sushi | P chris

 onsdag 5.10.15 kl 7.42

Weszłam do szkoły zapatrzona w wyświetlacz telefonu. Zgubiłam się na instagramie tak bardzo, że dotarłam do zdjęć pierwszoroczniaczek z mojej szkoły w samej bieliźnie. Pośpiesznie stamtąd wyszłam, wrzucając telefon do torby. Zanim otworzyłam szkolną szafkę, powtórzyłam w głowie jeszcze kilka angielskich słówek na sprawdzian. Całkowicie ignorowałam otaczającą rzeczywistość, dlatego gdy podszedł do mnie Chris, i wykrzyknął do mojego ucha głośne powitanie, podskoczyłam z przerażenia.

- O boże! - krzyknęłam, kładąc rękę na piersi.

- Ej, wiem, że jestem cudowny, ale żeby od razu "boże". - Uśmiechnął się, opierając głowę o szafki. Westchnęłam, co miało dać mu do zrozumienia, że jego tekst był niezwykle żałosny. Brunet świdrował mnie wzrokiem gdy wyciągałam z szafki niezbędne książki, a ja próbowałam za wszelką cenę skupić się na wykonywanej czynności byleby tylko nie wpaść w piękno jego oczu.

- Jejku, czego chcesz, Chris? Zgubiłeś przyjaciół? - Westchnęłam w końcu, zamykając szafkę i stając naprzeciw niego. Próbowałam zbudować postawą obraz twardej i niezależnie siedemnastolatki, której daleko do zakochania się w typowym zachowaniu bruneta.

- Chciałem tylko zapytać czy idziesz na imprezę do Williama w piątek - oznajmił, chociaż brzmiało to tak jakby znał już odpowiedź. - I dlaczego nie chcesz iść? - To już zaakcentował jak pytanie, na co ja wywróciłam oczami, wypuszczając głośno powietrze nosem.

- Chris, daj spokój, nie moje klimaty. W piątek w telewizji jest maraton "Przyjaciół", nie mogę tego ominąć - powiedziałam niezwykle poważnie, wiedząc, że zaraz zostanę zasypana toną kontrargumentów ze strony osiemnastolatka. Na wszystkie byłam gotowa odpowiedzieć, ale na całe szczęście podeszła do nas moja znajoma z klasy informując, że zmienili nam salę zajęć i muszę iść do innego skrzydła.

- Jak zmienisz zdanie to pamiętaj, że jesteś mile widziana! - krzyknął mi Chris na odchodne, na co ja tylko machnęłam mu ręką. Prędzej wyrzucę wszystkie moje płyty OneRepublic niż pojawię się na imprezie jednego z The Penetrators.


fredag 7.10.15 kl 20.30

Leżałam pod dwoma grubymi kocami, skupiając swoją całą uwagę na reklamie pasty do zębów, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zignorowałam go. Ja gości nie oczekiwałam, a rodzice wyszli do teatru, co mogło oznaczać, że do drzwi nie dobija się nikt na tyle ważny by dla niego wyjść z kokonu przyjemności. Ktoś był jednak szaleńczo uparty, i pomimo długo trwającej ignorancji z mojej strony, nie zaprzestawał dzwonić. Podniosłam więc w końcu tyłek z kanapy kierując się do drzwi.

- Słucham? - zapytałam oschle, otwierając drzwi.

- Zawsze tak miło witasz ludzi przynoszących ci jedzenie? - Ujrzałam twarz Chrisa, uśmiechniętego w sposób jaki sprawia mięknienie kolan w stopniu zaawansowanym. Nie czekając na zaproszenie wszedł do środka, wymijając mnie z wielkim plastikowym naczyniem w ręku.

- Nie powinieneś właśnie zaliczyć panienek na imprezie? - dopytałam, zamykając za nim drzwi i kierując się do kuchni. Przechodząc obok lustra w przedsionku zdałam sobie sprawę, że wyglądam żałośnie w za dużym swetrze i włosach związanych w nic, co można do czegoś porównać. Próbowałam je szybko poprawić, ale uparte kosmyki dalej uciekały spod bacznych oczu gumki. Stwierdziłam więc, że nie warto poświęcać temu uwagi, a Chris i tak tego nie dostrzeże. On zwraca uwagę tylko na siebie.

- Impreza odwołania, William zachorował czy coś takiego. - Wyjaśnił od niechcenia, wyciągając z naczynia mniejsze pojemniki pełne sushi. Chwilę przyglądałam się jego seksownym dłonią, po czym wyjęłam dwa talerze, licząc po cichu na to, że nie zaprosił nikogo innego i nie spadnie mi na głowę grupa jego dziwnych znajomych.

