Rozdział 13 - Znaleźć dowód

Roxy chciała wiedzieć, co takiego wypadło Sende, ale ta nie chciała się jeszcze jej tłumaczyć. Doskonale wiedziała, co jej dziewczyna na to powie — że powinna się upewnić, nie działać pochopnie i tak dalej. Ale w tej chwili nie chciała słuchać. Oto wreszcie zyskała dowód! Jej intuicja okazała się słuszna.

Odkąd tylko usłyszała o Alexandre, nie spodobał się jej, a pierwsze osobiste spotkanie z nim tylko utwierdziło ją w tym wrażeniu. Sam jego sposób bycia podpowiadał jego prawdziwą naturę, ale Aurélie za nic nie umiała, a może nie chciała tego dostrzec. Ale jak dotąd powstrzymywała się, bo w zasadzie nie miała jednoznacznego potwierdzenia swoich podejrzeń. Ale teraz wszystko się zmieniło. Dobrze słyszała, jak nazywał Rose Anderson swoim skarbem!

Dotarła do kamienicy, w której mieszkali Volerowie. Wspięła się na trzecie piętro, a gdy zapukała, drzwi otworzyła jej blondynka, która choć nie pierwszej młodości, nadal zachowała w sobie powab. Sende zdziwił jej widok, ale po chwili zorientowała się, że kobieta bardzo przypominała Luciena. Choć nie widziała wcześniej matki jego i Aurélie, domyśliła się, że to zapewne ona — przyjaciółka już zdążyła opowiedzieć jej dość niezwykłą historię.

— Dzień dobry, ja do Aurélie — powiedziała na przywitanie. — Jest w domu?

— Ma zaraz wrócić — odpowiedziała pani Voler. — Jesteś jej koleżanką?

Sende potwierdziła, a matka Aurélie zaprosiła ją do środka, po czym zajęła ją niezobowiązującą rozmową, właściwie całkiem przyjemną. Pani Voler okazała się interesującą rozmówczynią, a dialog szedł tak naturalnie, że Sende już miała ją pytać o to, jakiego lakieru do paznokci używa, ale ostatecznie nie zadała tego pytania, bo wtedy akurat Aurélie wróciła do domu. Dziewczyna w myślach obiecała sobie, że kiedyś ją o to dopyta, ale teraz przypomniała sobie, po co tu przyszła. Przeszła do przedpokoju i stanęła przed Aurélie, która wyraźnie zdziwiła się na jej widok, ale i ucieszyła.

— Cześć — przywitała się. — Nie spodziewałam się, że wpadniesz. Gdybym to wiedziała, wróciłabym wcześniej...

— Ja też się nie spodziewałam, właściwie to miałam jechać do Roxy.

— To czemu zmieniłaś plany?

— Zaraz ci powiem, tylko może nie tak w przejściu. Może w twoim pokoju?

Aurélie zgodziła się i przeszły do jej pokoju. To, co tam było, może nie stanowiło jakiegoś szczególnego bałaganu, ale jednocześnie nie było szczytem porządku. Ale Sende nie przyszła tam, by kontemplować pokój przyjaciółki. Usiadła na jej trochę nieporządnie pościelonym łóżku, czując się tam niemal jak u siebie, a Aurélie przysiadła się do niej, obserwując ją uważnie.

— To... — zaczęła — czemu postanowiłaś zobaczyć się ze mną, a nie z Roxy? — Zamilkła, jakby się nad czymś zastanawiając. — Czy wy...

— Nie, nie! — zaprzeczyła szybko Sende. — Z nami wszystko w porządku. Jedynie trochę się spóźnię.

— To o co chodzi?

— Wiesz, to był świetny dzień. Idę sobie do metra, tłok na Trocadéro jak zwykle straszny. I nie uwierzysz, co widziałam.

— Co widziałaś? — Aurélie uniosła brew.

Sende odniosła wrażenie, że jej przyjaciółka stała się jakaś lepsza w używaniu sarkazmu, ale szybko odrzuciła od siebie tę myśl.

