Episode 2
Na piosenkę dam znać :)
Miłego czytania!
SOBOTA 14:34
Ciepłe popołudnie. Ładna pogoda. Ale szanujmy się, jest sobota. Wcześniej wspomniane popołudnie, czyli? Totalny relaks.
Siedziałem w salonie razem na kanapie z Narti, która pod kocem oglądała telewizor. Ja natomiast próbowałam się doszukać w telefonie wszelkich informacji na temat nowo poznanego kolegi. Chyba kolegi, jeżeli mogę tak go nazwać.
Miałem tylko i wyłącznie w zanadrzu jego imię, więc starałam się na FaceBook'u po tym go znaleźć. Jednak zabrzmiał dźwięk powiadomienia, który przerwał mi mojego poszukiwania. To Nyma, zaprosiła mnie do znajomych. Chwilę się zastanawiałem co zrobić. Trochę mnie już irytowała, ale koniec końców ją zaakceptowałem. A co miałem zrobić? Olać totalnie? Bez przesady.
Po krótkim gapieniu się w telefon Coran wszedł do salonu.
- Keith! Słońce moje! - Szedł w stronę kanapy i usiadł na środku niej.
- Co jest?
- Jestem niespokojny o jedną rzecz.. Oj wątpliwości mam do tego duże. - Mówił jakby dział się wokół niego armagedon, którego nie potrafi opanować. - Masz zamiar zapłacić mi zaległy czynsz?
Ah shit, here we go again...
- Wiem, wiem zalegam z tym. Czekam na przelew od ojca. Napisze do niego raz jeszcze. - Odpowiedziałem szybko bo z tym mam największy problem. Czynsz.
- Jasne pisz, a ja poczekam kolejne dwa tygodnie.
W czasie naszej rozmowy z telefonu Coran'a walały się powiadomienia, jedno za drugim.
- Trochę dużo tego.
- Nie zmieniaj tematu chłopcze - Odpowiedział mi. - Jednak co prawda to prawda, a wystarczyło tylko zdjęcie profilowe zmienić. - Uśmiechnął się sam do siebie sprawdzając komórkę.
- Nie chce wiedzieć jakie to zdjęcie.
- Zdjęcie zdjęciem ale...
- Ale co?
- No bo jeden mężczyzna oferuje mi loda bez chodzenia z nim.. Czyli to ja mam mu zrobić loda czy on mi? - Zapytał naprawdę poważnym tonem.
A ja modliłem się, aby to był sen. Oczywiście wszechświat mnie nienawidzi, a dowodem tego były kolejne zboczone pytania ze strony rudego przyjaciela. Nie chciałem go słuchać, nie gdzie pyta czy gejowskie jest ssanie...
Długo nie trwało a wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę pokoju.
- Keef, a ty gdzie uciekasz? - Zapytał Coran.
- Wybacz, ale mój weekend nie będzie polegał na oglądaniu nagich facetów. - Po tych słowach wyszedłem z salonu gdzie resztę dnia spędziłem w pokoju.
PONIEDZIAŁEK 08:53
Szedłem pierwszym korytarzem po szkole i natrafiłem na wspaniałą rzecz. Dziennik obecności. Dzięki temu cudeńku, będę mógł odnaleźć nazwisko Lance'a...
Czemu do cholery ja chce o nim wiedzieć coś więcej?! Jakoś tak ten chłopak wydaje mi się inny niż reszta. Widziałem go raz w życiu i raz z nim gadałem. Jednak to wystarczyło, aby pogłębić ciekawość.
Tak więc chwyciłem dziennik jakiejś drugiej klasy i z uśmiechem na twarzy, szukałem.
Jak to się mówi, głupi ma zawsze szczęście. I pod pięknym numerkiem sześć widniało upragnione przeze mnie imię wraz z nazwiskiem...
Lance McClain
Po przeczytaniu jakoś uśmiech mi się poszerzył, szybko jednak zniknął gdy ktoś za pleców się odezwał.
- To dziennik mojej klasy.
Odwróciłem się w stronę chłopaka, który stał obok mnie. Okazało się, że tym kimś był Kinkade.
- Co? - Z początku nie pojmowałem sytuacji. - Aaa no tak, sorry nie zauważyłem... Bosko wyglądaliście z Pidge.
- Słucham? - Zapytał ciemnoskóry chłopak.
- No w zeszły piątek? Byliście razem tak? Wyglądaliście razem wybitnie.
- Widziałeś nas?
- Nie.
- Pidge ci powiedziała?
