Rozdział 10 - Odwet
Przez następne dni Aurélie nadal niespecjalnie miała ochotę cokolwiek robić, w czym pomagał jej zdecydowanie fakt, że Alexandre bez przerwy był zajęty („ale w kolejny weekend się już spotkamy, słowo!"). Sende również jej nie zaczepiała, najwyraźniej postanowiwszy całą swoją uwagę poświęcić Roxy, a jeśli o innych chodziło, to cóż, też nie miała za bardzo okazji się z nimi spotkać. Rodzice Brunona ostatecznie kupili budynek, który miał zostać drugą kawiarnią czy tam cukiernią pod ich zarządzaniem, przez co cała trójka Sucreceurów miała ręce pełne roboty. Bruno na to nie narzekał głównie dlatego że oznaczało to praktycznie pełnowymiarową pracę u rodziców, dzięki czemu nie musiał się martwić szukaniem zajęcia. Ale oznaczało to też, że miał dużo, dużo mniej czasu niż wcześniej.
Oczywiście mogła iść do siedziby Zakonu lub dowiadywać się o magię od Dorine, ale jakoś unikała zajęcia się tą sprawą. Nie miała na to ochoty, choć była przekonana, że rozwijanie się w tej dziedzinie może jej sporo dać. Zwłaszcza że przeczucie podpowiadało jej, iż to jeszcze nie koniec. Nie wszystko zostało wyjaśnione. Dlaczego Shouyi miała na pieńku z Mistrzem Odnowicieli, dlaczego i gdzie zniknęła... A była boginią, nie mogła umrzeć! Zatem, prędzej czy później, musiała dać o sobie znać. I znając życie, to pociągnie za sobą konieczność ponownego stanięcia do walki...
Gdy wyszła ze szkoły, podjęła decyzję. Musi się tym wreszcie zająć. Pójdzie prosto do Sucreceurów i znajdzie tam Dorine. A jeśli jej tam nie będzie, to będzie jej szukać w siedzibie Zakonu. I tym razem nie ucieknie od tego. Zastanawiając się, jak zacznie rozmowę, nie bardzo zwracała uwagę na to, dokąd idzie i niemal wpadła na jakąś kobietę. Zreflektowała się na sekundę przed wypadkiem; zatrzymała się i spojrzała na nieznajomą, chcąc ją przeprosić.
Od razu zrozumiała jednak, że to nie jest zwyczajna kobieta. Choć w większości wyglądała tak jak każdy inny, to zdradziły ją oczy. Jasne, niemal przezroczyste. Aurélie wystarczająco dużo czasu spędziła wśród Strażników i Odnowicieli, przez co od razu zrozumiała, że nie ma do czynienia z człowiekiem. A przynajmniej nie w pełni. I to ją zaniepokoiło. Dlaczego wpadła akurat na potomkinię jakiegoś boga? Czy to mógł być przypadek? A może jednak nie? Tylko jeśli nie, to jakie zamiary miała wobec niej kobieta?
Stop — powiedziała sobie Aurélie w myślach. — Nie przypuszczaj rzeczy, których ci nie powiedziano.
Z tą myślą postanowiła wymamrotać ciche „przepraszam" i wyminąć kobietę, po czym ruszyć dalej w swoją stronę, ale ona bynajmniej nie chciała jej na to pozwolić. Gdy Aurélie chciała pójść naprzód, kobieta chwyciła dłonią jej przedramię.
— Och, nie opuszczaj mnie jeszcze — powiedziała.
— Przepraszam, spieszę się — odparła Aurélie, choć nie miała już nadziei, że przybyszka tak po prostu pozwoli jej odejść.
— Naprawdę? — Kobieta uniosła brew. — A jeszcze przed chwilą szłaś bardzo powoli. Zostań jeszcze chwilę.
— Nie, dziękuję...
— Nalegam.
Uścisk na przedramieniu Aurélie stał się mocniejszy. A ona sama zrozumiała, że to musi być wróg. Szarpnęła ostro i wyrwała się z uścisku. Odskoczyła jak najdalej od kobiety, ale ona natychmiast zmniejszyła dystans między nimi.
— No wiesz co, żeby tak tchórzyć i uciekać? Myślałam, że ta, przez którą Odnowiciele upadli, będzie mieć trochę więcej ikry!
