rozdział 5
Niebieskie tęczówki wpatrzone były w powoli budzącą się dziewczynę. Pomarańczowooki zasnął już dobre 2 godziny temu. Ciemnowłosa ziewnęła i się przeciągnęła.
-Wstałaś. To dobrze mam kilka pytań.-powiedział granatowowłosy bóg podchodząc do łóżka, na którym leżała dziewczyna.
-Kim jesteś?-złapała się za głowę.-Pamiętam cię. To ty pomogłeś mi szukać siostry. Asu. Gdzie jest Asuma!? Co z nią? Jest cała??
Złotooka spanikowana złapała chłopaka za dresową bluzę i patrzyła na niego błagalnym wzrokiem.
-Nic jej nie jest. Nie martw się.
-Co jest?-ospały blondyn spojrzał na ciemnowłosą i granatowowłosego.
-Przepraszam, że cię obudziłam.-powiedziała złotooka skruczonym głosem.
-Co? Nie, nie to nic. Naprawdę!-speszony blondyn zaczął miotać rękami.
-Jak się nazywasz?- zapytał Yato siadając na brzegu łóżka.
-Kisa, Reyuko Kisa.-odparła kruczowłosa.
-Nazwisko panieńskie twojej matki?
-Sekano.-powiedziała widocznie przybita.
-Ktoś z twojej rodziny jest "dziwny"?
-Yato!-do rozmowy włączył się wyraźnie poirytowany zachowaniem boga Yukine.
-W jakim znaczeniu "dziwny"?
-No ktoś ma dziwne zachowanie?-niebieskooki widocznie nie umiał ubrać w słowa to co miał na myśli.
-Nie jestem pewna.
-A słyszałaś o Ayakashi?
-O czym?
-Znasz się blisko z jakimś bogiem?
-Kim ty w ogóle jesteś? I co mają znaczyć te dziwne pytania?-zaskoczona i skołowana złotooka przejęła inicjatywę. Teraz to ona zaczęła wypytywać chłopaka.
-Jestem bogiem wojny, Yato.-ta wypowiedź byłaby normalna gdyby nie nietypowy sposób oznajmienia tego przez granatowowłosega. Blondyn od razu zauważył, że nie był tak zuchwały i pełen dumy jak zawsze. Powiedział to zbyt spokojnie jak na niego.
-Bogiem wojny?-powtórzyła króczowłosa wlepiając ciekawskie spojrzenie w granatowowłosego.
-Tak, a to mój święty oręż, Yukine.
-Słyszałam już o tym.-mruknęła przypominając sobie rozmowę z szatynką.-Byliście wtedy w alejce tak? Walczyliście z kimś i przecieliście lampę.
-Widziałaś nas?-w niebieskich oczach pojawiła się iskierka nadziei.
-Nie.
-To skąd wiesz?
-Ktoś mi powiedział. Dlaczego tu jesteście? Przecież nie musieliście przychodzić do mnie po tym wypadku.
-Chciałem zadać ci kilka pytań.
-Yato!-blondyn udeżył Boga w głowę.-Chcieliśmy wiedzieć jak się czujesz.
-Jest okej.-uśmiechnęła się łagodnie.
-Wracając do moich pytań masz kogoś nietypowego w rodzinie?
-Nie jestem pewna, nie znam mojej dalszej rodziny, a bliska chyba nie jest tym o kogo ci chodzi.
-Kim jest twój ojciec?
-Pijakiem, od kiedy pamiętam ma problem z alkoholem.
-A matka?
-Nie wiem. Umarła po urodzinach Asumy. Nie pamiętam jaka była gdy żyła, ojciec nigdy nie chciał gadać o niej. Po prostu rozpaczał.
-Umarła? Jesteś pewna?
-Tak. Co roku chodzę na jej pomnik, przecież gdyby żyła bym tego nie robiła.
-Zabierzesz nas tam?
-Teraz?
Pokiwał głową na tak, a ona lekko skołowana wstała z łóżka. Była ubrana w strój pacjenta. Na szczęście na poręczy łóżka leżała jej sukienka.
-Idę się przebrać.
Powiedziała i udała się do toalety. Myśl przechadzania się po cmentarzu w takim stroju pacjentki nie była kusząca. Gdy tylko się przebrała wyszła z toalety i usłyszała rozmowę chłopaków.
-O co ci chodzi? Wydajesz się dziwny, co ty tam widziałeś?!
Zero odpowiedzi. Postanowiła wejść.
-Chodźcie.
Wydał rozkaz granatowowłosy i ruszył przed siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top