- Nie... - Zamotałem się z jednoczesnym pozwoleniem na sprowadzenie siebie w kozi róg. - Wiesz co nieważne, kłamałem.
Klepnąłem go w ramię i się pożegnałem. Szybkim tempem ruszyłem przed siebie by uciec od tej żałosnej rozmowy. W dodatku, uciekłem z jego klasowym dziennikiem. W tle było słychać jego nawoływania. Nie ma mowy! Zrobiłem między zakrętami szybkie deja vu i zniknąłem z jego pola widzenia.
Gdy udało mi się znaleźć spokojne miejsce, zacząłem krążyć po Internecie z wyszukanym imieniem i nazwiskiem. Długo nie trwało, a napotkałem na projekt pod nazwą: ,,Launch Date". Na stronie znajdowało się jego zdjęcie oraz jakiś krótki opis, jednak bardziej zainteresowało mnie to co znajduje się jeszcze niżej. Filmik. Wyciągnąłem z torby słuchawki, a po podłączeniu do telefonu, włączyłem wcześniej wspomniane video.
- Więc, Lance co to jest za projekt? - Powiedział głos w tle.
Na filmiku był widoczny sam Latynos, nikt więcej.
- Projekt pod nazwą Launch Date, pokazuje nam historię dwóch bohaterów nad pewnym klifem. - Odpowiedział mu McClain.
- Kim są bohaterowie?
- Jeden to chłopak, a drugiego nie znamy. - Mówił cały czas uśmiechnięty chłopak.
- Co masz na myśli, mówiąc, że nie znamy?
- Może być to ktokolwiek. Dziewczyna, chłopak czy nawet kosmita. Głównie chodzi o to, że ten ,,nieznajomy". - Zrobił cudzysłów w powietrzu. - Ukrywa się całymi dniami, gdyż boi się światła. Gdy zapada noc wychodzi na klif, ponieważ tylko w tym miejscu, ciemność jest najbardziej wyrazista.
Ma bujną wyobraźnię.
- A nasz bohater-chłopak, zawsze za dnia przychodzi na ten sam klif, żeby podziwiać piękne widoki. I tego pewnego razu, gdy zachodziło słońce, spotkali się. Ustalili, że zawsze o tej porze, o zachodzie słońca będą się spotykać. Tak ze sobą rozmawiali i poznawali się. Z czasem jednak zakochali się w sobie-
- Co oglądasz?
I tak poznałem swój strach. Acxa. Przyglądała mi się znad ramienia. Poprzez pisk, odłożyłem i wyłączyłem telefon. Oczywiście, po drodze dało się usłyszeć ode mnie ciche: Ja pierdole.
Cichym i spokojnym miejscem okazała się klasa. Była cicha i spokojna bo przeszedłem do niej dobre dwadzieścia minut przed lekcją. Teraz może było dobre pięć minut przed jej rozpoczęciem.
Acxa zajęła miejsce obok mnie i kontynuowała.
- Taki niemiły, a prezent miałam ale ciebie. - Ściągła kurtkę i z kamienną miną mówiła. - A za bycie delikatnie ujmując, chujem, nie dostaniesz.
Nie obchodził mnie jej prezent. Chociaż interesowało mnie, co to było. Nie dopytywałem jednak o to, ale intrygowała mnie inna rzecz.
- Robicie jeszcze jakieś spotkania w świetlicy? - Zapytałem.
Ta wyciągając książkę z plecaka, zatrzymała się w połowie i spojrzała na mnie jak na debila. Kochana dziewczyna.
- Nagle temat świetlicy cię interesuje?
- Niee... Po prostu to całkiem spoko pomysł, i można by go rozwijać i tak.. No..
Fiołkowooka dziewczyna dalej patrzyła na mnie tym samym wzrokiem. Mimo wszystko, zmieniła wyraz twarzy na taki, który robił ze mnie większego kretyna.
- Będąc szczerym, to pierwsze spotkanie wyszło całkiem nieźle. - Powiedziałem, wymuszając sztuczny uśmiech.
- Nie uśmiechaj się jak padalec. - Zdecydowanie wie, kiedy kłamie. - Kolejne jest w środę, jak tak bardzo dupa cię parzy.
- Przyjdę.
W jej oczach pojawił się błysk, a buzia wykrzywiła się w delikatny uśmiech. A w jej kolejnych słowach, i u mnie nastąpił błysk.
- W porządku. Masz zatem swój zasłużony prezent. - W mniej niż sekundę, pod stołem wyciągnęła dłoń, a w niej trawkę.
Moją zgubę z ostatniej imprezy.