Nie no, naprawdę? Czy członkowie Odnowicieli musieli być aż tak uparci?
— Odnowiciele nie upadli przeze mnie — stwierdziła Aurélie i z zaskoczeniem stwierdziła, że jej głos był zaskakująco spokojny. — Upadli przez to, że ich własne cele były niemożliwe do zrealizowania. Chcieli zniszczyć świat boską mocą, tyle że nie wzięli pod uwagę, że to zniszczy również ich samych. A poza tym, skoro moje słowa mogły to wszystko odwrócić, to ich cel nie miał żadnych mocnych podstaw, czyż nie?
— Śmiesz twierdzić, że plan przygotowywany latami nie miał żadnych podstaw? — Nieznajoma nie wydawała się zadowolona z odpowiedzi. — Nie jestem taka głupia jak reszta. Będę kontynuować szlachetny cel Mistrza i zbiorę innych! Odnowiciele wrócą do dawnej chwały! A pierwszym, czego dokonam, będzie pozbycie się ciebie, potomkini Shouyi! Mistrz popełnił błąd, zostawiając cię przy życiu, ale ja tego błędu nie powtórzę!
Te słowa mogły znaczyć tylko jedno. Konieczność stanięcia do walki. Aurélie miała już wypowiedzieć formułkę przemiany, lecz zorientowała się, że na otwartym terenie bardzo głupio byłoby to zrobić. Chociaż jej przeciwniczka znała prawdę o Musze, a w pobliżu nie było akurat ludzi, to jednak dziewczyna nie chciała ryzykować ujawnienia tego faktu całemu światu. Kobieta nie miała jednak skrupułów i nagle przed nią rozbłysło oślepiające światło. Aurélie zamknęła oczy jakąś sekundę później, lecz ta sekunda wystarczyła, żeby ją oślepić.
Przez chwilę nie śmiała nawet otworzyć oczu, ale gdy to zrobiła, otoczyła ją ciemność. I się przeraziła. W jednej chwili naszło ją całe mnóstwo myśli, z których dominowała ta jedna, najgorsza. Co, jeśli to jej zostanie na zawsze? Wtedy wszystko będzie zrujnowane, a przede wszystkim samo jej życie, bo jak miała wygrać walkę, nic nie widząc? Nie umiała posługiwać się za dobrze innymi swoimi zmysłami!
— Co ty robisz?! — pisnęła Flyy prosto do jej ucha. — Nie widzisz, że próbuje cię trafić? Uciekaj!
— Właśnie w tym problem, że nie widzę! Oślepiła mnie!
— Dobra, to przemień się chociaż!
— A co, jeśli ktoś mnie zobaczy?
— Możesz zginąć, a przejmujesz się takimi głupotami?
Ten argument miał sens. Aurélie skinęła głową i wykrzyknęła formułkę. To, że była przemieniona, poznała tylko po tym, że teraz głos Flyy przeniósł się do jej głowy.
— Odskocz w lewo — poradziła. Aurélie usłuchała. — Teraz w prawo... Nie, w to drugie prawo! No i co, znowu prawie cię trafiła!
— Myślisz, że prosto jest tak manewrować na ślepo? — Aurélie zaczęła się irytować.
— A co ja mam na to poradzić? Jak ci się nie podoba moja pomoc, to poproś kogoś innego!
— Wiesz... To jest myśl! Wezwę kogoś na pomoc!
— Ej, no wiesz? — obruszyła się Flyy. — Uważaj!
Aurélie padła na ziemię i tym razem sama poczuła, że ledwo uniknęła ataku. Bo nagły powiew gorącego powietrza tuż nad nią nie mógł zwiastować nic dobrego. Dziewczyna spróbowała się podnieść, początkowo dość niepewnie, ale nie usłyszawszy nowych ostrzeżeń od kwami, w końcu wstała.
— Okej, zmieniam zdanie, ta pomoc to może być dobry pomysł. Ich tu jest więcej!
— Co?! — przeraziła się Aurélie. — Jak ja mam niby teraz przeżyć? Nic nie widzę, nie dam rady nic zrobić! Och, przydałaby się jakaś magiczna tarcza, że też nie nauczyłam się takich generować...
— To wzywasz kogoś czy nie?
— Okej, ale jak mam to zrobić, skoro jestem przemieniona? Nie skontaktuję się z Wayzzem!
