🎭sjw w XXI wieku 2 || na wesoło🎭

sjw w XXI wieku, czyli co by było, gdyby akcja rozgrywała się współcześnie
część 2

(akcja dzieje się prawdopodobnie kilka miesięcy od wydarzeń z poprzedniego "rozdziału". ciężko umiejscowić to na linii czasu, bo historia raczej nie jest całkowicie kompatybilna z historią sjw)
____________________________________

- Na kogo właściwie czekamy? - zapytał Heniek, poprawiając plecak na ramieniu. - Zaraz zrobi się największa kolejka.

- Nie wiem, gdzie oni wszyscy są. - mruknęłam niezadowolona. - Po prostu weź też porcję dla mnie, a ja pójdę zająć nam największy stolik.

- Z pewnością się zabiorę.

- To pójdziesz dwa razy. - mruknęłam, wchodząc na stołówkę.

Wszystkie najlepsze stoliki powoli były zajmowane i musiałam szybko zdecydować, który zająć, zanim ktoś mi go podkradanie. Nie miałam czasu na liczenie krzeseł, więc wierzyłam, że po prostu zostanie kilka wolnych, które będziemy mogli dosunąć. Położyłam na jednym z pierwszych krzeseł plecak, żeby dać znać, że miejsce jest zajęte, a sama usiadłam na drugim i wyjęłam telefon.

od Sprytna inaczej

Gdzie jesteście tak długo?

od Aniela Zawadzka
Ja i Basia jesteśmy w łazience, zaraz będziemy
Reszty jeszcze nie ma?

Nie
Jestem tylko z Heńkiem

Może poszli grać w siatkę?
Sprawdzić po drodze salę gimnastyczną?

Nie
Po prostu zjemy ich obiad

Mam nadzieję, że są naleśniki

- Nie brałem dla ciebie zupy, bo znowu była ta imitacja... czymkolwiek to jest. - westchnął, przelewając istną wodziankę przez łyżkę.

- Co na drugie?

- Makaron ze szpinakiem. - widziałam jak co jakiś czas przymykał oczy, kiedy brał kolejną łyżkę „zupy".

- Chociaż tu się postarali. O, dziewczyny! - zawołałam, machając ręką do dwóch blondynek, które powoli wchodziły na jadalnię i rozglądały się w naszym poszukiwaniu.

- Nie czuję naleśników. - powiedziała Aniela, siadając obok mnie. - Tadek napisał, że już idą.

- Przerwa się skończy, zanim zjedzą. - odparła Basia, wyciągając z plecaka jabłko. - Ta zupa nawet pachnie okropnie.

- Smakuje podobnie. - Wierzbowski odsunął od siebie talerz, w którym znajdowała się co najmniej połowa jego porcji. - Nie ma opcji, że zjem więcej. Chyba naprawdę oszczędzają nawet na soli i dodają tą do chodników. Mogłoby być coś smacznego więcej niż dwa razy w tygodniu.

- Oba dania w ciągu jednego dnia nie mogą być dobre. - przypomniałam mu.

- Idą. - Miller wskazała na przeszklone drzwi, w których widać było przechodzących chłopaków.

Wierzbowski wrócił do stolika przynosząc porcję makaronu dla siebie i dla mnie. Chłopaki czekali w kolejce po swój obiad. W końcu udało im się wziąć swoje talerze i uważając, żeby ich nie wypuścić z rąk, zmierzali w naszym kierunku. Heniek musiał ich już najwidoczniej poinformować, żeby nawet nie próbowali brać zupy.

- Gdzie byliście tak długo? - zapytała Basia, wyrzucając ogryzek z jabłka.

- Poszliśmy do Lidla. - powiedział Tadeusz, siadając obok Anieli. - Wzięliśmy dla was cynamonki.

- Super! - ucieszyła się blondynka. Zawadzki pokazał jej, żeby otworzyła największą kieszeń jego plecaka i po chwili już wygryzała się w jeszcze ciepłą bułeczkę.

- Wziąłem dla ciebie widelec. - powiedział Maciej, podając Basi sztuciec. - Wiem, że lubisz.

Dziewczyna przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się, kiedy dryblas przysunął w jej stronę swój talerz z makaronem, żeby też bez problemu mogła do niego sięgnąć. Każdy zajęty był jedzeniem swoich obiadów, ale mimo to rozmowa jak zawsze się kleiła.

- Nie ma Maryśki? - zapytał Janek. - Chyba mijaliśmy Stefana koło Lidla.

- Maryśka nie je obiadu w piątki. - odparłam, biorąc ostatni makaron na swoim talerzu. - Poza tym miała się teraz uczyć. Po przerwie pisze sprawdzian.

- To ten, na który tak się uczyłaś i dostałaś tróję? - zamknął się Rudy.

- Nie moja wina, że nienawidzę geografii. - mruknęłam. - Poza tym, sami wiecie jak wyglądają te sprawdziany.

- A Maryśka ma odpowiedzi? - zagadnął Alek.

- Oczywiście, że ma. Inaczej nie opłacałoby jej się przychodzić na drugi termin. - wzruszyłam ramionami.

- Ej, a co z Edkiem? - zapytał Bytnar. - Dawno go nie widziałem.

- Przecież mówiłam wam, że jest na wymianie w Niemczech. - powiedziałam, już któryś raz przypominając im to samo.

- Dzięki Bogu. - mruknęła Aniela.

- Aniela!

- Co? Przecież stąd mnie nie usłyszy. - wzruszyła ramionami. Wycierała ręce w mokrą chusteczkę, bo miała całe palce w lukrze po cynamonce. - Zresztą, jakby mnie usłyszał to też niewiele by mnie to ruszyło.

- Dziwię się, że Edkowi jeszcze się chce z tobą przyjaźnić, kiedy obok wciąż jest Aniela z takim nastawieniem. - zaśmiał się Heniek.

- Przyjaźni się ze mną, nie z Anielą. - zmarszczyłam brwi.

- Jak ktoś przyjaźni się z tobą, to znaczy, że przyjaźni się z nami. - wyjaśnił Dawidowski, na co Basia uśmiechnęła się z politowaniem. - Jesteśmy sprzedawani w... - zaczął liczyć na palcach. - Trzy...Cztery...Siedmiopaku! Co najmniej...

- Idę stąd, miałam przepytać Maryśkę. - wstałam z miejsca, mając dość tej bezsensownej rozmowy. - Zabiorę twój. - powiedziałam, biorąc talerz Wierzby.

Zgarnęłam jeszcze plecak, a Tadeusz podał mi cynamonkę, którą dla mnie kupił, a o której zdąrzyłam już zapomnieć i wyszłam ze stołówki. Odłożyłam talerz, mając jeszcze kilku innych ludzi, których znałam, ale oni wydawali się mnie nie znać i wyszłam na korytarz.

***

Geografia była naszą ostatnią lekcją i każdy z niekrytym wyczekiwaniem spoglądał na zegarek. Nauczyciel kompletnie nic sobie z tego nie robił, wciąż gadał jak katarynka i omawiał slajdy swojej prezentacji, co jakiś czas spoglądając na rząd pod ścianą, w którym uczniowie, w tym Maria Stasik, pisali drugi termin sprawdzianu. Razem z Anielą siedziałyśmy w ostatniej ławce, którą udało nam się zaklepać pod koniec przerwy, gdy nauczyciel wpuścił nas do sali. Przed nami siedział Adam ze Stefanem, który przysiadł się do niego po tym, jak Maryśka musiała się przesiąść do sprawdzianu. Aniela przeglądała Instagrama na maksymalnym przyciemnieniu wyświetlacza i stukała swoim długim paznokciem po ekranie. Ja rozwiązywałam pracę domową z innego przedmiotu, żeby nie tracić czasu, a chłopcy przed nami grali razem w jakąś grę na telefonach. Powoli w sali zaczął unosić się ten specyficzny szmer zwiastujący koniec lekcji, kiedy to każdy zamyka książkę, zeszyt, piórnik i powoli próbuje się pakować, mimo że dzwonek nie zadzwonił.

od Magik
Maryśka ci mówiła że idziemy po lekcjach uczyć się biologii w bibliotece?

od lawenda
Nie
Mam rozumieć, że idę z wami?

Tak
Im nas więcej tym więcej wiedzy

Z pewnością

Zadzwonił dzwonek, a nauczyciel spojrzał zaskoczony na zegarek, zastanawiając się jakim cudem jest już koniec, kiedy jemu zostało jeszcze tyle slajdów do omówienia. Zebrał szybko sprawdziany od piszących, a pierwsi uczucie już zdążyli opuścić klasę. Wyszliśmy na korytarz i czekaliśmy pod oknem na Maryśkę, która wyszła z klasy z cwanym uśmiechem na ustach, który oznaczał, że zapewne udało jej się ściągnąć wszystko.