- Kurwa dziewczyno, kocham cię. - Odniosłem się do niej ciszej, ponieważ lekcja już chyba trwała. Chyba.
Sięgając po plecak na ławce i w szybkim tempie odbierając od niej towar, nauczycielka zwróciła nam uwagę. Czyli była już lekcja, ciekawe.
- Acxa, Keith! Co wy robicie? - Odezwała się starsza kobieta.
- Nic. - Odpowiedzieliśmy chórem.
- Tak? To co chowasz pod stołem? - Pytanie należało do przyjaciółki.
- Nic. Przeszukiwałam plecak.
Kobieta podeszła do nas i bacznie obserwowała dziewczynę.
- Acxa, myślisz że jestem głupia? Pokaż co tam masz.
I wtedy nastąpił cyrk. Chociaż.. Byłem zesrany, aż do momentu, w którym zadziorna baba pokazała nauczycielce tampony. Moje zdziwienie było niedopisania.
- Są to tampony, które Keith mi przyniósł.
- Okay, możesz je schować.
Ale cringe. Współczuje nauczycielce, bo proszę was. Acxa jest jedną z niewielu, która ubóstwia takie sytuacje.
- Dziękuje Pani bardzo, za upokorzenie.
- Nie przesadzaj. - W tej chwili, nauczycielka trafiła na tą dziewczynę, na którą nie powinna.
- Wcale nie przesadzam, ponieważ mam prawo do swojej prywatnej strefy życiowej.
Nauczycielka nic nie odpowiedziała, a słysząc jej głuchą ciszę, Acxa dopowiedziała: Dziękuje. Klasa popadła w śmiech, jednak pizganie było z nauczycielki, bo to ta zadziorna, pyskata dziewucha wygrała bitwę na zdania. W tle również słyszałem śmiech Hunk'a oraz Ezor. Również nie mogłem się powstrzymać, a przyjaciółka widząc mnie w takim stanie, także zaczęła się śmiać.
Ciekawa lekcja, z której dosłownie nic nie wyniosłem, poza jednym. Acxa to jebana mistrzyni.
ŚRODA 12:36
- Pidge, ankieta. - Powiedziała Allura.
- ,,Co ci się podoba? - Nic. Co ci się nie podoba? - Wszystko." Hmm. ,,Co chciałbyś tutaj znaleźć? - System dozowania piwa i Wi Fi''. - Pidge czytała pytania wraz z ich odpowiedziami.
- Wi Fi jest praktycznie we wszystkich ankietach. - Dopowiedziała Acxa.
- ,,Działalność kulturalna? - Zajebista impreza." ... ,,Czego od nas oczekujesz?-...". O nie kurwa, tego nie przeczytam. - Zaśmiała się mała okularnica i podała ankietę Ezor.
- Obrzydliwe fakt. - Ezor potwierdzając dodała. - Jak ankiety są anonimowe to ludziom odpierdala.
- Jest to bardzo niemiłe. - Wtrąciła Allura. - Zadajemy proste pytania, a dostajemy odpowiedzi jakby pisała to chmara dzieci. A cała większość jest o seksie.
Siedziałem sam jako chłopak wśród dziewczyn. Moich przyjaciółek. Jak obiecywałem, tak przyszedłem na spotkanie do świetlicy.
Nagle do Pidge zadzwonił telefon, jednak ta nie była zadowolona z tej sprawy. Zaczęła przeklinać i wyszła na korytarz, a my tylko jak te dzieci wcześniej wspomniane przez Allurę, śmialiśmy się. Śmiech jednak przerwała ankieta czytana przez Ezor.
- Allura, słuchaj tego. ,,Co ci się podoba? - Allura. Co ci się nie podoba? - Kiedy Allura na mnie nie patrzy".
Nie mogłem powstrzymać ponownego śmiechu. Tym bardziej wiem w stu procentach, czyja jest ta ankieta. Białowłosa jedynie próbowała mnie zabić wzrokiem.
- ,,Jakie są według ciebie zalety świetlicy? - Allura". Kurwa to jest złe. - Mówiła Ezor.
- Tajemniczy wielbiciel! - Krzyknęła siedząca obok mnie Acxa.
- Czekaj! - Przerwała jej ponownie dziewczyna w długiej kolorowej kitce. - To jeszcze nie koniec! ,,Czego od nas oczekujesz? - Żeby Allura do mnie zadzwoniła." A na dole typ zostawił numer.
- Pokaż tą ankietę. - Powiedziałam w jej stronę jeszcze w pół śmiechu.
- Ależ proszę.