— Użyj kryształu Zakonu, one gdzieś powinny tam być, nawet po przemianie. Po prostu się skup i pomyśl o kimś innym, kto ma kryształ, a dostanie twoje wezwanie.
Aurélie w pierwszej kolejności pomyślała o Biedronce i Czarnym Kocie, ale szybko przypomniała sobie, że nie mają oni już swoich miraculów. A zaraz po nich na myśl przyszedł jej Pierre, jego odrzuciła jednak od razu, bo nie była pewna, czy byłby w stanie jej pomóc w swoim obecnym stanie. I już przez chwilę niemal nie miała pomysłów, aż wreszcie zorientowała się, że przecież był jeszcze Bruno. Może da radę jej pomóc! Skupiła się na nim, mając nadzieję, że Flyy nie myliła się w kwestii kryształu. Bo jeśli Bruno nie usłyszy jej wezwania, to istniało bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że już wkrótce pożegna się z życiem.
Tymczasem, dzięki wskazówkom Flyy jeszcze przez chwilę udawało się jej unikać ataków. Aż do kolejnego. Coś ją mocno pchnęło i upadła na ziemię. Jednocześnie zarejestrowała ostry ból w boku, który został trafiony. Oby to nie było nic poważnego...
— Wygląda na to, że to tylko jakieś pole siłowe — poinformowała ją Flyy. — Co prawda nie wiem, czemu boli, ale nie powinno być groźne.
— To bardzo pocieszające...
Aurélie podniosła się i okazało się, że kwami miało rację, bo ból już zelżał, a poza tym nie czuła się jakoś gorzej niż parę chwil temu. Idealnie by było, gdyby jeszcze się poprawiło i zaczęła coś widzieć, ale na aż tyle chyba nie mogła liczyć. Miała tylko nadzieję, że Bruno, o ile usłyszał wezwanie, się pospieszy... Bo ona, jeśli nie da rady uciec, to sama długo tu nie przeżyje.
No właśnie, mogła spróbować ucieczki! Może to coś da! Wypowiedziała w myślach formułkę Latania i wzbiła się w powietrze. A dosłownie chwilę później Flyy znowu odezwała się w jej głowie.
— Uważaj, znowu cię trafi!
Aurélie nie zdążyła zareagować na czas. Wróg trafił ją w plecy. Straciła stabilizację i zaczęła spadać. Nawet nie była w stanie przemóc się i spróbować ponownie polecieć, a w ciągu tych kilku sekund natychmiast nabrała przekonania, że skończy na chodniku jako mokra plama, bo nawet nie wiedziała, jak wysoko się znajdowała w momencie trafienia.
Ale, ku jej zaskoczeniu, nie zaliczyła spotkania z ziemią. Nie udało się jej ponownie wznieść, ale z pewnością nie wpadła na chodnik. Nie, to coś było dużo miększe i dużo, dużo bardziej nieregularne w kształcie. I, co trzeba było przyznać, całkiem przyjemne. Kojarzyło się jej z tymi dniami, gdy była mała, udawała, że śpi, dzięki czemu rodzice zanosili ją do łóżka w pokoju... O tak, tym, w czym wylądowała, zdecydowanie były czyjeś ramiona.
— Wszystko w porządku?
Po głosie zorientowała się, że to musiał być Bruno. Uśmiechnęła się.
— Nareszcie jesteś! Czyli wezwanie zadziałało!
— Jakie wezwanie? Zobaczyłem w telewizji, co się dzieje i od razu przyszedłem!
— W telewizji? — To bardzo zaniepokoiło Aurélie. Czyżby cywile zauważyli jej przemianę?
— Tak, jak tylko zobaczyli, że Mucha znowu bije się ze złymi, to od razu się zlecieli! Ale nieważne...
Aurélie poczuła gwałtowne szarpnięcie i domyśliła się, że Bruno musiał uniknąć kolejnego ataku. Odstawił ją na ziemię.
— Hej... Coś się stało? Patrzysz w inną stronę, jestem tutaj.
— Ta typiara od światła mnie oślepiła i trochę mam problem...
Usłyszała dźwięk, który zasugerował jej, że znowu prawie zostali trafieni.
— Może moja Równowaga coś na to zaradzi, poczekaj...
— Twoja moc, tak? A jak działa?
