Dzieci aniołów


Aniołowie podobnie do nas, demonów, ukrywali swoją prawdziwą tożsamość. Na podstawie wieloletnich, a może bardziej: wielo-epokowych doświadczeń udało mi się zauważyć pewną prawidłowość. Aniołowie wybierali sobie imiona w dość specyficzny sposób, a mianowicie: w jakimś języku ich imię skrywało cząstkę anioł bądź święty. Dla przykładu: Angeliny, Angeliki, Angele, Aniele, Glorię, Holly i inne takie były przeważnie wybieranymi przez nich imionami. Malwina spełniała to kryterium. Hollyhocks było tym, co na początku obudziło moja czujność. 

To co zobaczyłem, wcale nie zdołało mnie uspokoić. Odruchowo jedna ze smolistych mazi mojego właściwego wcielenia ruszyła aby na oślep wyprowadzić atak na wypadek, gdyby dziewczyna miała być tylko przynętą, albo nawet narzędziem egzekucyjnym. Wtem cień skrzydła odbił mnie jak tarcza i to na tyle boleśnie, że musiałem porzucić swój plan. 

Jeśli wcześniej narzekałem, że nic nie rozumiem, to jeszcze wtedy nie wiedziałem, że da się bardziej nie rozumieć. 

Wiedziałem tylko trzy rzeczy jak na chwilę obecną: 

Pierwsza: Miałem rację, że z dziewczyną coś jest nie tak. 

Druga: jej obecność nie była przypadkowa podczas postrzału i zgłaszanie sprawy na policję mijało się z celem. 

Trzecie: Nie jest to anioł i nie była ona tylko człowiekiem. 

Ostatnie odkrycie budziło wiele sprzeczności, jednak gdy analizowałem to, to nic innego nie pasowało. Po pierwsze: gdyby była człowiekiem, nie uniknęłaby kul i mojego ataku. Po drugie, gdyby była aniołem, nie skaleczyła by się, gdyż takie obrażenia wygoiła by na sobie w mgnieniu oka.  Co więcej, jej refleks byłby na o wiele wyższym poziomie. No i ostatecznie chciałaby mnie zabić, a na to nie wyglądało ani nie zapowiadało się, przynajmniej na razie. 

W hybrydę anielsko-demonią nie chciało mi się wierzyć. Z grubsza za to można było wylecieć z niebiańskiego piedestałku. Szefuńcio jasno się określił, że ludzkie kobiety są dla ludzkich mężczyzn i on naszego swędzenia w kroczu tolerować nie będzie. Po drugie, nawet jeśli JAKIMŚ CUDEM jednak jakaś niewiasta skradła serce i rozum istoty nadprzyrodzonej, to rzadko z takiej pary rodziło się dziecko. Można powiedzieć, że byliśmy dość niekompatybilni genowo względem siebie. Naturalnie, zawsze zdarzał się wyjątek potwierdzający regułę, ale o bywało bardzo rzadko, a dziecko takie było niemal od chwili poczęcia czujnie obserwowane przez niebiosa i Otchłań. Innymi słowy: wiedziałbym o nim. Dajmy na to taki Michał Anioł - mamusia skończyła u nas w piekle, a synek odziedziczył nieprawdopodobny, fenomenalny talent po utalentowanym rodzicu. Łatwo zgadnąć, z czyjego obozu. 

Biorąc o wszystko pod uwagę, nie miałem pojęcia, kim była Malwina. Ale, o ironio, chyba naprawdę mieliśmy znikome szansę być swoimi bardzo dalekimi krewnymi. Żeby łatwe kłamstewko okazała się zalążkiem prawdy, i to tu... Nigdy bym się nie spodziewał. 

O śnie mogłem naturalnie zapomnieć. Mój umysł, zbyt pobudzony nowymi odkryciami domagał się wręcz dowodów, faktów, czujnie śledził każdy ruch w obawie, że atak może się powtórzyć. I na siłę próbowałem odkryć sens przebywania istoty półanielskiej z demonem. Jeśli faktycznie była istotą niebiańską, wówczas jej kuzyni nie powinni do niej strzelać. Może stąd się brała ta jej intuicja ochronna? Tylko że nie miałem na to absolutnie żadnych dowodów. To tylko zbiór teorii na temat co by było gdyby.