Aniela była średnio zadowolna z faktu, że nie wracam razem z nią, ale stwierdziła, że kiedyś jeszcze mi to wypomni. Maryśka strasznie zgłodniała na sprawdzianie, bo nie jadła nic na długiej przerwie, więc Stefan zaproponował, że kupi jej coś w sklepiku szkolnym i później spotkamy się wszyscy w bibliotece. Ja natomiast miałam dostąpić zaszczytu czekania na Adama, którego wezwał nauczyciel, zanim udało mi się wymknąć z klasy. Przeglądałam Facebooka, kiedy w końcu wyszedł z sali, a za nim nauczyciel. Nie pytałam o nic, dopóki chłop od gegry nie zamknął sali i poszedł w przeciwną stronę niż my.

- Co chciał? - zapytałam zaciekawiona.

Adam raczej należał do inteligentych uczniów, jego ojciec był jednym z nauczycieli z najdłuższym stażem w tej szkole. Jedyne co, to raczej wydawał się mieć zdanie, że on jest dla szkoły, a nie szkoła dla niego i bywały momenty, że był tu bardziej gościem niż uczniem.

- Powiedział, że jak nie spóźnię się na żadną geografię w tym miesiącu to nie obniży mi zachowania. - wzruszył ramionami.

- Dobrze, że geografia jest ostatnia, a nie pierwsza. - zaśmiałam się. - Dasz radę?

- Coś się wymyśli. - zaśmiał się. - Muszę się spiąć, bo nie chcę dawać śledziowi złego przykładu. Już ostatnio jak zaspał do szkoły, powiedział, że przecież ja się spóźniam non stop i nikt nie zwraca na to uwagi.

Rozmawialiśmy dalej o małym problemie Rozmysa, schodząc po schodach. Szliśmy korytarzem w kierunku biblioteki, kiedy poczułam szarpnięcie za plecak. Zatrzymałam się zaskoczona, ale zanim się odwróciłam, obok mnie stał już Jan Bytnar.

- Pojebało cię? - powiedziałam oburzona. - Nie wiedziałam, co się stało. Co chcesz?

- Specjalnie zwolniłem się z niemieckiego, żeby odwieźć cię do domu. - powiedział, uśmiechając się dumnie.

Zerknął szybko na Adama, który uśmiechnął się kwaśno, zapewne uznając zachowanie Rudego za dość płytkie i bezcelowe. Bytnar zmarszczył brwi i uniósł wyżej brodę.

- Oh, niepotrzebnie. - mruknęłam, uśmiechając się do niego przepraszająco. - Nie wracam jeszcze do domu. Umówiliśmy się na naukę biologii w bibliotece.

Adam ruszył w kierunku wspomnianego miejsca, a ja za nim, a za mną Janek. Szybko znalazł się obok mnie i nagle poczułam, jak lewą ręką obejmuje mnie w talii. Popatrzyłam na niego zdezorientowana, ale on wymierzył lodowaty wzrok w Rozmysa, który nic sobie z niego za bardzo nie robił, przewrócił tylko oczami na jego zachowanie i patrzył przed siebie.

- To idę z wami. - oznajmił, jeszcze mocniej mnie do siebie przysuwając, odsuwając tym samym od drugiego chłopaka.

- Nie ma sensu. - prychnęłam. - Będziesz tylko nas rozpraszać, a naprawdę musimy się pouczyć.

- Już widzę jak się będziecie uczyć. - zakpił. - Taka grupowa nauka zawsze kończy się tak, że się gada, a nie uczy.

- Być może. - zaśmiałam się, wzruszając ramionami. - Ale przynajmniej przez pierwsze dziesięć minut będziemy się uczyć.

- No właśnie. - odparł. - Dlatego mogę iść z wami. Przecież już kilka razy się z tobą uczyłem.

- Uczyłeś się ze mną raz i zasnąłeś zanim skończyłam czytać pierwszy akapit. - popatrzyłam na niego z politowaniem, a Adam nie zdołał powstrzymać prychnięcia śmiechu, na co Rudy ponownie na niego spojrzał.

Zatrzymaliśmy się, a ja ściągnęłam jego rękę z mojego ciała, na co popatrzył na mnie z jakąś przykrością. Ja jednak powoli zaczynałam czuć się niekomfortowo, bo zdecydowanie atmosfera zagęszczała się z każdym kolejnym spojrzeniem. Czułam się, jakbym stała między dwoma szczekającymi psami, z tym że jeden zdecydowanie był zbyt narwany i szczekał aż nadto bez powodu, a drugi raczej stał i obserwował popisy tego pierwszego, zastanawiając się, po jaką cholerę tak szczeka.

- Przepraszam, że przeze mnie specjalnie zwolniłeś się z lekcji, ale skąd mogłam wiedzieć, że wpadniesz na coś takiego akurat dziś? - westchnęłam. - Wystarczyło napisać i zapytać, czy mam jakieś plany.

- Chciałem ci zrobić niespodziankę. - mruknął wyraźnie niezadowolony. - Miałem nadzieję, że pójdziemy coś zjeść, czy coś.

- Przepraszam, Janek, ale...

- Na litość boską, za co ty go przepraszasz? - Adam nie mógł już dłużej wytrzymać, słuchając tej rozmowy i jego frustracja wybuchła. - Przecież nie jesteście w związku, nie masz wobec niego żadnych zobowiązań. To jego wina, że źle sobie to zaplanował. Idziesz tylko pouczyć się ze znajomymi, możecie wyjść razem kiedy indziej.

- Po cholerę się wtrącasz? - warkął Janek. - Nikt cię nie pytał o zdanie.

- Bo nie mogę słuchać, jak bez sensu na nią naskakujesz. - prychnął. - Idę do biblioteki, poczekamy na ciebie.

- Nie, poczekaj. - powiedziałam, łapiąc go za rękę, żeby go zatrzymać. - Już idę. Do później, Janek.

Chłopak otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale nie wydobył się z niego żaden dźwięk. Słyszałam za plecami jego szybkie kroki i intensywne trzaśnięcie drzwiami wyjściowymi. Westchnęłam ciężko, kiedy Adam otworzył drzwi do biblioteki i mnie w nich przepuścił.

- Niepotrzebnie się odzywałeś...

- Daj spokój, nie praw mi morałów. - przewrócił oczami. - Nie będę bezczynnie stał i słuchał, jak drze się na ciebie bez powodu.

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego półgębkiem, na co wydawał się zaskoczony.

***

- Kolega Stefana z innej szkoły robi dziś wieczorem jakąś posiadówkę na działce. - oznajmiła Maryśka, kiedy pakowaliśmy się, żeby zaraz wyjść z biblioteki. - Może chcielibyście przyjść? - pytanie skierowała konkretnie do mnie. Zgadywałam, że Adam był już wcześniej zaproszony.

- Zapytam. - kiwnęłam głową, na co dziewczyna wybuchnęła śmiechem.

- Nie, nie, ja znam takie „zapytam". - pokręciła głową. - Napisz do nich teraz na grupie i zapytaj, bo inaczej tego nie zrobisz.

Przewróciłam oczami, ale nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu pod nosem, bo tak naprawdę to mnie przejrzała. Mogłam po prostu o niczym im nie mówić i potem powiedzieć Marysi, że reszta miała już na dziś inne plany. I po kłopocie! Wszyscy byli by szczęśliwi, a ja miałabym spokojny piątkowy wieczór z Bridgertonami. Stasik natomiast nachyliła się nad moim ramieniem, żeby się upewnić, że stukam na klawiaturze na odpowiedniej grupie.

Nawet się nie zdziwiłam, kiedy zobaczyłam ochoczą zgodę Miller i Maćka, który był wyraźnie chętny, ale tylko, jeśli Basia też będzie chciała. Heniek coś napomknął, że się zastanowi i zobaczy, czy się wyrobi, a reszta była nieaktywna.

- No i elegancko. - uśmiechnęła się. - W takim gronie będzie jeszcze lepiej. Za tamtymi średnio przepadam.

- Bo nawet nie chcesz ich poznać. - mruknął Czarborowicz.

- To oni powinni chcieć poznać mnie, jeżeli są choć trochę twoimi dobrymi kumplami. - oburzyła się.

- Nie zaczynaj znowu. - przewrócił oczami, biorąc jej plecak.

