W. Wycieczka na krwistą polane Cz. 1
Uwaga uwaga rozdział nie jest przeznaczony dla osób o słabych nerwach. Zawiera w sobie sceny +18 tak samo okrutne jak poprzedni rozdział który dotyczył "Kastracji".
Wszelkie negatywne komentarze nie będą brane pod uwagę.
Była noc, ciemna, zimna i mokra przez wciąż padający deszcz. Siedziałam na parapecie obok okna, pisząc coś zawzięcie w zeszycie. Parę dni temu do miasta przyjechała wycieczka z Chin, która strasznie działa mi na nerwy, ponieważ zachowują się jak zwierzęta. Dlatego teraz zaczęłam ustalać plan działania, jak pozbyć się tych wstrętnych idiotów.
- I co ty tam tak piszesz, co? - spojrzałam na stojąca w progu Alix, która opierała się o ramę drzwi. Machnęłam na nią ręka, by podeszła po czym wróciłam do mojego zeszytu - co to jest?
- Pamiętasz tą przeklętą wycieczkę z Chin, co pałęta się po mieście? - zapytałam, a gdy uzyskałam potwierdzające kiwnięcie, wskazałam na jedną z stron - wypisuje plan, kiedy, gdzie i o której godzinie się ich pozbędziemy. Będąc na spacerze z Poiso znalazłam niezłą polane, otoczoną drzewami dość gęstymi by zakryć to co się tam dzieje, a na tyle daleko, że nikt ich nie usłyszy - wyjaśniłam podając zeszyt Alix, by ta mogła go przejrzeć.
- Hm. Dobry pomysł, ale z tego co wiem, to na tą polane mamy mieć wycieczkę, na drugi dzień - Alix spojrzała na mnie z krwiożerczym uśmiechem - mamy zamiar sprzątać, czy lepiej by nasza klasa sobie na to popatrzyła?
- Niech sobie popatrzą, nacieszą oczka. Ja sprzątać ich nie zamierzam - oświadczyłam i zeskakując z parapetu ruszyłam w stronę wyjścia z pokoju, obracając się jeszcze do siostry - skoro to za tydzień, to czemu by nie zacząć się przygotowywać?
- Patrząc na to ile będziemy miały zabawy, to chyba trzeba będzie wyciągnąć więcej sprzętu, hm?
Nic więcej nie odpowiadając, a jedynie posyłając niewinny uśmiech w stronę siostry, wyszłam z pokoju kierując się do kuchni, a następnie do lodówki. Słysząc jak Alix wchodzi za mną, wyjęłam talerz z naleśnikami, które robiłyśmy wczoraj i zaczęłam je odgrzewać.
- A mamy jakieś plany na ten tydzień? - zapytałam siostry, która jedynie wzruszyła ramionami robiąc sobie kawę mrożoną.
- Po tym jak zabiłyśmy Panią Karkowską i jej córkę, Davida też... No to mamy taki spokój jakby - odpowiedziała popijając swój napój, a ja wyjęłam talerz z naleśnikami - może przyśpieszmy ich zabójstwo na jutro co ty na to? - zasugerowała zaczynając zajadać się swoim naleśnikiem.
- A ty nie masz czegoś jutro w planach? - zapytałam, zaczynając smarować swojego naleśnika Nutellą, by za chwilę go zawinąć - ja mogę jutro iść z tą wycieczką, ale czy ty dasz radę?
- Kurwa, nidy-rydy - odpowiedziała, a w jej oczach widziałam już wzbierającą się złość - to nie fair, ty będziesz miała całą wycieczkę dla siebie, a ja nie dam rady. Ugh
- Spokojnie, trafi się inna - odpowiedziałam, uśmiechając się uspokajająco, zaczynając zajadać czekoladowego naleśnika - po za tym, ty jutro też będziesz mieć ciekawie, więc nie narzekaj! - zaśmiałam się z miny siostry i, kończąc swoją porcje ruszyłam w stronę mojego pokoju, zostawiając Alix naburmuszoną w kuchni. - Poiso jutro idzie ze mną! - wykrzyknęłam z pokoju, zanim zamknęłam drzwi.
Kładąc się do łóżka zaczęłam rozmyślać o wszystkim co zamierzam im zrobić, ale zanim to nastąpi będę musiała rozstawić po lesie różnorakie pułapki, wrazie gdyby ktoś chciał uciec. Utulona tymi myślami, zasnęłam, a gdy rano się obudziłam natychmiast zaczęłam się przygotowywać na misję, by zaraz pobiec do klubu po wszystkie pułapki. Warcząc na siebie, że nie potrafię więcej spakować, ruszyłam w stronę pokoju gdzie trzymamy z Alix niewolników.