Kiedy Ezor podawała mi ankietę, też trzymała ją głupawka. A ja chciałem sprawdzić tylko numer telefonu, żeby upewnić się do dwustu procent.
- Dziewczyny, to jest numer Lotora.
- Nie rozumiem go. - Odpowiedziała białowłosa. - Po co do mnie podbija.
Kusiło mnie powiedzieć, żeby zadzwoniła i sama się dowiedziała. To by było złe.
Chwile Allura żaliła się nam, jak to Lotor ślini się na jej widok, nawet jak patrzy na nią z metra. Chcą uciec od tego tematu, poprosiła Acxa o przeczytanie kolejnej ankiety.
- ,,Co ci się podoba? - Przestrzeń. Co ci się nie podoba? - Mural. Co chciałbyś tutaj znaleźć? Konsolę i duży ekran oraz Wi Fi. Działalność kulturalna? - Duża impreza. Czego od nas oczekujesz? - Tego, że zorganizujecie dużą imprezę."
- Dobra, czyli mural został już ósmy raz wspomniany... No i impreza. Impreza nie łączy się ze słowem kultura...
- Jak widzisz. - Odezwała się Ezor, która zarzuciła nogę na nogę. - Każdy prosi o imprezę. Jestem za.
Te słowa rozjuszyły biedną Allurę.
- Oj nie. Nie zajmujemy świetlicy po to, aby ją rozwalić. Keith. - Spojrzała na mnie twardo. - Przeczytaj kolejną.
Wychyliłem się po kartkę i zacząłem przejeżdżać wzrokiem po literkach.
- Okay... ,,Co ci się podoba? - Projekt przytulnej świetlicy. Co ci się nie podoba? - Mural. Co chciałbyś tutaj znaleźć? - Automat z jedzeniem. Działalność kulturalna? - Dzień nudystów co miesiąc."
- Tragedia. - Powiedziała wykończona Allura. Było widać zmęczenie. Oparła się o krzesło i dodała. - Nie jestem w stanie słuchać kolejnych odpowiedzi.
- Ej ale to było poważne! - Oburzyła się Ezor. - To była moja propozycja.
Ciekawie się robiło, doprawdy.
- Czekaj, czekaj.. To jest twoja odpowiedź? - Zapytała z niedowierzaniem Acxa.
- Oczywiście. - Zarzuciła opadającą na ramię kitką, która wylądowała na plechach. - Dla przyjemności oczu. Nagie ciała kobiet i mężczyzn jednego dnia, każdego miesiąca! Zajebioza.
Ciszę skrępowania przerwała żegnająca się przez telefon Pidge.
- Tak, tak. Pa, pa!
- Kto to był? - Zapytała Ezor?
- Kinkade. - Odpowiedziała najniższa. - Trochę głupio bo każdemu powiedziałam, że ze sobą chodzimy.
- A chodzicie? - Zapytała Acxa.
- Nie. Całowaliśmy się na imprezie, ale do niczego nie doszło.
Szczerze mówiąc, nie angażowałem się aktualnie w rozmowie, i kontem oka zauważyłem znaną mi sylwetkę, która wychodziła ze szkoły. Automatycznie coś w środku mi się włączyło.
- Dobra dziewczyny, ja muszę już iść.
Wstałem i odłożyłem trzymane przeze mnie ankiety. Towarzyszki spojrzały na mnie ze znakiem zapytania i powiedziały krótkie: Pa.
Zabierając kurtkę, plecak i kierując się ku drzwi wyjściowych ze świetlicy słyszałem mówiącą Allurę: No to kolejne ankiety.
Biedulka, współczuje jej.
Wychodząc ze szkoły, szukałem gdzie mogła się znajdować postać, którą szukałem.. Jednak parę osób przeszkodziły mi.
- Wychodzisz kiedykolwiek z tej świetlicy? - Zapytał z uśmiechem Shiro.
- Tak, a co? - Odpowiedziałem pytaniem, bo chyba wyszedłem na debila.
- No wiesz, dużo czasu tam spędzasz.. Z dziewczynami. - Dokończył najstarszy z nas chłopak.
- Widziałeś się dzisiaj z nimi?! - Nagle ożywił się Lotor? - Allura mówiła coś o mnie?
- Czy coś mówiła.. Nie... Nie wiem. - Odpowiadałem byle co.
Starałem się odszukać osoby, która musiała się gdzieś błąkać po placu przed szkołą. Tak szybko by chyba nie uciekł... Prawda? Eh, nieważne.
Shiro wraz z Hunk'iem jeszcze nabijali się z Lotora i tego, że Allura nie wiem o jego istnieniu. Do czasu, aż za moimi plecami pojawiła się Romelle.