Mogłem też uczciwie założyć, że gdyby nie to, że byłem razem z nią, bardzo możliwe, że bym już nie żył. Co za paradoks. Żeby potężny, stary demon jak ja był zależny w jakimkolwiek stopniu od człowieko-anioło-nie-wiadomo-co.

Szefuńciu, co ty wyprawiasz? Jeśli to ma być kara, że uważam inaczej niż Ty, to bardzo nieśmieszna.

Ostatecznie i tak musiałem się położyć, aby zachować jakieś szczątki pozorów, na wypadek gdyby dziewczyna obudziła się w nocy, ale i tak planowałem wyjść najwcześniej, jak to możliwe. Musiałem... Chyba najpierw sam chciałem obejrzeć jeszcze raz tę łuskę, którą znalazłem w samochodzie i to feralne skrzyżowanie.

Chociaż może... Może strzelano do mnie, bo byłem z nią? Może chciano ją w ten sposób chronić przede mną? Zabawne, ale ta teoria najbardziej do mnie przemawiała. W takim razie powinienem mieć ją na oku i odkryć, o co chodzi niebiosom i czemu jest ona aż tak ważna. 

Wiedziałem, że nie będę się nudzić w Radomiu! Rad bym tu został chwilę dłużej. Witaj przygodo! Cała na wiatr, pędźmy razem z nurtem rzeki przeznaczenia! Instynkt dzieci piekieł nigdy nie zawodzi. 

Nieco pokrzepiony wizją braku konieczności zawierania kontraktu oraz faktem, że o nudzie mogę tutaj zapomnieć, z niecierpliwością oczekiwałem ranka. Miałem nawet plan: postanowiłem przyszykować w ramach wdzięczności (a tak naprawdę to miałem w tym ukryty plan) śniadanie dla dziewczyny. Wymówkę miałem jak na zawołanie: ze złamaną ręką byłoby jej trudno to zrobić, a przy okazji ja miałem okazję wybadać tę jej anielskość. 

Postawiłem na owsiankę z owocami (jeśli będzie wege, trafię, jeśli odżywia się zdrowo, trafię, a jeśli nie, to też trafię, bo dziewczyny potrafiły jeść takie wynalazki) a jako składnik ekstra dodałem zupełnie nieszkodliwe krople dla ludzi, które u aniołów powodowały przeczyszczenie. Jeśli wyczuje coś w kaszy i nie zje, będę miał jakiś dodatkowy ślad, jeśli nie... To będę dociekał, o co z nią chodzi. 

Bo że nikogo innego oprócz nas nie wyczuwałem, to tego byłem pewien. Ten cień skrzydeł, które widziałem w nocy, brały początek w niej samej. 

Kiedy dziewczyna wstała, ja już byłem zwarty, gotowy i z gotowym śniadaniem do łóżka ustawionym estetycznie na biurku tuż obok. No marzenie, nie facet ze mnie.

– Jak się czujesz? – zapytałem dziewczynę, kiedy ocknęła się na dobre.

O akcji z torebką na razie nie wspominałem, wolałem mieć jakiś pretekst, aby móc się z nią później jeszcze raz spotkać. 

– Chyba dobrze... Ręka mnie boli – przyznała, chcąc ją podrapać, a wtedy zorientowała się, a raczej przypomniała, że jest unieruchomiona. – Jeszcze się nie przyzwyczaiłam – rzuciła, jakby na swoje usprawiedliwienie. 

– Nic się nie stało. Masz ochotę na śniadanie? Zrobiłem coś – pokazałem ręką w kierunku biurka, badając jej reakcję. 

Oczy dziewczyny momentalnie zrobiły się jak spodeczki od filiżanki dużych rozmiarów. 

– Naprawdę? – szepnęła, po czym potrząsła głową – dziękuję, nie musiałeś, i tak mam u ciebie dług.