Wyszli na parking, nie przestając się przekrzykiwać. Stefan rzucił ich plecaki na tył samochodu i siadł za kierownicę, a Maryśka na miejsce pasażera. Wymachiwała rękami nawet wtedy, gdy zapinała pasy. Razem z Adamem obserwowaliśmy przez przednią szybę, jak wciąż się sprzeczają. Stefan szybko odpalił samochód i wyjechał. W tym wszystkim zapomnieli chyba kompletnie o nas, bo nawet się nie pożegnali.

- Też się zbieram. - powiedziałam. - Na raz-

- Podwieźć cię?

- Czym? - zaśmiałam się, patrząc na niego z politowaniem. - Tramwajem? Będziesz mnie trzymać, kiedy mocniej zahamuje? - zakpiłam, na co prychnął pod nosem. - Nie widzę tu żadnego samochodu.

- Nie mówiłem nic o żadnym samochodzie. - wzruszył ramionami. - Jeżdżę na motorze.

Przesunął się w lewo, odsłaniając tym samym ukryty dotychczas za jego plecami czarny motor, stojący sobie samotnie w cieniu drzew. Popatrzyłam na niego zaskoczona, bo kompletnie się tego nie spodziewałam, ale musiałam przyznać, że zdecydowanie pasował do niego ten środek transportu.

- Hm, nigdy nie jechałam na motorze. - mruknęłam. - Nie zabijesz mnie?

- A co bym z tego miał? - zakpił. - Masz kask. - rzucił mi dodatkowy kask, który był ukryty w skrzynce.

- Zaplanowałeś to? Wiedziałeś, że się zgodzę? - zaśmiałam się, obracając kask w dłoniach.

- Chciałabyś. - prychnął. - Zawsze mam drugi kask. Maryśka bardzo lubi ze mną jeździć. Zwłaszcza jak jest najebana, zdecydowanie. Jeżdżę wtedy po pustej drodze z prędkością pięć kilometrów na godzinę, ale żebyś widziała, ile jej to sprawia radości!

Uśmiechnęłam się, widząc z jaką swobodą i radością opowiada o swojej przyjaciółce i wspólnych przeżyciach. Śmiał i uśmiechał się z taką szczerością, że aż sama pragnęłam się śmiać razem z nim. A uśmiech miał też niczego sobie.

Chyba zauważył, że niekoniecznie wiedziałam, jak się z tym kaskiem obejść, więc zabrał go z moich rąk i delikatnie nałożył mi na głowę. Poprawił go, żeby wszystko siedziało jak należy i odgarnął mi włosy do tyłu. Potem wsiadł na maszynę i wygodnie się ustawił, poprawił swój kask i spojrzał na mnie.

- No wsiadaj. - uśmiechnął się zawadiacko, podnosząc jedną brew i kiwnął na miejsce za sobą. - Tylko złap się mocno.

Nasza mała podróż nie trwała długo, a Adam sprawnie omijał wszystkie korki i mimo że nie jechał z jakąś zawrotną prędkością, to stresowałam się tak, że bez namysłu wbijałam swoje palce w jego ciało, żeby choć trochę czuć się bezpieczniej i stabilniej. Jeżeli poczuł ukłucia moich paznokci, to przynajmniej oszczędził mi wstydu i nie wspominał o tym. Zatrzymał się w końcu pod moją kamienicą, a ja odetchnęłam z ulgą, na co głośno się zaśmiał. Z trzęsącymi nogami powoli zeszłam z motoru i równie trzęsącymi się rękami zdjęłam wreszcie kask.

- Chyba ci się nie podobało. - uśmiechnął się pod nosem, kiedy oddawałam mu kask.

- Nie, nie, przeciwnie. - odparłam szybko. - Było fajnie, wiatr we włosach, wolność i to wszystko. Tylko jechałam pierwszy raz i się zestresowałam. - uśmiechnęłam się, żeby jakoś potwierdzić moje słowa. - Naprawdę dziękuję za podwózkę. To było miłe doświadczenie.

- Spoko. Do zobaczenia później, Anka. - założył ponownie swój kask i odpalił motor.

Przygazował i odjechał, a ja patrzyłam za nim, jak zaczynał znikać za samochodami. Stałam w miejscu, uśmiechając się i czułam, jak wciąż mam miękkie nogi.

***

- O, Edek wysłał mi zdjęcia ze zwiedzania miasta. - powiedziałam, otwierając konwersacje na Messenger. - Chcesz zobaczyć?

- Niech się wreszcie na coś przyda i wymusi na nich zapłacenie reparacji wojennych. - prychnęła Miller. - Nawet mi go nie pokazuj, bo mam to w dupie, gdzie łazi.

- Aniela!

Aniela przyniosła do mnie najciekawsze outfity, żebym pomogła jej coś wybrać. Basia była na kamerce i leżała na biurku, skąd miała najlepszy widok na Anielę przy lusterku. Ja siedziałam na łóżku i jadłam żelki, które przyniosła.

- Dużo nas tam będzie? - zapytała, przykładając do siebie jasny top i przeglądając się w lusterku.

- Nic nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Tamten był chyba lepszy, nie, Basia?

- No. - przytaknęła. - Tak szczerze, to myślę że najlepiej pasuje ta czarna sukienka, którą pokazałaś na początku.

- Ta? - zdziwiła się Miller. - Ale nic do niej nie wzięłam...

- Masz tą nową wiśniową kurtkę. - powiedziałam, aż podnosząc się z łóżka z podekscytowania. Basia uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową.

- Tak, tak! I do tego buty w tym samym kolorze!

- Będę musiała pójść po to wszystko do domu... - westchnęła. - Ale podoba mi się ta wizja.

- Też coś, parę razy zatrzepotasz rzęsami i Tadek cię nawet wniesie po schodach prosto do mieszkania. - prychnęłam, na co blondynka w telefonie wybuchnęła śmiechem.

- Ty mendo. - syknęła, rzucając we mnie topem, który jednogłośnie odrzuciłyśmy. - Ty wkładasz tą czarną bluzkę z odkrytymi ramionami. Bez dyskusji. I wiśniową spódniczkę.

- Może wszystkie trzy ubierzmy się w te same kolory, co? - zapytała Sapińska. - Skoro Aniela tak idzie, ty też już masz wybrane co zakładasz...

- Nie zgodziłam się!

- Twoje zdanie się nie liczy. - ucięła Aniela. - To dobry pomysł, Basiu. Coś ci pożyczyć, czy masz wszystko?

- Anka, pożyczysz mi swoją czarną kurtkę?

- Tak, tak. - powiedziałam ,marszcząc brwi, widząc powiadomienie na ekranie telefonu. - Maryśka do mnie dzwoni.

- To odbierz. - wzruszyła ramionami Aniela. - Ja przyciszę trochę Baśkę. - uśmiechnęła się do telefonu, kiedy wspomniana dziewczyna popatrzyła na nią z politowaniem.

- Halo? - powiedziałam, przykładając telefon do ucha. - Tak, jestem. Tak, jasne. Ale coś się stało? Jestem z Anielą. No dobrze. Czekam, pa. - dziewczyna się rozłączyła, a ja odstawiłam telefon i patrzyłam na wygaszający się wyświetlacz. - Zaraz tu przyjdzie. Nie wiem, o co chodzi ale wydawała się... wkurwiona.

- Mam nadzieję, że plany na wieczór aktualne, bo szkoda mi tego fitu. - mruknęła, na co ją kopnęłam. - Ała! Przecież żartuję.

Zaledwie piętnaście minut później do mieszkania wpuszczałam już lekko zdyszaną Maryśkę, która najwyraźniej przyszła pieszo. Od razu weszła do mojego pokoju i usiadła na łóżku.

- Stefan mnie zdradza.

- Co?

Popatrzyłam na Anielę, a Aniela na mnie. Odruchowo spojrzałam też na telefon, ale Basia rozłączyła się jakiś czas temu. Zastanawiałam się, czy aby na pewno dobrze usłyszałam całe zdanie, ale wnioskując po minie Miller tak właśnie musiało być. Z wrażenia aż musiałam usiąść.

- Ale, ale... Ale co ty mówisz, Marysia? - powiedziałam, wciąż będąc w szoku. - Skąd w ogóle taki pomysł? Przecież...

- Zobacz. - powiedziała, wyciągając do mnie telefon. - Przypadkiem zobaczyłam powiadomienie na jego telefonie i to mnie zaniepokoiło, więc postanowiłam wejść w konwersację. To moja koleżanka z sąsiedztwa, jeszcze z czasów dzieciństwa.