- Cześć Keith. - Powiedziała uradowana.
Ciekawe czym.
- Cześć.
- Co robisz w piątek wieczór? Bo organizujemy imprezę u Marii. Nie jest to wielka parapetówka, taka trochę prywatna. No i rzecz jasna, możecie wszysy przyjść.
Irytuje mnie ta dziewczyna. Naprawdę.
Nie dała mi nawet odpowiedzieć na pytanie, a dalej pierdole jak taka katarynka. Matko Boska..
- Tylko, że jest problem bo w piątek mamy imprezę...
- Nie, nie, nie. - Przerwał mi Hunk. - Nic w piątek nie mamy. Przyjdziemy i fajnie będzie. Weźmiemy piwo.
- To super. Później wam wyślę adres. To do piątku.
I wszystko chuj strzelił.
- Jeju, Keith jaki jest znowu problem? - Powiedział Shiro.
- Jaki problem? - Zapytałem od niechcenia.
- Chcesz, abyśmy zostali prawiczkami do końca życia?
- Ludzie, widziałem się z Romelle tylko trzy razy, a ta się do mnie przykleiła. To mnie aż stresuje.
Miałem serdecznie dość. Coś się jeszcze mnie uczepili, ale olałem totalnie.
Przez to głupie zamieszanie straciłem kompletnie szansę na odnalezienie Lance'a.
ŚRODA 21:31
Siedziałem samotnie w pokoju. Jak najbardziej mi to odpowiadało. Chciałem dokończyć coś, co zostało mi przerwane z rana.
- A to jest animacja projektu Launch Date. Mam nadzieje, że dzięki niej, dołączcie się do projektu. - Powiedział z mojego laptopa Latynos.
Siedziałem na łóżku i wpatrywałem się w ekran urządzenia jak zaczarowany. Odpaliłem załączoną animację.
Przedstawia ona mężczyznę, który to kieruje się w stronę klifu. Na wspomnianym miejscu, czekała na niego istota, która nie została określona. Z nieba zaczął padać deszcz. Bohaterowie zbliżyli się do siebie i złapali za ręce. Długo nie trwało, a złączyli swoje usta w pocałunku. Krótko po stykali się czołami.
- Mam nadzieję, że wam się podobało. - Lance. - Jeżeli tak, to zapraszam. Dołączcie do projektu.
Gapiłem się bez namysłu jeszcze w laptop, po czym go po prostu zamknąłem. Zrobiło mi się dziwnie przyjemnie w środku, jednak nie byłem przekonany sam do siebie. Byłem zmieszany.
Sięgnąłem po telefon i wszedłem w App Store i pobrałem jakiś chat dla gejów. Ja nie miałem pojęcia co robię, ale chciałem tak jakby się sprawdzić? Nie umiem się z tego usprawiedliwić.
Po pobraniu przeglądałem profile. Każde jak leci, wszystkie po drodze pomijałem.
Niestety trafiłem na konto Coran'a.. i to jego zdjęcie profilowe. Jakaś część penisa była widoczna. Zniechęciłem się od razu i rzuciłem telefonem w łóżko.
Ten dzień nie dość, że męczący to popierdolony.
PIĄTEK 16:07
Chłodne popołudnie po lekcjach. Razem z chłopakami szliśmy przed chodnik i gadaliśmy o wszystkim co możliwe. Nagle natknął się temat dzisiejszego wieczoru.
Lotor pewny się, ma zamiar zagadywać Marię całą noc. Ciekawe.
- Lotor, Lotorku, przyjacielu mój. Jeżeli napiszesz do dziewczyny ,,tatuś", to na stówę zostaniesz prawiczkiem na wieki. - Wyprowadziłem go z jego monologu.
Wysoki chłopak, o długich białych włosach, związanych w kitkę. Zaczął majaczyć, że co to niby ma znaczyć. Później Shiro zaczął, że musi wybrać między Allurą a Marią, to ten się oburzył, że nie ma czasu na wybieranki.
No banda jełopów, których uwielbiam.
- Keith, pamiętaj o trawce na wieczór. - Odezwał się Hunk.
- Dobra, dobra.
- A kto stawia piwo? - Zapytał ponownie grubszy przyjaciel.
- Jak to kto? Pan Keith Kogane. - Powiedział Shiro.
- Co? Czemu ja?
- U Pidge ja płaciłem. - Shiro.
- Jak byliśmy w parku, to ja stawiałem. - Skierował na siebie kciuki Lotor. - Więc teraz twoja kolej Keef.
