" Pańska siostra została porwana"
Domenico wraca do domku z drewnem po kilku długich chwilach, nie wiem dokładnie po ilu, ponieważ nie mam telefonu, by sprawdzić godzinę i nigdzie też nie dostrzegam zegarka.
- Zaczyna prószyć śnieg. - wypowiada za spokojnie jak na możliwości Von Dupka, ale nie mam ochoty teraz analizować tej dziwnej zmiany.
- Świetnie. - kwituję. - Zamarzniemy tutaj. - Domenico parska śmiechem i zabiera się za rozpalanie kominka, co nie sprawia mu żadnej trudności.
Nie było ognia...Jest ogień.
- Jest coś czego nie potrafisz robić? - pytam z autentycznym zaciekawieniem, ponieważ znam go niecałe dwadzieścia cztery godziny, a już zdążyłam zauważyć, że potrafi pilotować samolot, celnie strzelać, prowadzić samochód jak rajdowy kierowca i do tego nie ma problemu by okiełznać ogień. - Oprócz bycia miłym, oczywiście. Tego nie potrafisz, niewychowany gnoju. - dodaję z przekąsem.
- Lista moich talentów jest nieskończona. - drwi. - Za to ty wyglądasz mi na taką, co nawet nie potrafi zagotować wody na herbatę.
- Co, proszę? - oburzam się.
- Lalka Barbie - wzrusza ramionami. - Byle leżeć, pachnieć i nic nie robić. Ach, no może ruszysz dupę na zakupy.
- Masz do mnie jakiś problem? - pytam zaciekle i prędko przemierzam dzielącą nas odległość. Nie będzie mnie obrażał jakiś Włoch, pachnący nieziemsko, męsko i tak pociągająco...Zaraz! Śmierdzi jak niewymyte bydle!
- Żadnego - kpi. - No może jesteś wkurwiająca. A tak poza tym to jakbyś nie istniała.
- To po co kazałeś mi skakać razem z tobą, co?
- Wolałaś zginąć w katastrofie lotniczej? - dziwi się. - Gdybym wiedział, to bez zastanowienia bym cię zostawił na pewną śmierć!
Gdybyś tylko wiedział, że mój brat znajdzie nas szybciej niż ci się wydaje i ukręci ci jaja, nie miałbyś teraz tego cwaniackiego uśmiechu.
- Nie zostawiłbyś - stwierdzam z pewnością siebie, uśmiechając się przebiegle. - Przecież na mnie lecisz. - przygryzam dolną wargę, po czym siadam na zakurzonej kanapie. Domenico wpatruje się we mnie z góry, bacznie analizując moją twarz. - Co? Straciłeś argumenty? - pytam słodko.
- Z naszej dwójki, to ty masz ochotę opleść mnie nogami w pasie, malutka. - posyła mi wyzywające spojrzenie. Czego on chce? Jakie wyzwanie właśnie mi rzuca?
- Racja. Z chęcią oplotę swoje długie - wyciągam jedną nogę. - nogi, wokół twojej szyi, by potem odciąć ci dopływ tlenu i udusić cię jak wąż swoją ofiarę.
- Podobno nekrofilia jest zakazana. - drwi, a mi opada szczęka.
- Co takiego?
- Najpierw chcesz mnie zabić, by potem używać mojego fiuta do własnych pobudek. Nie ładnie. Jesteś egoistką.
- Wiesz co? - wstaję z kanapy i zadzieram głowę, by spojrzeć prosto w jego błękitne jak ocean, oczy. - Jeszcze zobaczymy, kto na kogo pierwszy wskoczy. - mijam go i wchodzę do niewielkiej kuchni, po czym otwieram lodówkę, która o dziwo jest pełna świeżych produktów. Czyżby Domenico planował pobyt tutaj, zanim został skazany na śmierć? A może wiedział, że swoim postępowaniem zostanie nafaszerowany ołowiem?
Wzruszam ramionami, ponieważ jestem głodna, a to oznacza, że nie obchodzi mnie kim jest Domenico. Poza tym dzisiejszy dzień przyniósł mi tyle wrażeń, że nigdy więcej nie będę narzekać na nudę.
~***~
(Domenico La Torre)
Tańczące płomienie ognia w kominku pozwalają uspokoić moje rozszarpane nerwy. Ta blondynka doprowadzi mnie do szewskiej pasji. Prędzej się pozabijamy, niż zdołamy przetrwać tutaj kilkanaście dni, z dala od cywilizacji. Jesteśmy skazani na swoje towarzystwo i nie wiem co gorsze...Kilkunastodniowa samotnia, czy kilkunastodniowa paplanina, nie mająca najmniejszego sensu.
Ja pierdole, Dome!
W coś ty się wjebał?
Ta kobieta niczym nie przypomina tych, z którymi się umawiałeś, a to doprowadza cie do szału.
Mariolina wydaje się taka idealna, a Katia jest jej przeciwieństwem. Irytującym i bardzo temperamentnym.
Kurwa...
Uderzam o kontuar kominka ze złością.
Salvatore miał rację...Doskonale wiem, dlaczego blondynka, szperająca teraz w kuchni, tak mnie wkurwia, a zarazem podnieca.
Kurwa!
Nawet nie będę o tym myślał. Gdy tylko pojawi się Salvatore i nas stąd zabierze, pozbędę się jej i wrócę w ciepłe objęcia Marioliny Calogero.
~***~
( Fedir Popow)
- Josie, jak się czujesz? - pytam, a moja kobieta jedynie wywraca oczami, gładząc swój ciążowy brzuch.
- Nic mi nie jest. Nastia śpi, a ty mi przeszkadzasz w oglądaniu - wskazuje na ekran telewizora.
- Lecą reklamy. - śmieję się.
- Ale za to jakie ciekawe! Zobacz! Potrzebny nam ten płyn do czyszczenia toalet!
- Jasne, kupimy go. - parskam śmiechem, choć nie mam pojęcia, po co nam akurat ten płyn do czyszczenia toalet. Pokojówki z całą pewnością mają pełno specyfików, by dbać o czystość, ale skoro Josie i Nastia chcą ten płyn, to go dostaną.
Szlag.
Ciepła klucha ze mnie...
A śmiałem się z Payette... No nic. On przynajmniej o tym nie wie.
- Świetnie. - uśmiecha się. - A spójrz! Ten koc termiczny też nam się przyda! Spójrz za okno ile jest śniegu. A może pójdziemy na sanki?
- Josie, uspokój się kobieto. - chwytam ją za ciepłą dłoń. - Nie możesz wstawać z łóżka.
- Do dupy. - wydyma wargi. - Skończą mi się seriale. - Nagle do naszej sypialni bez pukania wchodzi Siergiej.
- Panie Popow, pańska siostra została porwana.
Co, kurwa?
W co ona znów się wpakowała? Nikt normalny o zdrowych zmysłach, by jej nie porwał
Ale jeszcze raz...
Co, kurwa?
- Wiadomo przez kogo? - pytam i zerkam na zatroskaną Josephine.
- Pilot przekazał kilka cennych informacji. Sprawdziliśmy co nieco. Mówi panu coś Domenico La Torre?
- Syn włoskiego szefa mafii - kwituję.
No to ma Katia przejebane.
- Znajdźcie ich. Natychmiast!
____
Hej misie❤
Miłej niedzieli❤
Buziole ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top