– Powinnaś zostać bankierem a nie lekarzem. Ciągle tylko dług i dług. Czy twoje życie to ciągły debet i spłacanie rat? 

– Można tak powiedzieć – uśmiechnęła się zupełnie nie zrażona. – Ale i tak dziękuję. Zjedz ze mną, będzie mi raźniej. Sam robiłeś czy zamówiłeś? 

– Znalazłem składniki w szafie, Anka pokazała mi, które są twoje. 

– Mogłam się tego po niej spodziewać.

Tym razem to mi się zrobiło nieswojo. Kiedy ostatnio ktoś tak po prostu zaproponował mi wspólny posiłek? Wolałem jednak, aby dziewczyna nie odkryła mojej słabości. Wczorajsza parówka do tej pory leżała mi na żołądku. Ludzkie jedzenie zdecydowanie mi nie służy. Nie mogłem sobie pozwolić, aby spożywać je w dużej ilości. Kropli nie musiałem się obawiać. Producent zapewniał, że upadłe anioły nie zgłaszały żadnych dolegliwości.

– Po prostu posiedzę z tobą. Może być? – zapytałem, nie licząc nawet na to, że się zgodzi. 

A ona po prostu pozwoliła mi być obok, nie próbując ciągnąć niczego na siłę, pozwalając, by sprawy przybrały najbardziej naturalny bieg że wszystkich możliwych sposobów. 

Dziwna dziewczyna. 

Czas płynął w niezwykle miłej, powiedziałbym, że sielskiej atmosferze, ale ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu nic się nie wydarzyło. Wynik: Malwina jest człowiekiem.

Wkrótce zacząłem się zbierać, obiecując dziewczynie, że wpadnę jeszcze ją odwiedzić, by porozmawiać o tym incydencie na skrzyżowaniu. Musieliśmy podjąć decyzję, co robimy. Wymieniliśmy się kontaktami w social mediach I obiecaliśmy się zgadać na dniach. 

Przytuliłem ją po przyjacielsku, po czym opuściłem mieszkanie z dziwnym uczuciem kłębiącym się gdzieś w klatce, płucach, sercu, żołądku... Jeszcze zbiegając że schodów wciąż czułem jej kształt ciała, jakby ciągle jeszcze mnie obejmowała. Jakby tej chwili pozwolono, aby trwała dłużej. Nie wspominając o zapachu, który otulił mnie jak delikatny szal. Odpowiedzialność za to zrzuciłem na wyostrzone, demoniczne zmysły.

Wychodząc, niezauważenie rzuciłem swoje pióro za szafę w pokoju dziewczyny, gdzie nie powinna nawet sięgnąć. Na wszelki wypadek, aby żaden niepowołany gość się tam nie znalazł. Malwina jest moja, ja się będę nią bawić, przynajmniej na razie. 

Kiedy zszedłem już klatką na sam dół, wsiadłem do swojego czarnego Lexusa i sięgnąłem ręką do kieszeni po klucz do stacyjki, aby odpalić silnik i odjechać, natknąłem się dłonią na coś, co sprawiło, że wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz. Powoli wyjąłem rękę, obawiając się spojrzeć na to, co tam znalazłem, chociaż podświadomość już wiedziała. 

W mojej dłoni leżało białe pióro.

Anielskie pióro.

A moja demoniczna intuicja aż krzyczała. Te pióro pochodziło ze skrzydeł, które rzucało w nocy cień. 

Pióro ze skrzydeł Malwiny. 

Wcisnąłem gaz niemal do samego końca i z piskiem opon odjechałem z tego miejsca najszybciej jak mogłem, wymuszając pierwszeństwo na skrzyżowaniu. Przeklęty Radom! Co mnie skusiło, żeby tu trafić? 

Na razie nie miałem żadnego planu. Chciałem tylko otworzyć mój dach w samochodzie i pozwolić, aby wiatr potargał włosy oraz żeby ten lodowaty oddech ugasił pożar krwi, jaki wybuchnął z dziecinną łatwością w moim sercu i umyśle. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top