Wzięłam od niej telefon, a Aniela od razu przysunęła się do mnie, żeby dobrze wszystko widzieć. Marysia zrobiła swoim telefonem zdjęcia konwersacji Stefana z jakąś dziewczyną. Rozmowa raczej się nie kleiła i średnio cokolwiek z niej wynikało. Czarborowicz jednak prosił o spotkanie, na którym to mieli więcej porozmawiać, bo nie chce załatwiać nic przez internet, bo to jak sam ujął to "mało bezpieczne". Dziewczyna zgodziła się na spotkanie, w planach prawdopodobnie było jeszcze następne jak to wynikało z wiadomości.

- Ale chujnia. - podsumowała Miller.

- Ale... To jeszcze nic nie znaczy, Marysia... - zaczęłam szukać jakiegoś prostego rozwiązania tej sytuacji, która jednak nie wyglądała zbyt kolorowo. - Może chodzi o jakiś interes czy cokolwiek. Nie mam pojęcia. - westchnęłam. - Masz jeszcze coś?

- Ostatnio ciągle ukrywa przede mną telefon i laptop. - kontynuowała. - I znika czasem nie mówiąc dokładnie, gdzie idzie. Pewnie na te spotkania z tą lafiryndą.

- Myślmy racjonalnie...

- Ale co tu racjonalnie myśleć? Widzisz jak to wygląda? - prychnęła Aniela. - Mam nadzieję, że go dziś spotkam, to sobie z nim porozmawiam.

- Zadzwonię do niego. - powiedziałam, wstając nagle z miejsca.

- Pojebało cię, Anka? - oburzyła się Stasik. - Przecież będzie wiedział, że grzebałam mu w telefonie!

- A chcesz wiedzieć czy cię zdradza czy nie? - zakpiłam.

- Tak, z pewnością ci powie prawdę. Już widzę, jak przyznaje się do zdrady! - powiedziała Aniela, uśmiechając się z przekąsem.

Wybrałam numer do Stefana i usiadłam na podłodze. Włączyłam tryb głośnomówiący, a dziewczyny nachylily się nade mną. Przyłożyłam palec do ust, każąc im być cicho.

- Anastazja? Co tam? - odezwał się głos w słuchawce.

- Cześć, Stefan. Mam ważną sprawę.

- No, co się stało?

- Była u mnie Maryśka, cała roztrzęsiona i powiedziała mi, że ją zdradzasz. - powiedziałam, a Maryśka spojrzała na mnie wielkimi oczami. Rzuciła się na mnie, żeby odebrać mi telefon, ale zdążyłam zrobić unik. Aniela pokazała jej, że ma być cicho.

- Co kurwa? - do tej chwili słychać było, jak gdziesz szedł, ale po tych słowach ewidentnie się zatrzymał. - Jaja sobie ze mnie robisz? Siedzi teraz u ciebie i kazała ci mnie wkręcić? To rewanż za to, że przypadkiem rozjebałem jej ten ulubiony kubek?

Maryśka nabrała powietrza, bo już chciała coś powiedzieć, ale Miller w ostatniej chwili zakryła jej usta.

- Nie, mówię poważnie, Stefan. Pokazała mi jakąś twoją rozmowę na messie z jej koleżanką i dziwne wiadomości. I parę innych spostrzeżeń.

- Czy ona jest u ciebie?

- Nie...

- Anka, czy ona kurwa jest u ciebie?

Popatrzyłam na Maryśkę niekoniecznie wiedząc, co teraz mam zrobić. Sama wydawała się przerażona i miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze, bo obawiała się, że właśnie czeka ją najgorsza prawda w jej życiu. Aniela popatrzyła na mnie dokładnie w ten sam sposób, co ja na nią - też nie wiedziała, co dalej.

- Tak.

- Maryśka, nigdy nie myślałem, że mogłabyś w ogóle na coś takiego wpaść. Pisałem do Olki, bo chciałem ci zrobić niespodziankę i zabrać cię w to miejsce, w które zawsze jeździłaś na kolonię jak byłaś młodsza i od lat pragnęłaś tam wrócić, tylko nie miałaś takiej możliwości. Chciałem się dowiedzieć, gdzie to w ogóle jest, bo sama nigdy nie podałaś mi miejscowości i ogarnąć, czy wciąż jest tam coś ciekawego. Chciałem cię tam zabrać na majówkę. Spotykałem się z Olką, żeby dowiedzieć się jak najszybciej, a nie chciałem z nią pisać, bo nie chciałem zostawiać śladów. Wiedziałem, że od razu pewnie przypadkiem zobaczyłabyś jakąś wiadomość i byłoby po niespodziance. Ale ty jak zawsze musiałaś być sobą. I nawet nie zapytałaś mnie o cokolwiek, tylko od razu postanowiłaś jedno. Cieszę się, że tak zajebiście mi ufasz.

- Stefan... - powiedziała, kiedy Aniela przestała ją już trzymać. - Tak bardzo mi wstyd. Naprawdę, bardzo cię...

- Daj spokój. - prychnął. - Nie mam teraz czasu, obiecałem pomóc Marcie w matmie. Serwus.

Rozłączył się zanim którakolwiek z nas zdążyła się pożegnać. Maryśka siedziała bez ruchu, wpatrując się w jedno miejsce, a Aniela patrzyła na nią ze współczuciem, zupełnie tak samo jak ja.

- Ale jestem głupia. - powiedziała w końcu wyrywając się z letargu i walnęła się w czoło. - Na chuj się tak nakręciłam.

- Porozmawiacie i wszystko wróci do normy. - powiedziałam. - Przecież się kochacie. Wybaczy ci na pewno. Miałaś prawo się przestraszyć.

- On myśli, że mu nie ufam...

- Uraziłaś trochę jego dumę, zdecydowanie. - pokiwałam głową. - Ale jak wyjaśnisz mu swój punkt widzenia z pewnością zrozumie. Stefan jest mądry, zna cię tyle lat. Wszystko będzie dobrze.

Usłyszałyśmy pukanie i zza drzwi wyłoniła się głowa Tadeusza. Przez cały ten harmider kompletnie nie usłyszałyśmy, że wrócił do domu. Musiał być zaskoczony widokiem Marysi, ale nie dał po sobie tego poznać.

- Byliśmy w maku. - oznajmił. - Wziąłem ci nuggetsy. - powiedział, wyciągając w moją stronę małe kartonowe pudełeczko. - A tobie tego wrapa z dodatkowym bekonem, o którym ostatnio mówiłaś, że bardzo ci smakował i musisz go brać częściej.

Aniela spojrzała na Tadka i uśmiechnęła się szeroko. Od razu wstała z miejsca i przepraszając nas spojrzeniem powiedziała, że zje z chłopakami w salonie. Przewróciłam oczami i wyciągnęłam w stronę Marysi przekąskę, której jednak nie chciała.

- Nie obraź się, ale jak to możliwe, że za Anielą biega prawie pół szkoły, a ona skaczę jak może za twoim bratem, który nie okazuje jej nawet połowy jej zainteresowania? - zapytała, patrząc w stronę zamkniętych drzwi.

- Źle to widzisz. - zaśmiałam się. - To nie tak. Tadek naprawdę bardzo ją kocha. Może nawet bardziej niż ona jego. Po prostu nie potrafi tego okazywać w ten sam sposób. Nie uwalnia tych emocji na zewnątrz, ale robi wiele rzeczy, z których wynika, że takie żywi. - wyjaśniłam, na co zmarszczyła brwi. - Chociażby teraz. Popatrz. - pokazałam na moje jedzenie. - Wziął mi ketchup do nuggetsów. Znamy się całe życie, gdy jesteśmy w maku to na dziewięćdziesiąt dziewięć procent jesteśmy tam razem i przez całe życie biorę sos słodko-kwaśny, ale on nie potrafi tego zapamiętać i bierze mi ketchup dlatego, że to bezpieczna opcja. - Maryśka popatrzyła na mnie z politowaniem, kompletnie nic nie rozumiejąc z tej historii. - Wiesz kiedy byliśmy ostatni raz w maku z Anielą, wtedy kiedy wzięła tego wrapa? Dwa miesiące temu. Od tamtej pory nie była w maku i go nie jadła. A on dokładnie zapamiętał, który to był i z czym. A mi wciąż bierze ketchup.