W matematykę zaczęli się bawić, super. I to przezwisko: Keef. Rzygam.
Po kilku minutowym przekomarzaniu się, zatrzymałem się przy przystanku autobusowym, a chłopaki szli dalej przed siebie.
Czekając na autobus, napisałem do taty SMS, prosząc o przelew na czynsz i jedzenie. Jeżeli chodzi o pieniądze to jest u mnie naprawdę krucho. Namyślnie napisałem też do Coran'a. Również prosząc o pieniądze. Było mi naprawdę głupio, tym bardziej, że zalegam u niego. Dlatego, żeby było sprawiedliwie, dopisałem, iż pieniądze na czynsz są już w drodze.
Tak oto siedziałem na przystanku w kompletnej ciszy... Do czasu, aż pewien chłopak nie usiadł obok mnie i przyglądał się mi. Odskoczyłem trochę.
- Ja pierdole, ale mnie przestraszyłeś. - Powiedziałem.
- Heh, przepraszam. Nie chciałem. - Odpowiedział szczęśliwy Lance.
Po jego odpowiedzi była cisza. Bardzo niezręczna dla mnie cisza.
- Wracasz do domu? - Zapytałem jak ostatni debil.
- No dalej, zapytaj mnie o coś osobistego.
Byłem w kropce, z jednej strony ciekawiło mnie tyle rzeczy w nim. Ale z drugiej byłem zbyt skołowany, żeby pytać o osobiste pytania.
- Spokojnie, Keith. Żartowałem.
Odpowiedziałem mu krótkim śmiechem. Latynos wciąż się uśmiechał i żartował z byle czego. Było to zadziwiające. Mało co spotykam ludzi takich jak on.
W między czasie, otrzymałem SMS'a zwrotnego od Coran'a.
Shit.
Pracuje, więc nie ma go w domu, więc nie da rady mi pożyczyć.
- Masz z czymś problem?
Aniele, skądś ty się znalazł obok mnie i wiesz tak wiele?
- Muszę kupić piwa na imprezę, ale nie chce po raz kolejny pożyczać pieniędzy.
- Mogę jakoś pomóc? - Zapytał niebieskooki.
- Nie chce pożyczać pieniędzy.
- Pieniędzy? Ja nie posiadam takich rzeczy. Natomiast piwa? Piwa to mam nadmiar. Możemy się przejść do mnie jeśli chcesz.
- Na pewno? - Zapytałem z niepewnością. Nie jestem pewien czy powinienem.
- Ah, nie zgadnę. Myślisz, czy to aby na miejscu?
Uśmiechnąłem się. Ale nie wiem czemu. Nic mu nie odpowiedziałem, a na szczęście przyjechał autobus. Lance wstał i popędzał mnie, abym się ruszył.
Drzwi pojazdu się otworzyły i pełen radości Latynos przywitał się z kierowcą.
PIĄTEK 17:12
Jakimś cudem trafiłem do niego.
Po wyjściu z autobusu, szedłem tuż obok niego i jakoś pokierował mną, aż do jego mieszkania.
- Rozgość się.
Ja na to tylko kiwnąłem głową i ruszyłem w stronę otwartych drzwi, które raczej prowadziły do jego pokoju. Jeszcze w kurtce i z plecakiem rozglądałem się po pokoju i na ścianach pełno było przyczepionych kartek, a na nich narysowane obrazki. Same przeróżne zwierzęta. Najczęściej był to szop.
Słysząc ciężkie kroki, wróciłem spojrzeniem w drzwi, a w nich ukazał mi się nastolatek z...
- Jasne, dajesz mi całą skrzynkę piwa.
- Mówiłem, że mam tego dużo.
Zadziwiający chłopak, doprawdy.
- Chcesz się jedno napić, zanim wyjdziesz?
- Pewnie.
Było to pytanie, które mi trochę zamieszało w głowie. Po co miałbym zostawać? Praktycznie nie znam tego człowieka, ale przy nim jakoś lepiej się czuje. Pewnie przez to, co czuje w środku, zgodziłem się zostać.
Rozebrałem się z kurtki i odebrałem otwarte piwo od znajomego. Razem spojrzeliśmy na ścianę pełną rysunków.
- Ty je narysowałeś? - Zapytałem zaciekawiony.
- Tak, ja. W sumie dawno temu. Teraz o wiele lepiej siebie rysuje.
- Siebie? - Niedowierzałem temu co słyszę. - Czekaj, czyli co? To jesteś ty na tych rysunkach?
- Dokładnie. W środku, w duszy czuje się jako szop pracz. Plus! One noszą maski. - Zaśmiał się.
