W. Lekcje Cz. 2
Gdy obudziłam się rano, polazłam na strych, by znieść inne rzeczy, do sekretnej pracowni Willa, po czym zaczęłam układać, by po pewnym czasie, zrobić zdjęcie z zadowolonym uśmiechem, a następnie skierować się w stronę łazienki. Spojrzałam na zegarek, przeliczając, ile już brunet siedzi w tej wannie, co wyniosło swoją drogą 26 godzin. Widząc, że cukiernik jeszcze śpi, podeszłam do niego po cichu, po czym nachyliłam się nad jego uchem, z głośnym; „wstawaj śpiochu, bo cię okradną!”, dzięki czemu zarobiłam zabawki widok, podskakującego bruneta, prawie jak w kreskówce.
- Wyłaź, bo już swoją lekcje przeszedłeś – powiedziałam ciszej, pokazując na prysznic, który również był w łazience – umyj się, a później przyjdź z powrotem do pokoju – wytłumaczyłam, po czym wyszłam z łazienki, by usiąść na łóżku bruneta, który wyszedł po paru minutach, już nie umazany w czekoladzie – skoro wytrzymałeś tyle w wannie, to teraz idziemy na tropienie nowej ofiary, bo mi się mielone kończy – powiedziałam z psotnym uśmiechem, który on odwzajemnił zaczynając skakać jak dziecko, po czym wyszłam się przyszykować, zostawiając bruneta, by również mógł to zrobić.
Po pół godzinie - co zeszło prze zemnie, bo nie mogłam znaleźć mojej ulubionej bluzki – ruszyliśmy do miasta, a w między czasie zaczęłam mu wszystko tłumaczyć, co i jak. Gdy już się zamknęłam, zaczęliśmy rozglądać się po ludziach, czasami komentując, czy mają dużo mięsa, czy lepiej ich nie ruszać, bo są chudzi jak patyk. Już zaczęłam warczeć, bo żaden nie był na tyle dobry, by użerać się z tropieniem, aż w końcu szczęśliwy Wonka spojrzał na mnie z świecącymi oczami, gdzie chyba nawet kurwa gwiazdki zobaczyłam, po czym ruszył zaczynając tropić swoją ofiarę, gdzie mnie rozpierała duma, jak dobrze I profesjonalnie prawie to robił.
Zaczęłam iść za nimi, myśląc o tym, jaką minę by miała Alix, gdyby zobaczyła jak świetnie sobie radzi Willy, na lekcji z tropienia. Co skłoniło mnie do rozmyślania, czy brunet przypadkiem, nie robił tego w swoim świecie, bo na pewno istnieje gdzieś świat, gdzie Willy Wonka i jego fabryka istnieją. Tym co nie przyznałam się siostrze, był fakt, że osobowość Williego, była wyciągnięta właśnie z jednego z takich światów, chociaż ja miałam mało pola do popisu z tym faktem.
Wróciłam do rzeczywistości, w momencie gdy potknęłam się o jebany kamień, co skutkowało tym, że rozciągnęłam się jak szczupak, na polnej drodze. Chwila moment, przecież przed chwilą byliśmy w mieście! Pomyślałam rozglądając się za Willym i jego ofiarą, którą właśnie przewrócił na ziemię. Szybko podniosłam się na nogi i popędziłam do zdobyczy brata, z wielkim uśmiechem.
- Udało Ci się! Brawo Willy! – cieszyłam się jak małe dziecko, tak samo jak on, co było słychać po jego wesołym chichocie i świecących oczach – to czas na kolejną lekcje! Rzucanie nożami! – objaśniła szczęśliwa, a następnie spojrzałam na leżącą kobietę, oceniając ile z niej mięsa wyciągnę – wiesz, będziemy musieli znaleźć jeszcze jadą taką osobę, a starczy mi mielonego na dwa miesiące – wyjaśniłam, a następnie rzuciłam ofierze Williego, krwiożercze spojrzenie, z psychopatycznym uśmiechem – możesz uciekać, jeśli zdążysz do tego krzaka – wskazałam na oddalony od nas wyschnięty badyl, co prawdopodobnie było kiedyś krzakiem – to może przeżyjesz. A teraz jazda, no już, leć!
Gdy kobieta zaczęła uciekać, na tyle ile mogła, pokazałam Williemu spokojnie jak ma trzymać nóż i rzucać, gdzie mój strzał celnie wbił się w ramię kobiety, podałam mu zestaw noży i patrzyłam jak jeden po drugim zostaje rzucony w ofiarę. Może trzy z dziesięciu, nie trafiły do celu, ale skutecznie reszta ładnie wystawała z ciała rudowłosej kobiety, która prawie zdołała dobiec do wyznaczonego miejsca, a teraz leżała na ziemi, wykrwawiając się na śmierć. Podeszliśmy do niej, a ja parsknęłam śmiechem, przez rozpierającą mnie ekscytacje.
- Świętnie ci poszło! – pochwaliłam, robiąc zdjęcie ofiary brata, a następnie spojrzałam na bruneta – może trzy ci nie trafiły, ale i tak nieźle! Teraz jedynie co to zabrać ją do domu, a później jak przyniesiemy kolejną ofiarę, to spokojnie możemy przejść do ostatniej lekcji!