***

Gdy tylko znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu od razu zaczęłam szukać Marysi, żeby dowiedzieć się, jak potoczyła się sytuacja. Z mojego mieszkania miała od razu iść do Czarborowicza, żeby jak najszybciej z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić. Aniela rozglądała się razem ze mną, ale obie nie widziałyśmy ani jej, ani Stefka.

Staliśmy w wejściu i w sumie każde z nas zastanawiało się, co dalej robić. Basia poszła z Maćkiem poszukać kuchni, bo musiała się napić, po tym jak w samochodzie złapał ją nagły atak kaszlu, a żadne z nas nie miało przy sobie wody. Ja w końcu dostrzegłam gdzieś Adama i byłam pewna, że jeżeli od kogoś miałam się czegoś dowiedzieć, to on był najlepszym wyborem, z tych które miałam pod ręką. Powiedziałam szybko Anieli, że idę do niego, a ona obiecała, że rozejrzyj się też gdzieś indziej.

- Jaja sobie robicie? - mruknął Janek, kiwając głową w stronę odchodzącej Anki. - Co ja takiego zrobiłem? Nawet się do mnie nie odezwała w samochodzie.

- Może dlatego, że jedyne co do niej powiedziałeś to „Cześć" i kpiące „I jak, pouczyłaś się biologii"? - prychnął Zawadzki. - Po takich twoich dąsach prędzej wylałbym na ciebie wrzątek, niż chciał z tobą rozmawiać.

- Chodźcie, lepiej poszukamy reszty. - westchnęła blondynka, łapiąc obu pod rękę i odciągając ich w inną stronę.

Mijałam paru nieznanych mi kompletnie ludzi, próbując uśmiechać się do nich uprzejmie, żeby nie zrobić żadnego złego wrażenia. Miałam wrażenie, że z każdą chwilą tłok robił się coraz większy. Widziałam Adama przez przeszklone drzwi wychodzące na duży taras, na którym grała muzyka i głównie to tam właśnie ludzie się bawili. Niektórzy, dla których było za mało miejsca na tarasie, swobodnie tańczyli sobie na trawie. Adam stał oparty o ścianę i mieszał ręką plastikowym kubeczkiem, tupiąc przy tym delikatnie nogą w rytm piosenki. Między palcem wskazującym i środkowym dłoni, w której trzymał kubeczek, trzymał odpalonego papierosa.

- Cześć. - powiedziałam, podchodząc do niego. - Myślałam, że raczej będziesz w środku.

- Wyszedłem zapalić. - wzruszył ramionami. - Poza tym tu przynajmniej zaczerpniesz trochę świeżego powietrza.

- Jest Maryśka?

Adam odwrócił się do mnie i podniósł brew, jakby zastanawiał się, czy jestem wtajemniczona w sprawę czy nie, a jeżeli tak to na jakim poziomie, że zadaję takie pytanie. Kiwnął głową gdzieś przed siebie. Trochę dalej, zapewne żeby nie przeszkadzała im muzyka i mogli się swobodnie słyszeć, spacerowali Stefan i Marysia. Dziewczyna ewidentnie prowadziła rozmowę, intensywnie gestykulowała dłońmi. Chłopak natomiast szedł z rękami w kieszeniach i kiwał głową.

- Rozmawiają w sumie odkąd tylko przyjechali. - wzruszył ramionami. - Najpierw musieli się napić z dwa kieliszki, bo Stefan powiedział, że nie da rady na trzeźwo. Ale od tamtej pory nie pili, więc może będzie git.

- Ale była u niego w mieszkaniu? - zapytałam. - Tam też rozmawiali?

- Była, ale chyba tam bardziej kłócili się o to, żeby Stefan chociaż chciał jej od razu wysłuchać i porozmawiać, bo ma tendencję do zostawiania tego na później, żeby samemu sobie wszystko przeanalizować. - wyjaśnił. - Widocznie się zgodził, żeby porozmawiali od razu. Pewnie im zejdzie jeszcze kilka godzin.

- Kiedy zdążyli ci to wszystko tak wyjaśnić? - zdziwiłam się.

- Stefan do mnie zadzwonił. - zaśmiał się. - A potem Maryśka, bo przez to że rozmawiał ze mną to nie odbierał od niej i spanikowała. No i ja ich tu przywiozłem, więc słuchałem o tym jeszcze przez całą drogę. - odpadł. - Papierosa?

- Chętnie. - westchnęłam, czując jak zaczyna boleć mnie głowa od zamieszkania z tą dwójką.

Rozmys odstawił kubeczek na pobliski stolik, a papierosa włożył do ust. Znalazł paczkę w kieszeni spodni i wyciągnął ją w moją stronę. Potem wyjął zapalniczkę i odpalił mi go.

- Dawno przyjechaliście? - zapytałam, wypuszczając dym.

- Może z godzinę temu. - mruknął. - Stefan miał trochę pomóc w przygotowaniach, ale wyszło jak wyszło.

Staliśmy dalej, paląc spokojnie papierosy i przyglądając się omawianej parze. Ludzie koło nas tańczyli, bawili się do muzyki lecącej z głośników i krzyczeli teksty piosenek w niebogłosy. Sama zaczęłam kiwać głową, kiedy powoli zaczynała rozbrzmiewać melodia S&M od Rihanny.

- Chcesz potańczyć? - zaśmiał się Adam, widząc jak mimowolnie ruszam się do rytmu.

- Jak chcesz. - wzruszyłam ramionami, ale szczerze cieszyłam się, że to zaproponował, bo rozpierała mnie energia.

Wmieszaliśmy się gdzieś pomiędzy innych ludzi i zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki. Krzyczałam słowa, a ku mojemu zdziwieniu Adam też śpiewał, śmiejąc się ze mnie i tego jak energicznie akcentuje cały tekst. To było miłe zaskoczenie spędzać z nim chwilę w ten sposób, bo zawsze uważałam go raczej za kogoś, kto stoi na uboczu podczas takich imprez, raczej spędza czas na rozmowie i obserwacji innych i nie bardzo się angażuje w tańce. Mieliśmy już schodzić, kiedy skończyła się piosenka, ale wtedy usłyszałam, że leci Pittbul i Ke$ha Timber i pociągnęłam go za rękę, żeby jeszcze został, na co wybuchnął śmiechem. Także wywijaliśmy do kolejnej piosenki, a Rozmys co jakiś czas brał mnie za rękę i obkręcał, na co za każdym razem się śmiałam. Po tym już definitywnie mieliśmy schodzić, ale usłyszałam charakterystyczny wstęp i aż otworzyłam usta z zachwytu.

- Błagam, Adam, jeszcze jedna. - poprosiłam, kiedy ciągnął mnie za rękę, żeby wyjść z gąszczu ludzi. - Grill u Gawrona to moja ulubiona piosenka imprezowa.

Popatrzył na mnie z politowaniem, ale się zgodził, na co aż podskoczyłam z radości. Potem wczułam się w swój ulubiony tekst i recytowałam słowo po słowie, co go rozśmieszało. Ja za to wybuchnęłam śmiechem, kiedy specjalnie zniżył głos, żeby zaśpiewać „Skołujcie na rano defibrylator".

- Jaka jest twoja ulubiona? - zapytałam w przerwie między tekstem.

- Nie mam żadnej. - wzruszył ramionami. - Ale nienawidzę Patolove. - powiedział z nadmierną udawaną odrazą i obrzydzeniem.

Kiedy piosenka się skończyła zeszliśmy z prowizorycznego parkietu na swoje poprzednie miejsce koło ściany. Adam dał mi się napić swojego picia w kubeczku, bo chyba widział, że potrzebuję się nawodnić. Potem spojrzał na telefon i zaczął komuś odpisywać, a ja w tym czasie poszłam do amatorskiego dj, którym był jeden z gości, który po prostu puszczał muzykę na Spotify i zamówiłam jedną piosenkę. Potem wróciłam do Adama i chwilę gadaliśmy, kiedy w tle leciała jakąś piosenka, potem jeszcze jedna i w końcu ta, o którą poprosiłam.

- Nie, żartujesz. - popatrzył na mnie jak na debila.

- No chodź, będzie śmiesznie. - zaśmiałam się, łapiąc go za rękę i ciągnąc w stronę parkietu. - Nie daj się prosić.

- Nie wierzę, że to robię. - mruknął.

Tak więc wykonywaliśmy właśnie najśmieszniejsze i najbardziej idiotyczne ruchy taneczne jakie wymyśliliśmy do piosenki, której Adam Rozmys nienawidził, ale mimo to ku mojej radości śpiewał refren. Chyba widział, ile frajdy mi to sprawia i nie chciał tego kończyć.

