba jednak to będzie moja ulubiona para 😂
Buziole❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top