- I postanowiłeś być na tyle żałosny by spędzić ten wieczór ze mną? - zapytałam, kładąc przed nim talerze. Ten nawet na mnie nie patrząc przerzucił jedzenie na talerze, kładąc przy nich pałeczki. Tylko na moment podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się szelmowsko.

- Właśnie tak. Żałosny wieczór, pełen żałosnego jedzenia u boku żałosnej dziewczyny. - Cmoknął w moją stronę, co by nadać wypowiedzi jeszcze bardziej sarkastycznego tonu. Nie mogę kłamać, że mnie to nie rozbawiło. Zaśmiałam się w głos, dając mu tą satysfakcję doprowadzenia mnie do śmiechu. Punkt dla niego. - To co oglądamy? Jestem gotowy na denne komedie romantyczne - oznajmił ochoczo, biorąc do rąk dwa talerze i skierował się do salonu. Przerażało mnie, że był tu wcześniej zaledwie dwa razy, a doskonale wiedział gdzie iść. Ja czasami sama się tu gubię, a co dopiero u kogoś w domu. Były jednak plusy faktu, że to on prowadził - idąc za nim mogłam patrzeć na jego genialną pupę. Oczywiście nigdy mu tego nie powiem. W sferze werbalnej jest dla mnie obrzydliwy i żałosny. To co myślę to zupełnie inna sprawa.

Usiedliśmy na kanapie, chwilę kłóciliśmy się o koce, ale w końcu ustaliliśmy, że przykryjemy się dwom naraz. Zanim zaczął się kolejny odcinek "Przyjaciół" musiałam przeprowadzić dla Chrisa szybki kurs trzymania pałeczek, bo jak się okazało zdecydował się na sushi tylko dlatego, że ja je lubię. On nigdy w życie nie miał surowej ryby w buzi. Śmiałam się z jego niezdarności do tego stopnia, że zaczął mnie boleć brzuch, a z oczu pociekły łzy. Po kilku minutach po prostu zrezygnował i poszedł do kuchni po widelec. W tym czasie na ekranie pojawiła się czołówka serialu. Przygasiłam światło i zajadałam się posiłkiem.

Po zjedzeniu sushi i całych dwóch odcinkach, Chris zaczął ziewać i szukać sobie wygodniej pozycji na kanapie.

- Możesz przestać się kręcić? - zapytałam z karcącym wzrokiem.

- Łatwo ci powiedzieć, zawinęłaś nogi jak syrenka i myślisz, że jesteś fajna - powiedział, wstając z kanapy i bacznie się jej przyglądając. - Wstań - rozkazał mi.

- Nie - odpowiedziałam oschle, dalej ignorując jego problem.

- Wstań.

- Chris, to mój dom i moja kanapa. I jest mi wygodnie.

- No weź, będzie ci jeszcze wygodniej, zaufaj mi. - Spojrzał na mnie kocim wzorkiem, na co ja wywróciłam oczami i z wielkim żalem stanęłam na nogi. W tym momencie Chris rzucił się na kanapę, rozkładając się po całej jej długości.

- Chyba sobie żartujesz, pajacu? - skomentowałam jego żałosne zachowanie, stając nad nim z założonymi rękoma i oczekując, że to naprawdę nieśmieszny żart. Ten jednak nic sobie z tego nie zrobił, ignorując mój komentarz. - Chris, ogarnij się. - Uderzyłam go w czoło otwartą dłonią. On złapał mnie za nadgarstek i mocno pociągnął. Zgięłam się w pół, tak, że nasze twarze spotkały się zaledwie kilka centymetrów do siebie. Dosłownie nanosekundę patrzyłam w jego brązowe tęczówki, po czym uciekłam wzrokiem w stronę telewizora. - O, moja ulubiona scena, posuń dupę, chcę to obejrzeć - oznajmiłam ostro, wyrywając dłoń z uścisku i siadając na jego łydkach. Zmusiło go to do podkulenia nóg, a w dłuższym obrachunku do powrotu do pozycji siedzącej.