- Jesteś taka ładna ostatnio... - zaśpiewał, na co otworzyłam szeroko usta, będąc w kompletnym szoku, że on naprawdę śpiewał tę piosenkę.

- Z nową dziarą w dresach, t-shircie z marihuaną!!

***

- Będzie tak z nim siedzieć całą imprezę? - mruknął Janek, kiedy razem z Maćkiem i Basią jedli chipsy w salonie wychodzącym na taras. Obserwował tańczącą Ankę z Adamem.

- Wkurwiasz mnie już, Rudy. - burknął Dawidowski. - Odkąd przyjechaliśmy tylko zżędzisz. Jak cię tak boli dupa, to idź do niej i zapytaj, czy chce z tobą zatańczyć, a nie pierdol mi tu nad uchem.

- Alek... - westchnęła dziewczyna.

- Co Alek? Co Alek? - powiedział zirytowany. - Powiedziałem prawdę i tylko ja z nas wszystkich się na to odważyłem. Janek, zachowujesz się jak męczennik, a jesteś pizdą z urażoną dumą. Tak wiele cię kosztuje, żeby podejść do niej i pogadać? Ona ma za tobą latać, kiedy masz ból dupy nie wiadomo o co?

- Wystarczy. - przerwała, ciągnąć Dawidowskiego za ramię. - Myślę, że zrozumiał. Nie musisz być taki dobitny.

Poprosiła go, żeby poszli potańczyć, na co spojrzał jeszcze spod byka na Bytnara, jakby chciał się upewnić, że wszystko zrozumiał i pokiwał głową na zgodę. Dołączyli na parkiecie do Tadeusza i Anieli.

Janek jednak dalej stał w miejscu, z rękami w kieszeniach i obrażony na cały świat przyglądał się swoim przyjaciołom, którzy przeciwnie do niego bawili się świetnie. Kompletnie nie rozumiał postawy Maćka. Przecież miał pewne prawo być złym. Z Anastazją łączyła ich pewna relacja, która wydawała mu się mieć na swój sposób pewne zasady. Przecież całowali się niejednokrotnie, może w większości po pijanemu, ale wciąż się liczyło. Flirtował z nią tyle razy, że nie potrafił zliczyć i każdy z kim się nawet nie przyjaźnili, a kolegowali wiedział, że ewidentnie czuje do niej miętę, prawdopodobnie z wzajemnością, bo Anka nigdy nie okazywała mu jawnej odmowy. A teraz stał tu sam, a dziewczyna, którą jeszcze parę godzin temu miał zabrać na randkę, bawiła się znakomicie z jakimś lalusiem, a na niego nawet raz nie rzuciła okiem.

W końcu przyszedł Stefan, który chyba jako jedyny był pochłonięty swoimi problemami i nie orientował się z sytuacją Bytnara, i zapytał, czy nie chciałby się z nim napić. Czarborowicz miał na głowie cholernie dużo i marzył o tym, żeby chwilowo się odstresować i zapomnieć choć na moment. Rudy miał nie pić, ale wszystko zaczynało go już wkurwiać, więc stwierdził, że zgodzi się na jednego, żeby Stefek nie pił sam.

Siedzieli w kuchni i gadali o jakiś sportowych sprawach. Chciał się dowiedzieć, co siedzi w głowie Czarborowicza, że aż tak go to zmuliło, ale nie chciał o tym rozmawiać, więc nie naciskał. Sam był przekonany, że jakby zadał mu takie samo pytanie, to też nie chciałby opowiadać. Raczej nie dlatego, że Stefan przyjaźnił się z Adamem, a bardziej, że zaczynał się zastanawiać nad tym, co powiedział Maciek. Może miał trochę racji, ale Anastazja odkąd przyszli praktycznie nie opuszczała towarzystwa Rozmysa i czuł w kościach, że gdyby ponownie tego dnia im przeszkodził, znowu by przegrał.

W końcu stwierdzili, że wyjdą na zewnątrz, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. W tańcach zrobiła się ewidentna przerwa, każdy chyba potrzebował chwili oddechu i tylko nieliczni pozostawali nieugięci. Adam stał sam niedaleko od nich i palił papierosa, patrząc gdzieś w dal. Nie widział nigdzie Anki, ani pozostałych przyjaciół. Wtedy poczuł nagły przypływ pewności siebie. I adrenaliny.

- Nie możesz się odczepić od Anki? - zapytał, podchodząc do niego. Adam widocznie był zaskoczony i odwrócił się do Janka. Kiedy zobaczył, z kim przyszło mu rozmawiać, ewidentnie miał ochotę prychnąć, ale zmusił się tylko do przewrócenia oczami. - Wiem, że to ładna dziewczyna, ale znaj swoje granice. Bądź mężczyzną. Byłem pierwszy, ja i Anasta-

- Byłeś pierwszy? - powtórzył, otwierając szerzej oczy i uśmiechając się kpiąco. - Anastazja jest jakąś rzeczą, że sobie ją zaklepałeś? Nie jesteście nawet w związku, żebyś mógł o niej decydować.

- Nie jesteśmy w związku, ale-

- Nawet gdybyście byli w związku, nie masz prawa podejmować decyzji za nią. - powiedział, prostując się i zgniatając papierosa w popielniczce. - O czym ja w ogóle mówię? Nie wiem, o co jesteś taki zły. Przecież tylko tańczyliśmy.

- Bawisz się z nią, odkąd przyszliśmy. - zakpił. - Jakbyś nie był zainteresowany, to byś odpuścił.

- Słucham? - prychnął. - Miałem jej odmówić dobrej zabawy, bo sobie tego nie życzysz? Pierwsza mnie poprosiła o to, żebym z nią zatańczył. A potem nie chciałem jej psuć radości, kiedy tak dobrze się czuła. Masz pretensje do mnie, kiedy sam nic nie zrobiłeś, żeby się z nią bawić. Stałeś w kącie obrażony na cały świat i nie potrafiłeś kurwa zagadać do dziewczyny, która ci się podoba.

- Ty pieprzony...

Janek nie dokończył, bo wymierzył Rozmysowi cios prosto w twarz. Czuł, że cały się w sobie gotuje i już nie miał zamiaru słuchać wywodu kogoś, kto kompletnie nie orientuje się w ich relacji. Tylko najbliższsi i on sam mieli prawo go oceniać. Adam dotknął szczęki i uśmiechnął się kwaśno, odwracając się ponownie do Bytnara.

- Myślałem, że jesteś trochę mądrzejszy.

Ledwie skończył zdanie, a pięść Adama spotkała się z twarzą Rudego. On jednak nie zamierzał odpuścić, chociaż chyba nie spodziewał się, że brunet postanowi mu dopowiedzieć na jego cios. Zaczęli się szarpać, a wokół nich od razu gromadził się tłum gapiów, którzy usłyszeli hałas.

***

- I okazało się, że ta atencujszka się z nim przespała i wtedy ta, która była w nim zakochana to zobaczyła, on zobaczył ją i chciał się wytłumaczyć, ale ona była w takim szoku i tak się go brzydziła, że przypadkiem, a może z premedytacją zrzuciła go ze schodów. - powiedziała Maryśka. - No i się okazało, że się połamał i ta najważniejsza nie potrafiła mu poskładać nogi, więc jedyną opcją była amputacja. I odcięły mu tę nogę i zakopały w ogrodzie.

Ja, Aniela, Basia i Marysia siedziałyśmy same w kuchni popijając zimną Fante. Ta ostatnia stwierdziła, że to idealny moment, żeby opowiedzieć fabułę filmu, który ostatnio oglądała. Więc słuchałyśmy uważnie jak z charakterystycznym dla siebie stylem opowiadania mówiła o historii bohaterów.

- Pojebany ten film. - stwierdziłam, marszcząc brwi.

- Zajebisty. - poprawiła mnie Miller. - Przynajmniej coś się dzieje.

- Kompletnie nie zrozumiałam sensu tego filmu. - westchnęła Basia, na co przyznałam jej rację.

- Ja też nie. - odparła Stasik. - Miałam nadzieję, że będzie lepszy. Powinnam przestać wybierać filmy po tytule i okładce.

- BIJĄ SIĘ!!!

Odwróciłyśmy się wszystkie w stronę zamkniętych drzwi do kuchni. Popatrzyłyśmy na siebie w akompaniamencie krzyków i innych niezidentyfikowanych dźwięków.

- Patologia. - powiedziałam, przewracając oczami na myśl o tym paskudnym zjawisku. - Kompletnie nie rozumiem takich ludzi. Cywilizowani ludzie potrafią się opanować przed napierdalaniem się nawzajem. I to jeszcze u kogoś w domu na imprezie.