- Yay! Jak ja lubię te polowania! Możemy jutro też pójść? Albo pójdę sam, albo z Alix – zaczął podskakiwać podekscytowany, zaczynając ciągnąc za nogę, kobietę, a ja przewróciłam oczami na jego zachowanie. Wzięłam drugą nogę i pomogłam mu ją ciągnąć w stronę domu, ciesząc się, że wszystkie polne drogi przebiegają, koło nas.
- Jeśli Alix się zgodzi, to nie ma problemu, sam może po jakimś czasie, ale planowałam dla ciebie coś innego na jutro – wytłumaczyłam, a następnie otworzyłam furtkę do ogrodu, gdy do niego dotarliśmy, szybko dotarliśmy do klubu, gdzie umieściliśmy trupa w odpowiednim pokoju, a następnie ponownie wyszliśmy na miasto, gdzie szukaliśmy kolejnej ofiary.
- A co na jutro zaplanowałaś? – zapytał z dziecięcą ciekawością, patrząc na mnie z błyszczącymi fioletowymi oczami – to pewnie będzie coś super, co? Na pewno mi się spodoba, niespodzianki zawsze są fajne, jeśli to niespodzianka, to nie mogę się doczekać jutra – mówił, a ja jedynie pokręciłam głową na jego zachowanie.
- Niespodzianka, to niespodzianka, więc dowiesz się jutro – wytłumaczyłam, zauważając kolejną ofiarę, tym razem mężczyznę, który był jeszcze grubszy niż ta babka, co zamordował ją Willy. Spojrzałam na niego z uśmiechem, dając mu wolną rękę, ponownie podążając za nim, by sobie poobserwować.
Gdy już było po wszystkim – i tym razem Willy, trafił perfekcyjnie wszystkimi, w cel – siedzieliśmy w klubie, a ja mu spokojnie pokazywałam, jak ma patroszyć swoją ofiarę, puszczając mu film Sweeney Todd, bo może coś z tego wyniesie? Wytłumaczyłam mu, że na chwilę wyjdę, a później powiedziałam, jak ma zmielić mięso. Gdy wyszłam, skierowałam się do jego ukrytego pokoju, by sprawdzić, czy wszystko jest na miejscu, a następnie wróciłam do kuchni robiąc na obiad nuggetsy, bo wiedziałam, że jak Alix znowu wróci to będzie głodna jak wilk. Minęły może dwie godziny, gdzie w między czasie zrobiłam jeszcze jakąś zupę na szybki, gdy do kuchni wrócił szczęśliwy Willy.
- Stworzymy Sweeney’a? – zapytał z niewinnym uśmiechem, a ja aktualnie pijąc, zaczęłam się dławić. Jeszcze mnie Alix zje, niż pozwoli mi stworzyć kogoś jeszcze, pomyślałam patrząc na Williego.
- Może innym razem, bo na razie to masz zjeść – powiedziałam podając mu talerz z jarzynówką, a następnie usiadłam pisząc smsa do Alix, że obiad gotowy, by zaraz sama zacząć zajadać.
- Można złożyć sprzeciw? – zapytał z dziecięcym głosikiem, mając nadzieję, że mu odpuszczę, ale jak widział jak zaczynam się wnerwiać, szybko porzucił ten pomysł i, mamrocząc coś o znęcającej się siostrze, która zmusza go do czegoś, czego nie chce, zaczął jeść zupę, by zaraz dostać szmatą po głowie – ała! Za co to?! – zapytał masując tył głowy.
- Za mamrotanie pod nosem podczas jedzenia – wytłumaczyłam z niewinnym uśmiechem, kładąc szmatę, wskazując na jego talerz, z cichym jedz, co raz zrobił już więcej się nie odzywając. Po obiedzie zabrałam (czyt. Zaciągnęłam) Williego do jego pokoju, by następnie posadzić go na krześle od biurka.
- Skoro tak świetnie poszły ci lekcje, to pomyślałam, że nie będę czekać do jutra z niespodzianką i pokaże ci ją dzisiaj – powiedziałam z wielkim bananem ma twarzy, po czym odwróciłam się na pięcie - obserwowana przez podekscytowanego bruneta - i otworzyłam ukryte drzwi – wchodź do środka, bo to na bank ci się spodoba.
- Woha! – wykrzyknął brunet, gdy wszedł do sekretnego pokoju, który dla niego zrobiłam -yay! Mogę robić czekoladę, mam nawet maszyny, składniki! Oh! Nawet figurkę Oompa-Loompa! – mówił ekscytując się jeszcze bardziej, oglądając wszystko co było w pomieszczeniu.
- Czyli się podoba – powiedziałam sama do siebie, zadowolona z z ucieszu brata. Ten jednak, prawdopodobnie nie słysząc moich słów, zaczął coś majstrować z składnikami, a ja parsknęłam śmiechem i wyszłam, zostawiając go sam na sam w jego mini królestwie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top