— To się zdarza tylko w filmach, ale to była Rose Anderson! Czaisz? U nas, w Paryżu, w metrze!

— I to dlatego przyjechałaś do mnie, żeby się pochwalić? Mogłaś zadzwonić...

— Tylko że to nie o to chodzi, jakby to tylko było spotkanie mojej idolki, którą kocham, uwielbiam ponad wszystkie, to byłoby super! Ale nie tylko ją widziałam. Była z kimś. Z chłopakiem, prawił jej słodkie słówka.

— Em, czyli nie chciałaś przeszkadzać zakochanym?

— No, prawie. Ale zobaczyłam, kto to był! Wyobraź sobie, że miałam rację! To był Alexandre! Widziałam to na własne oczy! Ona i on, w metrze, wpatrzeni w siebie jak w cuda świata...

Aurélie zamilkła. Sende uznała, że ta pewnie dochodzi właśnie do jedynego słusznego wniosku.

— Jesteś pewna, że to był Alexandre?

Jak mogła nie być pewna?

— Oczywiście, że tak! To był on, widziałam ich!

— A co dokładnie słyszałaś?

Sende miała wrażenie, że w tonie przyjaciółki usłyszała niedowierzanie.

— Mówił jej, że jest jego skarbem! Poczułam się niemal, jakbym znalazła się wewnątrz jakiegoś słabego romansu, wiesz?

— No właśnie! — zauważyła Aurélie. — To tak, jakbyś była w romansie! A może faktycznie byłaś? Skąd wiesz, że nie ćwiczyli żadnej roli?

O tym nie pomyślała, ale ta możliwość wydała się jej bardzo nieprawdopodobna. Przecież widziała, jak na siebie patrzyli, to nie mogła być gra.

— To się czuło, jestem tego pewna!

— A wiesz, co ja myślę? Że jesteś przewrażliwiona i za wszelką cenę chcesz znaleźć coś na Alexandre!

— Ej, nie krzycz na mnie! — zaprotestowała Sende, oburzona tym nagłym podniesieniem na nią głosu. — Chcę ci pomóc! Mówiłam ci, że coś jest z nim nie tak, a intuicja bardzo rzadko mnie zawodzi.

— Coś mi się wydaje, że tu zawiodła. Strasznie się uparłaś, wiesz? Chcesz nie lubić Alexandre tylko dlatego, że się jakoś głupio uparłaś! Ciągle tylko słyszę: Bruno, Bruno, Bruno i wiesz co, mam tego już powoli dosyć! Mogłabyś się chociaż raz nie wtrącać w moje życie!

— Świetnie, po prostu świetnie! — Sende też już powoli miała tego dość. — To skoro wolisz być z typem, który cię zdradza i w ogóle nie jest ciebie wart, to już nie moja sprawa! Nie będę na to patrzeć.

Wstała i wyszła z pokoju Aurélie. Nie zatrzymała się, żeby pożegnać się z jej rodziną i jak najszybciej opuściła kamienicę. Przez całą drogę do Roxy nie dowierzała w to, co właśnie się stało. Och, czemu Aurélie musiała być taka uparta! A poza tym, w czasie całej tej rozmowy Sende ani raz nie wypowiedziała imienia Brunona, więc czemu ta to znowu wywlekała? To znaczy, nadal uważała, że Bruno byłby dla niej odpowiedni, ale przecież jej intencją wcale nie było ich zmusić do chodzenia ze sobą! W tej chwili chodziło tylko o to, że Alexandre był niewiernym draniem! Czemu Aurélie nie umiała tego zrozumieć?

Gdy Roxy otworzyła jej drzwi, Sende przywitała ją pocałunkiem, ale Moon musiała wyczuć jej zły humor.

— Co się stało? — zapytała, podczas gdy Sende rozwaliła się na krześle w jej pokoju. — Wyglądasz na podirytowaną.

— Nic takiego... — odmruknęła Sende, ale zaraz potem wybuchła: — Ocz, czasem nie mogę zdzierżyć tej Aurélie!