- JANEK Z ADAMEM SIĘ BIJĄ!! - krzyknął Stefan wpadając cały zziajany do kuchni.

Otworzyłam szerzej oczy, próbując zrozumieć, czy aby na pewno dobrze usłyszałam, to co powiedział. Czułam, jak piecze mnie czoło od soczystego face palma, którego miałam ochotę sobie wymierzyć.

- Ja pierdole, przecież on go zabije! - krzyknęłam, kiedy zaczęła docierać do mnie powaga sytuacji. - Adam ćwiczy boks!

Wybiegłam z kuchni za Stefanem, a za mną pozostałe dziewczyny. Wokół dwójki bijących się samców alfa rosło zbiegowisko gapiów, którzy świetnie się bawili oglądając nieznanychy im napierdalających się typków. Szkoda tylko, że ja musiałam ich znać.

Maryśka krzyczała na Stefana, żeby jakoś zareagował. Jednak gdy tylko się do nich zbliżył i próbował od siebie odciągnąć, momentalnie dostał od któregoś, raczej przypadkiem w brzuch, co skutecznie go od nich odepchnęło, a Stasik od razu pobiegła mu z pomocą. Była tak wściekła, że czerwone były nawet czubki jej uszu i złowrogim wzrokiem patrzyła na Adama, w czasie gdy Czarborowicz obok niej jęczał z bólu, bo próbowała sprawdzić, czy nic mu nie jest, ale przez niekontrolowaną złość przyciskała jego brzuch nieco zbyt mocno.

- Do cholery, zróbże coś! - krzyknęłam na Tadeusza, uderzając go w ramię.

Stał jak słup soli patrząc jak jego przyjaciel zaraz zostanie zmasakrowany przez prawie zawodowego boksera. Byłam pewna, że jeśli to będzie ciągnąć się jeszcze kilka minut dłużej to własna matka go nie pozna.

- Przecież mu wpierdolą! - zawołała oburzona Aniela, patrząc z troską i przerażeniem na Zośkę. Owinęła ręce wokół jego ramienia, gotowa zatrzymać go w miejscu, jeżeli tylko się ruszy.

Popatrzyłam z poirytowaniem na Miller i nie prosząc się już nikogo o pomoc, byłam pewna, że mogę liczyć wyłącznie na siebie. Więc ruszyłam w stronę dwóch idiotów, przeciskając się między tłumem, który raczej bez problemu robił miejsce. Wtedy poczułam pociągnięcie za ramię.

- Chyba cię pojebało. - powiedział Dawidowski, wyprzedzając mnie.

Podszedł do jednego z chłopaków i próbował złapać któregokolwiek. Poszłam za nim, żeby mu pomóc, a za mną szedł też Tadeusz. Gdzieś z tyłu patrzyła na niego zatroskana Aniela. Zośka z Maciejem złapali Janka, bo to on zdecydowanie bardziej się rzucał i jakbym tam podeszła, z pewnością bym oberwała. Adama na szczęście wystarczyło tylko trzymać, bo Bytnar aktualnie był odciągany jak najdalej od miejsca zdarzenia. Do mnie zaraz podbiegli Marysia i Stefan i zajęli się przyjacielem. Nie widziałam po nim, żeby odniósł jakieś poważniejsze obrażenia prócz rozciętej wargi, z której sączyła się krew, siniaka na policzku, który lekko puchnął i rozciętej brwi, która też zalewała mu twarz swoją wąską strużką. Pewnie miał też parę siniaków na ciele, ale nie do mnie należało już ich sprawdzanie.

Upewniwszy się, że mnie nie potrzebują i po podziękowaniach Marii, że udało nam się ich rozdzielić, zniknęłam od tej trójki, żeby pójść do złotego męskiego trio, które właśnie stało nad ledwo siedzącym Jankiem przy ścianie, na końcu salonu blisko wyjścia na korytarz. Aniela popychała mu pod nos chusteczki, bo lała się z niego krew, musiał w niego nieźle dostać, bo dodatkowo był rozcięty trochę poniżej nasady. Oprócz tego miał podbite oko, rozciętą górną wargę i łuk brwiowy. Był też pewnie nieźle poobijany, o czym świadczyła jego mina. Rozmys górował nad nim nie tylko umiejętnościami, ale i wzrostem, więc wszystko grało na jego niekorzyść. Ta bójka była jak porywanie się z motyką na słońce.

Im dłużej patrzyłam na Janka tym większą frustrację czułam, chyba zupełnie tak samo jak chłopaki, którzy darli się na niego, próbując przemówić mu do rozumu. Jedyna Aniela patrzyła na niego ze współczuciem, wycierając mu nos i Basia, która podawała mu szklankę wody. Bytnar jednak chyba nie bardzo ich słuchał i przyglądał się mi, pewnie próbując złapać ostrość, bo wzrok mógł mieć jeszcze trochę zamglony. Moja frustracja rosła i rosła, bo czułam, że zniszczył mi przyjemny wieczór, na którym bawiłam się naprawdę dobrze i chciałam go miło wspominać. Ale on nie mógł sobie pozwolić, na to żeby w jakimkolwiek wydarzeniu nie zagrać głównej roli. Wściekła wyszłam na zewnątrz, trzaskając drzwiami.

***

Siedziałam na tylnym siedzeniu w samochodzie Maćka, który miał odwieźć mnie do domu po zrójnowanym wieczorze. Bawiłam się telefonem, czekając na odpowiedź zwrotną i niemal do razu go odblokowałam, kiedy zobaczyłam powiadomienie. Z mimowolnym uśmiechem popatrzyłam na odpowiedź.

- Co? Napisałaś już do niego „Jak się czujesz?", a on ci odpisał „Nie martw się, nic mi nie jest"? - powiedział kpiącym tonem Janek, siedzący na tylnym siedzeniu obok mnie. - Tak? To świetnie. Możesz wreszcie odłożyć ten telefon.

Popatrzyłam na niego z irytacją i ponownie wróciłam do konwersacji na Messenger z Adamem. Normalnie nawet bym się zaśmiała, ale w tej chwili wcale nie było mi do śmiechu, gdy okazało się, że prawie zgadł treść naszych wiadomości.

od Laura Kościeniecka
Jak się czujesz?

od Cezary Baryka
Nie martw się, wszystko w porządku Szybko się wyliżę
Jankowi zaproponuj mięso z zamrażarki, powinno pomóc.

Cieszę się, że wszystko dobrze
I dzięki
Jedynie cud powstrzyma mnie przed roztrzaskaniem mu tym mięsem głowy

- Litości, dlaczego kurwa nie usiadłam z przodu? - prychnęłam, na co chłopak obok mnie przewrócił oczami.

- Bo Janek nie chciał wsiąść do samochodu, dopóki nie usiadłaś obok. - westchnął Maciej za kierownicą, patrząc na mnie przez przednie lusterko.

Bytnar wyraźnie obraził się za te przytykę, założył ręce na klatkę piersiową i ostentacyjne odwrócił się ode mnie do okna. Nie za bardzo rozumiałam to zachowanie, bo on był ostatnią osobą w tym samochodzie, która miała prawo być obrażona.

- Co cię w ogóle opętało? - wybuchłam w końcu, wyrzucając ręce. Rudy definitywnie nie był skóry do rozmowy, ale skoro już tu z nim siedziałam, miałam prawo wiedzieć.

- Nie istotne. - mruknął. - Nie zadręczaj sobie główki, masz pewnie ważniejsze rzeczy, którymi mogłabyś się zająć. Na przykład sprawdzian z biologii.

- Nienawidzę, jak zachowujesz się w ten sposób. Jak nadąsany dzieciak, który oczekuje nie wiadomo czego od innych, ale nie powie im tego prost. Chcę tylko wiedzieć, po kurwę, zacząłeś się z nim bić? Ty w ogóle czasem myślisz? Wiesz, że Adam mógł cię wykończyć, gdyby tylko chciał?

- Oh, z pewnością ty byś tego chciała. - zaśmiał się kpiąco. Miałam ochotę odpiąć pasy, otworzyć drzwi i wyskoczyć z samochodu. Albo najlepiej jego wypchnąć z samochodu. - Uwierz mi, że myślałem wtedy aż nadto.

- Rezultaty twojego myślenia widać na twojej twarzy. - prychnęłam. - Twoja mama z pewnością będzie dumna.

