W. Lekcje Cz. 1

Obudziłam się rano, patrząc przez chwilę w sufit, zastanawiając się nad tym co dzisiaj zrobić. Wiedziałam, że Alix zaakceptowała Williego, a sam brunet zapoznał się jako tako z naszą robotą. Uśmiechnęłam się na wspomnienie, jak opowiadali nam o ich akcji, a duma wciąż rozpierała mnie na myśl, jak Willy sam z siebie zrobił to grafiti. Wstałam powoli z łóżka, mrużąc oczy, delektując się zapachem gorącej czekolady i czegoś jeszcze, co unosiło się w powietrzu.

Skierowałam się na dół do kuchni, by zastać cukiernika, nad patelnią, smażącego naleśniki. Na blacie stały już naszykowane talerze, a ja z zamiarem przestraszenia Wonki, całkowicie zapomniałam o jednej sprawie...

- Kurwa mać! Kiedy do cholery sprzątniemy tego trupa! – wykrzyknęłam, gdy któryś raz już, potknęłam się o to cholerstwo. I ciul. Całe straszenie Williego, poszło się jebać pomyślałam, gdy wspomniany mężczyzna odwrócił się patrząc się na mnie dziwnie – hejka! – pomachałam do niego z podłogi z wielkim uśmiechem, ignorując fakt, że leżałam w bardzo dziwnej i niewygodnej pozycji.

- Hejka! – odpowiedział z wielkim uśmiechem i, jakby nigdy nic wrócił do przerwanej pracy, tańcząc do nieistniejącej muzyki, gdzie ja w KOŃCU pozbierałam się z podłogi. Spojrzałam na trupa z zmrużonymi oczami, po czym usiadłam przy blacie zaczynając pić gorąca czekoladę, obserwując Williego – Alix sobie poszła na miasto, kazała nie dzwonić bo będzie zajęta – wyjaśnił, a później obrócił się gwałtownie na pięcie i oparł łokciami na blacie, patrząc na mnie z błyszczącymi oczami, a ja mogłabym sobie rękę uciąć, że obok niego latają gwiazdki – pobawimy się w coś dzisiaj? Albo porobimy? Albo coś stworzymy, albo pójdziemy kogoś zabić? Albo...

- Hola, hola, hola! – przerwałam jego potok pytań, zaczynając patrzeć na niego, jakby mu druga głowa wrosła. Czemu ja się czuje, jakbym była matką, której dziecko jest w chuj znudzone i musi wymyśleć coś, żeby się uspokoiło? Pomyślałam, a później strzeliłam sobie facepalm’a, na moją głupotę, bo przecież można to było przewidzieć – po pierwsze, mów wolniej, bo nawet jeśli ja umiem szybko gadać, to ty nawijasz jak katarynka, po drugie, naleśnik ci się jara – wskazałam na kopcącą się z tyłu patelnie, a Willy jak poparzony, chciał szybko dostać się do patelni, ale coś musiało mu się rozlać na podłogę i mogłam podziwiać cudowny taniec, o zachowanie równowagi, w wykonaniu Williego Wonki osobiście. Zaczęłam się śmiać jak opętana, chwytając się blatu, by nie spaść z krzesła.

- To nie jest śmieszne – naburmuszył się mój brat, gdy w końcu udało mu się wygrać o równowagę, a następnie obrażony rzucił we mnie spalonym naleśnikiem, jednak na czas zdołałam zanurkować – kurde, nie fair! – wykrzyknął, a ja wręcz czułam, jak ten zaczyna się fochać jeszcze bardziej, po prostu czułam.

