Rozdział XI
Katy razem z rodzicami właśnie jadła kolację i przy okazji słuchała co się dzieje w telewizji.
- Prezydentem zostaje...
- Katy jak było dzisiaj w szkole?- zapytał ojciec córkę.
- Nasza klasa przygotowuje przedstawienie szkolne o bezdomnym chłopcu, próbującym przyłączyć się do jakiejś rodziny na wigilię. Sama byłam pomysłodawcą!
- Piękny pomysł Katy.
- Dzisiaj rano pielęgniarki ze szpitala na ulicy Bofrowej, zgłosiły zniknięcie chłopca. Prawdopodobnie uciekł w nocy. Był bardzo blady. Miał czarne włosy i wytatuowane oczy. Ubrany był w różowe okulary i podarte spodnie, nic po za tym. Miał dużo ran i rękę w gipsie. Policja rozpoczęła już poszukiwania. Osoby, które widziały chłopca proszone są o niezwłoczne skontaktowanie się z policją.
Katy udawała przy rodzicach, że nic nie poruszyła ją ta wiadomość. Szybko skończyła jeść kolację i poszła do swojego pokoju. Gdy tylko otworzyła drzwi, runęła na łóżko i zaczęła płakać. Wiedziała, że skoro Ryan wylądował w szpitalu, na pewno musiało stać się coś strasznego.
Tymczasem Ryan wylądował na Jowiszu. Nasuwa się pytanie: dlaczego akurat tamta planeta?Ryan uznał, że ludzie z Plutona i z Merkurego nie powinni go tam szukać oraz słyszał, że są tam ludzie bardzo mądrzy. Czuł wstręt do swojej rodziny za to, że przez całe życie go okłamywali i udawali kochającą rodzinę, aby ratować własny tyłek i nadal władać Plutonem i innymi planetami. Nie mógł się też pogodzić z tym, że nie znał nawet swojej prawdziwej matki.
Kiedy już wyszedł z kapsuły, ujrzał planetę, na której nie potrzebował już swoich okularków, ponieważ było tam dosyć ciemno, ale jednocześnie było na tyle jasno, że Ryan zobaczył piękno kolorów, które pokrywały tą planetę. Podłoże miało piękny, pomarańczowy kolor i wyglądało jak jedna ogromna tafla. Chłopiec zaczął zwiedzać planetę. Wysokie domki były od siebie oddalone o około 100 metrów, a pośród nich widniały bardzo wysokie biblioteki. Kiedy wszedł do jednej z nich, jego oczom ukazał się ogromny zbiór książek, i drabiny dosięgające do każdej z półek. Na środku biblioteki znajdowała się biurko, a za nim siedział Jowiszan, który miał taką samą skórę i oczy jak on. Był dosyć starym mieszkańcem, ponieważ jego głowę pokrywały siwe włosy, a twarz zmarszczki. Kiedy zobaczył Ryana, uśmiechnął się i spytał;
- Skąd jesteś i jak Cię zwą młodzieńcze?
- Pochodzę z Plutona, nazywam się Ryan Larck, a przybyłem z Ziemi.
- Dobrze, chłopcze, tutaj masz eliksir na bóle i złamania. A teraz proszę, opowiedz mi wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top