I opowiedziała o wszystkim, co zaszło, odkąd znalazła się na stacji metra. Roxy jej nie przerywała, ale nawet po zakończeniu historii nie zdawała się chcieć tego komentować. Ale Sende spojrzała na nią wyczekująco, bo chciała wiedzieć, co ta o tym wszystkim sądziła.

— No, i jak?

Po następnym spojrzeniu Roxy Sende wywnioskowała, że pora szykować się na krytykę.

— Nie uważasz, że trochę niepotrzebnie się wtrącasz? — zapytała. Tak, faktycznie krytyka. — To znaczy, nie możesz mieć pewności, że rzeczywiście Alexandre mówił akurat o Rose jako o swoim skarbie.

— Tak, wiem, są aktorami i mogli ćwiczyć jakąś rolę, wiem...

— Niekoniecznie, wiesz, ludzie wiele rzeczy mówią, a kontekst mógł być zupełnie inny.

— Nie było cię tam! Gdybyś widziała to, co ja, byłabyś pewna, że to ten kontekst! Żaden inny!

— Tak, dobra, niech ci będzie. No to załóżmy, że faktycznie Alexandre Delamode i Rose Anderson kręcą ze sobą. Tylko że ty nie masz na to materialnego dowodu, a Aurélie jest zapatrzona w Alexandre, więc ci nie uwierzy. A jak będziesz to dalej ciągnąć, to się jeszcze bardziej na ciebie obrazi. A to świetny sposób na utratę przyjaciółki.

— Więc co mam robić, patrzeć, jak się dalej w to wkopuje? Nie chcę! I tak będzie mieć złamane serce, ale jeśli odkryje to później, może być jeszcze gorzej...

Roxy poklepała ją po ramieniu.

— No wiem, że chcesz jej pomóc, tylko że tak nic nie zdziałasz. Aurélie musi sama do tego dojrzeć. — Przerwała, jakby się nad czymś zastanawiając. — A poza tym, za niedługo będzie premiera filmu i tak dalej. Internet będzie huczał od wiadomości o nich, a jeśli faktycznie ze sobą kręcą, fani szybko się o tym dowiedzą. Więc jeśli faktycznie coś jest na rzeczy, Aurélie sama się o tym przekona.

— To będzie brutalne, nie uważasz?

— Czasem brutalna prawda jest najlepsza.

Roxy wzruszyła ramionami, a widząc dziwny błysk w jej oczach, Sende aż się wzdrygnęła. Bardzo ją lubiła, ale jednak Moon czasem trochę ją przerażała. Co jak co, ale nadal miała się świetnie jako przywódczyni ulicznego gangu. Bycie groźną z pewnością pomagało jej w tym zajęciu.

— Boisz się mnie? — Roxy uśmiechnęła się znacząco.

— Ja, bać się ciebie? Bynajmniej!

— Skoro tak...

Zanim Sende się obejrzała, Roxy usadowiła się na jej kolanach. Spojrzała w jej różnokolorowe oczy: jedno zielone, drugie niebieskie. Niezwykłe niczym sama Roxy. Sende rozpromieniła się. Pozwoliła sobie zapomnieć na chwilę o problemach.

***

Mimo porad Roxy Sende nie zamierzała tak łatwo odpuścić. Wiedziała jednak, że kolejna konfrontacja z Aurélie w tej chwili niespecjalnie miała sens. Nie, musiała zadziałać jakoś inaczej, zrozumiała jednak, że w Roxy nie znajdzie sojusznika, bo ta wolała nie interweniować i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń, który sam ujawni Aurélie prawdę.

Zaczekała dzień, żeby sobie nieco poukładać myśli, a poza tym aż żal byłoby zajmować sobie tym głowę w momencie, gdy mogła jak najlepiej wykorzystać obecność Roxy. A gdy kolejny dzień nadszedł, zaczęła się zastanawiać, czy nie lepiej zaczekać do poniedziałku, ale uznała, że w zasadzie to nie miało aż takiego znaczenia. A poza tym zrobienie tego było świetną wymówką, żeby nie uczyć się na sprawdzian.