— Wyrównuje możliwości moje i drugiej osoby, więc chyba jak jej na tobie użyję, oboje powinniśmy widzieć co nieco...
Aurélie chciała się zgodzić, ale wtedy uświadomiła sobie, co by to oznaczało.
— Nie, czekaj — zaprotestowała. — Wtedy oboje będziemy źle widzieć! Chyba lepiej jednak, żebyś ty widział dobrze...
— Jesteś pewna? Uważaj!
I po raz trzeci w ciągu tej walki Aurélie straciła równowagę, ale tym razem zorientowała się, że to nie wróg ją trafił, tylko Bruno popchnął na ziemię. I zrozumiała, że jak tak to będzie dalej wyglądać, to wkrótce oboje zginą. Ona była w tej chwili bezużyteczna, a nie miała pewności, czy Bruno sam podoła wszystkim wrogom. Ba, nie wiedziała nawet, ilu ich w tej chwili właściwie było!
— Może z czterech albo pięciu — odpowiedziała Flyy w jej głowie.
— No to już po nas.
***
Gdy Adrien po raz pierwszy otrzymał miraculum, jego zwyczajem stało się codzienne oglądanie telewizji w celu szybkiego dowiadywania się o wszelkich anomaliach. Oczywiście teraz Miraculum Motyla pozwalało mu wyczuwać emocje mieszkańców miasta i na podstawie anomalii był w stanie domyślić się, iż coś nie działo się tak, jak powinno, ale jednak nie zrezygnował ze starej metody. Była bardziej niezawodna, a poza tym mimo wszystko nadal dziwnie się czuł, gdy korzystał z miraculum po ojcu. Chociaż Nooroo był już wolny, a Adrien nigdy w życiu nie zmusiłby go do jakichkolwiek złych działań, to i tak było w tym coś nieprzyjemnego... Ale miraculum to dawało mu przynajmniej możliwość działania. Tak jak teraz. Oglądając to, co działo się na ekranie, wątpił, że Mucha i Zebra poradzą sobie sami. Musiał im jakoś pomóc...
— Chyba czas, żebyśmy wkroczyli do akcji — zwrócił się, niby to w pustkę, ale dobrze wiedział, że Nooroo usłyszy.
I nie pomylił się — już chwilę później kwami wyłoniło się spod jego koszuli.
— Tak jest, mój panie.
— Już ci mówiłem, że nie musisz mnie nazywać panem — przypomniał mu Adrien. Prawdę mówiąc, czuł się nieswojo, widząc, że Nooroo otaczał go taką czcią. — Ale może o tym potem, musimy pomóc naszym. Nooroo, daj mi skrzydła!
Już przemieniony, sięgnął do laski, w której zawsze trzymał białego motyla. Oczywiście mógłby korzystać z dawnej kryjówki ojca, ale jakoś niespecjalnie to sobie wyobrażał. Nie musiał się już przed nikim ukrywać — Nathalie znała prawdę, a ochroniarzem się nie przejmował. A poza tym tamto miejsce nie kojarzyło mu się najlepiej. Nie miał ochoty więcej oglądać go na oczy.
Odrzucił jednak refleksje na ten temat i pozwolił motylowi przysiąść na jego ręce. Nasycił go mocą, po czym posłał owada w miasto. Miał nadzieję, że odnajdzie drogę. W międzyczasie sięgnął po kryształ od Zakonu, który w czasie przemian zawsze zdejmował, by wygodniej nim operować i wysłał wiadomość. Początkowo dziwnie było mu informować całą organizację o swoich działaniach, ale z drugiej strony nie było to zbyt wielkie wyrzeczenie. A poza tym czuł, że tym razem przyda się jeszcze dodatkowa pomoc.
Wreszcie poczuł, że akuma nawiązała połączenie. W głowie usłyszał głos — to już go nie przerażało, lecz gdy pierwszym razem to robił, to bardzo go to zaskoczyło.
— Znowu akuma? — odezwał się ów głos. — Już raz przez to przechodziłem, nie każ mi znowu!
Adrien niemal roześmiał się. Przypomniał sobie, jak Władca Ciem opętał Brunona Sucreceur jedną ze swoich akum i jak on sam jako Czarny Kot wraz z Biedronką z nim walczyli.
— Potrzebujecie pomocy — zauważył Adrien.