- Okay, rozumiem. - Odwzajemniłem delikatny śmiech. - A mnie? Jakbyś miał mnie narysować. To kim według ciebie bym był?
Ten spojrzał na mnie i przez chwilę spoglądaliśmy sobie w oczy. Naprawdę miłe uczucie.
- Nie wiem. - Upił łyk piwa.
Zaskakująca odpowiedź.. Dziękuje.
- Musiałbym pomyśleć.
Było mi smutno, że nie wiedział, jednak ucieszył mnie fakt, że mógłby się zastanowić nad tym. Pytanie tylko czy to zrobi..
- Ah, trochę mi głupio bo skończyły mi się papierosy. Nie mam czym cię poczęstować.
- To teraz ja stawiam, za piwa. - Wyciągnąłem z kieszeni trawkę.
- Bez jaj! Nie żartujesz?
- Nie śmiałbym.
PIĄTEK 18:53
Już po paru piwach i trawce, czułem delikatne kłucia w żyłach. Nie byłem wstawiony, ale czułem co we mnie krąży.
Razem z Lance'm przegadałem tą godzinę, może dwie. Było przyjemnie. Gadaliśmy o wszystkim co natrafiło na temat rozmowy. Czy od sytuacji moich na imprezie, czy to co się dzieje w szkole. Chociaż to ja więcej opowiadywałem, niż on. Był lekko zamknięty w sobie. Jednak nie naciskałem na niego. Jeśli nie chciał, to nie. Koniec kropka.
Rozmawiając, Lance nagle wstał i zaczął coś grzebać po pokoju, więc wykorzystując chwilę, chwyciłem telefon.
Wiadomości SMS
From Romelle
18:02 - Hej! Impreza jest o 19, ulica Galaxy Garisson.
18:20 - Jesteśmy już wszyscy, tylko na ciebie czekamy...
18:32 - Nic się nie stało, jak nie masz alkoholu.
Natrętne babsko.
To Romelle
- Przepraszam, ale oni mówią, że nie mają ochoty. Spróbuje ich jakoś namówić.
From Shiro
18:05 - Masz piwa?
18:33 - Synek, odpisz lepiej.
18:54 - Co jest?! Wystawiasz nas!?
Szlag by to. Ukradkiem spojrzałem na Latynosa. Okazało się, że przeszukuje starodawne płyty. Pewnie szuka idealnej piosenki... Byłem w dupie.
To Shiro
- Nic mi nie napisała. Chyba jednak nie ma imprezy.
Po odpisaniu, akurat wyższy chłopak machał do mnie z płytą. Uśmiechnął się i oczywiście zrobiłem to samo.
- Puszczasz Chopina? - Spojrzał na mnie z byka. - Dobra, to może jazz?
- Jasne, wyglądam ci na jazz?
- Okay, ty wybierasz muzykę. Czyń honory.
Lance wrócił do płyty, po czym odpaliła się... Nie wiem co to jest. Metal? Połączony z muzyką z imprez oraz... Nie, wole nie zgadywać. Było to dziwne i moje zdezorientowanie zapewne było widoczne. Ten się przy tym bawił wyśmienicie. Skakał i śmiał się od ucha to ucha. A ja siedziałem jak kołek.
- Podoba ci się?
Pytanie, którego się obawiałem.
- Fajne jest.
Żałosna sytuacja z mojej perspektywy.
Ten znowu wyszczerzył zęby i ściszył muzykę. Dość często się uśmiecha. Naprawdę, rzadko spotykane.
Usiadł naprzeciwko mnie i zaczęliśmy dyskusję na temat gustów muzyki i piosenek. Oburzył się, że jest niby staromodny.
Po dłuższym upływie puszczanej melodii, zaczęło mnie to wciągać. Mogę przysiąść, że to ze względu na alkohol... Albo ze względu na niego..
PIĄTEK 19:34
Teraz można stwierdzić, że nas obydwóch rozluźniało. Dalej specjalnie nie byłem stawiony, ale przed zadymiony pokój trawką. No niestety.
- Kuźwa, muszę iść zmienić płytę. - Odezwał się, jarając jointa.
- Nie chce ci się wstać?
- Nie chce mi się wstać.
Siedzieliśmy tym razem na kanapie, totalnie rozkojarzeni co się wokół dzieje.
Jednak to ja wstałem i wyciągnąłem płytę. Po drodze, rzuciło mi się w oczy pianino. Odłożyłem płytę i odsunąłem klawisze. Nacisnąłem parę by sprawdzić czy jest włączone.
- Umiesz grać? - Zapytałem.
