W. Wybuchy I Czekolada Cz. 2
- Dzień dobry, Pani Star! – przywitałam się podekscytowana, bo wiedziałam, że wychowawczyni nic mi nie zrobi za zabicie dziewczyny.
- Witaj Wix, mogłam się spodziewać, że to Ty tam rozrabiasz po drugiej stronie – powiedziała z krótkim śmiechem, a ja uśmiechnęłam się jak głupia, patrząc trupa.
- Jeszcze się dzień nie skoczył, a już mam na koncie dwa trupy! Teraz po tej rozgrzewce, mogę lecieć do prawdziwej zabawy – powiedziałam zadowolona, opierając się o drzewo, w końcu budynek nie zając, nie ucieknie.
- A musiałaś ją zabić? Wiesz, że narobiłaś mi nowej roboty? – zapytała, a ja poczułam się trochę głupio, jeśli się zaraz okaże, że to była rodzina. Zrobiłam minę, jakbym zjadła cytrynę, zaczynając myśleć, jak przeprosić Panią Star.
- Błagam, niech Pani mi nie mówi, że to była rodzina – zaczęłam, zaczynając odsuwać telefon od ucha, ale zatrzymał mnie śmiech wychowawczyni.
- Nie, to nie była moja rodzina, bardziej nowa uczennica, która dzisiaj dołączyła do waszej klasy. No cóż, będę musiała powiedzieć dyrekcji, że nowa uczennica zginęła tragicznie – wyjaśniła, a ja parsknęłam śmiechem. Kurwaaaaa, co za ulga, pomyślałam szczęśliwa, bo nie wiem co bym zrobiła, jeśli serio by były rodziną.
- No wie Pani, ja lubię z Panią gadać i wogóle, ale muszę lecieć podłożyć te parę bomb. Jeśli usłyszy Pani wybuchy, to ja się akurat bawię – wyjaśniłam, na co wychowawczyni życzyła mi udanej i miłej zabawy, a ja zniszczyłam całkowicie telefon i wrzuciłam go do wody. Czas się zabawić!
~^~
Zaczęłam krążyć dookoła bimbrowni, rozkładając dookoła środki łatwopalne, gwiżdżąc pod nosem jakąś dziwną muzyczkę, z podekscytowanymi oczami. Jak ja kurwa czekałam na moment, gdy będę mogła zniszczyć to miejsce. Mogłam niby poczekać, aż budynek będzie zamknięty, ale stwierdziłam, że wtedy nie będzie takiej zabawy jak teraz, gdy pijacy zebrali się w środku.
Kończąc okrążanie budynku, spojrzałam szczęśliwa na zapalniczkę, po czym odpalając ją po prostu rzuciłam ją na skrzynki, a ogień w ciągu paru sekund okrążył bimbrownie, a ja zaczęłam patrzeć z szaleńczym uśmiechem i z chorą fascynacją, gdy usłyszałam pierwsze przerażone krzyki. Zmrużyłam oczy, widząc jak ktoś stara się wydostać z budynku, ale ku ich nie szczęściu ogień odciął im jakąkolwiek drogę ucieczki.
Wspinając się na drzewo, by mieć lepszy widok, wyjęłam telefon i ponownie zaczęłam nagrywać, nie spuszczając wzroku z bimbrowni. Widziałam jak paru śmiałków starało się przeskoczyć przez ogień, co kończyło się spaleniem na żywca. W końcu zrobiłam tą ścianę ognia dość grubą i nie do przejścia. Uśmiechnęłam się szerzej widząc jak dach budynku zaczyna powoli się wtapiać do środka, a następnie widziałam jedynie wybuchy, słyszałam przeraźliwie wrzaski i po chwili cisza, by ponownie została zakłócona przez potężny wybuch.
Siedziałam tak jeszcze trochę, wyłączając kamerę, chowając telefon i patrząc na budynek z zadowoleniem. Może za niedługo zniszczę kolejną? Pomyślałam z wielkim bananem, po czym zeskoczyłam z drzewa i ruszyłam do domu, by coś przekąsić.
~^~
- Willy!! – wrzasnęłam, gdy zostałam oblana płynną czekoladą. Stałam tak parę sekund, posyłając Wonce zabójcze spojrzenie, po czym ruszyłam do szlaucha w ogródku, by jak najszybciej oblać się wodą. Gdy byłam już pewna, że jedynym śladem jaki zostawię, będzie kałuża wody, zaczęłam wspinać się po schodach na górę, by zaraz uniknąć biegnącego czekoladowego orła – och, Willy~
Weszłam do pokoju bruneta, zaczynając się rozglądać uważnie i ponownie unikając, tym razem czekoladowej małpy, która starała się na mnie skończyć, co skończyło się na rozerwaniu jej na strzępy. Mimo złości na Williego, kąciki moich ust zaczęły niebezpiecznie drgać, od powstrzymanego śmiechu. W końcu powinnam wyglądać, jakbym była zła!
Weszłam do jego tajemnego pokoju, by zaraz wybiec stamtąd, gdy zaczęłam gonić uciekającego Williego. Zbiegliśmy na dół, ledwo obaj wyrabiając na zakręcie i zaczęliśmy się ścigać, ja rzucając w niego czekoladowymi gwiazdkami, on czekoladowymi igiełkami w kształcie rekinów. Nie chciałam nawet myśleć jak bardzo ujebany będzie dom, ponieważ za dobrze się aktualnie bawiłam, by się tym przejąć. Najwyżej obaj będziemy spierdalać przed wściekłą Alix, gdy zobaczy dom w takim stanie.
