" Pilot"

- Masz zamiar uprowadzić samolot? - pytam z nutką drwiny. - Jak chcesz to zrobić? Pozabijasz wszystkich pracowników?

- Ta, masz lepszy plan? Samochodem nad górami nie przelecimy, Barbie.

Co za debil. Niemal parskam śmiechem, lecz powstrzymuję się. Obserwuję jak grzebie w plecaku, zapewne szukając broni. Co powinnam zrobić? Być wrzodem na jego tyłku, czy spieprzać stąd samodzielnie?

No dobra...Domenico budzi we mnie pożądliwe instynkty, aczkolwiek one zanikają, gdy otwiera swoje usta. Jest irytujący, chamski, nieczuły, ale seksowny.

A ja za to uwielbiam grać na czyiś nerwach z racji tego, że nigdy nie nauczyłam się grać na jakimś instrumencie, więc skoro już i tak zabił mojego kierowcę i przywłaszczył sobie mój samochód to ten ostatni raz mogę mu pomóc, ale pod jednym małym warunkiem.

- Wiesz, że jest lepszy sposób? - pytam lekceważąco i wpatruję się w swoje paskudne paznokcie. Edvige straci życie, gdy tylko ta cała popieprzona sytuacja się skończy. Nieprofesjonalna zdzira.

- Oświeć mnie, wariatko.

- Mam tu własny samolot. - wypowiadam ze znudzeniem, lecz to przykuwa całą uwagę Domenico. Wgapia się we mnie z uniesionymi brwiami. - I możemy go użyć pod jednym warunkiem.

- Nie będziesz mi stawiać warunków!

- W takim razie nie będzie samolotu. - wzruszam ramionami. - No w każdym razie nie będzie miejsca w nim dla ciebie. - posyłam mu uśmiech, ukazując przy tym swoje wszystkie zęby, aby udowodnić mu przy okazji, że ta Rosjanka nie jest szczerbatą alkoholiczką. Co prawda, jestem alkoholiczką, ale świadomą, więc to się nie liczy. Zwłaszcza, że się nie upijam.

- Co chcesz w zamian? - pyta zirytowany, a ja odczuwam uczucie zwycięstwa. Mam przewagę, czyli coś co daje mi władzę, a rodzina mafijna uwielbia dzierżyć władzę.

- Musisz być dla mnie miły. - wymieniam z powagą. - Najlepiej jakbyś mnie nosił na rękach. Jako, że ucierpiała przez ciebie moja marynarka, chcę dostać nową i załatwisz mi kosmetyczkę, by naprawiła to paskudztwo na moich paznokciach. - Domenico wybucha śmiechem, kierując na mnie swoje jadowite spojrzenie.

- Łatwiej uprowadzić samolot, niż być dla ciebie miłym. - stwierdza z przekąsem i powraca do grzebania w plecaku. - Więc możesz stąd spadać. Nie potrzebuję cię.

- Twoja strata - wzruszam ramionami. - Oby ktoś cię zabił. Cześć! - odwracam się i idę w stronę lotniska.

- W końcu, kurwa. - słyszę za swoimi plecami, ale nie mam ochoty wdawać się w kolejną kłótnię. Poznałam Domenico zaledwie cztery godziny temu, a już mam go po dziurki w nosie. Czas wrócić do Moskwy i zwierzyć się ze swojej przygody braciszkowi.

~***~

Samolot wystartował dwie godziny temu, ale jak dotąd wciąż nie ląduje, co jest dziwne, zwracając uwagę na fakt, że z Rzymu do Moskwy wcale nie jest daleko. Wzruszam ramionami, po czym sięgam po lampkę czerwonego wina, która pomaga mi się zrelaksować.

Jebany idiota zniszczył mi marynarkę, przerwał moją wizytę u Edvige, zastrzelił mojego kierowcę, który swoją drogą rozpoczął pracę dopiero dziś.

Wszystkie nieszczęścia świata mogą nosić nazwę Domenico z mikro fiutem.

Szlag!

Dlaczego wciąż ten samolot nie ląduje? Chcę już pójść spać we własnym łóżku z baldachimem. Wstaję z miękkiego fotela i idę do kokpitu pilota, lecz zastaję go związanego i nieprzytomnego na podłodze w toalecie. Dostrzegam go jedynie dlatego, że drzwi nie zostały zamknięte.

Zaraz zaraz.

Skoro mój JEDYNY pilot nie siedzi za sterami, to jakim cudem ten samolot wznosi się w powietrzu?

Ja pierdolę

Otwieram drzwi dzielące mnie od pilota i za sterami dostrzegam oczywiście Domenico.

- Co ty tu kurwa robisz? - oburzam się. - To mój samolot!

- Ojej - parska śmiechem i naciska jakiś przycisk na panelu sterowania. - Co za niefart, że akurat ten samolot postanowiłem sobie przywłaszczyć.

- Żartujesz sobie? - krzyczę. - Kradnąc samolot mojego brata ze mną na pokładzie, podpisałeś na siebie drugi wyrok śmierci!

- Bla bla bla - wciąż się śmieje. - Przecież sama zaproponowałaś, by użyć tego cudeńka.

- Dokąd właściwie lecimy?

- Przed siebie. - zaciskam dłoń na jego włosach i mocno za nie ciągnę z furią wymalowaną na twarzy. Ten pierdolony cieć, ukradł mi samolot!

Ale z drugiej strony sam potrafi go pilotować...Kim jest ten drań?

- Albo zaczniesz odpowiadać na moje pytania - mocniej ciągnę go za czarne włosy, na co marszczy nos i mocniej chwyta stery. - Albo cię stąd do licha wypierdolę!

- Lecimy do miejsca, gdzie nas prędko nikt nie znajdzie. Puszczaj moje włosy, wariatko!

- Ojej, boli tak? - drugą dłonią również ściskam jego włosy, co tym razem wywołuje głośny jęk bólu. - O kurde. - odsuwam się od niego. - Pomyliłam głowy. - parskam śmiechem, a ciemnowłosy zabija mnie spojrzeniem.

- Nie wiem, czy będzie ci tak do śmiechu, jak będziesz musiała wyskoczyć ze spadochronem, kochaniutka. - drwi, a mnie dosłownie zatyka.

- O czym ty mówisz? Nie będę skakać!

- Ja będę, a jeśli nie potrafisz sama pilotować samolotu to się rozbijesz. Ojej. - uśmiecha się cwaniacko.

- Mój pilot wciąż tu jest!

- Martwy.

- Co?

- Jest martwy.

- Zaraz ty będziesz martwy! - rozglądam się za potencjalnym narzędziem zbrodni, po czym chwytam gaśnicę przeciwpożarową.

- Zabijając mnie, zabijasz siebie, Barbie.

- Dlaczego ja cię nie zabiłam w tym pieprzonym samochodzie?

- To proste. - drwi. - Lecisz na mnie.

- Prędzej poleciałabym na bezzębnego menela spod monopolowego niż na ciebie, arogancki gnoju!

- Chcesz się przekonać? - pyta z rozbawieniem, a ja mocniej zaciskam dłonie na gaśnicy.

Ile siły muszę użyć, by pozbawić go życia?

____
Hej misie❤
Dobranoc
Buziole ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top