- Daruj sobie. - prychnął, odwracając się do mnie z grymasem kpiny na twarzy. - Jakbyś nie udawała przez cały wieczór, że jestem jebanym powietrzem, to nic by się nie stało. Korona by ci z głowy nie spadła, jakbyś łaskawie chociaż na mnie spojrzała.

- Słucham? - zaśmiałam się. Popatrzyłam na Maćka, chcąc znaleźć w nim poparcie, upewnić się, że również usłyszał tą absurdalną głupotę, ale uważnie patrzył na drogę przed sobą. - Ty masz pretensje do mnie? Nie ja kazałam ci obijać sobie mordę!

- Zaraz będz- - zaczął Dawidowski, ale oboje odwróciliśmy się w jego stronę i popatrzyliśmy na niego w taki sposób, że nie dokończył.

- Zrób jeszcze jedno kółko. - powiedział Janek.

- Kurwa, to było już trzecie. - mruknął. - Mam jutro wyjazd, muszę się wysp-

- Oddam ci za paliwo, do cholery. - powiedział niemal błagalnie. - I odrobię ci matmę, tylko kurwa jedź dalej.

- Dobra. - mruknął.

- Robiłaś mi specjalnie na złość całą imprezę, odkąd tylko przyszliśmy. - zwrócił się ponownie do mnie. - Rozumiem, że nie spodobało ci się, że podjąłem decyzję o wyjściu po szkole bez twojej wiedzy, ale mogłaś sobie darować rewanż. - nawet nie mnie nie patrzył, wciąż wyglądał za okno. - I to jeszcze z nim. - prychnął. - Miałaś tylu facetów do wyboru, ale musiałaś wybrać akurat jego.

- Czy ty siebie słyszysz? - zakpiłam. - Świetnie się bawiłam, ale nie po to, żeby robić ci na złość. Sam byłeś obrażony na mnie odkąd wsiedliśmy do samochodu, a jak już zamieniłeś ze mną parę zdań to plułeś jadem. - wypomniałam mu. - Z czego ja ci się w ogóle tłumaczę?

- Może z tego, że flirtujesz z innym gościem za moimi plecami? - powiedział z wyrzutem, odwracając się do mnie.

- Flirtuję? - prychnęłam, niedowierzając. - Nie jesteśmy w żadnym związku, Janek. Nie mam wobec ciebie żadnych zobowiązań. - widziałam, jak Alek zerka co chwilę w naszą stronę przez lusterko, jakby chciał się upewnić, że wciąż oboje żyjemy. - Z resztą nawet nie masz prawa być zazdrosny, a ewidentnie jesteś!

- Nie mam prawa? - oburzył się. - Całowaliśmy się! Nie jeden raz! Dla ciebie to kompletnie nic nie znaczy?!

- Za każdym razem całujesz mnie, kurwa, po pijanemu! - on podniósł głos, więc nie pozostawałam mu dłużna. - Jak to może cokolwiek znaczyć, skoro ty ledwo co pamiętasz!?

Właśnie w tym momencie poczułam, jak z prędkością światła łapie moją twarz w dłonie i przyciąga do siebie, nie pozwalając mi powiedzieć już ani słowa. Jego pocałunek jest tak intensywny i agresywny, że czułam, że zapiera mi dech. Cieszyłam się, że siedziałam, bo czułam jak miękną mi nogi. Janek nie przestawał, a ja pod wpływem impulsu zatopiłam palce jednej dłoni w jego włosach, drugą natomiast złapałam za kark, chcąc przyciągnąć go jeszcze bliżej. Gdzieś w międzyczasie usłyszałam odpinające się pasy.

- Pamiętam każdy jeden. - powiedział, odsuwając się ode mnie ledwie na milimetr z ustami tuż przy moich. Jego oddech mieszał się z moim i czułam, jak szybko unoszą się nasze klatki piersiowe. Nie byłam w stanie otworzyć oczu i na niego spojrzeć, bo szczerze bałam się, że to jakiś chory sen. Bytnar pocałował kącik moich ust, potem policzek, skroń i zjeżdżał w dół na żuchwę. - I wszystko pomiędzy. - podążył pocałunkami w dół po mojej szyi i na odkryte ramiona. - Maciek, zatrzymaj samochód i wyjdź. - odsunął się od mojej skóry ledwie na sekundę i poczułam nagłe zimno, ale chwilę po swoich słowach jego usta wróciły na moje ciało. Jednak wtedy otworzyłam szeroko oczy i mocniej zacisnęłam swoje palce na jego włosach, lekko go za nie ciągnąć, na co mruknął, ale chyba nie z niezadowolenia, jak na to liczyłam.

- Maciek, ani się waż. - powiedziałam ostrzegawczo. - Jedź dalej.

- Zatrzymaj się. - powtórzył. Jego lewa ręka spoczywała do tej pory na moim policzku, który gładził, podczas gdy zajmował się moją szyją lub innymi częściami mojej twarzy, ale teraz postanowił zrobić z niej pożytek i odwrócił moją twarz, żebym popatrzyła mu prosto w oczy. - W tej chwili.

Jego dotyk palił mnie tak, że miałam ochotę krzyczeć, żeby się ode mnie odsunął, a jednocześnie miałam wrażenie, że nie przeżyję, jeżeli tylko się oddali. Jego wzrok robił się trochę zamglony od ilości emocji i chyba nie do końca odczytywał moje złowrogie spojrzenie. Położyłam dłoń na jego żuchwie i przejechałam kciukiem po ustach, a on aż musiał przymknąć oczy, bo nie dawał rady. Pocałowałam go, powoli, bez pośpiechu. Janek natychmiast zjechał ręką na moje plecy, przytrzymując mnie jak najbliżej siebie. Miałam świadomość, że był teraz w stanie zrobić wszystko, o co bym go tylko poprosiła, byle nie przerywać tej chwili.

Dlatego drugą wolną ręką złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. Zaskoczony Maciek od razu zaczął hamować, a Janek aż przerwał pocałunek, żeby sprawdzić, co się dzieje.

- Wysiadam. - powiedziałam, szybko uciekając z objęć Bytnara.

Wyskoczyłam w pośpiechu z samochodu i mocno zamknęłam drzwi. Jeszcze szybciej zaczęłam iść w kierunku mojej kamienicy. Na szczęście było już niedaleko. Samochód dalej stał w miejscu i dopiero, kiedy zniknęłam za rogiem Alek odpalił silnik.

- Z ciebie pizda, nie przyjaciel. - mruknął Janek, dalej wpatrując się w okno od strony, po której siedziała jeszcze minutę temu Anka. - Raz na ruski rok cię o coś proszę i jeszcze nie możesz tego spełnić.

- Pojebało cie? Myślisz, że nie wiem, co chciałeś robić na osobności w samochodzie? MOIM SAMOCHODZIE? - podkreślił dryblas. - Myślisz, że ona nie wiedziała? Tadeusz by cię chyba zastrzelił.

- Ona myślała dokładnie o tym samym. - powiedział z pewnością.

- Doprowadziła cię do stanu, w którym byłbyś w stanie oddać jej duszę, tylko po to, żeby się odegrać za twoje zachowanie. Jakbyś jej nie znał. Miałem wrażenie, że najchętniej podpaliła by ten samochód. I nawet mnie by nie oszczędziła. - pokręcił głową z niedowierzaniem. - Pominę już fakt, jak szybko doprowadziła cię do takiego stanu, bo to upokarzające.

- Odezwał się akurat największy samiec alfa. - prychnął. - Kolana jeszcze cię nie bolą od padania Baśce do stóp?

- Lepiej módl się, żeby ciebie nie zaczęły. - zakpił. - I zaopatrz się w porządną maść.

***

______________________

HA HA HA NIE SPODZIEWALIŚCIE SIĘ!!!!!
(ja też nie)

Czy napisałam kontynuację po TRZECH latach? Być może.

Ale pomysł wpadł mi tak nagle, dosłownie tydzień temu w przeciągu godziny miałam cały pomysł i nie mogłam się powstrzymać, tym bardziej, że wiedziałam, że niektórzy chcą dalszą część. Może nie ma tylu iconic tekstów, co ostatnio ale myślę, że też jest zajebiście.

Mega przyjemnie mi się to pisało, zwłaszcza, że pozwoliłam sobie wrzucić tu parę własnych ester egg'ów dla licealnej mnie, żebym kiedyś mogła sobie to przeczytać i przypomnieć sobie takie małe smaczki.

Mam nadzieję, że wam się podobało i że miło was zaskoczyłam. Oby umiliło wam to początek roku szkolnego. Widzimy się tu pewnie za kolejne trzy lata XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top