- Nosz kurwa stój, żebym cię mogła jebnąć porządnie! – wykrzyknęłam za nim, zaczynając strzelać w niego czekoladowymi ptaszkami, które zaczęły szaleńczo latać za Willym, który zrobił idealny unik.
- Nie ma mowy! – wykrzyknął przeskakując przez płat i spierdalając w innym kierunku. Stanęłam w miejscu, rozglądając się po kuchni po czym wpadając na pomysł, wyjęłam ukryte zapasy babeczek czekoladowo – śmietankowych, które tak uwielbiał Willy.
Z psotnym uśmiechem zaczęłam rozkładać je od wejścia do kuchni, aż do salonu, gdzie rozkładając moją pułapkę, ukryłam się czekając na wejście bruneta. Zaczaiłam się jak lwica, polująca na swoją ofiarę i gdy byłam pewna, że brat mnie nie widzi, powoli się do niego zakradłam, by zaraz wskoczyć mu na plecy i zacząć łaskotać, co poskutkowało kolejnym bieganiem po domy, gdy w końcu się uwolnił i kolejnymi plamami.
Zaczęliśmy się śmiać jak opętani, siedząc na środku korytarza, nie przejmując się tym, że obok nas jest bałagan jakich mało. Jednak po paru minutach, postanowiliśmy zacząć działać, bo jeśli Alix przyjdzie to nas zajebie. Jednak nasze sprzątanie polegało na tym, że przyprowadziliśmy niewolników z klubu, by za nas robili brudną robotę, a my dalej się wygłupialiśmy grając w UNO, by po paru rundach zacząć utrudniać im pracę, a następnie torturować, by pogonić ich w pracy, nie przejmując się ich skowytami, jękami czy błaganiami. Jeśli zrobili znowu coś źle, lub coś zostało przez nich znowu ubrudzone, ciężki był ich los.
Spojrzałam na Williego, uśmiechając się psotnie po czym widząc, jak zaczynają kończyć, postanowiliśmy ponownie się zabawić i dołożyć im jeszcze więcej pracy, wymęczając ich do granic możliwości. I może nasza zabawa by trwała jeszcze dłużej, gdyby nie pewien zjebany sąsiad, który postanowił domagać, się by było cicho. Zaczęłam warczeć, gdy Willy obiecał poprawę, po czym zamkną drzwi patrząc na mnie przez chwilę, by udać się na górę po coś. Gdy wrócił, wręczył mi woreczek czekoladowych bomb, a ja zadowolona, wiedząc co miał na myśli Wonka, wyszłam z domu, kierując się do domów sąsiadów.
Akurat był to duży dom, gdzie mieszkali sami sąsiedzi, których nie lubiliśmy z Willym i Alix. Strasznie działali nam na nerwy.
Mrużąc oczy, zaczęłam celować w otwarte okna, powodując tym samym wybuchy, które niszczyły pół mieszkania, zabijając każdego na swojej drodze. Widziałam jak ludzie wybiegają z tego domu, starając się uratować przed śmiercią, ale ja jedynie stanęłam im na drodze ucieczki, z przeraźliwym uśmiechem, zwiastującym jedynie śmierć. Gdy połowa już sąsiadów była wybita, uśmiechnęłam się niewinnie, patrząc w oczy mężczyzny, który śmiał przyjść i nas uciszać.
Zaczęłam podchodzić do niego, a z każdym moim krokiem na przód, ten cofał się do tyłu, aż nie napotkał za sobą ściany, która odcięła mu jakąkolwiek drogę, by zwiać przede mną.
- Teraz zobaczymy, kto kogo prędzej uciszy – powiedziałam z bananem na twarzy, wyciągając parę kuleczek, akurat na tyle małych by wsypać je do gęby tego starucha. Ah Willy, jak ty mnie dobrze znasz, Alix pewnie sama znajdzie mnóstwo zastosowania do takich broni, w końcu kto inny ma tak zajebiste bronie? Nikt! Pomyślałam, zmuszając go by otworzył pysk, po czym wsypałam kuleczki do ust staruszka, sprawiając by ten je połknął. Odsunęłam się na bezpieczną odległość i patrzyłam z zapartym tchem, jak całe ciało sąsiada eksplodowało na tysiące maleńkich cząsteczek. Willy. Nie wiem jak to zrobisz, ale zamawiam sobie nowe udoskonalenia do tego, uśmiechnęłam się jak głupia wracając do domu, przy okazji dostając wiadomość od Alix.
A. To ty tak wybuchasz, czy Willy?
W. Ja. Zajebałam naszych sąsiadów, wkurwili mnie, a bimbrowni jedynie podpaliłam, a że sama wybuchła to nie moja wina.
A. Pffff, ta jasne.
W. Yup. Nie kłamie 😝
A. Skoro tak, słuchaj ja spadam, ten typcio co się z nim zabawiam, znowu spierdala. Narka
W. Nara.
Włożyłam ponownie telefon do kieszeni i, gdy tylko dotknęłam kłami, na moją głowę ZNOWU spadł deszcz z czekolady. Spojrzałam w górę, gdzie wychylony z okna, stał Willy z wielkim bananem na twarzy. Tak chcesz się spotkać bawić? To runda druga!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top