- Nr. 24, wystąp! - zarządziłam, a przestraszony chłopak, który ledwo mógł stać na nogach, natychmiast do mnie podszedł - masz kurwa szczęście Emilku - powiedziałam to tak słodkim głosikiem, że kruczoczarny, aż się wzdryganął - dzisiaj zobaczysz ponownie słoneczko! Idziemy na wycieczkę, więc musisz mi pomóc coś zanieść tam - wytłumaczyłam, słysząc jęki od pozostałych niewolników, którzy też chcieli by iść - zamknąć ryje! Na was też przyjdzie pora, a ty jazda do klubu i ubierz się w ciuchy co leżą na stole - warknęłam podążając za chłopakiem.
- C-co t-teraz - wyjęczał, a ja spojrzałam na niego z obrzydzeniem. Już nie dziwię się czemu Alix, chce go zabić. Coś takiego nawet nie warte jest chodzenia po ziemi. Zbierając z podłogi resztę pułapek, które były ukryte w wielkiej czarnej torbie rzuciłam tu w stronę Emila, nie przejmując się na tym, że ciężar torby go przewrócił. Gdy wstał, prychnełam lekko i ubrałam swój plecak.
- Idziemy - powiedziałam i poprowadziłam go w stronę wyjścia, nie przejmując się tym, że je zobaczy, skoro nigdy już tu nie wróci. Uśmiechając się wrednie, odwróciłam się w jego stronę - jeśli piśniesz chodźby słowo o tym, co przeżyłeś, czy kto sprawił, że tak wyglądasz rozpruje cię na szczępy, jasne? - wysyczałam, zielonooki natychmiast kiwnął głową idąc posłusznie za mną.
Idąc spokojnie, powoli wychodząc z miasta i wchodząc na polną ścieżkę, kierowałam Emila do lasu ani na chwilę nie zwalniając, co jakiś czas odwracałam się do niego, warcząc by się pośpieszył. Po jakimś czasie stając przed wejściem, odwróciłam się do niego, a w moich oczach było ostrzeżenie.
- Będziesz teraz rozstawiał pułapki, tam gdzie ci powiem, rozumiesz? - zapytałam, nie wiedząc czy debil jednak ma tam mózg czy nie, ale gdy kiwnął znów głową, stwierdziłam, że prawdopodobnie sam mu już dawno spierdolił - spróbuj zepsuć chociaż jedną pułapkę, a wsadze ci ją do dupy - warknęłam i wlazłam do lasu, a za mną podążył Emil.
Pokazując mu gdzie ma rozstawić daną pułapkę, zaczęłam mimowolnie bawić się nożem, którego chciałam użyć podczas kastracji. Widziałam jak chłopak przede mną, aż cały się spiął, przez co mój krwiożerczy uśmiech się poszerzył. Gdy tylko kruczowłosy skończył, podeszłam do niego cicho i z liną w ręce, która uprzednio wyciągnęłam z plecaka. Związując do do drzewa, w tak bardzo niewygodny sposób, by jego krocze jedynie wystawało, rozerwałam jego spodnie.
- B-błagam, n-nie r-rób t-tego - wyjęczał się gdy poczuł ostrze na swoim przyrodzeniu. Mając dość jego jęczęnia szybko zajęłam się jego kastracją, słuchając pięknej muzyki jego krzyków, która nie miała końca. Gdy tylko skończyłam spojrzałam na niego krwiożerczo, oblizując krew z noża, aż na moim policzku nie została smuga tej rubinowej, lepkiej cieczy, a w moich oczach widać było szaleństwo.
- Muszę przyznać, że wrzeszczałeś lepiej niż David, gdy go kastrowałam, no cóż - westchnęłam, z udawanym smutkiem, gdy wstając z klęczek przyłożyłam nóż do gardła mojej ofiary - świetnie się bawiłam i wogóle, ale mam ważniejsze rzeczy na głowie - powiedziałam i nie dając dojść do słowa Emilowi poderżnęłam mu gardło - na razie! Pozdro dla Davida! - zaśmiałam się I odeszłam od wykrwawiającego się chłopaka, zbierając torbę i plecak, by po chwili ukryć je, żeby później po zabawie pozbierać pułapki. - no cóż, najwyżej jednego z Chinoli wezne sobie do pomocy, a później go zajebie - stwierdziłam i obmywając się z krwi ruszyłam w stronę miasta.
Na moje I siostry szczęście, nasze ubrania były dostosowane w taki sposób, by krew po prostu z nich spłynęła, nie zostawiając śladów. Uśmiechając się mrocznie, stwierdziłam, że czas na moje łowy...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top