Tak więc pozbierała się i pojechała tam, gdzie wczoraj, choć bynajmniej nie z zamiarem odwiedzenia Aurélie. Interesował ją kto inny z tej kamienicy. Tylko że nie wiedziała dokładnie, gdzie mieszkał, toteż i tak musiała podejść do praktycznie każdych mijanych drzwi, by przeczytać tabliczkę z nazwiskiem. Kiedy minęła drzwi z napisem „Voler", zawahała się. A może jednak najlepiej było wejść do Aurélie, przeprosić ją za to i już więcej nie naciskać? Hm... Z jednej strony wydawało się to kuszące, ale z drugiej Sende czuła, że nie mogła tak po prostu odpuścić. Jeśli by to zrobiła, to dręczyłyby ją wyrzuty sumienia.

Nie, poszła dalej. I nie rozczarowała się. Jak się okazało, Sucreceurowie mieszkali tuż obok Aurélie. Prawdę mówiąc, nie spodziewała się, że Bruno mieszkał dosłownie tuż obok. To było nawet w pewnym sensie ironiczne...

Zapukała, zanim się rozmyśliła. Nie musiała czekać długo. Drzwi się otworzyły, a stanął w nich nie kto inny, jak właśnie Bruno.

— O, Sende — przywitał się. Sende mogłaby się założyć, że miał nadzieję zobaczyć komuś innemu. — Czemu zawdzięczam wizytę?

— Muszę z tobą porozmawiać — oświadczyła Sende bez ogródek. — Masz czas?

— Jasne... Ale o czym chcesz rozmawiać?

— Chodź ze mną.

— No dobra...

Bruno założył buty i założył bluzę, po czym wraz z Sende zszedł na dół. Dziewczyna nie była pewna, czemu po prostu nie wprosiła się do Sucreceurów, ale z drugiej strony nie była z Brunonem na tyle blisko, by nadużywać jego gościnności w ten sposób. A na dworze, choć robiło się już chłodniej, jeszcze nie było jakoś bardzo źle, więc był równie dobry na przeprowadzanie rozmów. Poszli do skwerku obok kamienicy i usiedli na jednej z ławek.

— Dobra, to o co chodzi? — spytał Bruno. — Jestem ciekaw, czemu przychodzisz w niedzielę... A poza tym sprawa chyba jest poważna, bo inaczej byś po prostu zadzwoniła, prawda?

— Bingo! — potwierdziła Sende. — Widziałeś się z Aurélie?

— Jakoś przedwczoraj bodajże... A co?

— Czyli jeszcze nic nie wiesz.

— Czego nie wiem?

— Tak jakby... pokłóciłyśmy się.

— I co, oczekujesz, że będę waszym mediatorem? To chyba pod zły adres trafiłaś, raczej zaognię konflikt...

— Nie, chcę, żebyś przemówił jej do rozsądku! Bo ona głupia nie chce sobie dać przegadać, że Alexandre ją zdradza!

— Delamode ją zdradza?!

— Ćsi, może trochę ciszej, jeszcze zaraz zaczną się na nas sąsiedzi gapić... Ale tak, widziałam to na własne oczy! — Opowiedziała Brunonowi, co widziała. — No i powiedziałam o tym Aurélie, ta uznała, że zmyślam i że chcę jej po prostu rozwalić związek i no, jestem tutaj... A jeszcze Roxy uważa, że ci dwoje mogli grać i nie chce mi pomóc! Błagam, ty musisz coś zrobić! Chyba nie będziesz patrzeć bezczynnie, jak ona się w to dalej wkopuje?

Bruno milczał przez chwilę, analizując jej słowa. W końcu, po nieznośnej minucie ciszy, zabrał głos.

— Jesteś pewna, że Roxy nie ma racji? Chyba głupio byłoby przekonywać Aurélie, że Delamode ją zdradza, żeby potem się okazało, że to jedno wielkie nieporozumienie?

— Ale przecież musisz wiedzieć, że mam rację! Znasz Alexandre i sam go nie lubisz!