- Ej! To było zachowanie, godne twojej siostry! – powiedziałam, gdy w końcu wynurzyłam się spod blatu, patrząc na obrażonego bruneta – pfff, jestem dumna – udałam, że ocieram łezkę wzruszenia, przy okazji imitując pociągnięcia nosem – to skoro naszą małą zabawę mamy za sobą, to wracamy do tematu – objaśniłam z uśmiechem – na czym, to ja byłam... A no tak! Po trzecie, może i byłeś już z Alix na jej misji, ale nadal potrzebujesz szkolenia, a ja wręcz chętnie ci pomogę – wyjaśniłam w końcu, zajadając swój naleśnik.

- To co będziemy na szkoleniu robić? Mam oskórować kogoś? Zabić kogoś? Torturować? Topić? Palić? Nadmuchiwać? – zaczął, a ja zaczęłam dławić się moim naleśnikiem, bo mówiłam tej cholerze, by trochę zwolnił - Bo wiesz ja już, kiedyś prawie utopiłem dzieciaka i prawie spaliłem dziewczynkę, a nawet jedną na pompowałem! – nawijał dalej, ciesząc się jak dziecko, gdy zaczął wymieniać co takiego robił w fabryce, co prawie mu się udało, a ja zaczęłam stukać palcami o blat – ale ty to wszystko wiesz przecież, bo oglądałaś film o mojej fabryce, ale jaka by była zabawa, gdyby moja fabryka by tu była! I moje Oompa-Loompasy! Tyle by było zabawy! A nawet moglibyśmy...

- Williamie Wonka-Black! – wykrzyknęłam, a gdy w końcu katarynka – i tak, takie będzie miał u mnie przezwisko – w końcu się uciszył, patrząc na mnie ciekawie, z wielkim uśmiechem i podpartym na jednej z rąk, przewróciłam oczami – pierwsze co zrobimy, to będzie twoja cierpliwość, więc nawet tak na mnie nie patrz, bo zdania nie zmienię – zagroziłam jednym palcem, patrząc na niego karcąco. Kurwa, właśnie awansowałam na matkę, zajekurwaiście. Pomyślałam, patrząc na niewinną minę, brata.

Zaczęłam ponownie jeść, gdy coś uderzyło mi do głowy. Spojrzałam na pusty talerz Williego, a następnie na siedzącego bruneta, który jak gdyby nigdy nic pisał sobie coś w notatniku, nie interesując się posiłkiem. Nie patrząc na nic, wbiłam mój widelec do notatnika, aż jakimś cudem przebiłam go na wylot i schowałam go do kieszeni – jeść – zarządziłam, nakładając trzy naleśniki na talerz brata.

- Nie chce, czemu ja musze jeść, przecież piłem gorącą czekoladę, ja naprawdę tego nie rozumiem, nawet Pani Star pilnowała, żebym jadł, ugh – zaczął krzyżując ręce na piersi, pokazując, że zaczyna strzelać focha. Znowu – w fabryce też, Charlie co chwilę zapraszał mnie na posiłek, czy to śniadanie, obiad czy kolacja, ale nie za bardzo mogłem odmówić, bo Pani Bucket jakimś cudem zdołała przekonać żeńską część Oompa-Loompasów, do swoich racji i zostałem zmuszony – wytłumaczył, patrząc na jedzenie na talerzu jakby mu coś zrobiło.

Spojrzałam raz na talerz, a raz na Williego i odsuwając talerz, pozwoliłam mojej głowie uderzyć w blat, za co zarobiłam zaskoczony skrzek od bruneta. Gdy podniosłam minimalnie głowę, oparłam podbródek i spojrzałam na niego spode łba.

- To są tylko trzy naleśniki, które ZJESZ – zaczęłam, wracając do pozycji siedzącej – i będziesz jadł, więc nawet nie myśl, że jeśli nie ma tu Pani Bucket, to cię to ominie. Jeszcze zasłabniesz nam na polowaniu, czy misji i dupa, bo będzie się trzeba tobą zająć. Więc MASZ to zjeść, a ja idę teraz do pokoju – kończąc moją małą tyradę, wstałam od wysepki kuchennej i ruszyłam do góry, nie oglądając się za siebie.