— Ja nie aż tak, daj lepiej akumę Musze! Bo ona nic nie widzi!
Adrien nie miał ochoty się kłócić. Nakazał akumie opuścić urumi Brunona i skierował ją tym razem bardziej świadomie. Natrafiła na pas Muchy.
— Mucho, słyszałem, że potrzebujesz pomocy.
— Co się dzieje? Kim jesteś?
— Przyjacielem, chcę ci pomóc.
— Na pewno?
— Zaufaj mi, proszę.
Normalnie zobaczyłby świat jej oczami, lecz skoro nic nie widziała, nie było to możliwe. Ale usłyszał zapewnienie Zebry o tym, że w istocie wszystko jest w porządku.
— Zgoda.
I wreszcie coś ujrzał. Zrozumiał, że sytuacja nie wyglądała za wesoło — Brunona i Aurélie w tej chwili otaczało przynajmniej z pięciu przeciwników, ale ucieszył się, że przynajmniej jego moc zadziałała. Teraz będą mogli chociaż we dwoje działać. Tylko musiał jeszcze powiedzieć o jednym.
— Moc, którą ci nadałem, to nie jest zwykłe widzenie — zwrócił się do Aurélie. — Widzisz, ale nie tylko to, co dzieje się teraz, ale też na kilka sekund naprzód.
— Że co?
— Czyli zobaczysz też ataki, które jeszcze nie nastąpiły, tak dokładniej,
— To znaczy, że przewiduję przyszłość? Okej, ale skoro możesz mi dać taką moc — tu uniknęła trafienia, zapewne dzięki temu wyprzedzeniu — to nie możesz dać jakiejś mocy, żebyśmy bezpiecznie uciekli? Albo nie wiem, pozbyli się ich?
— To bardziej skomplikowane... Nie możecie tak po prostu uciec, nie wiem, jak ci tutaj się zachowają, a jakieś silniejsze moce mogłyby uszkodzić miasto. Tego chcę uniknąć, bo nie mamy już do dyspozycji Miraculum Biedronki, które wszystko by naprawiło.
— Czyli musimy we dwoje ich wszystkich pokonać?! — przeraziła się dziewczyna. — Ich jest tu coraz więcej... Może jednak lepiej wezwać Pierre'a...
Adrienowi natychmiast przypomniało się jego ostatnie spotkanie z Pierre'em i uznał, że wcale nie chciałby go teraz widzieć, ale nie skomentował tego.
— Wysłałem wiadomość do Zakonu, ktoś zapewne wam wkrótce jeszcze pomoże — powiedział ostatecznie.
Teraz mógł już tylko obserwować dalszy rozwój wydarzeń. Najchętniej dołączyłby do nich na miejscu, ale wiedział dobrze, że Miraculum Motyla największą moc miało z dala od centrum wydarzeń. Co go trochę irytowało, bo nie miał tego poczucia sprawczości co wcześniej. Mimo to chyba udało mu się pomóc — z tego, co widział oczami Aurélie, ona i Bruno już nie radzili sobie tak źle jak wcześniej i była realna szansa, że gdy Zakon dotrze, będzie miał komu pomagać.
Nadal jednak się obawiał. Wszystko zależało od tego, jak szybko Zakon się wyrobi. Zastanawiał się, czy jednak nie powinien zmienić mocy akumy, uczynić jej silniejszą, ale się powstrzymał. Musiałby ją najpierw odwołać, czym ponownie pozbawiłby Muchę wzroku, a nawet taki krótki czas przerwy w mocach mógłby zaważyć na ich zwycięstwie. Zresztą nawet nie wiedział, jaką mocą mógłby pomóc lepiej niż teraz, a jednocześnie nie zaszkodzić otoczeniu.
Przez parę kolejnych minut Bruno i Aurélie w zasadzie głównie unikali ataków wrogów, a część z nich odbijali ku nim. Dziewczyna kilka razy próbowała wzbijać się w powietrze, ale przeciwnicy zawsze jej to uniemożliwiali. W pewnym momencie Adrien oczami Aurélie dostrzegł, że jednemu z przeciwników udało się trafić Zebrę. Zrozumiał, że to wizja przyszłości, dziewczyna również, bo rzuciła się, żeby mu pomóc, ale nie zdążyła. Chłopak padł na ziemię i zdawało się, że ona podzieli jego los.