Ten jedynie wzruszył ramionami. Dużo mi to mówi.
- Mogę spróbować?
- Mhmm, jasne.
Usiadłem na małe krzesełko i zacząłem zabawę klawiszami.
- Mam też trójkąt, jeśli chcesz.
Odwróciłem się w jego stronę i zaśmialiśmy się w tym samym momencie. Jednak wróciłem do grania.
Umiem grać na pianinie. Lubię ten rodzaj relaksu. Odpręża i pozwala na ucieczkę przed problemami.
(Można włączyć muzyczkę na górze :3)
Bawiąc się i zapraszając moje palce do tańca, zacząłem grać pewną piosenkę. Wybrałem ją celowo? Przypadkowo? Pierwsza przyszła mi na myśl? Nie mam pojęcia, po prostu zacząłem ją odtwarzać.
W momencie grania spojrzałem za siebie. Oczywiście dalej grając. Widziałem w jako oczach blask, zaskoczenie i podziw. Uśmiechnął się do mnie, po raz kolejny. Odwróciłem się i grałem dalej. Z wielkim uśmiechem na twarzy.
Skończyłem grać. Powoli odwracałem się w jego kierunku i spojrzałem mu w oczy. Nie minęła minuta, a zaczął mówić.
- To było niesamowite.
- Cóż, nie były to Stars Warsy, ale... - Zamilkłem. Nie wiedziałem w sumie co powiedzieć. Zagrałem właściwie przed nieznajomym piosenkę pod tytułem ,,I Love You"... Kretyn ze mnie...
- Jesteś zaskakujący. - Powiedział z delikatnym uśmiechem. - Sam lubię zaskakiwać.
Miła atmosfera, została przerwana przez SMS w jego telefonie. Po jego przeczytanie, stwierdził fakty, który mnie zasmucił.
- Ja pizgam.. Muszę iść. Zapomniałem, że miałem spotkanie wieczorem.
- Ja też muszę iść na imprezę. - Powiedziałem to neutralne, ale w środku odczuwałem ogrom smutku. Naprawdę szkoda.
Po ubraniu się w kurtkę i zabraniu rzeczy, poszedłem w stronę wyjścia.
- Naprawdę mi głupio, że muszę cię wypraszać, ale ten czas tak szybko zleciał. Przynajmniej fajnie było.
- Jasne. - Odpowiedziałem krótko.
- Powinniśmy to powtórzyć. Jeśli będziesz chciał. - Powiedział stojąc w drzwiach, Lance.
- Oczywiście i dzięki za piwa.
Chciałem ruszyć ku wyjściu na zewnątrz, ale ten mnie zatrzymał. Serce mi chyba stanęło. Zatrzymał mnie, by poprawić mi kosmyk włosów. Gdy jego dłoń wróciła do poprzedniej pozy, pożegnał się uradowany i zamknął drzwi. Nie wiem co to miało być, ale podziałało rumieńcem i radochą.
Gdy szedłem w stronę domu, spojrzałem na wiadomości. Kolejny shit.
Wiadomości SMS
From Romelle
19:42 - Jeju. Informuj mnie na bieżąco!
19:45 - Więc, jak wygląda sytuacja?
19:47 - Opiszesz?
19:50 - Pierdol się Keith.
From Shiro
19:54 - Czemu kłamiesz?
I na dokładkę snap od Romelle. Gdzie jest napisane: Men are trash.
Ah, miło...
Żeby bardziej zajebać sobie wieczór, odruchowo się odwróciłem. I on tam był. Faktycznie miał spotkanie. Lance tam stał z dziewczyną. Pocałował ją i ruszyli przed siebie w przeciwnym kierunku.
Coś w tym jest... Czuje się jak śmieć.
____
Dzień dobry/Dobry wieczór! Rozdział miał być wczoraj, ale aktualnie jest 00:40, więc jak dla mnie styknie.
Ah od rana to piszę i to, aż wstyd, że tak długo mi to zajęło. Nie mogłam zebrać weny, przepraszam. Też nie podoba mi się ten rozdział. Jakoś tak wydaje mi się, że nie wyszedł :/
Piękne wykonanie Pana Axel'a Auriant'a, aktora grającego Lucasa. Piosenka to: RIOPY - I Love You. Chłopak ma talent, nie da się ukryć!
No nic. Jednak mam nadzieje, że coś się tam Wam podobało i będziecie czekać na kolejne odcinki/rozdziały :)
Dziękuje za uwagę!
Pozdrawiam,
Sara ♥
P.S. Jak zwykle przepraszam, jeżeli pojawiły się błędy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top