- Muszę do łazienki - powiedział po dłuższej chwili, którą spędziliśmy w całkowitej ciszy. Trochę nieprzyjemniej, co mnie martwiło. Chciałam wytłumaczyć Chrisowi gdzie jest łazienka, na co on machnął ręką twierdząc, że wie gdzie iść. Umilkłam więc, czując nieprzyjemny dreszcz ze względu na jego zimny ton. Zaledwie po minucie od jego wyjścia jego telefon leżący na kanapie wydał z siebie ciche gwizdanie. Po chwili zagwizdał tak jeszcze kilka razy, co mogło oznaczać jakiś smsowy spam. Próbowałam powstrzymać ciekawość, ale kątem oka widziałam, że wiadomości wyświetlają się na ekranie blokady. Rzuciłam na telefon wzrokiem. Sms od Williama: "Stary, gdzie ty jesteś? Tyle dobrych laseczek tu jest" kolejne brzmiące zadziwiająco podobnie, dające mi wyraźnie do zrozumienia, że impreza wcale nie została odwołana. Chris po prostu na nią nie poszedł. Usłyszałam jego kroki, na co zareagowałam szybkim odwróceniem głowy i poczułam jak na policzkach pojawiają się lekkie rumieńce.

Brunet usiadł i wziął telefon do ręki, usunął powiadomienia i odłożył telefon. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc na niego kątem oka. Zrobiło mi się ciepło na sercu, a w żołądku poczułam przyjemne uczucie rozlewające się po całym ciele. Nie chciałam wierzyć, że Chris naprawdę olał dla mnie imprezę. DLA MNIE. Przecież to typ chłopaka, któremu nie zależy na niczym innym prócz samego siebie.

Działając pod wpływem chwili, ziewnęłam teatralnie i kręcą chwilę pupą na kanapie, co by zaakcentować, że jest mi niewygodnie, położyłam głowę na kolanach Chrisa. Nogi podkuliłam, przykrywając je kocem.

- Chyba sobie żartujesz? - Sparodiował mój ton sprzed kilkudziesięciu minut z szerokim uśmiechem. Zjechał ręką po moim ramieniu prosto na moje wcięcie w talii i zaczął łaskotać. Pisnęłam, próbując zrzucić z siebie jego dłoń. Niestety był silniejszy i musiałam wstać. Włosy weszły mi na twarz, sweter podwinął się i widać było mi brzuch, na czym swoją uwagę skupił Chris. Zawstydziło mnie to, więc szybko poprawiałam ciuch, odgarniając przeszkadzające pasma włosów z twarzy.

- Musimy iść na kompromis. - Zarządziłam, chwytając się pod boki. Budowanie postawy twardej i niezależnej, cała ja. Brunet patrzył na mnie świdrującym wzrokiem, co sprawiło, że ciężej było mi wymyślić cokolwiek.

- Po prostu się połóżmy - powiedział, kładąc się na boku, przysuwając się maksymalnie do oparcia kanapy. Poklepał miejsce przed nim, puszczając mi oczko.

- Żałosne, Chris - skomentował, ale położyłam się przed nim, czując bliskość jego ciała. - Następnym razem jak odwołają wam imprezę, zostań we własnym domu. - Dodałam, akcentując fragment o dowołaniu imprezy. Brunet się rozluźnił, co sprawiło, że nasze ciała jeszcze bardziej się ze sobą stykały. Rękę przerzucił przeze mnie, opierając ją na moim boku. Nie sądziłam, że to może być tak przyjemne. Jego zapach, ciężar ręki, oddech na mojej szyi. Nie pamiętam nawet kiedy zasnęłam, czując jak Chris naciąga na nas koce, a pod głowę kładzie mi swoją drugą rękę. Ostatnie, co pamiętam to śmiech Rachel w telewizji.


mandag 10.10.15 kl 10.15

  Od kiedy Chris po sobotnim śniadaniu wyszedł z mojego domu nie rozmawialiśmy ze sobą. Niby do niczego między nami nie doszło, ale obydwoje wiedzieliśmy, że przekroczyliśmy pewną niewidzialną granicę naszej znajomości. Teraz było między nami coś więcej i pomimo obustronnego starania by jednak tak nie było, zaczynało nam na sobie zależeć.   

Przez dłuższą część dnia w szkole nie minęliśmy się na korytarzu, przyszło jednak do długiej przerwy, gdy to zawsze trafiamy na siebie podczas posiłku. Już po wejściu do szkolnej stołówki mój wzrok padł na grupkę jego przyjaciół. Przeszłam inną drogą niż zwykle, by nie spotkać się wzrokiem z żadnym z nich. Na całe szczęście Chrisa nie było wśród nich. Na całe nieszczęście jedyny stolik przy którym mogłam usiąść był obok ich stolika.

- Nie mogłaś zająć lepszego miejsca? - zapytałam blondynki, siadając obok niej. Moja przyjaciółka z reguły miała najgorsze wyczucie na świecie.