Bruno westchnął.

— Tak, nie lubię Alexandre, ale nie to ma znaczenie — odparł. — Ma znaczenie to, że lubię Aurélie. Takie napieranie na nią nie ma sensu. Ona i tak ma wątpliwości, nie musisz jej dokładać kolejnych.

— Ale... To znaczy, że nie przeszkadza ci, że ona jest z nim? Wiesz, myślałam, że ty...

Nie dokończyła, ale wiedziała, że Bruno zrozumiał, o co jej chodziło.

— I się nie mylisz. Aurélie jest dla mnie najważniejsza. Zrobiłbym... Nie, zrobiłem dla niej wszystko. I nadal robię. Chcę, żeby była szczęśliwa. — Przerwał, ale po chwili kontynuował. — Ona sama ma problem ze zrozumieniem własnych uczuć, ale widzę, że chce zaufać Alexandre. Nie utrudniajmy jej tego, proszę. To znaczy, jeśli naprawdę się okaże, że ją zdradza... Jeśli znajdziesz jednoznaczny dowód, wtedy draniowi nie przepuszczę. Ale tak... Nie chcę, żeby się okazało, że się pomyliliśmy.

Sende zastanowiła się. Gdy Roxy doradzała jej to samo, nie chciała posłuchać, ale gdy usłyszała to z ust Brunona, człowieka, który kochał Aurélie jak nikogo innego, wydało się jej to bardziej przekonujące. A jeszcze bardziej przekonujące wydało się jej jedno zdanie. Jeśli znajdzie jednoznaczny dowód na zdrady Alexandre, Bruno mu nie przepuści, tak? To znaczyło jedno.

Zabawi się w detektywa.

— Pokażę wam, że mam rację — oznajmiła. — Aurélie, Roxy i tobie.

— Jesteś pewna, że to dobry pomysł? To znaczy, bycie detektywem musi być ekscytujące, ale czy jak Aurélie się dowie, co kombinujesz, nie będzie jeszcze bardziej zła?

O tym nie pomyślała. Nie przypuszczała, że Aurélie będzie mogła odkryć jej działania, ale w sumie nie mogła wykluczyć takiej możliwości. A przecież nie chciała tego robić po to, żeby stracić ją na zawsze...

— Może i tak... Pewnie pomyśli, że jestem desperatką i usilnie próbuję zrobić wszystko, żeby moja wymarzona para się spełniła... — Urwała, zorientowawszy się, co powiedziała.

— Twoja wymarzona para? — Bruno uniósł brew. — Co masz na myśli?

Sende zawahała się. Nawet Roxy nie wspomniała o tym fragmencie rozmowy z Aurélie, a przyznawanie się do tego akurat Brunonowi było nieco żenujące. Ale z drugiej strony co mogło się stać?

— Być może parę razy... No dobrze, dużo razy, niedyskretnie sugerowałam jej, że ona i ty bylibyście świetną parą... I chyba się na mnie trochę o to wkurzyła.

Bruno, ku jej zaskoczeniu, roześmiał się. I wcale nie był to śmiech sarkastyczny ani nic, chyba naprawdę go to rozbawiło.

— No, to mogło mieć jakieś znaczenie. Aurélie nie lubi być naciskana. Nawiasem mówiąc, naprawdę uważasz, że bylibyśmy dobrą parą?

— Wiedziałam to od momentu, gdy zobaczyłam cię po raz pierwszy. Po prostu wiedziałam, to zaskoczyło w mojej głowie! A poza tym, już abstrahując od moich wizji, widzę, jak blisko ze sobą jesteście. Aurélie naprawdę cię lubi i zdaje mi się, że nawet ona dostrzega w tobie kogoś więcej, choć nie chce się przyznać przed samą sobą. A poza tym... Poznałeś jej mały sekrecik, prawda?

— A tak, mówiła też, że ci powiedziała — przypomniał sobie Bruno.

— A powiedz, jak się domyśliłeś? — zaciekawiła się Sende.