Ale właśnie wtedy na pole bitwy wkroczyło kilka nowych postaci. A sądząc po tym, że zaatakowali agresorów, Adrien zorientował się, że musieli być to członkowie Zakonu. Nareszcie! Teraz mógł odetchnąć z ulgą. Oni zajmą się już wrogiem.
***
— Masz szczęście, że to był słabszy czar tego typu — oświadczyła Dorine.
Aurélie otworzyła oczy i uświadomiła sobie, że widzi już zupełnie normalnie, tak jak wcześniej. Bez tych dziwnych wizji przyszłości, które Adrien podarował jej wraz z akumą. Rozejrzała się wokół siebie — bez wątpienia była w szpitalu. Obok niej, na łóżku siedział Bruno, który w walce nie odniósł żadnych obrażeń, a tuż przy lekarce, która przywróciła jej wzrok, stała Dorine.
— Jakby był silniejszy, to co by było? — Aurélie spodziewała się, jaka będzie odpowiedź, ale i tak nie powstrzymała się przed zadaniem pytania.
— Mogłabyś stracić wzrok na dużo dłużej albo na zawsze i zaklęcia Zakonu niewiele by ci pomogły. To niezbyt ciekawy scenariusz.
— Tak, to prawda... Ech, powinnam była się zająć tym wszystkim wcześniej...
— Czym?
Aurélie uniosła głowę i napotkała spojrzenie lodowych oczu Dorine.
— Spodziewałam się, że z Odnowicielami nie będziemy mieć tak od razu spokoju i myślałam, żeby z tego powodu potrenować magię, tyle że jakoś nie umiałam się nigdy do tego zebrać... Jak widać, zwlekałam trochę za długo.
— Osaczyli cię, kiedy byłaś sama, nie obwiniaj się — stwierdził pocieszająco Bruno.
— Niby tak, ale nic nie mogłam zrobić, byłam bezużyteczna... Gdybyście ty i Adrien mi nie pomogli, to nie byłoby dobrze. Muszę nauczyć się sama bronić, przynajmniej tymczasowo.
— To prawda — uznała Dorine — zwłaszcza po tym, co widzieliśmy dzisiaj. Mówiłaś, że ta kobieta chciała się ciebie pozbyć, ponieważ obwinia cię o upadek Odnowicieli, więc mogę się założyć, że będzie więcej takich sytuacji. Więc dobry trening przyda ci się od razu.
— A do kogo mam się zwrócić? To znaczy, szukałam kogoś w Zakonie, ale marnie mi to szło...
— Mogę ci pomóc. Może dzisiaj nie, po tych wszystkich emocjach to zły pomysł, ale przyjdź tu jutro, no nie wiem, o dziewiątej, to pomyślimy nad czymś.
— Dziękuję. — Aurélie uśmiechnęła się. — Za pomoc, za to wszystko, co ty i Zakon dla mnie zrobiliście...
— Ależ nie ma za co, to w końcu nasza praca.
Po tym, jak lekarka jeszcze raz upewniła się, że z Brunonem i Aurélie wszystko w porządku, wypuściła ich ze szpitala, ale gdy tylko wyszli na korytarz, zatrzymali się. Tuż przed nimi przeszedł ratownik pchający przed sobą transporter. Przez krótką chwilę dało się dostrzec, że człowiek na nim leżący był poważnie ranny. Aurélie zaniepokoiła się — czyżby byli Odnowiciele zaatakowali jeszcze kogoś?
— Co się dzieje? — zapytała Brunona.
On tylko wzruszył ramionami.
— A bo ja wiem? Zresztą, to chyba nie nasza sprawa, chodźmy już stąd...
I mieli już opuścić szpital, ale wtedy do środka wkroczyło dwóch Strażników, którzy pomiędzy sobą trzymali szamoczącego się mężczyznę. Aurélie od razu pomyślała, że to pewnie jakiś wróg, który zaatakował tamtego zakrwawionego człowieka.
— Puśćcie mnie, do jasnej cholery! — wrzasnął, ale Strażnicy nie zamierzali spełnić jego żądania. — Sam umiem się sobą zająć!
Ten głos wydał się Aurélie znajomy. Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na to wszystko i zrozumiała, dlaczego. Ponieważ znała tego kogoś.
To przecież był Pierre.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top