- Co, nie będziesz mogła się skupić na jedzeniu przez seksownego Chrisa? - Poruszyła zabawnie brwiami wrzucając na twarz najbardziej żałosny uśmiech na świecie. Uderzyłam ją w ramie, zabierając spod jej nosa jabłkowy sok, którego od razu się napiłam. Siedziałam plecami do drzwi wejściowych, dlatego też, dopiero gdy jeden z The Penetrators krzyknął głośne "Siemanko Chris" zrozumiałam, że brunet właśnie uraczył wszystkich swoją obecnością.

- Stary, gdzie cię wcięło? - zapytał chyba William z ledwie wyczuwalnym przejęciem w głosie.

- Właśnie, ziomek, tylko jedna wiadomość od piątku. - Dodał drugi, którego nie kojarzyłam z głosu. - Musiałeś wyrwać naprawdę dobrą laskę. Ominęła cię mega impreza. - Ciągnął dalej, co chwilę parskając śmiechem i oznajmiając to wszystko wyjątkowo głośno.

- Sorry, ludzie. - Wreszcie spokojny głos Chrisa, który spowodował, że moje serce lekko przyśpieszyło swoje bicie. - W piątek rodzice wymyśli sobie tripa w rodzinne strony, następnym razem wyskoczę z samochodu jak mi każą tam jechać. - Cała grupa parsknęła śmiechem, a najgłośniej chyba ja, co nie umknęło uwadze mojej towarzyszce.

- A tobie co? - zapytała, rzucając mi pytające spojrzenie.

- Nic, nic. - Machnęłam ręką, oddając jej soczek. - To przez ten sok. - Wyjaśniałam z szerokim uśmiechem i wstałam z krzesła. - Lecę, muszę jeszcze powtórzyć rodzaje rozmnażania na biologię - Cmoknęłam ją w policzek, odwracając się i spotykając wzrokiem Chrisa. Uśmiechnęłam się do niego blado i szybko wyszłam z pomieszczenia.

- Hej, poczekaj, ej! - Przede mnie skoczył brunet, zatrzymując mnie przez zablokowanie mi drogi ręką opartą o ścianę. Nie zrobił tego oczywiście jeszcze w stołówce, ale poczekał aż będziemy w bardziej wyludnionym miejscu, z dala od jego ziomeczków. Podniosłam na niego obojętny wzrok, próbując w żaden sposób nie dać po sobie poznać, że jego kłamstwo mnie nie zraniło. - Słyszałaś to, prawda? - zapytał, dysząc cicho. Za pewnie bieg za mną kawałek, lawirując między ludźmi. Co za poświęcenie.

- Co miałam słyszeć? - Popatrzyłam na niego, przechylając głowę. Nie wrzucę się na tą minę, niech samą na nią stanie i wybuchnie.

- Nie udawaj, musiałaś to słyszeć. - Opuścił rękę, a jego ramiona były wyjątkowo opuszczone, jakby czuł się... smutny, co było niemożliwe dla Chrisa. - Przepraszam, że cię okłamałem odnośnie imprezy. I za to, że nie powiedziałem im, że byłem u ciebie. - Spuścił wzrok, by zaraz podnieść go na mnie i sprawić, że zrozumiem, że jest mu z tym źle.

- Chris, to twoja sprawa, co komu mówisz - powiedziałam, starając się ciągle patrzeć mu w oczy i być maksymalnie skupiona na tym, co chcę powiedzieć. - Jedną osobą, którą powinieneś przepraszać jesteś ty sam, bo okłamujesz siebie samego, że nic do mnie nie czujesz. - Nie sądziłam, że wyjdzie to z moich ust, ale gdy już to powiedziałam, poczułam jak kamień spada mi z serce. Jak wszystko nagle staje się lżejsze. Chris za to oniemiał i patrzył się na mnie, wzrokiem który nie dowierza, że ktoś odgadł jego prawdziwe uczucia. - A teraz przepraszam. - Wyminęłam go, na co on nawet nie zareagował. - Idę na biologię, miłego dnia, Chris. - Dodałam po chwili jakby oczekując, że jednak chłopak coś powie. Nie odezwał się jednak ani słowem. Ani wtedy. Ani do końca swojej edukacji w Hartvig Nissen. Już nigdy nie zamieniliśmy ze sobą nawet kilku słów. Czasami jedynie jak zamawiam sushi zamiast pałeczek używam widelca, rozmyślając o tym czy gdyby dał nam szansę nauczyłby się ich używać czy przekonałby mnie, że widelec to lepsza opcja. 





{przepraszam za możliwe błędy, wszystko sprawdzam sama} 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top