— Połączyłem fakty, choć trochę mi to zajęło, ale nie było innej możliwości, która by tłumaczyła te wszystkie dziwne rzeczy.

— Nawiasem mówiąc, jak o tym mowa... — Sende zdecydowała się poruszyć temat, który od pewnego czasu ją nurtował. — O bohaterach i wszystkim, to wiesz, że nawet w pewnym momencie myślałam, że Mucha i Zebra to byłaby też ładna parka? Widziałam ich ostatnio w telewizji. Myślisz, że mógłby stanowić dla ciebie jakąś konkurencję?

— Że Zebra? — upewnił się Bruno. — No nie wiem... Jest niczego sobie, ale nie tak przystojny jak ja. Te włosy, no co to ma być? Gdy pierwszy raz je zobaczyłem, załamałem się, naprawdę! I jestem pewien, że on też.

Sende parsknęła.

— Mnie się jego włosy podobają — stwierdziła. — Nawiasem mówiąc, nie wiedziałam, że interesujesz się wyglądem bohaterów.

— Ja też nie — przyznał Bruno. — Ale włosy Zebry są porażką, powinien pójść do fryzjera i je przefarbować.

— Myślisz, że to tak działa?

— Nie wiem, może zapytaj Aurélie? Niech sobie pofarbuje włosy... w tej formie...

— Wiem! Powiem jej, żeby powiedziała Zebrze, żeby to zrobił! — Tu sobie uświadomiła coś. — A nie, czekaj, przecież ona nie chce mnie widzieć. To może ty jej to powiedz...

— Może to zrobię. A jak myślisz, na jaki kolor powinien się zrobić? Niebiesko? A może zielono? Pasowałoby mu do oczu.

— Nie, trochę za dużo zieleni by było. Może na brązowo? Wtedy nawet przypominałby trochę ciebie.

W tym momencie zrozumiała, że Bruno rzeczywiście przypominał jej Zebrę. Zmrużyła lekko powieki.

— No w sumie — kontynuowała. — Gdyby ubrać cię w ten jego kombinezon i dać perukę, bylibyście bardzo podobni... Ej, mam świetny pomysł! Za niedługo jest Halloween, weź się przebierz za Zebrę, to będzie świetne!

— I mam paradować w tych fatalnych włosach? O nie!

— Aurélie z pewnością się spodobasz!

— Wtedy to już zdecydowanie zakopię sześć stóp pod ziemią jakiekolwiek możliwości z nią. Wyśmieje mnie!

— No już dobrze... Ej, a może ja się przebiorę za Zebrę? — Sende wyobraziła sobie siebie w stroju bohaterki. — Ekstra, mam już pomysł!

Wstała, podekscytowana. Niemal zapomniała o tym, po co tu właściwie sprowadziła Brunona i pogrążyła się w marzeniach o sobie w superbohaterskim stroju i o tym, jak olśni wszystkich na wielkiej imprezie, na którą zamierzała zaprosić pół miasta...

– Czyli... to już wszystko? — Bruno przerwał jej marzenia. — Chyba nie jestem ci potrzebny w rozplanowywaniu twojego stroju na imprezę?

— Nie, ale dzięki wielkie za rozmowę. A, i prośba, nie wspominaj Aurélie, że miała miejsce.

— Spoko. — Bruno wzruszył ramionami. — W zamian za to, że nie powiesz jej oficjalnie o tym, że ja, no wiesz. Chcę jej sam to powiedzieć.

— Naprawdę? Chcesz jej powiedzieć?

— Tak, gdy nadejdzie odpowiednia chwila. Obiecałem jej to, wiesz?

Po tym nieco enigmatycznym stwierdzeniu odszedł, zostawiając Sende samą. A ona uśmiechnęła się szeroko. Teraz już miała absolutną pewność, że jeśli Aurélie przejrzy na oczy, to z Brunonem czeka ją szczęście.

Ona sama natomiast zdecydowała się wziąć nie za planowanie stroju na Halloween, a za zastanawianie się, jak ujawnić krętactwa Alexandre. Wiedziała, że jeśli ktoś ma to zrobić, to ona.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top