No cóż, może powiedziałam, że idę do pokoju, ale nie powiedziałam do KTÓREGO. Wślizgując się do pokoju Williego, wlazłam do jego łazienki i zaczęłam czyścić wannę, a następnie wróciłam do mojego, niosąc wszystko co potrzebowałam. Zaczęłam rozpakowywać torbę, a następnie wsypywać wszystko do wanny, by na końcu nareszcie zalać wszystko mlekiem. Nie pytajcie, skąd wytrzasnęłam mleko w łazience, załóżmy, że wyczarowałam. Zaczynając wszystko mieszać, co zajęło mi dobre parę minut, spojrzałam na wannę pełną gorącej czekolady. Uśmiechnęłam się szeroko, a następnie z głośnym; „Willy, ruszaj dupę”, stałam cierpliwie w łazience, aż brunet w końcu mnie znalazł.

- Właź – powiedziałam, nie patrząc na pytające spojrzenie jakie mi rzucił. Wyszłam na chwilę, by dać mu prywatność, aż nie zawołał, że nareszcie jest w gorącej czekoladzie – tak więc, to twoja pierwsza lekcja. Cierpliwość – wytłumaczyłam, wracając do łazienki. Mój uśmiech się poszerzał, gdy widziałam jak zadowolony był Wonka, z tej kąpieli. No cóż, może Alix, też kiedyś taką zaserwuje? Pomyślałam, zadowolona, o ile mnie nie zabije po drodze, dodałam po pewnym czasie – Twoje zadanie jest naprawdę proste, siedzisz tu tak długo, aż ci nie powiem, bez telefonu, telewizji, książki lub czegokolwiek.

- A jak się z nudzę? – zapytał, a ja spojrzałam na niego, z miną typy „żartujesz, prawda?” – ja się szybko nudzę, dlatego pytam, żeby później nie było, że...

- Stop – powiedziałam szybko, zanim ten zdołał się rozpędzić – tak jak mówiłam, to jest lekcja na cierpliwość, więc ja teraz lecę na zakupy, a ty siedzisz w wannie, do póki nie każę Ci wyjść. Narazie! – wykrzyknęłam, wychodząc szybko z wanny, kierując się do przeciwległej ściany, gdzie otworzyłam ukryte drzwi, do nieużywanego pomieszczenia.

Ku mojemu szczęściu, już kiedyś odkryłam go i zaczęłam coś tu robić, mając wielkie planu, które w końcu poszły się walić. Nie musiałam za bardzo dużo tu robić, bo ściany były pomalowane, podłoga wymieniona, więc jedynie co to pozamiatać, wymienić żarówkę, a później wyposażyć. Zmrużyłam oczy szczęśliwa, bo wszystko co potrzebne, akurat miało dzisiaj przyjechać, więc szybko zrobiłam co musiałam i w tym momencie zadzwonił dzwonek. Zbiegłam na dół, by otworzyć drzwi, firmie z moim wyposażeniem.

- To jest niespodzianka, jasne? – zaczęłam, zamiast przywitania patrząc na stojącego mężczyznę – ten, któremu to robię siedzi w wannie, więc macie to zrobić najciszej jak tylko możecie, okay? – zapytałam, a facet zbyt zaskoczony, jedynie mi przytaknął i zabrali się do roboty, gdy pokazałam im gdzie mają wszystko zanosić.

Zanim wszystko wnieśli, skręcili i ustawili minął cały dzień, a Alix jedynie co, gdy wróciła to rzuciła mi rozdrażnione spojrzenie, mamrocząc coś o tym, że idzie spać i zabije każdego, kto ją obudzi. Wzruszyłam ramionami, nie za bardzo tym zaskoczona, skoro moje reakcje, gdy ktoś mnie nagle budzi, są takie same. No cóż... Siostry. Zamknęłam Williego w łazience, gdy zauważyłam, że zasnął w wannie, a sama poszłam spać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top